Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Historia’

Beata cz. 2

Zawsze uważałam, że w życiu wszystko dzieje się po coś. Tak samo było z Beatą, pomagała nam w organizacji zawodów badmintonowych, tłumaczyła, spędzała wiele czasu towarzysząc naszym VIP-om podczas organizowanych wycieczek po Starym Mieście, uczestnicząc w koncertach organizowanych przez nas w Pałacyku przy ul. Okólnik, gdzie mieści się Instytut Fryderyka Chopina, oprowadzając ich po Żelazowej Woli, Arkadii i Nieborowie. Kolorowa, życzliwa, uśmiechnięta, entuzjastycznie przekazująca gościom piękno Polski i jej ciekawą, choć trudną historię.

W Polsce Beata uczyła się w liceum Tadeusza Czackiego, potem ukończyła botaniczne studia magisterskie w Warszawie a następnie studia magisterskie w Anglii.   Język angielski, który darzyła wielką sympatią, studiowała od wczesnych lat i świetnie wykorzystała tą znajomość w późniejszych latach pracując jako tłumacz.  Od dzieciństwa zawsze towarzyszył jej aparat, zapisywała w ten sposób fascynujące ją wydmy nad Bałtykiem, piękne sosny i brzozy, górskie potoki i kolorowe maki na polach. Dla siebie, na pamiątkę, bez żadnego celu. W skomplikowane arkana techniczne wprowadził ją tata i brat a wizja artystyczna, ot po prostu była.

 Pisałam już o tym, ale tutaj należy przypomnieć, że naszym sponsorem była Firma Rank Xerox. Jej dyrektor Zygmunt Lucek docenił Beaty wykształcenie i zaproponował jej pracę tłumacza. Wiele lat Beata pracowała dla Rank Xerox’a nie tylko w Polsce, ale również w Anglii. Była znakomitym tłumaczem wszystkich technicznych podręczników jakie były załączane do maszyn produkowanych przez Firmę i dostarczanych na rynek Polski. Z opowiadań wiem, że technicy, którzy pracowali w Firmie mieli wielkie kłopoty z poprzednio tłumaczonymi już opisami i instrukcjami obsługi maszyn, dopóty, dopóki Beata nie usiadła i nie zrobiła swojego pierwszego tłumaczenia. „Po raz pierwszy rozumiemy co czytamy” powiedział jej główny inżynier, co było dla niej wielką satysfakcją.

Częste wizyty w Anglii uświadomiły Beacie jak bardzo piękna jest Anglia, a na piękno krajobrazu jej artystyczne oko zawsze było wyczulone. Do tego doszedł jeszcze jeden aspekt zupełnie prywatny. W życiu Beaty pojawił się pewien niebieskooki gentleman, który skradł jej serce. I tak „nasza Beata” nie wróciła do Polski, bo Niebieskooki Pan poprosił ją o rękę.  Ślub Beaty był wydarzeniem towarzyskim dla grona przyjaciół oraz rodziny. Jako że Beata jest rudowłosą pięknością, (którą ślubny nazywa „truskawkową blondynką”) suknia była w jej ulubionym kolorze zielono turkusowym!

Po ślubie dalej pracowała jako tłumacz, ale jej fotograficzna pasja przez wiele lat odkładana na bok coraz bardziej wysuwała się na plan pierwszy. Niezawodny  Niebieskooki  podarował Beacie najnowszą Minoltę 9  i wspierał wszelkie jej fotograficzne plany, marzenia i niezbędne wyjazdy na fotograficzne plenery.  Powoli jej zdjęcia zaczęto publikować w kalendarzach a następnie w pismach fotograficznych i podróżniczych z towarzyszącym im tekstem. Największe osiągnięcie zostało zrealizowane w roku 2006 kiedy to wydawnictwo Frances Lincoln Ltd  zaangażowało ją do zrobienia  pierwszej książki   „Cracow, City of Treasures” (Kraków, miasto skarbów). Książkę tę otrzymałam od Beaty podczas jednej z Jej wizyt w Polsce, w Warszawie. Jak miło było przeczytać dedykację, którą dla nas napisała: „Dla Jadwigi i Andrzeja, na pamiątkę wspólnie spędzonych chwil i dla ukazania, że nigdy nie jest za późno na spełnienie marzeń”.

Każda z książek napisanych przez Beatę Moore jest zadedykowana szczególnym osobom w Jej życiu i tak „City of Treasures” posiada piękną dedykację:

„Dla Johna, którego doping w dążeniu do celu pozwolił na zrealizowanie marzeń, Dla Konrada za wiarę we mnie, dla Rodziców i Brata za ich znaczący wkład w moje życie”.

Następna jej książka „A year in the life of the New Forest” (Rok w życiu New Forest) ukazała się w roku 2007 i ukazuje niezwykłe piękno tego parku narodowego, wbrew nazwie wcale nie takiego nowego, bo tamtejsze lasy mają prawie 900 lat!

W roku 2009 ukazują się dwie kolejne książki Beaty: „ Blooms”  (Kwiaty) oraz „A year in the Cotswolds” (Rok w Cotswolds),  moja ulubiona, która dedykowana jest Jej mężowi Johnowi, najwspanialszemu przewodnikowi po Cotswolds oraz  przyjaciołom Frankowi i Annie za inspirującą wycieczkę do Cotswolds.

W przedmowie do książki „Blooms” (Kwiaty) czytamy: Beata jest profesjonalnym fotografem i wykwalifikowanym botanikiem, dlatego też kwiaty zajmują w jej sercu szczególne miejsce. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, aby nie powiedzieć banalna: „ Chcę zatrzymać w obiektywie ich unikalne piękno, jako spłatę długu naturze, która je wytworzyła” .

Z książką „A year in the Cotswolds” (Rok w Cotswolds) związana jest pewna zabawna historia, otóż po ukazaniu się książki w Anglii jeden z recenzentów napisał ni mniej ni więcej tylko takie zdanie: Książka jest wydana bardzo starannie i przedstawia znakomite fotografie oraz tekst, ale uważam, że Cotwolds nie jest aż tak piękne jak pokazano w albumie Beaty Moore! No cóż, to chyba jest najpiękniejszy komplement dla fotografika!

Kolejny rok przyniósł kolejny album, tym razem jest on poświęcony Londynowi a tytuł brzmi „ The Square Mile – Photographic Portrait of the City” (Mila kwadratowa – fotograficzny portret City) (przyp. City jest sercem finansowym i najstarszą częścią Londynu i zajmuje dokładnie jedną milę kwadratową) zaś dedykacja tylko i wyłącznie dla ukochanego syna Konrada, który skończył w międzyczasie studia i rozpoczął pracę w City.

W roku 2011 ukazał się Album „The Channel Islands” (Wyspy normandzkie).  Tym razem książka jest dedykowana Grzegorzowi, bratu Beaty, z którym spędziła wiele szczęśliwych chwil nad morzem.  I faktycznie, wyspy te otoczone morzem mają wspaniałe plaże, intrygujące skały odsłaniane przez kolosalne odpływy jak również  mnóstwo ciekawych historycznych budowli.

Książka „Portrait of Wimbledon”  wydana została w zeszłym roku przez wydawnictwo Halsgrove Ltd i ukazuje historię i niezwykłą elegancję tego podlondyńskiego miasta, jak również jego powiązania z tenisem.

Z wymiany korespondencji z Beata wiem, że dnia 25.04.2013  została złożona w Wydawnictwie kolejna książka, album „Surrey Hills” (Wzgórza hrabstwa Surrey). Tak oto pokrótce wygląda historia pewnej rudowłosej Beaty, która rozpoczynała swoją karierę  od tłumaczeń na mistrzostwach  badmintona, aby później ciężką pracą, talentem artystycznym i pięknym językiem angielskim zachwycić Albion. Na koniec  zamieszczam jedno zdanie mojej nauczycielki języka angielskiego, Joanny Kołackiej, która czyta blog Beaty i czasami również komentuje mój blog:”  

„…masz wielki talent spostrzegania świata i interpretowania go w artystyczny sposób. Z niezwykłą wrażliwością opisujesz piękno i urok niezwykłych obiektów i dodajesz koloru zwykłym. Po przeczytaniu kolejnych wpisów, zawsze czuje się wspaniale podbudowana”.  

Nie mogę dodać nic więcej gdyż Joanna wyraziła dokładnie  wszystko to, co mogłabym sama napisać. Przedstawiając dzisiaj Beatę Moore chciałam pokazać wszystkim moim czytelnikom, że nie zawsze wyjazdy muszą kojarzyć się z negatywną emigracją i ciężką fizyczną pracą przy zmywaku. Jest wiele osób, do których również należy „Nasza Beata”, które talentem, pracą i wiarą we własne możliwości przeniosły góry. Wiem też, że do tego potrzeba nadzwyczajnych zdolności, pracowitości i ogromnej motywacji oraz kogoś bliskiego, kto będzie w nas wierzył i będzie wspierał, tak jak Niebieskooki Beatę.

link do beaty bloga www.beatamoore.co.uk,   oraz Facebook https://www.facebook.com/BeataMoorePhotography

 English version:

I always believed that things happen for a reason. Beata was working with us for a few years in the capacity of a translator and a guide. She accompanied all VIPs during our organised walks to Old Town, concerts in Chopin Institute, trips to Żelazowa Wola, Arkadia and Nieborów.  Colourful, friendly, smiling, with great enthusiasm she was showing our guests the beauty of Poland and telling them about our interesting, though difficult history.

In Poland, Beata attended Tadeusz Czacki grammar school in Warsaw an obtained botanical master degree; later on, another master degree in England. She studied English since early days and in her professional life she utilised the knowledge of this language well, working as a translator. Since early childhood she was always taking photographs; fascinating Baltic Sea dunes, lovely pine and birch trees, mountain streams or poppies in the fields.  All that just for herself, to record surrounding beauty.  All technical complexities of photographing she has learnt from her father and brother and from the top British landscape photographers.

 As I have mentioned before, our sponsor was Rank Xerox and the company’s  managing director, Zygmunt Lucek appreciated her education and employed her  as a translator. She worked for the company on many translation projects in Poland and in England. Her translations of technical manuals were appreciated by the engineers, who, as they said, for the very first time could at last understand what they were reading (note that the manuals were translated before, but obviously not that well) -that was a great compliment for Beata.

Frequent trip to UK made Beata fall in love with this country but she also met and English blue- eye gentleman who stole her heart and asked her hand in marriage. The wedding was an impressive event and as a strawberry blonde, she wore a beautiful,long, emerald green dress!

Beata continued working as a translator but her passion for photography re-ignited. A very reliable and caring husband bought her the latest Minolta 9 and supported all her dreams, plans and photographic trips. Her pictures started to appear in calendars and in photographic and travel magazines. Her biggest achievement was when in 2006 she was commissioned to do her first book „Cracow, city of treasures”. I was given this book by Beata and she signed it for me with the following words: for Jadwiga and Andrzej in memory of the time spent together and to show that it is never too late to fulfil ones dreams”

All her books have lovely dedications, „Cracow, City of Treasures” :  “to my husband John – for encouraging me to pursue my dreams, to my son Konrad for believing in me and my parents and brother for making it all  possible”.

Her next book „A year in the life of the New Forest” was published in 2007 and shows the beauty of that wonderful national park, with the forest not that new, as it is some 900 years old!

In 2009 two books were published  „ Blooms” and „A year in the Cotswolds” (my favourite),  this one dedicated also to her husband John who has been such a brilliant guide and companion and to her friends Frank and Anna for the very first inspirational trip to the Cotswolds.

In the introduction of „Blooms” we read: Beata Moore is a professional photographer, writer and a qualified botanist with a postgraduate degree in the subject, therefore flowers have a very special place in her heart. Why does she want to capture the beauty of the plants? For her, photography is a way of paying homage to nature’s most gracious creations and by acknowledging their aesthetic value, of contributing something to the preservation of the planet.

A very funny story is connected with a book „A year in the Cotswolds”, one of the critics wrote a review how perfect the book is and how wonderful the photographs are, but Cotswolds in reality is not really THAT beautiful! Well, it is perhaps the biggest compliment for a photographer!  

Another year brought yet another book, this time,  “The Square Mile – Photographic Portrait of the City” and the book is dedicated to her beloved son Konrad, who finished university and started to work in the City.

In the year 2011 „The Channel Islands” book was published. The book was dedicated to her brother Grzegorz, with whom she spent many happy days by the seaside. These islands are indeed wonderful with great beaches, intriguing rocks exposed at low tide and many historic buildings.  

Last year, Beata’s book „Portrait of Wimbledon” was published by Halsgrove Ltd publishers. It shows the history and beauty of this elegant town, so closely connected with tennis.  I also know that she has just finished working on yet another book „Surrey Hills”.  

This is the story of Beata, a red head who started as a translator and interpreter at Polish International Championship and through her hard work and artistic  talents conquered England. Here is what Joanna Kołacka, my English teacher, who reads Beata’s and my blog writes about her:  
“You have talent for noticing things and interpreting them in an artistic way. With great sensitivity you can both describe the beauty and charm of unusual objects and add colour to simple ones. After reading your entries, I always feel uplifted and wonderful. Thank you very much”. 

I think she said it all, I can’t add anything else. Through her story, I wanted to show you that not all who immigrate have to forget about their dreams and do some basic physical jobs. There are many people who made it, like “our Beata”, who through hard work, thanks to her talent and determination reached for the sky. I also know that talent and  hard work is one thing but one also needs a support of someone who believes in you, like Beata had a trust and support of her blue-eyed husband!  

You can see her work on her website: www.beatamoore.co.uk and on her facebook:  https://www.facebook.com/BeataMoorePhotography

 

 

 

 

 

 

 

 

Beata

W latach 1983-1992  Beata pracowała, jako hostessa opiekująca się anglojęzycznymi gośćmi, (znajomość angielskiego w latach osiemdziesiątych była raczej limitowana i niewiele osób władało tym językiem), stąd konieczność współpracy przede wszystkim z osobami, które umiejętność tę posiadały. I tak Beata pracowała z nami przy organizacji Międzynarodowych Mistrzostw Polski w Badmintonie, które w owych latach były organizowane w Warszawie w Hali „Mery” przy ul. Bohaterów Września. Korzystaliśmy też z hotelu przy ul. Wery Kostrzewy (obecnie ul. Bitwy Warszawskiej).

Beata mająca organizację we krwi pomagała przy przyjazdach i odjazdach zawodników, spędzając długie godziny na lotnisku Okęcie w Warszawie. A samoloty, jak to samoloty, w listopadzie mgły nad Warszawą duże, więc przylatywały różnie. Polski Związek Badmintona nie dysponował wielkimi środkami na organizację, więc pomagali nam wszyscy nasi przyjaciele, a także nasze rodziny! I tak Beata zaangażowała swojego brata Grzegorza, ja moją matkę, ojca, brata Zbyszka, bratową Jolkę, przyjaciół, Krzyśka i jego żonę Hankę, Jurka z LOK-u (jego udział BYŁ bardzo ważny, gdyż LOK dysponował  wtedy samochodem marki „Nysa” z nagłośnieniem, a właśnie nagłośnienia na hali „ Mera” brakowało). Andrzej zatrudniał swoich kolegów alpinistów, gdyż trzeba było wymienić żarówki (zepsute na nowe LH 256, cokolwiek to znaczy), a sufit hali był jedenaście metrów nad podłogą, więc robotę tę mogli wykonać tylko ludzie z uprawnieniami do pracy na wysokości.

Pamiętam doskonale Zdzisława Zakrzewskiego, który wspólnie z kolegami z TVP Redakcji Sportowej robił transmisje na żywo, które trwały po 5 lub 6 godzin- transmitowali całe finały zawodów, pobierając wielkie ilości energii elektrycznej. Hala Mera dla potrzeb telewizji wymagała oświetlenia około 2500 luksów. Transmisja trwała długo, przyłącze elektryczne (trafo) znajdowało się przed halą i nie zawsze wytrzymywało tak duży pobór energii elektrycznej. Z tego powodu pewien finał gry pojedynczej mężczyzn odbył się w Danii w Kopenhadze (1983), ponieważ obydwaj zawodnicy byli Duńczykami, a my nie mieliśmy szans na zreperowanie zepsutego trafo, a po ciemku raczej trudno grać, nie mówiąc o transmisji telewizyjnej.

I tak to trwało, a na swoim stanowisku była zawsze Beata, piękny rudzielec o zielonych oczach, z równie ujmującym uśmiechem i dołkiem w lewym policzku, wszyscy zawodnicy kochali ją za to, że przepięknie się rumieniła, gdy ktoś przychodził i prawił jej komplementy i dziękował za okazaną pomoc. Beata nosiła zawsze czerwony płaszcz, w którym wyglądała jak kolorowy ptak. Była widoczna, a to ważne dla zawodników i trenerów przy tak dużej imprezie. W owych latach przyjeżdżały do nas, bowiem ekipy z ponad 20-30 państw, w tym Azjaci reprezentujący Chiny, Koreę Południową, Indonezję, Malezję, i państwa europejskie w tym Anglię, Niemcy, Szwajcarię, Francja, Szwecję, Norwegię, Finlandię, ZSRR, Bułgarię, Ukrainę, Białoruś, Węgry, Czechosłowację, Szkocję, Irlandię, Danie, Holandie, Izrael, Austrie. Wszystko zależało od daty rozgrywania zawodów. Najwięcej państw startowało w latach, gdy nasz turniej rozgrywano, jako turniej kwalifikacji olimpijskich, które kończą się w dniu 30 kwietnia w latach igrzysk olimpijskich. Z żelazną konsekwencją ustalałam termin tak, aby nasze zawody były ostatnimi a w najgorszym razie przedostatnimi, czasami zawodnicy biorący udział w naszych zawodach jechali bezpośrednio do Austrii na ich międzynarodowe zawody. Wiedziałam, że taki termin zapewni nam start najlepszych zawodników na świecie i nasi zawodnicy, trenerzy z całej Polski będą mogli zobaczyć elitę światową na kortach w Warszawie lub Płocku. Bardzo często w ramach takich zawodów organizowaliśmy kursy trenerskie korzystając z faktu przyjazdu na zawody dużej ilości polskich trenerów klubowych. Kursy prowadzili trenerzy zagraniczni (lars Sologub, Gunther Huber, Anders Lindberg) a Beata była najlepszym naszym tłumaczem.

W tym miejscu muszę opowiedzieć historię pewnej imprezy, jaką organizowaliśmy w Płocku – pierwsze Międzynarodowe Mistrzostwa Polski Juniorów, rok chyba 1988. Jedną z ekip zagranicznych była reprezentacja Anglii, w składzie kilkunastu chłopców i dziewcząt w wieku do 19 lat. Przyjechali z opiekunem – trenerem o imieniu Jake Downey. Wszystko szło dobrze do momentu, gdy okazało się, że Jack nie ma ręcznik. Podszedł do Beaty na hali i mówi przy wszystkich polskich VIP-ach, że muszą pójść na miasto, kupić ręcznik i to jak najszybciej, bo za godzinę ma trening z zawodnikami na korcie głównym. Beata robi oczy jak spodki, przychodzi do mnie, relacjonuje sprawę i pyta: Jadwiga, co ja mam zrobić? Wszyscy Polacy, którzy usłyszeli prośbę Jacka, ryczą ze śmiechu!  Łzy płyną po policzkach, on chce iść do sklepu. A niby, do którego? Kupić ręcznik! Sami byśmy poszli i nabyli ten luksusowy towar, gdyby był dostępny. My ryczymy, a on stoi i nie rozumie, co takiego ŚMIESZNEGO  powiedział. Jest rok 1988, wszyscy wiedzą, co jest w sklepach. O ręcznikach nikt nawet nie marzy, bo jak są, to kolejka po nie jest trzy razy większa od ilości ręczników w sprzedaży. W hotelu w Soczewce ręczników nie ma. Angielscy zawodnicy, wiedząc jak może być w państwie za żelazną kurtyną, na wszelki wypadek ręczniki zabrali z domów.

Beata czeka a ja zwracam się do Beaty: uśmiechnij się i powiedz, że po zakończonym treningu Jack dostanie ręcznik, niech się nie martwi, dla nas to pestka.   Ha, ha, ha, ha…! Ale przecież Polak potrafi! Obok mnie stał Ryszard (Lachman) i pyta, o co chodzi? Referuję sprawę, a Rysiek spokojnie mówi: mam dwa ręczniki, to dam mu jeden, ten nowy!  Niech wie, że u nas organizacja wszystkiego to pestka, a ponadto mamy gest i serce, pieniędzy oczywiście nie bierzemy.

Następnego dnia mówię do Ryśka: – Ale miałeś nosa, żeby wziąć dwa ręczniki.
On na to: – Nie, miałem tylko jeden.
To pytam: To, czym się rano wytarłeś?
On: PRZEŚCIERADŁEM!!!!

Jakie było zdziwienie Jacka, gdy następnego dnia całą ekipą wybrali się na spacer po Płocku.  W żadnym sklepie nie było niczego, oprócz przysłowiowej musztardy i octu, nie mówiąc już o sklepach z napisem bielizna pościelowa, ręczniki. Jack do dzisiaj opowiada, jak to w mieście gdzie nie było nic w sklepach kupił – bez pieniędzy i przy pomocy Beaty – nowy, piękny ręcznik, który używa do dziś.

Ot, co! To była sprawność organizacyjna. Pochwały za nią zbierał ówczesny Prezes Związku – Andrzej Szalewicz.  Takie i inne historie przeżywaliśmy organizując zawody w latach osiemdziesiątych, było i śmiesznie  i strasznie, ale ratowało nas poczucie humoru, błyskawicznie przychodzące do głowy pomysły, które pomagały rozwiązywać sprawy zdawałoby się nierozwiązywalne.

Beata przez te lata współpracowała z nami była na każdych naszych zawodach a przecież w roku 1982 urodziła synka Konrada i nie łatwo jej było łączyć obowiązki mamy i dyrektora tłumaczy i hostess. Zresztą Jej brat Grzegorz Gajewski również pracował z nami, jako moja prawa ręka, człowiek do wszystkiego, do rozwiazywania najtrudniejszych spraw, które po drodze napotykaliśmy. Był moim „telefonem mobilnym”. Proszę pamiętać, że nasze zawody lat osiemdziesiątych organizowaliśmy bez telefonów komórkowych, bez stałych połączeń z najważniejszymi osobami zawodów. Grzegorz spełniał tę rolę i kontakty z kluczowymi osobami komitetu organizacyjnego załatwialiśmy” jego nogami”, bowiem biegał on od jednej do drugiej osoby przekazując informacje niezbędne przy organizacji tak wielkiej imprezy. Nie dziwota, że po takich zawodach Grzegorz padał i musiał odpoczywać kilka dni.

Dzisiaj Beata mieszka w Anglii, ale o Jej nadzwyczaj ciekawych losach, o tym jak z pięknej hostessy stała się „truskawkową blond lady” bardzo znanym fotografem o tym jak piękno Anglii maluje swoimi fotografiami o tym jak znakomicie opisuje Anglię,  w wielu książkach wydawanych w Londynie napiszę już w następnym odcinku.

Nasza Przyjaźń trwa do dziś, a od czasu do czasu, siedząc w pubie przy piwie, wspominamy czasy „wczesnego” badmintona w Polsce, zdarzenia, które miały miejsce, kłopoty i nerwy, jakie miałyśmy podczas rozwiązywania „międzynarodowych problemów”, które dzisiaj z perspektywy lat wyglądają jak małe orzeszki podane przez barmana do naszego ulubionego piwa.

Wasza Jadwiga

CDN.

English version :

In the years  1983-1992  Beata worked at the international tournaments as a hostess translating for English speaking guests (as you know, not many people spoke English in the 80s, hence the necessity to work with people like her). International Polish Badminton Championship were organised in “Mera” sport hall at Bohaterów Września street. We also used nearby Vera hotel at Wery Kostrzewy street(now Bitwy Warszawskiej street).

Beata was very well organised and looked after arrivals and departures of the teams, so a large part of her day was spent at the airport Okęcie. Polish Badminton Association did not have a lot of spare cash, so many family members and friends helped as best as they could with many organisational issues.   Beata worked with her brother Grzegorz, I have worked with my brother Zbyszek, my mother, sister in law Jola, friends Krzysiek and his wife Hanka, Jurek from LOK organisation (he was very important to us as he had a car with speakers that could be used for Mera sound system),  Andrzej organised some of his mountaineers friends who could change bulbs (the ceiling was some 11 metres high so only trained people were authorised to do it).

I remember well Zdzisław Zakrzewski, a sport TV presenter who worked during live transmissions from Mera Spart Hall; they needed some 2500 lux units for proper hall lighting for the  duration of 5-6 hours of games, so as you can imagine a lot of bulbs were needed and a lot of energy as well! During the men’s finals, the power supply for the sport hall collapsed and as playing in the darkness was not an option,  the game had to be finalised in Copenhagen in Denmark – luckily, both players were Danish!

Beata, red head with green eyes and lovely smile was always there, happy to help and blushing when someone praised or complimented her. She wore a red coat in which she looked like a colourful bird; it was useful, as whoever needed her, could find her easily; there were countless teams from 20-30 countries, from China, Korea, Indonesia, Malaysia, Norway, England, Germany, Switzerland, Ukraine, Russia, Ireland, Hungary, France, Denmark and many more.  The most countries took part when our tournament was included in qualifying tournaments for Olympics (which always were finishing on the 30th of April) so I tried to organise Polish Tournament as the last or the last but one tournament as it would mean that most of the best players would be here. Often at the same time we were organising coach training run by experienced foreign trainers ( Lars Sologub, Anders Lindberg, Gunther Huber ) and Beata was the best interpreter.

I must tell you a very funny story from one of the tournaments organised in Płock, the very first Junior International Polish Tournament in 1988.  As Soczewka Hotel was more like a hostel then hotel, all players were told to bring their own towels. The coach of the English team, Jake Downey didn’t bring the towel with him and informed Beata that he wants to go to the town to buy one. Calmly, Beata translated his wish to me and all Poles hearing it start to laugh uncontrollable!   You know how it is when you can’t stop  laughing – we are just giggling and crying as it was so hilarious to us! To go to the shop and buy a towel!!! We would like to do it as well!!! You have to remember that it is 1988 and there was nothing in the shops. Literary nothing.  Luckily for all of us, Ryszard Lachman was there and kindly offered a towel to Jack. Talking to Ryszard I said, how fantastic that you had two towels, to which he replied, no I didn’t, I only had one.  How come I asked, so how did you dry yourself? With the bed sheet!

A walk in the town the next day showed Jack that buying a towel was not such an easy task, however if he wished, he could have bought the famous vinegar and mustard! Still, with a bit of imagination on Ryszard’s side and good will, Jack was dry and happy.

The president of the Polish Badminton Association, Andrzej Szalewicz was always praised for good organisational skills – these were difficult times; 80s were full of problems that were solved with quick thinking and good sense of humour but also full of good moments!

Beata cooperated with us for many years and combined very her work of managing many hostesses, interpreting and also looking after her small son, Konrad. Her brother Grzegorz was my assistant who could solve the most complex problems. He was everywhere, organising things, connecting people and sharing the most important information with VIP and teams; don’t forget, these were the times that mobile phones did not exists, so after the tournaments we were all exhausted! 

Today Beata lives in England, but about her life there, about how she became a „strawberry blonde lady” and a well known photographer and writer, about her passion to record the beauty of this beautiful country, I will write in my next blog.

Our friendship lasts to this day and sometimes when we meet in the pub we talk about old times, about the problems and joys we experienced and how insignificant some of the problems are now, from the perspective of time!

Jadwiga

translation Beata Gajewska Moore

 

 

Horst Kullnigg,prezydent Austriackiego Związku Badmintona, późniejszy dyrektor finansowy Europejskiej Unii Badmintona, nasz wielki przyjaciel, który wiele razy ratował mnie z opresji, gdy brakowało nam drobiazgów a on przesyłał je poprzez swoich zawodników, do którego mogłam wysłać telex – telex to było urządzenie techniczne, przez które kontaktowaliśmy się ze światem. Łącze sztywne, wydzwanialiśmy do centrali połączeń międzynarodowych, łączono nas z wybranym numerem w świecie i nadawaliśmy to, co zostało za perforowane (zakodowane na taśmie). Specjalistką pracującą na tej maszynie była Regina Jarnutowska, obsługiwała wszystkie związki sportowe mające swoją siedzibą na stadionie X-lecia. O ile dobrze pamiętam były to: Polski Związek Akrobatyki Sportowej, Polski Związek Rugby, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, Polski Związek Hokeja na Lodzie, Polski Związek Łyżwiarstwa Figurowego, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, Polski Związek Tenisa Stołowego, Związek Piłki Ręcznej w Polsce, Sportfilm i my.

W ten sposób załatwialiśmy różne sprawy w kraju i za granicą oraz udział naszych zawodników kadry narodowej i reprezentacji Polski w zawodach międzynarodowych i mistrzowskich.

Uroczyste otwarcie zawodów zorganizowaliśmy w „Teatrze na Woli”. Udało mi się przekonać Dyrekcję Teatru i za niewielkie pieniądze zapłacone za wynajem Teatr przez dwie godziny gościł ponad sześćset osób zawodników trenerów, sędziów i działaczy europejskiego badmintona.  W tych niezwykle trudnych latach osiemdziesiątych jak już wspominałam szaro burych, siermiężnych chciałam pokazać elicie badmintonowej jak pięknym Krajem jesteśmy, jaką mamy wspaniałą kulturę, historię, jaka piękna jest nasza polska tradycja. Nie stać nas było na wielkie wydatki, dlatego zwróciłam się do Akademii Wychowania Fizycznego do kierownika Zespołu Pieśni i Tańca tej Uczelni, aby odpłatnie wystąpili na otwarciu Mistrzostw Europy Helvetia Cup ’85.  Prowadzący Zespół był również wykładowcą na uczelni, znaliśmy się, dlatego łatwo uzgodniliśmy szczegóły, podpisaliśmy umowę i zespół folklorystyczny na kilka godzin zawładnął teatrem, i naszymi sercami. Dziewczyny i chłopcy z AWF, piękne stroje łowickie, góralskie, żywieckie, śląskie oraz uroda i młodość bijąca od tancerzy i chóru podbiły serca widzów. Nawet wtedy, gdy jednej z tancerek zerwały się korale uzupełniające strój krakowski znakomitym refleksem wykazał się jej partner.Rrzucił się na scenie i w takt muzyki wykonując pompki pozbierał czerwone korale. Otrzymał za ten występ burzę oklasków, widownia szalała, nuciła piosenki, aplauz na stojąco, a na zakończenie występu wszyscy członkowie EBU Council otrzymali: panie- piękne chusty krakowskie, które wręczyli tancerze a panowie czapki krakowskie przystrojone prawdziwymi pawimi piórami.  Udane otwarcie, moje łzy i wyrazy uznania od najstarszego uczestnika pana Andersa Segercrantz z Finlandii, przedstawiciela jednego z najstarszych szlacheckich rodów fińskich, który ze łzami w oczach powiedział mi, że nigdy nie widział tak pięknego ekspresyjnego i kolorowego otwarcia zawodów sportowych. Pękałam z dumy…. Gdyby wiedział jak nam się w tej naszej ukochanej Polsce ciężko żyło i ile wysiłku kosztowało nas przygotowanie imprezy, ale o tym wiedzieliśmy tylko my.

Na czas mistrzostw biuro związku przenoszono do hotelu Vera (dzisiaj tego hotelu nie ma za to jest hotel Etap) i tam przez kilka dni przeżywaliśmy chwile grozy i szczęścia. Pomagała nam grupa ludzi, i młodych i starszych. Młode dziewczyny z Uniwersytetu Warszawskiego ubrane w czerwone sweterki z napisem „badminton” oraz obowiązkowo w jeansy, pełniły funkcję hostess pod wodzą Beaty Gajewskiej ( obecnie Moore, to jest ta sama Beata, która mieszkając w Anglii dzielnie komentuje moje wspomnienia) oraz Zygmunta Smardzewskiego, tłumacza w Centralnym Ośrodku Sportu w Warszawie (niestety już nie żyje). Zygmunt był moją podporą, prawą ręką, człowiekiem duszą, często pracującym dla Polskiego Związku Piłki Nożnej – spokojnym, zrównoważonym, starszym panem. To dzięki niemu nauczyłam się patrzeć na wiele spraw z dystansem i uśmiechem na ustach. W trudnych sytuacjach, gdy widać było, że wulkan ma za chwilę eksplodować, czułam uścisk jego ręki na moim łokciu i łagodne spojrzenie mówiące: „daj spokój, za to nie warto umierać, odpuść”, i w ten sposób moja eksplozja mijała. Również On nauczył mnie powiedzenia no problem. Kiedyś, gdy znalazłam się w sytuacji bardzo trudnej powiedział nie ma, co rwać włosów z głowy, musisz uśmiechnąć się tak jak pięknie potrafisz, powiedz „no problem” a na zimno szybko rozważymy rozwiązanie problemu. Pamiętaj Twój nastrój i sposób podejścia do sprawy jest odbiciem zachowania innych, trudne sprawy zdarzają się często i tylko od twojej zimnej krwi i podejścia na luzie do sprawy zależeć będzie nastrój gości. Jesteśmy przecież państwem zza „Żelaznej kurtyny”, ludzie, którzy tu przyjechali zaufali nam, dlatego nie mogą zobaczyć twojego strachu, bezradności. Możesz zrobić wszystko, tylko proszę zachowaj zimną krew.  Takie nauki pobierałam również od niezapomnianego Zygmunta. Nie powiem bardzo lubiłam z nim pracować gdyż Jego takt i kultura oraz trzeźwość umysłu wiele razy ratowały mnie z dużych i małych opresji.

Niedziela – ostatni dzień zawodów – nagrody, w 1985 r. piękne ręcznie malowane puchary z Włocławka (kolejny sponsor) i kwiaty, a wieczorem bankiet, to duże słowo, uroczysta kolacja lepiej pasuje, dla wszystkich uczestników, zawodników, trenerów, sędziów (ubranych jednakowo w szare spodnie i granatowe marynarki z haftem na piersiach i napisem, w białych koszulach i krawatach Polskiego Związku Badmintona – garnitury uszyte na miarę dzięki naszemu działaczowi Z. Zawadzkiemu, którego żona pracowała w Spółdzielni „Wspólna Sprawa” i dlatego udała nam się ta wspólna sprawa dla polskich sędziów), organizatorów, sponsorów i VIP-ów. Tylko w ten sposób mogliśmy wszystkim podziękować za wspólnie spędzone dni, za bezsenne noce, za wszystko, co wspólnie osiągnęliśmy. Pewnie, dlatego do dziś wiele osób z rozrzewnieniem wspomina tamte czasy, trudnej konsolidacji i nadzwyczajnej atmosfery grupy 30-40 osobowej, jaką tworzyliśmy wspólnie przez tamte pięć lat (od roku 1980 do 1985), ekipy organizatorów dla tych i innych mistrzowskich zawodów organizowanych przez Związek w Warszawie, a później w COS OPO Spała, (ale to było znacznie później i o tym też napiszę). To były wspaniałe lata polskiego badmintona, tworzenia najlepszej imprezy badmintona w Polsce, międzynarodowych mistrzostw Polski, Mistrzostw Europy w latach 1999 i 2001 oraz szkolenia zawodników już utytułowanych: Jerzy Dołhan, Bożena Wojtkowska –Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk, Zosia Żółtańska, Jacek Hankiewicz, Grzegorz Olchowik, Stanisław Rosko, Janusz Czerwieniec, Beata Syta, Elżbieta Grzybek, Kazimierz Ciurys. Atmosfera, jaką tworzyliśmy w latach osiemdziesiątych w sporcie, troska o wszystko, o najdrobniejsze detale, brak kłótni, współpraca, wysiłek organizacyjny wielu ludzi, są dziś nie do odtworzenia. We wspomnieniach tych nie może zabraknąć też przywołania dwóch panów: Janusza Łojka i Andrzeja, którzy zajmowali się filatelistyką, kartkami pocztowymi- pierwsza wydana była z okazji Helvetia Cup’85.Inicjatorem był Janusz Łojek, który na szczęście zajmuje się tymi sprawami do dziś. W tej tradycji lepsi od nas są jedynie Japończycy, Indonezyjczycy a w Europie Austriacy. Janusz projektował, wykonywał, drukował i wydawał wraz z Pocztą Polską setki kartek, stempli okolicznościowych, kopert FDC, ale o tym napiszę już w innym wspomnieniu. Na zakończenie tych historycznych wspomnień chciałabym przytoczyć wypowiedź z roku 1985  Sekretarza Generalnego Emila ter Metz ( z Holandii), który na bankiecie kończącym imprezę powiedział:

„… Nienawidzę działaczy, którzy mówią: poświęcam się dla sportu – tacy niech odejdą. Naszej grze potrzeba ludzi, którzy użyczają jej swojego serca. Będą nagrodzeni, widząc młodzież, która jest przyszłością narodów albo nawet przyszłością Zjednoczonej Europy, fizycznie i umysłowo dojrzałą do swoich zadań życiowych. Będziecie nagrodzeni widząc przyjaźń i lepsze zrozumienie między ludźmi z różnych części świata. Może kiedyś będzie taki świat, w którym jedyną walką będzie ta rozgrywana na korcie badmintonowym. W imieniu EBU ogromnie dziękuję za wasze przyczynianie się do tego…”

Jak proroczo brzmiały te słowa w roku 1985, nikt z nas nie myślał wówczas o Zjednoczonej Europie, nikt nawet nie śmiał marzyć, że kiedyś będziemy jej równoprawnymi członkami, ze kiedyś nasz ukochana biedna Polska będzie piękniała z dnia na dzień, wtedy myśleliśmy tylko o małych przyziemnych sprawach o mydle, szamponie i papierze toaletowym ( a nie ściernym) w każdym sklepie.

Na zakończenie na bankiecie, który zorganizowaliśmy dla wszystkich uczestników w Restauracji „Bazyliszek” na Rynku Starego Miasta Polski Związek Badmintona został odznaczony medalem za wspaniałą organizację i ja ten medal osobiście odbierałam.

Wasza Jadwiga

 English version:

Badminton Championship 1985 part 3

Horst Kullnigg, president of Austrian Badminton Association, later on financial director of EBU, our great friend helped us countless times. By telex we could communicate with him and many times his players brought us some essential goods. Telex was a very useful device that was operated by Regina Jarnutowska; it was shared by many associations in our office, Polish Weighlifting Association,  Polish  Ice Hockey Association, Figure Skating Associations, Polish Rugby Association, Polish Voleyball Association, Polish Speed Skating, Polish Acrobatic Association and Polish Table Tenis Association  and many more and allowed us communicate with many countries.

The Championship  official opening ceremony took place in Wola Theatre. Six hundred players, coaches, referees and VIP watched the folk dance show by Dance Group from Akademii Wychowania Fizycznego, which we manage to arrange for relatively small amount of money.  The folk group dance was marvellous and the enthusiasm and talent of all the boys and girls was extraordinary.  An unexpected event, when one of the girl’s necklace fall apart was turn around and her partner masterfully picked up all the beads while doing press ups, which was followed by a big applause!  EBU Council members received scarves and hats that were presented by the dance group members.  One of my strong memories from this ceremony is Anders’ Segercrantz words; he said that he has never seen such glorious opening ceremony!  I was so proud! If only he knew how difficult life in Poland was and how much effort it all cost us!

Our office during the championship moved to Hotel Vera. Young students from University helped us with the teams. All wearing red pullovers, they worked under the command of Beata Gajewska (now Beata Moore, the same Beata that now lives in England and comments on my blogs) and Zygmunt Smardzewski (no longer with us). Zygmunt was a very good man, my right hand man, an older and a very quiet man from whom I have learnt how not to lose temper!  He taught me how to say „no problem” in the most difficult situation, to slow down, think about the situation and come back with the solution. He said to me, people who came here trust you and should not see fear in your eyes, so stay cool, and you will find a solution. I really liked working with his cold blood and quick reaction saved us in many difficult situations.

The last day of the Championship was on Sunday, we have presented some lovely vases as trophies and organised a banquet in the evening. It was a pleasure to watch all our players, coaches and referees (the last ones all dressed in grey trousers and navy blue jackets specially tailored for them thanks to Z. Zawadzki, whose wife worked for „Wspólna Sprawa” tailoring company).  Through this banquet we wanted to say thank you to all of them who worked so hard during our event. I think we all think about these times so warmly, as we had such an amazing team and atmosphere, all 30-40 people worked so closely between 1980 to 1985. These were amazing years for Polish badminton, we have created important championships,   and worked with such players as: Jerzy Dołhan, Bożena Wojtkowska –Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk, Zosia Żółtańska, Jacek Hankiewicz, Grzegorz Olchowik, Stanisław Rosko, Janusz Czerwieniec, Beata Syta, Elżbieta Grzybek, Kazimierz Ciurys. We cared about everything and everybody, we didn’t quarrel, we helped each other; these times will never come back. I should mention two important men: Janusz Łojka and Andrzeja Szalewicz, both avid stamp and card collectors; the very first postcard was printed by  Janusz Łojek for Helvetia Cup. Leading in the cards collections were Japanese and Austrians; Janusz designed and printed together with the Polish Post hundreds of cards and stamps, as well as envelopes, perhaps I will write about it some other time. To finish my memories I would like to remind you the speech by Emil terMetz in 1985:

„… I hate sport activist who say I sacrifice for sport, people like that should go. We need people who love the sport and give their hearts. Their reward will be to see people who are the future of the country and future of Europe, physically and mentally mature and ready for their tasks.  You will be rewarded seeing friendship between people from many countries and a better understanding of the world. Perhaps one day the only battles will be the ones fought on the badminton court. In the name of the EBU, I thank you for being part of it…”

Nobody listening to these words in 1985 could foresee the United Europe, nobody thought that Poland will develop so beautifully and that we will forget about such problems as where to buy towel or soap or toilet paper.

At the end of the banquet, Polish Badminton Association was rewarded with a medal for the organisation of the Championship and I was a recipient of it.

Jadwiga

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.