Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Historia’

O Panu Zbigniewie Adrjańskim opowiadałam wam nie raz i nie dwa. Tutaj znajdziecie wpisy, opowiadania, książki i wiele ciekawostek dotyczących Pana Zbigniewa- fantastycznego gawędziarza.

Zbigniew Adrjański 18.01.2010

O batiuszce co ptakiem latał”   25.01.2010; ,27.01.2010,;  28.01.2010, ; 30.01.2010, ;   1 i 2.02.2010, 

Jarmark Sensacji : 20.04.2010; , 21.04.2010;

Pochody donikąd 30.04.2010,            Wczasy 11.08.2010,     

 Warszawskie dzieci pójdziemy w bój (Złota Księga pieśni polskich) 31.07.2010; 

Pochody donikąd 19.11.2011;  1.05.2012 i  28.06.2012;   6.062011

Giełdy Piosenki  28.01.2011;   31.01.2011;  8.07.2012,  2.07.2012 (Giełdy piosenki w Largactilu) 

Z Panią Lucyną Arską- Adrjańską i Zbigniewem Adrjańskim jesteśmy od lat zaprzyjaźnieni. Nasze rozmowy zawsze dotykają spraw związanych z polską piosenką – czyli sercu bliskich zarówno  pani Lucyny jak i pana Zbyszka. Dzisiaj zapraszam do przeczytania rozmowy jaką odbyliśmy niedawno na okoliczność Festiwalu Opolskiego oraz powstającego Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu.

 O Muzeum Polskiej Piosenki, w Opolu, darach i darczyńcach oraz radiowych giełdach piosenki ze Zbigniewem Adrjańskim (ZA)

 Rozmowa I

Jadwiga Ślawska-Szalewicz (Okiem Jadwigi OJ) – Zbyszku. Mówią, że jesteś jednym z naszych hojnych darczyńców i kolekcjonerów, który przekazał swoje zbiory do Opola. A dokładnie do Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu. Dlaczego „Okiem Jadwigi” – o tym nie wie?Zbigniew Adrjański (ZA) – gdzie tak mówią- Droga Jadziu – bo wydaje mi się, że nikt tego daru nawet nie zauważył?                                      OJ – Mówią, w Opolu. W Muzeum {Polskiej Piosenki. W wywiadach prasowych. I nie tylko mówią, ale o tym piszą, w różnych ważnych gazetach..           

ZA – No, popatrz… Popatrz! Siurpryza, jaka mnie spotyka. Najpierw, nie chcą przyjąć mego zbioru i daru – do tego muzeum. Każą długo czekać? Później jednak ten dar przyjmują, rzeczywiście pod naciskiem prasy. A konkretnie: „Gazety Wyborczej”, w Opolu. Później jeszcze mówią, że jest to dar „bezcenny”. Jeden z większych, jakie otrzymało to miasto i muzeum – od prywatnego kolekcjonera. Ale ja wcale nie uważam się za kolekcjonera, bo jest to właściwie rezultat mojej ciężkiej pracy zawodowej, publicystycznej i literackiej „wokół” polskiej pieśni i piosenki. Albo różnych archiwów „obrosłych” wokół moich książek i artykułów  na ten temat. Jestem bardziej zawodowcem, w tej dziedzinie, niż kolekcjonerem i miłośnikiem piosenkarskich muzykaliów. A, z wykształcenia jestem filologiem słowiańskim, bohemistą oraz literaturoznawcą. A nawet folklorystą.. 

            OJ – Jesteś również rzeczoznawcą ZAiKS-u. 

            ZA – Jestem. Ale w MPP w Opolu, mało obecnie o mnie wiedzą. I patrzyli  na mnie początkowo podejrzliwie. Kto zacz ów Adrjański, który chce nam oddać „furę” czy nawet „ciężarówkę” różnych papierów i dokumentów do Opola? W dodatku za darmo? Co się za tym kryje? Może to jakaś „prowokacja” (sic!) Albo „podpucha”? „Podpucha”, żeby nie robić tego, co oni proponują zrobić w tym MPP.             (OJ) – „Podpucha” ale jaka?

                     ZA – Żeby zasypani moimi papierami, nie mogli zrobić czegoś, co chcą tam zrobić? 

                     (OJ) – A co „oni” chcą zrobić w tym muzeum?             (ZA) – Chcą zrobić „muzeum wesołe”. Muzeum „widowiskowe”. To się nazywa obecnie „muzeum audiowizualne”. Albo nawet „wirtualne”. Czyli muzeum „na pstryk” lub „klik”, komputerowej „myszy”… Klik – ową myszą i już np. Rosiewicz śpiewa: „Najwięcej witaminy, mają polskie dziewczyny!”  Klik… ową „myszą „ i już stepujesz , z nim po scenie, jak Fred Aster! Albo śpiewasz do playbacku.  

            (OJ) – A Rosiewicza, nie ma?

            (ZA) A Rosiewicza naprawdę nie ma! I tak sobie stepujesz w tym muzeum. Albo słuchasz? Albo śpiewasz przez 50 lat historii MPP poruszając się wśród „wirtualnych zjaw”. I to się nazywa uczestnictwo bycia w nowoczesnym muzeum.  

            (OJ) – A co możesz zjeść w tym czasie? Bo jeść taki turysta, w takim muzeum też musi?

            (ZA) – Brawo! Dobre pytanie. Widać, że blog „Okiem Jadwigi” – redaguje wspaniała kucharka i troskliwa kobieta. Może „oni” zaplanują tam dla turystów jakieś wielkie grillowanie. Albo choćby pieczenie kiełbasek?  

            (OJ) – Będą dymy i zapachy

            (ZA) – Nie szkodzi. Mogą być nawet „obłoczki” tego dymu. A na „obłoczkach” „obrazy”. Patrzysz na te „obłoczki” i widzisz jak płyną na nich uczestnicy dawnych festiwali. Jeszcze żyjący i już nie żyjący, niestety! I czujesz się – jak „w niebie”. 50-lat festiwalu w Opolu, tak płynie…

             (OJ) – A zapachy?

            (ZA) – zapachy powinny być kadzidlane. Ale jak nie lubisz kadzideł wychodzisz na zewnątrz. A tam różne: pomniczki, tabliczki, ławeczki. Siadasz na takiej ławeczce. Patrzysz na pomniczek. Pomniczek patrzy na ciebie. I myślisz: co on chce Ci powiedzieć  ten pomniczek? A on chce oczywiście, chce Ci powiedzieć, że wielka „sława to żart”. 

*          *          *

             (OJ) – Zbyszku. Powiedz szczerze. A na ile wyceniono Twój dar?

            (ZA) – Droga Jadziu! Nie pytaj, bo nie powiem. Dżentelmeni nie mówią o pieniądzach. Miano zresztą wycenić mój zbiór – ale go nie wyceniono? Może się bano jakiegoś podatku od wzbogacenia? Tyle papieru, to nawet po cenach makulatury spory pieniądz… Miałem wprawdzie otrzymać oficjalną umowę, z wyliczeniem otrzymanych eksponatów. Najpierw czekam na to rok. Później dwa. A teraz dowiaduję się, że oficjalna inwentaryzacja mego zbioru nastąpi dopiero w roku 2015. Otrzymali zbiór natomiast w roku 2011! I czekaj „tatko-latka” …  

            (OJ) Powiedz zatem, po co ten zbiór oddałeś do Opola?

            (ZA) Sam sobie zdaję to pytanie? Mogłem go oddać do innego muzeum w Warszawie, które interesuje się pieśniarskim repertuarem. Mogłem go sprzedać. Zresztą w samym MPP w Opolu, od jednych kupowano za pieniądze ich eksponaty. A przed innymi kolekcjonerami ukrywano, że są na ten cel jakieś pieniądze. Powiem tak! W Opolu byłem na różnych festiwalach. od samego początku tej imprezy, chyba z 30 razy! Jako dziennikarz, recenzent muzyczny, konferansjer Radiowych Giełd Piosenki (w opolskim amfiteatrze), wielokrotny juror tej imprezy, członek różnych komisji artystycznych, związanych z festiwalem. Byłem nawet raz rzecznikiem prasowym tej imprezy, gdy o niej pisali tak wybitni znawcy tematu jak: Andrzej Ibis-Wróblewski, Jerzy Waldorff, Lech Terpiłowski, Lucjan Kydryński. Nie jest bowiem prawdą, że festiwal piosenki w Opolu – to tylko „piosenkarki i piosenkarze”, celebrytki i celebryci – jak się to dziś modnie mówi – oraz pijaństwo „Pod Pająkiem”.

Na sukces festiwalu, składa się praca wielu niewidocznych osób. Nie mówię tu o sobie! Chociaż do Opola przyjeżdżałem również, jako prezes ZG ZAKR, czy redaktor naczelny programów rozrywkowych TVP. Festiwal w Opolu – to również  polityka. Różne sprawy kompetencyjne, do dziś aktualne.  

            (OJ) Nie możesz narzekać na brak uznania w Opolu, „za dawnych czasów”… Jesteś odznaczony medalem „za zasługi dla Opolszczyzny”. Karol Musioł dawny burmistrz Opola wręczał różne dyplomy z festiwalem opolskim związane.

            (ZA) Karol Musioł był w ogóle pełen staroświeckiej galanterii i tzw. „kinder-sztuby”. Kochał artystów i oni go kochali. Zaprzyjaźniłem się z p. Karolem bardzo, na Radiowych Giełdach Piosenki, gdzie bywał częstym gościem. I w dużym stopniu mój dar dla Opola spowodowała serdeczność okazana mi kiedyś przez p. Karola. Ale co się „giełd” warszawskich tyczy , bo to jest ważne!  W tym roku na jesieni (w listopadzie) przypada 50-lecie tej imprezy… Giełdy były w Warszawie organizowane dla Opola i z myślą o opolskich festiwalach. Wszyscy występowali tam za darmo. Piosenkarze, aktorzy, kompozytorzy i autorzy piosenek, którzy za darmo ofiarowali swoje utwory  do Opola. Miasta nie było stać na zakup takiej ilości repertuaru do Opola. Ani Polskiego Radia. W okresie 1963/1973 zaprezentowałem na giełdach np. ok. 2500 piosenek, na ponad 100 giełdowych  przeglądach. Dokładnie: ile było tych giełd – nikt nie pamięta? Jeśli każda piosenka kosztowała wtedy (wg. oficjalnych cenników wydawniczych 3 tys. złotych (tekst i muzyka). A na każdej giełdzie zaprezentowano 25 piosenek – to repertuar ten kosztował 75 tys. zł. A gdzie honoraria piosenkarzy, zespołów, muzyków, akompaniatorów – wszyscy oni występowali dla Opola za darmo! Taki był fason! Co więcej za darmo tworzyli widownię tej imprezy: tzw. znawcy, koneserzy, bywalcy „giełdy”. Ważni ludzie mediów. Dyrektorzy radia, telewizji, teatrów warszawskich, rektorzy szkół teatralnych. Wielu z nich, w giełdowe poniedziałki przyjeżdżało z głębi kraju, na tę imprezę. Spędzając tam wiele godzin. Uczestnicząc w giełdowych plebiscytach, głosowaniach, pracowicie wypełniając różne „karteczki”. To była unikalna impreza. Salon muzyczno-literacki ówczesnej Warszawy. Miejsce spotkań artystycznej bohemy. Ale zarazem impreza tworzona dla Opola. Trzeba było – nie płacąc tym wszystkim uczestnikom warszawskich giełd stworzyć atmosferę taką, żeby chcieli to wszystko robić! Uczestniczyć w tym „celebrowaniu” przygotowań do opolskiego festiwalu.

Powiem krótko! „Przybysze” z Warszawy: Jerzy Grygolunas, Mateusz Święcicki, Marek Perelman (na odległość jeszcze Edward Fiszer) wymyślili festiwal w Opolu. W Warszawie też troszczono się o repertuar i wykonawców do Opola. Ale to wszystko przyzwyczaiło Opolan do myśli (tego), że np. Muzeum Piosenki w Opolu też można mieć za darmo. A to już zrobiły się inne czasy. I MPP w Opolu nie powstanie tylko z darów i szczytnych haseł.  

            (OJ) Prowadziłeś giełdy 10 lat. Miałeś szczęśliwą rękę do tej imprezy?

            (ZA) Nie za bardzo chyba dla siebie. Raczej dla innych. Przegadałem na tej  imprezie kilkaset godzin. Najpierw 6-7 godzin prób. Tego samego dnia impreza oraz konferansjerka, którą trzeba było wymyślić na poczekaniu. Profesor Ludwik Sempoliński – mówił do mnie (co wprawiało mnie w dumę!) że nie czyta gazet, słucha tylko moich opowieści o polskich piosenkach i wie co się w kraju dzieje. Te wszystkie moje konferansjerki, swego rodzaju kronika towarzysko-muzyczna ówczesnej Warszawy, zaginęła w przepastnych archiwach  Polskiego Radia, została zniszczona, zagubiona czy też „rozmagnesowana”. Warto, żeby MPP w Opolu, zapytało Polskie Radio, gdzie są owe taśmy po „giełdach”, nagrania piosenek, zresztą – może można odnaleźć. Po konferansjerze – nie zostaje nic!

             (OJ) Chociaż na twoje występy chadzano na te imprezy, jak do kabaretu. Albo teatru piosenki.

            (ZA) Były czasem giełdy dość jałowe. Trudno było znaleźć przebój. Trzeba było wypełniać czas jakoś inaczej?  Ale moja dawna wielka sława – na giełdach przeminęła. Wielka sława to żart…  

            (OJ) Zbyszku dziękuję za rozmowę, której ciąg dalszy wkrótce nastąpi i dotyczyć będzie innych jeszcze spraw twojej kolekcji, kolekcjonowania piosenek i tego co nam bujnie rozkwita na temat tworzenia różnych muzealnych przybytków.

Wyszukałam dla was kilka piosenek, które stworzono na potrzeby  Giełdy Piosenki i Opolskiego Festiwalu

 Chór Dana „Tango Notturno

http://www.youtube.com/watch?v=YVjdHftqYdo

Julian Sztatler  „Wio Koniku”

http://www.youtube.com/watch?v=8ex-Md6oU9o

Alina Janowska  “Ta mała piła dziś”

http://www.youtube.com/watch?v=K9NUD-WXwak

Elżbieta Jodłowska „Jasiu”

http://www.youtube.com/watch?v=KkyDT-WFbzQ&feature=related

Lucyna Arska” Romans przy ognisku”

http://www.youtube.com/watch?v=_xOxqPLPl7Q

Regina Pisarek „Nie warto było”

http://www.youtube.com/watch?v=oLeEWAuJ99s

„Tak naprawdę żyć”

http://www.youtube.com/watch?v=6ILPhXBJ3dc&feature=related

Stenia Kozłowska „Będę czekać tu”

http://www.youtube.com/watch?v=36anFBi5r40

Wielu moich kolegów badmintonistów z całego świata odwiedza mój  blog, dlatego Beata Moore tłumaczy niektóre moje wpisy dotyczące historii badmintona w Polsce, aby  więcej osób mogło poznać historię tej dyscypliny. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z jakim trudem i jakim kosztem rodziła się siła i późniejsze sukcesy polskiego badmintona. Dlatego postanowiłam kontynuować ten cykl artykułów oddając tym samym hołd tym wszystkim minionym działaczom, dzięki którym dzisiejszy badminton odnosi sportowe sukcesy. 

It was year 1982 when during Polish Badminton Association meeting, Zbigniew Przybylski, director of  Head of Physical Culture and Sport Department at Voivodeship Office  in Opole suggested shyly, why don’t we build badminton sport hall in Głubczyce? Total silence in the meeting room. Sport Hall? In Głubczyce? Unthinkable! Many years passed before the process started. In 1986 the first plans and drawings were presented by the team from Głubczyce: Marian Masiuk director of Centre of Sport and Recreation, Bohdan Chomętowski- president of Badminton  District Council in Głubczyce, Jerzy Kozłowski president of club  LKS Technik Głubczyce, Ryszard Borek national coach, as well as representatives of Głubczyce Town Hall.

All of them were very well prepared to answer all technical questions, the height – it needed to be at least 11 metres high and big enough for at least 6 courts, plus some viewing platforms, so approximately 34 x 50 metres, with changing rooms, coaches’ room, and management room. There was also a plan for a hotel with 56 rooms – that was essential for tournaments and other events. The plan was submitted to Central Committee of Physical Culture and Tourism and we hoped that they will support our vision. To our delight the plan was accepted (and put into central plan!!! of  Central Committee of Physical Culture and Tourism) and in 1988, building of the first badminton sport hall in Poland  has started.  Marian Renke leading in 1984   Central Committee of Physical Culture and Tourism  together with the Investment Department guaranteed the funds for the build. Activists from Glubczyce also put a lot of effort into getting some funds from local authorities. All looked good, to good to last! In 1985 Bolesław Kapitan became the minister of Sport and yet again many more meetings so as the financial support wasn’t dropped.  In 1987-1988  Bolesław Kapitan was replaced by Aleksander Kwaśniewski, so yet more meetings and talks! Not sure how many meetings, but me and Andrzej Szalewicz, president of the Polish Badminton Association were frequent guests in the Ministry of Sport ( former Central Committee of Physical Culture and Tourism) and  Marian Masiuk who was in charge of the build wrote countless letters – all that enabled us to survive until 1989.

Truly difficult years started in 1991 as there was a general chaos due to economic and political changes in Poland. There was very little money for continuing with the build. Luckily the team led by Marian continued the work, hoping that any day more money will be arranged. Then, Andrzej Szalewicz was elected a new President of the Polish Olympic Committee. He was the very first president who was not involved in Communist Party; in fact, he was fired from ZAE „POLON” company for protecting Solidarity members. Andrzej Szalewicz was at the same time the President of the Polish Badminton Association and Union of the Polish Sports Associations. We hoped that Andrzej’s new position will help with getting more funds to put a roof on an unfinished sport hall.  There were many changes in the structure of Ministry of Sport and  people who were heading it (there were six, Zygmunt Lenkiewicz, Michał Bidas, Zygmunt Zalewski, Marek Paszucha, Stefan Paszczyk, Jacek Dębski).

We did not give up hope though, we could not let the unfinished building rot, we had to find the way to buy more materials and continue. Andrzej Szalewicz and I persuaded Eugeniusz Pietrasik, the vice Chairman of Ministry of Sport and also President of Polish Olympics Foundation and vice president Polish Olympic Committee to visit Głubczyce. First a quick visit to the building site, than a several hours long discussions. It was a truly successful meetings, as the funds to finalise the build in the next three years were granted.  Just before finishing the sport hall another blow, we heard from the Głubczyce  Town Hall, that the hotel that was an integral part of the build was sold. All in the glory of law! Unbelievable and sad but true.

The overall cost of the sport hall was 25 billion of old Polish zlotys.( for today 2.500.000 Polish zlotys = ca 600.000 Euro)

On the 5th of July of 1996, after of 8  long years  investments,  the sport hall was officially opened. At the same time, the Badminton Centre of Olympic Preparation was opened too. During the ceremony, we wished Katarzyna Krasowska player good luck, who with the coach Ryszard Borek left for the Atlanta Olympic Games 1996.

Andrzej Szalewicz received from representatives of Glubczyce Town Hall the title of the “Honourable Citizen of Glubczyce” for his involvement in sport. Marian Masiuk, the chief of the build and OSiR director received the golden medal of Eminent Physical Culture Activist.

President of   Regional Council  LZS, Władysław Czaczka and Jadwiga Szalewicz given medals to Zbigniew Michałek, president of Agricultural Conglomerate Public Company

for his support in the build of the sport hall.  

I would like to mention, that many other people and companies help with the build of the badminton sport hall in Głubczyce, and here are some names:  Trade  Co-op  Ltd. Budomex, Zofia Jarugowska, Bronisław Chmielewski, Eugeniusz Bugnar, Adam Wołoszyn, Roman Świderski, Dariusz Kozłowski as well as: Apoloniusz Iwanów, Krzysztof Kunicki, Jerzy Liberadzki, Krystyna Bartnik, Bożena Domagała   (Head of Physical Culture and Sport Departament of Voivodeship Office) , Władysław Czaczka,  Andrzej Walczak, Kazimierz Bernacki, Głubczyce Town Hall, Council Community of Głubczyce and its president Jan Wac and many many more, whose names I simply can’t remember.

For me and Andrzej Szalewicz these are unforgettable memories!

Jadwiga Ślawska Szalewicz

Andrzej Szalewicz

Warszawa 3.07.2013

 

 

Był rok 1982, gdy po raz pierwszy na zebraniu Zarządu Polskiego Związku Badmintona w Warszawie ówczesny dyrektor Wydziału KF Urzędu Wojewódzkiego w Opolu Zbigniew Przybylski nieśmiało postawił wniosek: Głubczyce muszą mieć nowa halę dla potrzeb badmintona. Na Sali zapanowała cisza. Hala w Głubczycach? Musiało jeszcze minąć kilka lat, aby projekt budowy nabrał tempa. W 1986 czy 87 r delegacja z Głubczyc stawiła się w związku z rysunkami i planami Warszawie. Marian Masiuk dyr. OSiR, Edward Kurek, Bohdan Chomętowski- prezes OZBad w Głubczycach, Jerzy Kozłowski prezes LKS Technik Głubczyce i  Ryszard Borek, a także przedstawiciel Urzędu miasta Głubczyce oraz przewodniczący Rady Miejskiej. Taki był chyba skład owej delegacji, o ile mnie pamięć nie myli.

Moi Koledzy byli znakomicie przygotowani do obrony swoich wizji-, jaka powinna być hala badmintonowa w Głubczycach. Powinna być wysoka i pełnowymiarowa. Dlaczego taka wysoka zapytacie? Tego wymaga regulamin sportowy, hala do badmintona powinna mieć wysokość minimum 11 metrów, powinna być też na tyle duża, aby rozłożyć na niej minimum 6 kortów do gry w badmintona, a do tego rozkładane trybuny dla widowni. Bez trybun powinno się zmieścić kilka kortów więcej. Plan hali 34 x 50 m był przemyślany, szatnie dla zawodników, pokój dla trenerów, pokój kierownictwa zawodów, zadbano także o speakerów. Co jeszcze mogę dodać, chyba tylko to, że front od ul. Sportowej to projekt hotelu z 56 łóżkami, hotel niezbędny w organizacji nie tylko zawodów, ale różnych imprez okolicznościowych. Z takim planem uzgodnionym z władzami głubczyckimi pomaszerowaliśmy do Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki z nadzieją, ze wesprą nasze starania. Chyba byliśmy nieźle przygotowani, gdyż władze GKKFiTu zaakceptowały program oraz założenia budowlano- organizacyjno- finansowe. W sumie pełni zapału i nadziei powróciliśmy do pracy w związku, a w Głubczycach w roku 1988 ruszyły prace budowlane.

W roku 1984 Głównym Komitetem Kultury Fizycznej i Turystyki dowodził jeszcze przewodniczący Marian Renke, który wraz z dyrektorem Departamentu Inwestycji zaakceptowali nasze starania i wstawili budowę hali w Głubczycach do planu centralnego, co gwarantowało wsparcie finansowe budowy. Oczywiście działacze głubczyccy ściśle współpracując z władzami samorządowymi gminy również toczyli walkę o pieniądze na potrzeby budowy hali. Wszystko układało się po naszej myśli, ale nie do końca. Pod koniec 1985 r. na stanowisko ministra sportu nieoczekiwanie powrócił Bolesław Kapitan. Bolesław Kapitan kierował sportem i ruchem olimpijskim w PRL przez kolejne dwa lata. Znowu zaczęły się wędrówki do GKKFiT aby hala nie wypadła z planu centralnego.  Na przełomie lat 1987-1988  Bolesław Kapitan został zastąpiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego, od dwóch lat pełniącego funkcję ministra ds. młodzieży. I znów trwały wizyty u poszczególnych osób GKKFiT, znów trwały rozmowy, przekonywanie władz, że hala w Głubczycach jest niezbędna, że trwa budowa i środki finansowe są konieczne. Ile tych wizyt odbył prezes Polskiego Związku Badmintona Andrzej Szalewicz i ja już nie pamiętam, dużo. Wiem, że co dwa trzy miesiące Marian Masiuk, szef budowy pisał do urzędu stosowne pismo, my pisaliśmy pismo i prezes zanosił tę korespondencję do Departamentu Inwestycyjnego GKKFiT. W ten sposób dotrwaliśmy do roku 1989, do zmian systemu ekonomiczno- politycznego oraz do istotnych zmian władz na szczeblu centralnym.

Ponieważ po zmianie ustroju Aleksander Kwaśniewski poświęcił się kierowaniu SdRP, w 1991 r. wybrano nowego prezesa PKOl. Został nim Andrzej Szalewicz, pierwszy od niemal 40 lat szef tej instytucji, który nie był z zawodu funkcjonariuszem politycznym. Inżynier i gorący propagator badmintona. Usunięty ze stanowiska dyrektora ZAE „POLON” za obronę działaczy Solidarności, pracował w latach osiemdziesiątych na stanowiskach dyrektorów w różnych przedsiębiorstwach polonijno-zagranicznych, będąc jednocześnie prezesem Polskiego Związku Badmintona i Unii Polskich Związków Sportowych.

W tym czasie właśnie nastąpiła zapaść na budowie hali sportowej w Głubczycach. Zmiana systemu ekonomiczno-politycznego w Polsce spowodowała chaos na różnych szczeblach administracji oraz wstrzymanie finansowania poprzez urzędy centralne, ale też i gminy. Nadeszły trudne czasy, dotychczas budowa szła, powolutku, bo finanse spływały cienkim strumykiem, ale szła. Teraz zapowiadał się trudny czas. Dobrze, że Marian dysponował ekipami budowlanymi, które wykonywały prace budowlane a priori. Bez pieniędzy jedynie z nadzieją, że te w końcu dotrą i rachunki zostaną zapłacone. W ten sposób wybudowano mury, i czekało nas zadaszenie hali. Ale… nie było na to ani złotówki. W takim momencie w roku 1991 Andrzej Szalewicz został wybrany na prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Dla nas jego wybór stal się promykiem nadziei.

Wierzyliśmy, że znając sytuację na budowie w Głubczycach wcześniej czy później sprawa będzie kontynuowana. A sytuacja była trudna, gdyż w tym czasie następowały częste zmiany organizacyjne na szczeblu centralnych władz. W latach 1987 – 1990 istniał Komitet ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej, którego przewodniczącym był Aleksander Kwaśniewski, od 1991- 2000 zmieniono go w Urząd Kultury Fizycznej i Turystyki, zmieniali się jego prezesi – było ich w tym czasie aż sześciu(Zygmunt Lenkiewicz, Michał Bidas, Zygmunt Zalewski, Marek Paszucha, Stefan Paszczyk, Jacek Dębski). Wszystkie te reorganizacje nie wpływały pozytywnie na kolejne decyzje o utrzymaniu w planie budowy hali w Głubczycach. Jednak pomimo tego pozyskiwaliśmy środki finansowe, tak by budowa nie została wygaszona. Pomimo starań w pewnym momencie z powodu braku środku na dalszą budowę nastąpiło jej wstrzymanie. Trudno sobie wyobrazić, stojące mury, widok nieba zamiast dachu, i podciągnięty pod dach hotel. Ten widok przerażał. Smutne… Taki nakład pracy tyle pieniędzy miałoby być zmarnowanych? To niemożliwe, musimy znaleźć jakieś wyjście z tej patowej sytuacji. Do tej pory rozum nam pomagał, najtrudniejsze kwestie rozwiązywaliśmy. Jak teraz poradzić sobie z takim kolosem, z halą, brakiem dachu, brakiem pieniędzy na krokwie, na zakup materiałów, na wszystkie niezbędne elementy tej układanki, przecież bark dachu może spowodować zniszczenie murów, a do tego nie można było dopuścić. Ciągle powtarzam, w życiu wszystko dzieje się po coś. Tym razem też tak było.

Wizyta Andrzeja Szalewicz prezesa PKOL oraz Eugeniusza Pietrasika ( zastępcy przewodniczącego UKFiT i wiceprezesa PKOL) w Raciborzu dały szanse namówienia mojego szefa Eugeniusza Pietrasika na przyjazd do Głubczyc, gdzie czekali wszyscy działacze badmintonowi, przedstawiciele firm wykonawczych władze Miasta i Gminy. Z nadzieja czekaliśmy na tę wizytę. W tym miejscu muszę się przyznać, ze Eugeniusz Pietrasik był moim szefem- prezesem Polskiej Fundacji Olimpijskiej, w której pracowałam, jako wice prezes do spraw marketingu. Namówiony przeze mnie i Andrzeja Eugeniusz przyjechał tylko na dwie godziny na spotkanie. Wizyta była dobrze przygotowana. Najpierw obejrzeliśmy stan prac wykonanych na budowie, następnie krótkie robocze spotkanie. Rozgorzała dyskusja, wypowiadali się wszyscy, od których zależała dalsza budowa. Mówili o kosztach o tym, co trzeba zrobić natychmiast a co w drugiej kolejności, aby dotychczasowe nakłady nie zostały zmarnowane i hala mogła być dokończona. Dwugodzinny pobyt przeciągnął się do kilku godzin. Moi koledzy i „nasi budowlańcy” byli znakomicie przygotowani do rozmów. Posiadali wiele argumentów na tak. Po kilkunastu dniach od spotkania otrzymaliśmy decyzję. Finansowanie budowy będzie kontynuowane! Dla nas było jasne, że hala w tym stanie nie może pozostać, bo ulegnie całkowitej dewastacji. Zrobiono już dużo, a do wykończenia nie są potrzebne wielkie niemożliwe nakłady. To był strategiczny moment i przełom w sprawie. W ciągu następnych trzech lat budowa została ukończona. Jeszcze przed jej ukończeniem dotarła do nas zupełnie niezrozumiała informacja, że zgodnie z przepisami decyzją burmistrza Głubczyc został sprzedany hotel. Integralna część hali, budowana razem z nią, ze środków miasta gminy oraz funduszy centralnych. Wszystko zgodnie z przepisami!

Pomimo takich nieprzyjemnych spraw hala w Głubczycach została zbudowana. Całkowity koszt budowy wynosił 25 miliardów starych złotych. W dniu 5 lipca 1996 r została oficjalnie przekazana do użytku miasta Głubczyce. W tym dniu właśnie odbyło się uroczyste otwarcie i jednocześnie otwarcie Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w badmintonie, co było sprawą bez precedensu w dotychczasowej działalności zarówno Polskiego Związku Badmintona jak i Klubu LKS Technik Głubczyce. W czasie uroczystości pożegnano olimpijczyków LKS Technika Głubczyce: Katarzynę Krasowską i trenera Ryszarda Borka, którzy za kilka dni odlatywali na IO Atlanta 1996. Podczas uroczystego otwarcia hali prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Andrzej Szalewicz otrzymał od włodarzy miasta Głubczyc Jana Waca i Józefa Florka tytuł „Honorowego Obywatela Miasta Głubczyc”, za dotychczasowe zasługi, za opiekę nad rozwojem sportu w stolicy polskiego badmintona. Andrzej Szalewicz odebrał z ich rąk symboliczny klucz do grodu Głubczyce.  

Marian Masiuk główny budowniczy głubczyckiej hali, dyrektor OSiR, otrzymał z rąk wojewody Ryszarda Rembaczyńskiego złotą odznakę Zasłużonego Działacza Kultury Fizycznej.

Przewodniczący Rady Wojewódzkiej LZS Władysław Czaczka wręczył złotą odznakę Zasłużonego dla LZS prezesowi Kombinatu Rolnego SA Zbigniewowi Michałkowi, zaś prezes Polskiego Związku Badmintona Jadwiga Ślawska Szalewicz wręczyła odznaczenia przyznane przez Zarząd Związku.

Na zakończenie mojego szczególnego wspomnienia dotyczącego pamiętnego wydarzenia związanego z czterdziestoleciem LKS Technik Głubczyce chciałabym również podkreślić, że hala w Głubczycach, pierwsza specjalistyczna hala badmintonowa, powstała przy udziale następujących osób i firm:

Generalnego Wykonawcy Spółdzielnia Rzemieślnicza „Budomex”, Zofii Jarugowej, Bronisława Chmielewskiego, Eugeniusza Bugnara, Adama Wołoszyna, Romana Świderskiego, Dariusza Kozłowskiego, oraz branżowych przedstawicieli: Apoloniusza Iwanów, Krzysztofa Kunickiego, Jerzego Liberadzkiego, Krystyny Bartnik ( Urząd Wojewódzki Wydział Kultury Fizycznej), Bożeny Hasij Domagała, Władysława Czaczki,  Andrzeja Walczaka, Kazimierza Bernackiego, Urzędu Miasta i Gminy Głubczyce, Rady Gminy z jej przewodniczącym Janem Wac  i wielu, wielu innych, których nazwisk nie udało mi się przypomnieć.

Dla mnie i dla Andrzeja Szalewicza było to niezapomniane wydarzenie

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.