Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Historia’

Ostatnio zaproszono mnie do udziału w spotkaniu dotyczącym Warszawy i jej historii, ale… „Opowiem Wam o mojej Warszawie” to temat bardzo trudny, bo każda „moja Warszawa” to inny temat dla każdego z nas. Opowiadamy wtedy historię swoją na tle historii miasta i państwa. Zawsze jednak jest to nasza historia, która naszą pozostanie do końca.  Na moje spotkanie przyszło wiele osób, w tym kilka osób mi bliskich. Do tematu podeszłam starannie, segregując zdjęcia, jakie znalazłam we wszystkich albumach rodzinnych. Wybrałam tych zdjęć około 100 i na ich tle osnułam moją historię. Nie, proszę się nie martwić, nie będę nikogo zanudzać moimi opowieściami, ponieważ inaczej odbiera się opowieść na żywo, a inaczej napisaną, choćby i nie wiem jak najlepiej. Dlatego postaram się opisać kilka miejsc w Warszawie, które związane były z moim życiem, ale stanowią istotną część historii Warszawy.  Na początek opowiem o Woli i o ulicy Młynarskiej. Czy wiecie, że na początku XX wieku w okolicy Młynarskiej znajdowały się wiatraki i młyny? Stąd też wywodzi się nazwa ulicy. W 1903 uruchomiono remizę tramwajową „Wola”.  Ale wróćmy do wcześniejszych lat:

W latach 1845 i 1862 wybudowano w Warszawie pierwsze dworce kolejowe i uruchomiono najpierw Kolej Warszawsko – Wiedeńską, a następnie Warszawsko – Petersburską. Imperium Rosyjskie uzyskało kolejne połączenia z Europą Zachodnią. Biegnące przez Warszawę trasy rozdzielała Wisła. W roku 1859 rozpoczęto budowę stałego mostu łączącego oba brzegi miasta.  22 Listopada 1864 roku prace zakończono. Nowo wybudowaną przeprawę nazwano Mostem Aleksandrowskim, ale wśród warszawiaków przyjęło się mówić o moście Kierbedzia, zwanym tak od nazwiska konstruktora, Stefana Kierbedzia. Aby ułatwić pasażerom komunikację pomiędzy Dworcem Petersburskim i Warszawsko – Wiedeńskim, wybudowano pierwszą linię konnego tramwaju. Pojedynczy tor z mijankami miał długość 6.2 km i prowadził ulicą Targową, Aleksandrowską, Mostem Kierbedzia, Nowym Zjazdem, Krakowskim Przedmieściem, Królewską i Marszałkowską. Linię oddano do użytku 11 grudnia 1866 roku. Pierwsza linia elektryczna pojawiła się w mieście 42 lata później!  Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, magistrat Warszawy przejął zarządzanie tramwajami.

Zajezdnia przy ul. Młynarskiej

Na początku wieku, jeszcze dla potrzeb tramwajów konnych, przy ulicy Młynarskiej wybudowano remizę, którą w 1907 roku adaptowano dla potrzeb komunikacji elektrycznej. Po zachodniej stronie ulicy Młynarskiej powstała buda mieszcząca 56 wozów. Po przeciwnej stronie zbudowano Warsztaty Główne, które zajęły powierzchnię 3 tys. m2. We wrześniu 1939 roku bombardowania i ostrzał artyleryjski spowodowały zniszczenie osiemdziesięciu procent sieci, które po ustaniu walk naprawiono i tramwaje służyły Warszawie, także podczas okupacji. W dniu 1 sierpnia 1944 przeprowadzono mostami na Pragę dużą liczbę pociągów tramwajowych. Dzięki temu udało się uratować część taboru. Zajezdnia przy ulicy Młynarskiej bardzo szybko znalazła się w rękach powstańców. Pierwszego września wieczorem oddziały AK wraz z plutonem AL. porucznika „Stacha” Zbigniewa Pankowskiego, zajęły remizę tramwajową. Ulica Wolska już od 2 sierpnia była pod ostrzałem czołgów. Pomimo ostrzału żołnierze Parasola wraz z tramwajarzami przystąpili do budowy barykady. Wyprowadzono z zajezdni tramwaje wykolejono je i poprzewracano blokując całkowicie przejazd w kierunku wschód – zachód. Do budowy barykady użyto także szyn tramwajowych i płyt betonowych. Przed barykadą wybudowano rów przeciwczołgowy. Przez cały drugi dzień sierpnia, pomimo skomasowanych ataków wojska i czołgów, barykady nie udało się zdobyć. Następnego dnia Niemcy zaatakowali barykadę czołgami, przed którymi prowadzono ludność cywilną. Powstańcom udało się zaatakować czołgi butelkami z benzyną i korzystając z chwili popłochu odbić część zakładników.

Barykada przy Młynarskiej była raz w rękach Niemców, aby następnie przejść w ręce Powstańców. Kolejne odbicie barykady i znów wzmocniono barykadę tramwajami, a jednocześnie pogłębiono zasypany bombami rów przeciwczołgowy. Prace prowadzono nocą w świetle płonących domów przy ul. Wolskiej. Od czwartego sierpnia rano rozpoczęło się kolejne natarcie poprzedzone nalotem niemieckich samolotów. Przez cały dzień udało się utrzymać placówkę, a wieczorem w pobliskim młynie Michlera powstała słynna piosenka „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią jej chłopcy spod Parasola…”

Niemcy ściągnęli posiłki i ciężkie czołgi, które piątego rano zaatakowały polskie stanowiska wypierając obrońców. Teren zajezdni został utracony. Tego samego dnia na placu zgromadzono ludność wypędzoną z okolicznych budynków. Stracono ponad tysiąc osób, a zwłoki spalono na tyłach remizy. Dzień 6 sierpnia przeszedł do historii, jako krwawa sobota. Tego dnia na terenach zdobytych Niemcy rozpoczęli masowo mordować ludność cywilną. W ciągu kilku dni w bestialski sposób zgładzono prawie 40 000 mieszkańców Woli. Budynki zajezdni zostały zniszczone i spalone. Zniszczono także tabor. Powstańcy przez kilka dni bronili ostatnich placówek na Woli. W walkach tych zasłynęły oddziały Parasola i Zośki.

Zapytacie mnie, dlaczego ta właśnie Zajezdnia Tramwajowa jest dla mnie taka ważna? Ano, dlatego, że na jej terenie po wojnie znajdowało się Przedszkole dla dzieci pracowników MZK i ja do tego właśnie przedszkola chodziłam. Przechodziliśmy z mamą cały teren Zajezdni, który w owych latach nie był otoczony żadnym płotem, a miły pan z wartowni witał nas uśmiechem i serdecznym: „Dzień dobry miłym paniom”… hm… paniom! Zajezdnia Tramwajowa mieściła się (i do tej pory mieści się w tym samym miejscu) na skrzyżowaniu ulic Młynarskiej i Wolskiej, gdzie pod numerem 42 mieszkaliśmy z Rodzicami. Po naszym domu zostało tylko moje wspomnienie, ponieważ został on wyburzony, a w miejscu tym umieszczono wielki kamień z napisem: „W tym miejscu w dniu 6 sierpnia trwały walki Bataliony Parasol o Pałacyk Michlera”. Ulica Wolska była niezbyt szeroką ulicą, pośrodku ułożono tory tramwajowe, obie ulice i ta w stronę Kościoła Św. Wojciecha i ta w stronę Śródmieścia były bardzo wąskie, a pojazdy, które po nich jeździły też nie były za duże (auta transportowe i wozy konne), a wokół kwartału ulic obejmujących ulice Wolską, Młynarską, Leszno i Staszica znajdowała się pętla tramwajowa dla niektórych tras tramwajowych ( Jedynki i Dwójki). Naprzeciwko naszego domu przy ul. Wolskiej 42 stał dom „Fabryka Franaszka”. Zygmunt Broniarek opisuje w swoich wspomnieniach, że w okresie międzywojennym (1918-1939), w Zakładach Obić Papierowych „u Franaszka” pracował jego ojciec, Wacław Broniarek. „Obicia papierowe” to była nazwa branżowa tapet, bardzo modnych wówczas. A ojciec pana Zygmunta był drukarzem obiciowym. Innymi słowy drukował tylko tapety. Ale za to, jak bajecznie kolorowe! Wyszukując materiały do przywołanych wspomnień, znalazłam też wspomnienia naszego wieloletniego pierwszego Ambasadora przy Watykanie pana Jerzego Kuberskiego, którego znałam osobiście, gdyż był Prezesem klubu AZS AWF Warszawa, a następnie Prezesem ZG AZS oraz Ministrem Oświaty. Będąc Ambasadorem przy Watykanie otrzymał On z Warszawy polecenie udekorowania Wielkim Krzyżem Powstania ojca zakonu jezuitów Józefa Warszawskiego, urzędującego na stałe w Watykanie. Ceremonia odbyła się w Kurii Generalnej Watykanu. „Z opowiadań współpracowników ojca Józefa – mówił Kuberski Błaszczykowi – wynikało, że był on człowiekiem niezmiernie zasłużonym, kapelanem jednego z oddziałów powstańczych. Kiedy Powstanie upadło, Niemcy wyprowadzali powstańców grupami z Warszawy ulicą Wolską do Pruszkowa. Na wysokości dawnej Fabryki Franaszka dokonywali selekcji. SS-mani wybierali część z nich i rozstrzeliwali na podwórku Zakładów Franaszka, a zwłoki palono. Kiedy zatrzymano grupę, w której był ks. Warszawski, oficer SS rozpoczął selekcję. Ojciec Józef pełnym głosem, po niemiecku, odezwał się do niego: – Co ty robisz, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jak zrobisz to, co zamierzasz, to twoja matka do końca życia nie będzie mogła spać? Ty chcesz tych niewinnych ludzi rozstrzelać?! Wtedy SS-man zapytał: – Kto to mówi? Kim jesteś? Skąd tak dobrze znasz niemiecki? – Jestem kapłanem katolickim – odpowiedział ojciec Warszawski – Ja w twoim kraju przez pewną część mojego życia się wychowałem, gdyż mój ojciec był górnikiem w Westfalii. Ja tam chodziłem do szkoły, znam bardzo wielu Niemców, dobrych ludzi, a ty jesteś straszny. Ty nie jesteś człowiekiem. Wtedy SS-man wydał polecenie żołnierzom, by pozwolili wyselekcjonowanym ludziom wrócić do ich poprzedniej kolumny i odstąpił od ich rozstrzelania. W ten sposób, o. Warszawski uratował grupę ludzi ( ponad tysiąc osób)  przed rozstrzelaniem”.

Po wojnie Fabryka Franaszka –  to Fabryka Fotochemiczna ul. Wolska 43/45. W Fabryce produkowano materiały światłoczułe na podłożu giętkim między innymi taśmy filmowe, fotograficzne, błony rentgenowskie.  Obecnie Fabryka Franaszka to ALMAMER – Wyższa Szkoła Ekonomiczna przy ulicy Wolskiej 43 w Warszawie.

Życzę Wszystkim udanego tygodnia, dobrej pogody i do usłyszenia

Wasza Jadwiga

http://projekt.malibracia.org.pl/aktualnosci/opowiem-ci-o-mojej-warszawie-spotkanie-z-jadwiga-slawska-szalewicz/

http://projekt.malibracia.org.pl/galeria-zdjec/5624358031523777569

Bardzo często zwracamy się do przeszłości i zastanawiamy jak wyglądały mieszkania sto czy dwieście lat temu. Jjak wyglądał szlachecki dwór, jak wyglądało obejście na wsi czy w mieście? Dzisiaj chciałabym podzielić się znalezionymi wiadomościami na temat dworku szlacheckiego. Dworkiem w miastach polskich XVIII w. zwyczajowo nazywano dom drewniany należący do szlachcica. Dworki lokowane były głównie na przedmieściach, na ogół na sporych działkach. Posesje, na których były wznoszone, zabudowane były podobnie jak wiejskie zagrody – od frontu stał budynek mieszkalny, na jego tyłach wydzielone było podwórko, gdzie znajdowały się zabudowania gospodarcze, część tylną działki zajmował ogród. Dom mieścił mieszkanie dla właściciela, posiadał też część przeznaczoną do wynajęcia. Wśród budynków gospodarczych najczęstsze były stajnie i wozownie, nieraz dość rozbudowane. Posiadanie koni i powozów mogło bowiem stanowić źródło dochodu. Prawdopodobnie wielu szlachciców (np. posiadających dworki pod Warszawą) wynajmowało zaprzęgi lub pomieszczenia dla przedsiębiorstw komunikacyjnych, albo sami wykonywali usługi transportowe będąc furmanami. Zawód furmana był i popularny i intratny. Nie było przecież ani samochodów, ani ciężarówek, a towary, czy też różne rzeczy, trzeba było przewozić z jednego miejsca do drugiego. Stąd szczególnie w miejscowościach podwarszawskich mogliśmy spotkać wozownie z końmi. W niedalekiej przeszłości zarówno w Pyrach jak i w Wawrze czy Aninie takie wozownie były popularne. Bardzo często przy dworku funkcjonowały browary produkujące piwo. Różniły się od siebie wielkością i wyposażeniem. Na przykład były takie, które zajmowały tylko dwie izby, lecz i takie, w skład, których wchodziły: ozdownia (do suszenia słodu), młyn o konnym napędzie, spichlerz, suszarnia chmielu. Wyprodukowane piwo szlachta sprzedawała. W części gospodarczej dworków funkcjonowały również piekarnie, kurniki, kuźnie. Być może związana z nimi działalność (piekarnictwo, hodowla drobiu, kowalstwo) także stanowiła niemałe źródło utrzymania.

A ogrody? W przypadku większości ogrodów hodowano w nich drzewa i krzewy owocowe (m. in. jabłonie, grusze, wiśnie, orzechy włoskie, figi, brzoskwinie, porzeczki, agrest) oraz kwiaty, nie tylko na potrzeby właścicieli, ale też na sprzedaż, co stanowiło również o dodatkowych dochodach. Ogrody pełniły również funkcje ozdobne, rekreacyjne – „dla spaceru”, z altanami i kręgielniami. Jeżeli ogrody były przeznaczone wyłącznie dla celów rekreacyjnych świadczyło to o zamożności szlachty tam zamieszkującej. Najpiękniejsze parki i ogrody, jakie spotkałam to Łazienki Królewskie w Warszawie oraz Park w Wilanowie i Arkadia w Nieborowie pod Warszawą. Łazienki Królewskie w Warszawie to zespół pałacowo-parkowy w Warszawie z licznymi zabytkami klasycystycznymi, założony w XVIII wieku z inicjatywy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Całe założenie było zrealizowane przez architektów królewskich: Dominika Merliniego, Jana Chrystiana Kamsetzera oraz Jana Chrystiana Szucha.

Park Wilanowski to ogród wchodzący w skład zespołu pałacowo-parkowego w warszawskim Wilanowie, część podmiejskiej rezydencji króla Jana III Sobieskiego, który ową rezydencję zbudował dla ukochanej Marysieńki – Marii Kazimiery. Par zajmuje powierzchnię 45 ha wraz z jeziorem Wilanowskim i Kanałem Sobieskiego. Jest to część obszaru podległego Muzeum Pałacu w Wilanowie, obejmującego ogółem 89 ha.

Trzecim pięknym zespołem Pałacowo ogrodowym jest Pałac w Nieborowie wraz z Arkadią. Arkadia jest w stylu ogrodowym, który powstał w latach 70 tych wieku XVIII – styl angielski, który przeciwstawiał się stylowi barokowemu. Styl angielski propagował swobodne i nastrojowe kompozycje ogrodowe związanych z różnymi konstrukcjami architektonicznymi nawiązującymi do antyku, średniowiecza, życia wiejskiego i często do form egzotycznych. Styl ten przeobrażał się od form sentymentalnych do stylu ogrodu romantycznego. Dlaczego dzisiaj o tym napisałam? Za kilka dni wakacje. Będziemy podróżować po Polsce, często pokonując wiele set kilometrów. Część z Was przyjedzie do Warszawy. Warto poświecić dzień lub dwa na wizytę w jednym z przepięknych Parków Warszawy. Obecnie Warszawa jest miastem dynamicznie rozwijającym się. Sama czasami nie poznaję miejsc, w których zdawałoby się nie tak dawno byłam, a teraz jest inaczej. Natomiast parki, zespoły pałacowe są niezmiennie, od lat takie same, dlatego serdecznie zapraszam wszystkim do odwiedzenia tych wspaniałych miejsc. Być może jest to związane z sentymentem, jakim darzę Warszawę i jej okolice, ale dla mnie nie ma piękniejszych miejsc, w których mogłabym odpoczywać i kontemplować bogatą historię Polski.

Życzę Wszystkim super weekendu słońca, pogody ducha

i świetnego odpoczynku

Wasza Jadwiga

W czerwcu organizowane są w Wielkiej Brytanii wielkie uroczystości z okazji urodzin Królowej Elżbiety II. Królowa kończy lata w kwietniu, ale parady, marsze, pokazy organizowane są niezmiennie w czerwcu. W piątek 10 czerwca 90 lat skończył książę małżonek czyli książę Filip. Stąd tegoroczne sobotnie obchody były  poświęcone zarówno Królowej Elżbiecie II jak i Księciu Filipowi. Beata, moja przyjaciółka, przesłała mi list już dwa miesiące temu, który postanowiłam opublikować dopiero teraz. Mam nadzieję, że przeczytacie go z zainteresowaniem, bo ja byłam bardzo zaskoczona jego treścią. Beata wie jak bardzo interesuję się Królestwem, jak lubię Anglię, jak kocham angielskie ogrody. Ile razy tam byłam zawsze biegałyśmy nie tylko po Londynie, ale również jeździłyśmy po „country side”  oraz odwiedzałyśmy małe urokliwe miasteczka jak Bisley czy Cotswolds. Ponadto zawsze podczas moich wizyt odwiedzałyśmy Hampton Court. Dlatego Beata w swoich poszukiwaniach różnych ciekawych tematów, natrafiając na taki, przesyła do mnie, ku mojej uciesze. A ja dzielę się tymi wiadomościami z Wami. Ale szkoda słów oto list:

„…Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żyła sobie królowa. Dzielna to była kobieta, odziedziczyła kraj na pograniczu ruiny, ale już po kilku latach panowania sprawiła, że kraj stał się mlekiem i miodem płynący. Wrogów pokonywała bez litości, nad biednymi się pochylała i tworzyła dla nich korzystne prawa, swary religijne zażegnywała tolerancją, hojnością swoją wpływała na rozwój sztuki i literatury, finansowała odkrywcze podróże do najdalszych zakątków świata. Sprawiła, że jej kraj stał się władcą mórz i najpotężniejszym państwem Europy. Była to Elżbieta I Wielka, córka Henryka VIII i Anny Boleyn. Ta wspaniała, królowa  wsławiła się nie tylko walecznością i mądrością, ale również swoimi bajecznie rudymi włosami zamienionymi w późniejszych latach na równie płomienne peruki, stosowaniem nietypowego makijażu, nadającemu jej obliczu bladego wyrazu oraz  noszeniem przebogatych sukien z olbrzymimi kryzami.  No i właśnie z powodu tych rudych włosów i sukni wszystko się w historii poplątało!  Cofnijmy się do roku 1542. Urocze miasteczko Bisley położone w sielskim rejonie Cotswolds, na skraju doliny Frome jest miejscem, gdzie młoda księżniczka Elżbieta zostaje wysłana na wychowanie. Z dala od szalejących plag londyńskich. Otrzymuje tutaj dobre wykształcenie, pomimo, że jej ojciec nie pała do niej wielką miłością (no cóż, pewnie patrząc jej w oczy widzi oczy matki, którą skazał na śmierć). Księżniczka wychowuje się w gronie osób darzących ją większą miłością niż jej własna rodzina. Niestety, pewnego pięknego dnia Henryk VIII zażądał jej przyjazdu do Londynu. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności spowodował, że księżniczka nagle zapadła na zdrowiu i niespodziewanie zmarła. Blady strach padł na opiekunów na dworze Overcourt. Powiadomienie o śmierci córki porywczego władcy oznaczałoby pewną śmierć albo długie lata w Tower.  Desperacja i strach rodzi w ludziach najdziwniejsze pomysły – w tym wypadku, opiekunki postanowiły podmienić księżniczkę na inną rudą dziewczynkę, wiedząc, że król ostatni raz widział córkę jako 3 letnie dziecko.  Są pewni, że kaprys króla będzie trwał kilka dni, po czym księżniczka wróci do Bisley i w korzystniejszym czasie doniosą o śmierci Elżbiety.  Plan niestety ciężko jest zrealizować, bowiem nie mogą znaleźć żadnej rudej dziewczynki. Oczy ich padają na dziecięcego kompana i przyjaciela Elżbiety, syna księcia Richmond i Mary Howard, którego płomienna ruda czupryna nie jest przypadkiem – książę Richmond jest bowiem nieślubnym synem Henryka VIII. Nolens volens, chłopiec dostaje ścisłe instrukcje, ubrany zostaje w piękne suknie i w towarzystwie oddanej niani i zaufanych dworaków wysłany w podróż.  Los płata różne figle. Księżniczka, która nigdy nie miała zostać królową zasiadła na tronie w wieku lat 25. Mit? Może tak, może nie. Przez całe swoje życie, królowa nosi przebogate suknie z wysokimi kryzami, zakrywającymi szczelnie nie tylko dekolt, ale i szyję z jabłkiem Adama. Nakłada zawsze na twarz grubą warstwę białego podkładu, tworzącą dobrą maskę dla ukrycia zarostu. Bardzo młodo zaczyna łysieć i nosić ekstrawaganckie peruki.  Nigdy nie pozwalała na zbadanie się przez przypadkowych lekarzy, tylko przez własnego lekarza pozostającego z nią od samego początku. Wydaje kategoryczny zakaz badania jej po śmierci, tudzież ekshumacji. Kategorycznie odmawia poślubienia kogokolwiek, co jest totalnie nielogiczne ze strony władcy, gdyż koligacje z możnymi tego świata umacniają państwo. Nie dąży do posiadania następcy tronu, pomimo, że oznacza to koniec jej dynastii. Przez cały czas swojego panowania nie otacza się damami dworu, ale żeglarzami, podróżnikami i piratami. Posiada wielu silnych doradców, którzy nigdy jednak nad nią nie dominują, uwielbia męskie sporty, szczególnie polowania. Strzeże swojej prywatności i nigdy nie rozbiera się w otoczeniu dworek, jak to bywało w zwyczaju, maskując to swoją dziewiczą nieśmiałością. Dodajmy do tego potwierdzany przez wiele źródeł, niski, męski głos. Może jej słynne przemówienie w Tilbury przed rozgromieniem hiszpańskiej Armady: „Wiem że mam ciało słabej i wątłej kobiety lecz mam męskie serce i żołądek” należało by zinterpretować jako: „Wiem że mam suknię słabej i wątłej kobiety lecz jestem mężczyzną”. No i końcowe pytanie, dlaczego od stuleci, w Bisley panuje nietypowa tradycja obchodzenia majowego święta poprzez przebierania chłopców w szaty dziewczynek? Na koniec załączam fotografię twarzy królowej, ale w szatach współczesnego mężczyzny. Kobieta, czy mężczyzna?…”

No i proszę, odpowiedzcie na to pytanie sami…

pozdrawiam wszystkich

Beata

i Wasza Jadwiga

Ps.

oto email jaki dzisiaj otrzymałam od Beaty:

Jadziu,
 
dzisiaj mam dwa interview z BBC Radio o mojej nowej książce o Wyspach Normandzkich.Pierwsze interview z BBC Guernsey za mną. Link poniżej.  Jak chcesz posłuchać to przesuń różową kreseczkę pod przyciskiem start/stop do położenia 2.13.20 bo wtedy zaczyna się ten kawałek ze mną. Trwa do 2.18.30.    B. 

http://www.bbc.co.uk/iplayer/episode/p00h70t1/Jim_Cathcart_14_06_2011/

Wpis z dnia 7.04.2010  o Wyspach Normandzkich jako zapowiedź książki możecie zobaczyć i przeczytać.

 Beato, wyszło super, jestesmy z Ciebie dumni, wszyscy ! Nie łatwo jest robić karierę w Anglii, szczególnie gdy dotyczy to kobiety w zawodzie fotografa i autora tekstu, a także wydawania książek o Wyspach Brytyjskich widzianych romantycznymiTwoimi  oczami, wyrazy najwyższego uznania, serdeczne gratulacje, i pozdrowienia

Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.