Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Historia’

Andrzej Szalewicz, pierwszy Prezes Polskiego Zwiazku Badmintona,  Prezes PKOL w latach 1991-1997Polski Związek Badmintona powołano w dniu 7 listopada 1977 r.  podczas I Walnego Zjazdu, który odbył się tego właśnie dnia w sali Klubu „Olimp” OPO Warszawa na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Zanim jednak do tego doszło i zanim zebrano wszelkie dokumenty, w tym samym roku w dniu 29 maja spotkali się w Głubczycach działacze, przedstawiciele klubów i podpisali deklaracje o przystąpieniu do Polskiego Związku Badmintona. Jak napisał w relacji z tego spotkania Julian Krzewiński: ”… gdy przewodniczący zebrania Jerzy Wrzodak zaprosił do podpisania deklaracji członkowskich założycieli PZBad, przedstawicieli 9 klubów sportowych, nastąpiła przez moment wiele mówiąca cisza. W tej doniosłej chwili starszym działaczom zwilżyły się oczy, a na twarzach młodych wyczytać można było radość i zadowolenie, że nareszcie, że to prawda, że będą traktowani na równi ze swymi kolegami z innych dyscyplin sportowych, że ich dyscyplina nie będzie gorsza od innych…”.  Deklaracje członkowskie w kolejności podpisali przedstawiciele następujących klubów:

Bolesław Zdeb ZKS Polonia Głubczyce, Mieczysław Zyśk SKS Start Gdynia, Roman Słota KS Stal Brzezinka Mysłowice, Jerzy Suski KS Stal FSO Warszawa, Andrzej Szalewicz KS Stal FSO Warszawa, Marian Krasowski

badminton "retro"

badminton „retro”

BZKS Chrobry Opole, Eugeniusz Jaromin KS Unia Bieruń Stary, Jerzy Szuliński GHKS Bolesław Bukowno, Wiesław Tomaszewski AZS Katowice, Janusz Musioł AZS AWF Wrocław. Na zebraniu przyjęto także projekt statutu związku. Poinformowano również wszystkich obecnych o sprowadzeniu z Chin przez CHPiS w Łodzi, lotek piórkowych „Pioneer” – 60.000 granatowych przeznaczonych do treningu i 60.000 zielonych przeznaczonych do gier turniejowych. 27 lipca w Restauracji „Adria” w Warszawie tymczasowy Zarząd PZBad w składzie: Andrzej Szalewicz, Julian Krzewiński, Jerzy Wrzodak (w skład

Rok 1998 odznaczenia dla ludzi sportu p.  Irena Szewińska i Jadwiga Ślawska Szalewicz

Rok 1998 odznaczenia dla ludzi sportu p. Irena Szewińska i Jadwiga Ślawska Szalewicz

tymczasowego Zarządu wchodzili też: Janusz Musioł, Eugeniusz Jaromin) spotkali się z sekretarzem generalnym Polskiego Związku Szermierczego Jadwigą Ślawską aby nakłonić ją  do profesjonalnego poprowadzenia nowo powstającego Związku. Było to decydujące spotkanie. W dniu 27 sierpnia 1977 r decyzję nr 6010/397/77 III

Wydział Spraw Wewnętrznych Urzędu m.st. Warszawy postanowił wpisać do Rejestru Stowarzyszeń i Związków pod numerem 1011 POLSKI ZWIĄZEK BADMINTONA.

I tak zaczęły się przygotowania do I Walnego Zjazdu powołującego Polski Związek Badmintona, Zarząd i Komisję Rewizyjną, który odbył się 7 listopada 1977 roku, 37 lat temu.

O narodzinach Polskiego Związku Badmintona

Z okazji 37 rocznicy o historii powstania Polskiego Związku Badmintona opowiadała

Jadwiga Ślawska Szalewicz

 

 

 

Rozmowa z Zbigniewem Adrjańskim o Polesiu, o jego ojcu Stanisławie Adrjańskim oraz o tym jak mój rozmówca został „ekspertem od dróg wodnych” 

Okiem Jadwigi

Polesia Czar Wspomnienia, Gawędy, Opowieści

Polesia Czar
Wspomnienia, Gawędy, Opowieści

Wspomnienia, gawędy, opowieści z Polesia wydane w książce pt. „Polesia czar”, z piękną ilustracją twego ojca na okładce (dworek szlachecki na Polesiu, gdzieś w mohylewskiej guberni) budzi duże zaciekawienie?

Zbigniew Adrjański

Książkę wydało wydawnictwo „Marpress”, z Gdańska bardzo zasłużone dla Gdańska i kultury kresowej. Bo w Gdańsku, Sopocie na Wybrzeżu mnóstwo jest kresowiaków. Wiem to zresztą od dawna. Moja rodzina przyjechała tu jeszcze w maju 1945. Toteż moja książka cieszy się na Wybrzeżu znacznym zainteresowaniem. Mam też osobiste wypowiedzi na jej temat od różnych znajomych.

O.J.  A co ludzie mówią o Twojej książce?

Z.A. Mówią, że jest nostalgiczna. Opisuje lata mego dzieciństwa, na Polesiu, którego już nie ma. Moich biskich i kochanych. Dom babci, W którym się wychowałem. Słowem lata „sielskie i anielskie”, które jednak wcale takie nie były? Bo już wkrótce wybuchnie wojna polsko – niemiecka, która strasznie wygląda w Brześciu nad Bugiem, obok „Twierdzy”. I zaraz potem napaść sowiecka na Kresy 17 września 1939.

O.J. Czy ty to wszystko opisujesz?

Z.A. Nie, chyba nie opisuję, bo programowo nie jest to książka martyrologiczna. Jest wiele książek z okresu wojny, okupacji sowieckiej i niemieckiej, na Kresach. Strasznych wydarzeń, jakie tam przeżyła ludność polska. Opisuję jednak inny okres, wcześniejsze lata. Jeśli tam są jakieś moje okupacyjne wspomnienia – to, dlatego, że nie sposób się od nich uwolnić. Na spotkaniach autorskich, mam za to okazję do wielu poważnych rozmów na ten temat. A nawet dyskusji. Pyta głównie młodzież. Starsi odpowiadają. Ja też słucham. Czasem tylko kieruję dyskusją na te

Stanisław Adrjański

Stanisław Adrjański

bolesne tematy. Chociaż jak powiadam: moja książka to gawędy kresowe, w stylu pana – wańkowiczowskim, choć są inne zawistne porównania krytyków i recenzentów.

O.J.  Powiedz, o czym rozmawiają kresowiacy? Jaka siła tajemna, was łączy?

Z.A. Uśmiechamy się przede wszystkim do wspomnień. Każdy do swoich. Ale do moich wspomnień też się ludzie uśmiechają. Łączą nas wspólne obrazy, pejzaże, język kresowy, który czasem naśladuję. A raczej sposób mówienia, albo intonacja tylko! Jeżeli ktoś myśli, że wieczór kresowy- to zgromadzenie „rewizjonistów” czy „rewanżystów” z, pośród których ktoś zaraz wstanie i ryknie do zebranych, „Mości Panowie! Na Kowno!” to się grubo myli Panuje nastrój łagodnej melancholii.

O.J. Nikt z was nie chce odbierać Łukaszence, czy Litwinom swoich włości?

Z.A. Ja myślę, że wśród moich Czytelników – mnóstwo jest takich, którzy nawet swoich „papierów nadbużańskich” do tej pory nie odebrali? Kresowiacy to na ogół, po tej i tamtej stronie Bugu -to ludzie biedni, starzy, często kobiety i wdowy, mało zresztą zaradne starsze panie. Nie stać ich na drogie wycieczki na Kresy, do miejsc swego urodzenia. Na bywanie w drogich kawiarniach i restauracjach kresowych, które wyrastają jak „grzyby po deszczu”, ale tylko z nazwy są kresowe. byłem zresztą niedawno w takiej „karczmie kresowej”, która chciwa jest na pieniądze. Kresowa z nazwy

Stanisław Adrjański z motorniczym płyną na inspekcję dróg wodnych

Stanisław Adrjański z motorniczym płyną na inspekcję dróg wodnych

mało zachęcająca do kolejnych odwiedzin i autora i moich czytelników, którzy tam byli ze mną, zaproszeni na takie kresowe spotkanie – oskubano nas tego wieczoru strasznie, z „wszelkiej waluty”.

O.J. Nie trzeba było się zgadzać?

Z.A. Ale jak odmówić takiemu zaproszeniu, kiedy jeszcze wcześniej zgromadzono tam moich czytelników? A nawet wysłano do podpisu moje książki. Jest zresztą w kraju duża tęsknota do takich spotkań, zgromadzeń kresowych, do miejsc gdzie gromadzą się kresowiacy. Dziwne, że nikt tego nie zauważył Gdybym był młodszy, założyłbym dużą partię kresową, został posłem, albo senatorem. A tak można tylko pomarzyć.  W Polsce, nie ma zresztą popularnej gazety kresowej czy wydawnictwa, które żyć może sobie spokojnie, ze wznowień przedwojennych książek kresowych pisarzy. Nie ma oczywiście Muzeum Kresowego. Nie ma Instytutu Polskich Kresów Wschodnich, na którymś z uniwersytetów. A to już poważne niedopatrzenie. Czy też, po prostu strach przed tym, co o nas powiedzą sąsiedzi, na wschodzie.

O.J. A co powiedzą, rzeczywiście, nasi sąsiedzi, z drugiej strony Bugu.

Z.A. Pewnie powiedzą, że „polskim panom” zachciewa się: „Polski od morza do morza”. Dlatego boimy się tworzenia takich instytucji. Boimy się dokumentacji na ten temat i wiedzy o tym:, co właśnie Polska wniosła do kultury i nauki dawnych Kresów wschodnich. Tam gdzie obecnie

Zbigniew Adrjański prowadzi wieczór autorski p.t. Polesie którego już nie ma – w towarzystwie : Adrianny Godlewskiej Młynarskiej

Zbigniew Adrjański prowadzi wieczór autorski p.t. Polesie którego już nie ma – w towarzystwie : Adrianny Godlewskiej Młynarskiej

są inne państwa, narody (po przesiedleniach) czy uniwersytety. A coś przecież z naszego wkładu w kulturę tych regionów zostało.

O.J.  Na twoich imprezach autorskich pojawiła się też wystawa fotograczna pt. „Polesie, którego już nie ma”, ze zbiorów ojca twojego Stanisława Adrjańskiego. Inspektora dróg wodnych na dawnym Polesiu. W Muzeum Niepodległości, w Warszawie gdzie tę wystawę prezentowałeś, wzbudziła ona ogromne zainteresowanie.

Z.A. Przypadkowo odnalazłem ten album w dokumentach po śp. moim zmarłym w roku 1969 ojcu, Stanisławie Adrjańskim i powiększone z tego albumu zdjęcia, znalazły się na tej wystawie, pod osobistym zresztą patronatem marszałka Struzika, który ostatnio tak jak wiele osób i marszałków z innych województw deliberuje nad tym jak przywrócić żeglugę na Wiśle? A może nawet udrożnić Wisłę tak, żeby powstała magistrala Wielka wodna: Gdańsk – Morze Czarne. A nawet droga wodna przez kanał bydgoski, inna jeszcze magistrala łącząca: Berlin z Elblągiem, Królewcem czy Kłajpedą. Pisze o tym obszernie „Dziennik Bałtycki” i prasa pomorska. Chociaż debata na ten temat jakby ucichła, po wydarzeniach na Ukrainie. Ale od tego czasu, gdy wystawa „Polesie, którego już nie ma” pokazana została w Muzeum Niepodległości (dopytują się o nią również inne muzea tym tematem zainteresowane!) uchodzę za „eksperta w dziedzinie dróg wodnych”. Sytuacja dojrzała. Zakończyliśmy właściwie pierwszy etap budowy autostrad w Polsce. Ale już widać, że na tym się nie skończy. Od

Publiczność, w Muzeum Niepodległości oklaskuje autora

Publiczność, w Muzeum Niepodległości oklaskuje autora

pierwszego dnia włączenia ich do ruchu, jeżdżące tiry, niszczą nowe asfalty i obwodnice. Drogi nadal są zatkane. Przejazdy graniczne zatkane lub co rusz zatykane. Ilość tirów i ciężarówek przewożących wielkie gabaryty, będzie narastać. Wszystko to: rudę żelazną, węgiel, wielkie kłody drzewa, maszyny rolnicze, nowe samochody ładowane na przyczepy – można spławiać wodą. Rozładować drogie autostrady. Udrożnić Wisłę. To samo zresztą dotyczy zboża, kartofli, buraków, koni i, bydła wożonego w dalekie trasy, na tirach. Czy to jest humanitarne? Setki zwierząt przebiega codziennie przez drogi i autostrady. Ginie w wypadkach. Ekolodzy mówią, że pogłębiarki i kopanie wałów nad Wisłą zagraża lęgom ptasim albo żerowiskom bobrów.

O.J. Jesteś za regulacją Wisły?

Z.A. Jestem za regulacją Wisły oraz innych rzek w Polsce, które płyną niewykorzystane ku morzu, brudne, zatrute i zaniedbane. Jestem za umiarkowaną regulacją rzek i budową kanałów, które dadzą ludziom zatrudnienie, pozwolą na budowę małych elektrowni wodnych, budowę zbiorników wodnych, które zapobiegną powodziom. To wszystko kosztuje znacznie mniej niż obecna budowa dróg, autostrad, czy nowych szybkich linii kolei żelaznych. Nie dajmy się zwariować tym, którzy twierdzą, że przewozy tirami czy pociągami są tańsze? Nie mówiąc już o tym, że w Polsce ginie ok. 3,5 tys. ludzi rocznie w wypadkach drogowych. Odszkodowania z ubezpieczenia na życie, ubezpieczenia od powodzi – wynoszą dziesiątki miliardów złotych w Polsce. Wielki skarb narodowy, jakim są drogi wodne niezwykle zresztą usytuowane w Europie, jakby specjalnie stworzone do przewozów – dla całego europejskiego kontynentu. Są niewykorzystane. Zablokowane do przewozów również dla innych krajów. Wynajmujmy może nasze drogi wodne innym, którzy to bogactwo wód bezustannie płynących do morza – potrafią wykorzystać. Chociaż to trochę jednak szkoda.

O.J.  Zbyszku, dziękuję za rozmowę.

 

dr Maria Rotkiewicz

dr Maria Rotkiewicz

Kilka dni temu napisałam post o klubie AZS AWF Warszawa- moim pierwszym wielkim klubie sportowym, w którym zaczynałam swoją przygodę ze sportem. Obiecałam wszystkim krótką notkę dotycząca książki- albumu, którego autorem jest dr Marii Rotkiewicz.  Nie umiem pisać krótkich notek, stąd pozwoliłam sobie na zacytowanie tekstu mojego kolegi Henryka Urbasia, rzecznika prasowego PKOL: „ Dociekliwość i rzetelność dr Marii Rotkiewicz jest znana. Kolejnym jej potwierdzeniem jest właśnie ta, licząca przeszło 350 stron, starannie wydana publikacja. W oparciu o materiały archiwalne przebogaty materiał fotograficzny wyszperany nie tylko w zasobach klubowych, ale i wielu zbiorach prywatnych, wreszcie wspomnienia samych uczestników opisywanych wydarzeń- spod pióra pani Marii wyszła wspaniała monografia sportowej aktywności bielańskiej AWF i jej klubu AZS. Klubu, który wychował i do wysokiej formy reprezentacyjnej doprowadził

od lewej prof. Stanisław Tokarski wielokrotny mistrz w judo, Jadwiga , Waldemar Sikorski b.trener kadry narodowej w judo wszyscy AZS AWF Warszawa

od lewej prof. Stanisław Tokarski wielokrotny mistrz w judo, Jadwiga , Waldemar Sikorski b.trener kadry narodowej w judo wszyscy AZS AWF Warszawa

dziesiątki wybitnych zawodników- późniejszych mistrzów olimpijskich, czempionów Europy i świata. Klubu, w którym przez lata pracowało (zresztą pracuje nadal) niemało najwyższej klasy szkoleniowców. Praca ta prezentuje sięgające jeszcze okresu międzywojennego sportowe tradycje poprzednika AWF, czyli CIWF, a potem kolejne sekcje działające po 1949 roku w ramach uczelnianego klubu AZS, a było ich łącznie -bagatela- aż 29! Zawodnicy, trenerzy i

sekcji judo AZS AWF Warszawa od lewej Roman Kwaterski, Stanisław Tokarski, Włodzimierz Lewin, Antoni Zajkowski srebrny medal IO Monachium 1972, Jadwiga i Waldemar Sikorski trener judo

sekcji judo AZS AWF Warszawa od lewej Roman Kwaterski, Stanisław Tokarski, Włodzimierz Lewin, Antoni Zajkowski srebrny medal IO Monachium 1972, Jadwiga i Waldemar Sikorski trener judo

działacze- o nich wszystkich oraz o wynikach, jakie dzięki wspólnej zgodnej pracy osiągnęli – można w tej książce przeczytać. A przy okazji powspominać, i to z sentymentem, bo taka lektura wyraźnie odmładza.”

Jedną z takich sekcji, zresztą mistrzowskich była sekcja judo, o której napisałam w poście z dnia 30.05.2014 r. http://www.okiemjadwigi.pl/moj-azs-awf-warszawa/. Druga sekcją, z którą ściśle współpracowałam kilka lat później była sekcja szermierki. Z tymi dwiema byłam bardzo związana emocjonalnie a później zawodowo. Obydwie zostawiły trwały ślad na wiele późniejszych lat mojej pracy w sporcie oraz w tworzeniu nowej dyscypliny – badmintona – w Polsce. Bez edukacji w judo, i w szermierce, bez wielu świetnych trenerów, organizatorów, śmiem twierdzić, że nie osiągnęłabym tego, do czego doszliśmy w badmintonie. Do perfekcyjnej organizacji, do wyszkolenia wielu trenerów, do utworzenia ponad stu sześćdziesięciu klubów, ponad czterystu trzydziestu czterech uczniowskich klubów sportowych, dwudziestu dwóch okręgowych związków badmintona. Do końca roku Związek realizował programy kadry olimpijskiej młodzieży i seniorów, juniorów i młodzików, a także program

szermierze: tyłem Zygmunt Składanowski trener AZS Warszawa, Adam Krzesiński dwukrotny medalista olimpijski w szermierce (1992, 1996) Jadwiga

szermierze: tyłem Zygmunt Składanowski trener AZS Warszawa, Adam Krzesiński dwukrotny medalista olimpijski w szermierce (1992, 1996) Jadwiga

uczniowskich klubów sportowych (tworzenie nowych i dostarczanie sprzętu na rozruch, turnieje uczniowskich klubów sportowych i na zakończenie turniej ogólnopolski na podstawie wyników doposażanie uks-ów w dodatkowe lotki piórkowe, doszkalanie nauczycieli, wydawnictwa opracowanie i wydanie i jako osobny program szkoły mistrzostwa sportowego.  Taki mniej więcej stan organizacyjny Polskiego

autorka a pośrodku Barbara Orzechowska trener szermierki

autorka a pośrodku Barbara Orzechowska trener szermierki

Związku Badmintona był w do końca 2004 roku, bowiem 8 stycznia 2005 zakończyłam pracę zawodową w Polskim Związku Badmintona przechodząc na emeryturę. Historia jednego życia zawarta na kartach klubu AZS AWF Warszawa, Polskiego Związku Judo, Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki, Polskiego Związku Szermierczego i polskiego Związku Badmintona, oraz przez kilka ładnych lat Polskiej Fundacji Olimpijskiej. Wspominam te wszystkie instytucje sportowe, bowiem chce pokazać jak my zawodnicy klubowi, absolwenci AWF trenerzy i działacze dochodziliśmy do swoich małych „mistrzowskich” zadań, wykonywaliśmy je najlepiej jak umieliśmy a wielu z nas dzisiaj jest emerytami. Oczywiście największą ilość stanowili najlepsi i najbardziej utytułowani zawodnicy w różnych dyscyplinach sportowych. Tych mistrzów olimpijskich świata i Europy na stronach książki pojawia się wielu. Każde nazwisko jest warte złotych zgłosek, i o każdym można napisać długa historię, gdyż Akademia Wychowania Fizycznego i jej

Pani dr Maria Rotkiewicz z kolegami z AZS Warszawa

Pani dr Maria Rotkiewicz z kolegami z AZS Warszawa

klub uczelniany AZS Warszawa był i jest kuźnią talentów zawodników, trenerów i działaczy. Dla zobrazowania moich wywodów przytoczę kilka nazwisk moich koleżanek i kolegów z uczelni, z którymi miałam przyjemność pobierać nauki w naszej Alma Mater: Elwira Seroczyńska, Hubert Wagner, Jerzy Kulej, Norbert Ozimek, Danuta Paszczyk, i wielu, wielu innych.

na sali zasiedli znani zawodnicy, trenerzy i działacze AZS AWF Warszawa

na sali zasiedli znani zawodnicy, trenerzy i działacze AZS AWF Warszawa

Wymieniłam tylko tych, z którymi byłam na roku, nie mogę wymienić wszystkich medalistów, gdyż jest ich wielu. I tylko na zakończenie mogę napisać jedno, opisanie ich wszystkich, dołączenie naszych zdjęć, przywołanie wspomnień tych klubowych i osobistych na przestrzeni 60 lat klubu jest godne podziwu! Pani Maria Rotkiewicz pisała tę prace kilka lat, dlatego Jej przede wszystkim należą się nasze gratulacje i serdeczne podziękowania.

A ja powtórzę za panią Prezes Krystyną Lipską-Skład: „… Należy na koniec wyrazić nadzieję, że kolejne edycje historii Klubu AZS-AWF Warszawa nie będą czekały na upływ kolejnych lat i już dzisiaj Zarząd Klubu podejmie wysiłek opisywania kolejnych etapów historii Klubu. Tempus fugit! „

Zdjęcia autorstwa Janka Rozmarynowskiego, któremu serdecznie dziękuję za wyrażenie zgody na ich publikację!

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.