Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Historia’

Irena

Irena Szewińska w fotografii i malarstwie

Irena Szewińska w fotografii i malarstwie

Wystawa Irena Szewińska w fotografii i malarstwie prezentowana jest w Galerii Domu Artysty Plastyka  w Warszawie przy ul. Mazowieckiej  11 a  w dniach 25.04.2014 r – 11.05.2014 r.

Był rok 1965 a może, 1966 kiedy po raz pierwszy spotkałam Irenę na zawodach lekkoatletycznych, odbywających się na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Właśnie wygrała jeden ze swoich biegów.  Szła alejką AWF, wysoka, szczupła, długonoga dziewczyna z burzą rozwianych włosów, z oczami koloru nieba. Uśmiechnięta jednak skupiona, zamyślona poważna z tym swoim dziewczęcym spojrzeniem.

Irena w otoczeniu gości na wernisażu

Irena w otoczeniu gości na wernisażu

Złożyłam gratulacje, podziękowała, jeszcze będę biegała odpowiedziała.

To było nasze pierwsze spotkanie. Ona mistrzyni olimpijska, ja nikomu nieznana zawodniczka judo sekcji AZS AWF” Siobukai” Warszawa, studentka Akademii Wychowania Fizycznego.

Dokładnie pięćdziesiąt lat temu, osiemnastolatka z Warszawy, na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 1964 r rozpoczęła swoje starty, triumfalny marsz poprzez stadiony świata, i największą karierę w historii polskiego sportu. Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, wtedy polska lekkoatletka odniosła wspaniały sukces zdobywając trzy medale olimpijskie (dwa srebrne w biegu na 200 m, skoku w dal i złoty w sztafecie 4 x 100 m.

Igrzyska Olimpijskie Tokio 1964 sztafeta 4 x 100 - złoty medal  w składzie Teresa Ciepły, Halina Górecka, Irena Szewińska, Ewa Kłobukowska

Igrzyska Olimpijskie Tokio 1964 sztafeta 4 x 100 – złoty medal w składzie Teresa Ciepły, Halina Górecka, Irena Szewińska, Ewa Kłobukowska

Oprócz Ireny sztafeta biegła w składzie: Teresa Ciepły, Halina Górecka, Ewa Kłobukowska). Pierwszy występ na arenie światowej, na igrzyskach olimpijskich i wielki sukces, wielki wstęp do dalszej wspaniałej kariery trwającej wiele lat.

Irena zaczęła uprawiać lekką atletykę w 1960 r. w grupie uczniów Szkoły Podstawowej nr 37 w Warszawie, a jej trenerem był sławny oszczepnik Jan Kopyto, finalista Igrzysk Olimpijskich Melbourne 1956.

W 1962 roku wystartowała na mistrzostwach Polski młodzików zdobywając swoje pierwsze medale, zaś podczas Europejskich Igrzysk Juniorów 1964 r ( przekształconych później w Mistrzostwa Europy Juniorów) odniosła pierwsze międzynarodowe sukcesy zdobywając trzy złote medale w biegu na 200 metrów, skoku w dal oraz w biegu sztafetowym 4 x 100 m. Jej trener był pewien jednego: Irena stanie się mistrzynią!

zdjęcia z igrzysk

zdjęcia z igrzysk

Tego samego zdania byli Japończycy, którzy przez wiele lat hołubili lekkoatletkę, a japońska firma Onitsuka-Tiger uważała za honor dostarczanie sprzętu sportowego Irenie Kirszenstein- Szewińskiej.
Po wielu latach Irena stwierdzi w jednym z wywiadów: „Z Japonią kojarzą mi się same pozytywne zdarzenia, począwszy od zdobycia trzech medali na igrzyskach w 1964 roku. W 1980, gdy już zakończyłam karierę na skutek kontuzji odniesionej podczas igrzysk w Moskwie, zaproszono mnie do Tokio, jako gościa honorowego meczu ośmiu narodów, w tym Polski. Zostałam wywołana na środek stadionu i uroczyście pożegnana, jako zawodniczka. Było to doprawdy wzruszające. A trzecim, ważnym etapem moich kontaktów z Japonią stała się w 1998 r. sesja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Nagano, podczas której zostałam jego członkiem.”

Irena Szewińska w malarstwie

Irena Szewińska w malarstwie

I tak jak wcześniej napisałam o starcie w Tokio, tak w najlepszy z możliwych sposobów Irena kontynuowała rozpoczętą karierę zdobywając medale.  Rok później w Budapeszcie zdobyła trzy medale Uniwersjady, w 1966 roku zaś też w stolicy Węgier startując w Mistrzostwach Europy wywalczyła cztery medale w tym trzy złote.

Cztery lata później, w 1968 roku młoda mężatka  Irena Szewińska  startuje w Igrzyskach Olimpijskich w Mexico City.
Występ nie należał do łatwych: stolica leżała na wysokości 2000 m n.p.m., gorący klimat i rozrzedzone powietrze.  Start w Meksyku zaczął się pechowo. Przedbiegi na 100 metrów odbywały się w trakcie kwalifikacji do skoku w dal. Irena spaliła dwie próby, w jedynej poprawnej skoczyła tylko 6,19. W biegu na 100 metrów była trzecia. 200 Metrów wygrała bijąc rekord świata wynikiem 22,5 sekundy. Wszystko, co najgorsze mogło się zdarzyć, wydarzyło się w sztafecie. Irena zgubiła pałeczkę…

Irena i Ewa

Irena i Ewa

Nagonka medialna, jaka się wywiązała po tym starcie przeszła najśmielsze oczekiwania. Jednak trzeba przypomnieć, że był to rok 1968. Wydarzenia marcowe zaważyły na manipulacjach medialnych, szowinizmie i nagonce antysemickiej.

Mimo to start w igrzyskach przyniósł polskiej lekkoatletce dwa trofea: złoto na 200 metrów i brąz na 100. Biegi w trudnych warunkach

Irena, Janusz Szewińscy

Irena, Janusz Szewińscy

wysokogórskich, zakończone sukcesami, były możliwe za sprawą odporności i wielkiej pracowitości: „Mój mąż, a zarazem trener, śmiał się ze mnie, że jestem pilna aż do przesady. I nawet wtedy, gdy była plucha albo mróz i zaspy śniegu, wychodziłam na dwór, żeby zrealizować zaplanowaną jednostkę treningową. Wiedziałam, bowiem, że tylko drogą systematycznych przygotowań można dojść do sukcesu.

Irena, Janusz Szewińscy

Irena, Janusz Szewińscy

A z treningu w ekstremalnych warunkach atmosferycznych wracałam szczególnie zadowolona, wiedząc, że mnie to przybliża do sukcesów w letnim sezonie.”

Kolejnymi startami były halowe zawody w Belgradzie w roku 1969- Europejskie Igrzyska Halowe w Lekkiej Atletyce. Tutaj zdobyła trzy medale.

W 1970 r Irena urodziła syna Andrzeja, wystartowała w Uniwersjadzie w Turynie, zaś w 1971 podczas Halowych Mistrzostw Europy stanęła na podium w skoku w dal.

Mimo sukcesów sportowych Irena Szewińska spotykała się w swoim życiu z ostrą krytyką. Bolesne słowa nie dotyczyły jednak niepowodzeń

Bal Mistrzów Sportu

Bal Mistrzów Sportu

sportowych, czy zachowania na bieżni, które nigdy nie wymknęły się kategoriom fair play. Ataki dotyczyły… korzeni sportsmenki. Rodzice Ireny Szewińskiej byli Żydami, ona sama nigdy nie ukrywała swego pochodzenia, z prostego powodu – dla niej ważny był tylko sport.  Niestety, na fali rozpętanej wtedy, a rozpoczętej w marcu 1968 roku, antysemickiej nagonki i masowej, przymusowej emigracji osób pochodzenia żydowskiego –  Szewińskiej odmawiano prawa do reprezentowania kraju na igrzyskach.

Postanowiła  jednak nie poddawać się i pokazać przeciwnikom swoją klasę. Okazja nadarzyła się dopiero w 1972 roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Atak terrorystycznej organizacji palestyńskiej „Czarny Wrzesień”, w wyniku, którego zginęło dziesięciu  izraelskich sportowców, zamienił święto sportu w koszmar. Ale prezydent MKOl Avery

Irena z synem

Irena z synem

Brundage  ogłosił:

„Igrzyska muszą toczyć się dalej”.

Irena Szewińska, która na krótko przed igrzyskami olimpijskimi  urodziła syna, nie była jeszcze  w pełnej formie, mimo to zdobyła brązowy medal na 200

Irena w Pałacu Prezydenta Francji Paryż 1975

Irena w Pałacu Prezydenta Francji Paryż 1975

metrów.
W 1974 r pierwsza dama polskiej lekkiej atletyki była  w… Pałacu Elizejskim na wielkiej gali poświęconej właśnie Jej! Tak o tym wydarzeniu napisała pani Joanna Bielas cytuję:

„…Skąd te zaszczyty? Została uznana za sportową osobowość numer jeden przez Polską Agencję Prasową i Francuską Akademię Sportu. Nagrodę wręczał jej sam prezydent Francji Valery Giscard D’Estaing. Było to spotkanie niezwykłe – rok 1974 nie był rokiem igrzysk, gdy olimpijczycy z natury rzeczy są w centrum zainteresowania. Jednak w karierze Szewińskiej był to rok pełen wrażeń: „Szłam od zwycięstwa do zwycięstwa. W biegu na 400 metrów, jako pierwsza kobieta przełamałam barierę 50 sekund.

Podczas wernisażu z prawej Janusz Szewiński

Podczas wernisażu z prawej Janusz Szewiński

Największą wówczas rywalkę w sprincie Renate Stecher z NRD pokonałam najpierw w Berlinie na 100 metrów, a potem w Poczdamie na 200 metrów, ustanawiając tam rekord świata 22,0, który ostatecznie ogłoszono w wersji elektronicznej, jako 22,21 sekundy. Gdyby zostały wzięte pod uwagę ręczne pomiary sędziów, przeszłabym zapewne do historii, jako pierwsza sprinterka,

Jan Paweł II i Irena Rzym 1979

Jan Paweł II i Irena Rzym 1979

która zeszła poniżej 22,0. Pamiętam, że publiczność poczdamska po prostu oniemiała, widząc, jak wpadam na metę o dobre sześć metrów przed Stecher. Na stadionie zapadła nagle niesamowita cisza.”- wspomina medalistka. Milczenie przerwał dopiero działacz światowej lekkiej atletyki Holender A. Paulen, który zauważył wtedy: „Bieg Ireny Szewińskiej jest lotem. To, co robi, jest piękne, a jednocześnie przerażające dla rywalek. Biegną z nią, lecz wiedzą, że zostaną pokonane.”

CDN.

W tekście wykorzystałam zdjęcia Janusza Szewińskiego, Leszka Fidusiewicza, Jana Rozmarynowskiego i moje własne

 

Wola. Ludzie i historie książka wydana przez Urząd Dzielnicy Warszawa Wola

Wola. Ludzie i historie
książka wydana przez Urząd Dzielnicy Warszawa Wola

Kilka dni temu otrzymałam pismo z Dzielnicy Warszawa Wola podpisane przez Burmistrza panią Urszulę Kierzkowską. Było to zaproszenie na spotkanie w dniu 28 lutego 2014 r. w piątek w Domu Kultury „Działdowska” przy ul. Działdowskiej 6 o godz.18.00.

W zaproszeniu przeczytałam „… Dziękując za wkład w ocalenie materiałów archiwalnych dotyczących Woli oraz propagowanie wiedzy o historii Dzielnicy, zapraszam wraz z osoba towarzyszącą, na premierę książki ”Wola. Ludzie i historie”.  W programie spotkanie z autorem Jarosławem  Zuzgą, występ Grupy Teatralnej „Warszawiaki” i „Jak ta lala band”, „Historia z dreszczykiem!  O sprawach dziwnych strasznych i niewytłumaczalnych, czyli jak straszyło na Skierniewickiej. Od piwnicy aż po strychy” – Janusz Dziano – Stowarzyszenie Gwara Warszawska.

Ubrani odświętnie pojechaliśmy z Andrzejem na spotkanie. Na sali był tłok, wszystkie miejsca zajęte. Po kilku minutach zapanowała rodzinna atmosfera spotkania wielu osób, które po latach spotykają się ponownie. Właściwie jedynymi osobami spoza kręgu ludzi z Woli byliśmy my, ja i Andrzej, którzy mieszkamy w Aninie.

Musze dodać, że tylko ja z rodzicami mieszkałam przez dziesięć lat na Woli. Pisałam o tym w moich postach:

http://www.okiemjadwigi.pl/pradziadek-szczepan/ ;http://www.okiemjadwigi.pl/warszawa-jakiej-nie-znacie/http://www.okiemjadwigi.pl/ulica-leszno-swierczewskiego-solidarnosci/, http://www.okiemjadwigi.pl/ocalic-od-zapomnienia-zajezdnia-„inflancka”/

Na scenie od lewej Jarosław Zuzga autor książki i Burmistrz Dzielnicy warszawa Wola Urszula Kierzkowska

Na scenie od lewej Jarosław Zuzga autor książki i Burmistrz Dzielnicy warszawa Wola Urszula Kierzkowska

http://www.okiemjadwigi.pl/cmentarze/ ; http://www.okiemjadwigi.pl/dlaczego-muranow/ ; http://www.okiemjadwigi.pl/muranow/; http://www.okiemjadwigi.pl/zaproszenie/ ; http://www.okiemjadwigi.pl/tamte-prywatki-i-palac-kultury/ ; http://www.okiemjadwigi.pl/warszawskie-dzieci-pojdziemy-w-boj/

Pisząc wspomnienia o Warszawie o Woli, starałam się przybliżyć wszystkim czytelnikom lata widziane oczami dziecka, które po II wojnie światowej  przyjechało do miasta, którego prawie nie było. Bo przecież nie można nazwać miastem stert gruzów, ulic zawalonych cegłami, gdzie tylko od czasu do czasu widać było dymy wijące się pośród gruzów, znak, że tam ktoś mieszka. Do takiej zrujnowanej Warszawy powrócili moi rodzice, ojciec Warszawianin z dziada pradziada i matka ze wsi kieleckiej. Poznali się na robotach przymusowych w Niemczech i na kolejne sześćdziesiąt pięć lat stali się nierozłączni, małżeńskie więzy i dwoje dzieci ja i mój brat Zbyszek. O tamtych pierwszych latach są moje wspomnienia.

Pan Jarosław Zuzga przeczytał moje wpisy a właściwie jeden z nich o” Zajezdni autobusowej Inflancka”. Jarek jest jednym z redaktorów portalu „Okno na Warszawę” znajdującego się również na FB. I tak od słowa do słowa, przysłał mi propozycję, aby z tych moich wspomnień wyłuskać to,

Zofia Zboralska i autor Jarosław Zuzga

Zofia Zboralska i autor Jarosław Zuzga

co najbardziej charakterystyczne i napisać wspomnienia dla potrzeb wydawanej książki o historiach ludzi z Woli. Ucieszyłam się i w kilka dni później komplet moich wspomnień wylądował w poczcie elektronicznej Jarka.

Teraz już wszystko jest jasne, wspomnienia, Jarek, i to zaproszenie. Nie tylko ja zostałam poproszona o napisanie wspomnień dla potrzeb książki „Wola. Ludzie i historie”.  Podaję nazwiska wszystkich osób, które podzieliły się swoimi historiami: Maria Bagińska, Tadeusz Ciepliński, Marta Domagała, Janusz Dziano, Józef Grabalski, Jerzy Janowski, Marcin Kęska, Edward Kołodziejczyk, Dorota Kukuć, Krzysztof Lipnik, Janina Mańkowska, Danuta Marcinkiewicz, Artur Nadolski, Martyna Pluciak, Wiktor Raczkowski, Paweł Starewicz, Grzegorz Towalski, Leonarda Wiankowska, Maria Kalina Zalewska, Zofia Zboralska, Antonina Zbyszewska- Mildner, Edward Żywiołowski oraz użytkownicy Portalu Stowarzyszenie Obrony Pozostałości Warszawy „Kolejka Marecka”

Początek spotkania był bardziej oficjalny gdyż pani Burmistrz podziękowała wszystkim, którzy podzielili się dla potrzeb książki swoimi przeszłymi wspomnieniami i w dowód uznania wręczyła Dyplomu a także książki „Wola. Ludzie i historie”.

zaproszeni goście Dom Kultury "Działdowska"

zaproszeni goście Dom Kultury „Działdowska”

 

Na zakończenie części oficjalnej skorzystałam z okazji zapraszając obecnych do odwiedzenia mojego bloga, na którym będzie można przeczytać niniejszy reportaż.

Wieczór upłynął nam w miłej atmosferze wspomnień, występu artystów, opowieści dziwnej treści i spotkaniu przy kawie i ciastkach. Był czas na poznanie się, na wymianę zdań i wspomnień a także czas na niespodzianki, jakie w takich sytuacjach gotuje nam los. Otóż jednym z uczestników spotkania był pan Janusz Dziano, który promuje Wolę w Internecie na FB pod Nickiem „Jestem z Woli”. Pana Janusza poznałam wirtualnie już dawno, wymieniamy komentarze i jak się okazuje jest on jednym z czytelników mojego bloga od dawna, zresztą skomplementował mnie i sposób mojego pisania. Bardzo dziękuję!

Drugie miłe spotkanie to możliwość poznania pani Zofii Zboralskiej ( z d. Skirzyńska), która mieszkała przy ul. Mszczonowskiej na Odolanach.

mój dyplom

mój dyplom

Poznaliśmy też przedstawiciela Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaciół Warszawy panią Grażynę Dworakowską. Bogatsi o spotkania z ludźmi, mieszkańcami Woli, o wspomnienia, obiecując sobie kolejne spotkanie powróciliśmy do domu.

 

Cieszę się, że mogłam wziąć udział w tym projekcie pod patronatem Gminy Warszawa Wola.

 

Mam nadzieję, że podobne wydawnictwo powstanie przy pomocy ludzi żyjących w Aninie dla potrzeb Osiedla Anin  Gminy Wawer.

http://oknonawarszawe.pl/blog/wola-ludzie-i-historie

 

 

 

 

 

 

 

Wywiad: z  Małgorzatą Gutowską Adamczyk rozmawia Justyna Gul  

Edouard Manet (1832-1883- Olimpija 1863 naga kobieta  Victorine Meurent

Edouard Manet (1832-1883- Olimpija 1863 naga kobieta Victorine Meurent

Pisze pani o paryskim Salonie, powstaniu impresjonizmu, zatem nie sposób nie zapytać o tych wielkich, którzy ujmują panią za serce-Degas? Cassat? Boudin?

Boudina bardzo lubię, te jego sceny plażowe, to niebo podczas zachodu słońca, mogłabym oglądać godzinami i nim jeszcze dostałam od Wydawnictwa „Nasza Księgarnia” projekt okładki, miałam jeden z jego obrazów na pulpicie komputera. Bardzo jestem przywiązana do Maneta. Może nawet nie tak do jego obrazów (niech mi to wybaczy!), co do życia, jakie wiódł. Było to modelowe życie malarza. Z czułością myślę o walce, jaką toczył o swoje dzieło, i jak umarł, nie doczekawszy się uznania tych, na których mu najbardziej zależało- członków Akademii, czyli tak zwanych Zielonych Fraków. Podziwiam kobiety malarki, które podążały za swym powołaniem, nie zważając na to, że ktoś okrzyknie je dziwaczkami. Niektóre, jak Louise Abbema, zyskały nawet rozgłos. Bardzo lubię wszystkich malarzy „paryskich”, a zwłaszcza tych, którzy malowali Montmartre tamtych czasów, wioskę zawieszoną nad Paryżem, gdzie chodziło się na potańcówki. To oni byli moimi przewodnikami,

Edouard Manet (1832-1883) Śniadanie na trawie 1863 obraz wystawiony w Salonie Odrzuconych

Edouard Manet (1832-1883) Śniadanie na trawie 1863 obraz wystawiony w Salonie Odrzuconych

pokazywali mi miasto, jakim było a jakiego próżno by dziś szukać. Wśród nich mamy Corota, Van Gogha, Utrilla, Caillebotte’a, ale również mniej znanych Berauda, Steina, Cortesa. Nie sposób wymienić wszystkich.

Le Chic Parisien, – czym jest dla pani ów szyk paryski? To moda? Styl bycia?

To styl bycia. Paryżankom zazdrościmy wyczucia smaku, stylu, może być bycia w centrum wydarzeń, tu, gdzie rodzi się moda. Paryż wart jest mszy. Pamiętam jak bardzo starałam się dobrze ubrać, kiedy jechałam tam w 1988 roku, jak zależało mi, by nie wyróżniać się na ulicy, być, choć odrobinę paryżanką.

Tworząc Cukiernię Pod Amorem, przeczuwała pani, że wykorzysta w nowej książce nie tylko znane czytelnikowi miejsca, lecz także epizodyczną przecież postać z sagi?

Pomysł narodził się później. Podobnie jak czytelniczki nie miałam ochoty opuszczać Gutowa, szukałam, więc jakiegoś pretekstu, aby tam jeszcze wrócić. Zakończenie sagi w 1995 roku pozwalało mi zajrzeć na scenę wydarzeń, choćby tylko po to, aby dopowiedzieć czytelnikom, co zostało pozostawione ich

zdjęcia pani Małgorzaty Gutowskiej Adamczyk wykonane do poszczególnych winiet Jej książek

zdjęcia pani Małgorzaty Gutowskiej Adamczyk wykonane do poszczególnych winiet Jej książek

wyobraźni. A wycieczka do Paryża?  Cóż, która z nas o niej nie marzy…

Ta olbrzymia wiedza o Paryżu z tamtych czasów to wynik do miłości do kraju? Owoc długich poszukiwań? Podróży do Francji? Jak zbierała pani materiały, by móc oddać ducha tamtej epoki?

Francuska kultura niezmiennie mnie fascynuje, podróż odbyłam tylko jedną, nieco ponad dwutygodniowy pobyt w Paryżu zawdzięczam mężowi, który mnie tam zaprosił za zaoszczędzone ze stypendium ministerialnego pieniądze. Poszukiwania materiałów odbywały się na bieżąco, pomagała mi w nich czytelniczka Cukierni pod Amorem, z którą nawiązałam kontakt w sieci, Marta Orzeszyna. Jest z wykształcenia romanistką, wielką fanka kultury francuskiej i przez dziesięć lat mieszkała w Paryżu. Ona też robi kwerendy, jako ze czas nagli, a moja francuszczyzna nie jest dość biegła. Bez jej pomocy powieść nie byłaby tak doprawiona ciekawymi szczegółami, za co jej składam wielkie podziękowanie!

W Cukierni Pod Amorem każde słowo przesycone jest zapachem i smakiem wspaniałych wypieków. Również w podróży do miasta świateł  cukier dedyk 001mamy nie tylko francuskie dania, lecz także znakomita kuchnię w hotelu w Zajerzycach, no i oczywiście apetyczne jagodzianki z Gutowa. Czy popularna autorka, która, na co dzień ma mnóstwo obowiązków związanych z promocją tytułów, spotkaniami, która pisze jednocześnie kolejne książki, sporo czasu poświęca na zajmowanie się domem? Kiedy czyta się pani książki, odnosi się wrażenie, że jedzenie jest dla pani ważne, jako pewien symbol-ciepła? Rodziny? Kultury?

Właśnie tak rozumiem jego rolę, jest częścią naszej kultury i jedną z wielkich, obok czytania, moich przyjemności. Lubię gotować i piec, zresztą jestem do tego zmuszona, jako pełnoetatowa pani domu, a najprzyjemniejsze są dla mnie momenty, kiedy mówię do starszego syna: ”chyba cos mi nie wyszło”, a on z czułością komentuje: „Tobie zawsze wychodzi”. Moi domownicy lubią moją kuchnię, co sprawia mi niezmiennie taka sama radość.

Mówiąc o Paryżu, mieście świateł, ale tez i mieście miłości, nie uniknie Pani pytania o miłość. Przy okazji promocji powieści dla młodzieży Wystarczy, że jesteś stwierdziła pani ze miłość nie jest lukrowanym obrazkiem i wymaga pracy obojga partnerów. W Cukierni Pod Amorem czy Podróży do miasta świateł dostajemy podobny obraz. Jak to, zatem z ta miłością jest? Czy pani ma dla swoich czytelników receptę na udany związek albo szalona miłość? A może to jest to samo?

Bardzoróz a 1 2 001 bym chciała mieć taka receptę i na pewno bym się nią hojnie dzieliła. Niestety, coś takiego nie istnieje. Szalona miłość trwa kilka dni, tygodni, miesięcy, żywi się oddaleniem, niemożliwością, sprzyjają jej wszelkie zakazy i tabu. Kiedy te nie obowiązują i wkracza codzienność, miłość dość szybko się ulatnia. Powstają swary, bo ludziom rzadko udaje się ustalić priorytety w związku. Dochodzi czasem brak równowagi w obowiązkach, niedopasowanie seksualne i dramat gotowy. Udany związek to symetryczna budowla, dzieło obojga partnerów. Czasem wychodzi im krzywa wieża, która oby nie runęła. Szalona miłość zdarza się nie tylko w powieściach, również w życiu, i jest wielka siłą, burzą, która nas unosi. Gdy niebo się rozpogodzi, odnajdujemy się na spokojnym morzu lub na dnie…

Bardzo pani dziękuję za poświęcony czas i ten spacer ku miastu świateł.

Dziękuję za rozmowę i zapraszam wszystkie czytelniczki na spotkanie z Różą z Wolskich!

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.