Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Bez kategorii’

śp Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz

To był chmurny dzień, cały czas padał deszcz. Nie byłam zbytnio tym zmartwiona, gdyż w sobotę robiąc zakupy w Lidlu, wrzuciłam do puszki stosowną kwotę większą niż rok temu. Tym niemniej przykro mi było z kilku powodów. Kosma syn Magdy był wolontariuszem i ze swoimi kolegami zbierali datki do puszek. Co to znaczyło dla dziesięciolatków mogła ocenić tylko Magda, która im towarzyszyła i od czasu do czasu sugerowała chowanie się w bramie aby choć na chwilkę ogrzać ręce. Młodzi byli bardzo dzielni, a honor nie pozwalał na stanie w bramach. Szli po ulicach i zachęcali spacerowiczów do wrzucania pieniędzy do puszek. Byli tacy ważni. Przecież od nich również zależała kwota jaką w dniu dzisiejszym uzbiera cała Polska, My wszyscy ci więksi, i ci mniejsi, od nas będzie zależeć ile szpitali otrzyma najnowocześniejszy sprzęt do diagnozy chorych dzieci. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy pod batutą Jurka Owsiaka grała w tym roku już dwudziesty siódmy raz. Cieszyliśmy się z każdej złotówki jaką wpłacano na konta WOŚP a także licytowano na allegro i na stronach WOŚP. Co chwila pokazywano nam jak przyrasta kwota i jest coraz więcej , w pewnym momencie zobaczyliśmy na ekranie telewizora ponad dziewięćdziesiąt dwa miliony. Jaka radość. Dalej nie będę pisała. Zacytuję słowa mojej dwudziestoletniej wnuczki Gabrysi, która napisała na FB

”…27. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy był czymś, na co czeka się z trzepoczącym sercem i coraz szerszym uśmiechem na twarzy. Każdy Polak słyszał, chociaż raz o Owsiaku i Fundacji WOŚP. Większość lekarzy pracuje ze sprzętami i na sprzętach, które mają przyklejone to świetnie rozpoznawalne czerwone serduszko z białym napisem. To serduszko, które oznacza wspólną pomoc Polaków dla Polaków. Ludzi dla ludzi, bez podziałów i bez nienawiści.
Co roku czekam na finał WOŚP, by móc usłyszeć ile uzbieraliśmy razem i ile dobra będzie można sfinansować w nadchodzącym roku. WOŚP zebrał, MY zebraliśmy(!) Już 92 143 798 złotych (teraz, bo na przestrzeni lat ta kwota sięga miliarda złotych) i w czasie, kiedy zwykle widać było na naszych twarzach szerokie uśmiechy, kiedy dało się poczuć tę atmosferę wzajemnej bliskości, cieniem kładzie się smutek i niedowierzanie.

Paweł Adamowicz

Prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz nie żyje. Ta informacja bije w nas zewsząd. Od znajomych, z social mediów, z telewizji, z radia…, Ale czy naprawdę do nas to dociera? Czy naprawdę jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że w środku Europy, w Polsce dochodzi do zabójstwa prezydenta Gdańska z powodu nienawiści do…? Do kogo? Do czego? Od nożownika słychać, że był torturowany przez PO, dlatego prezydent Adamowicz zginął. Czy dopuszczamy do siebie to, że poprzez polityczne zatargi, zginął człowiek? Takie rzeczy działy się lata temu! Takie zdarzenia miały (i niestety mają) miejsce w innych państwach, ale tutaj, w Polsce? Każdy powie „niedorzeczność”.
„To jest momentami dziki kraj”. Tak mówi w swoim oświadczeniu Jurek Owsiak, kilkanaście godzin przed śmiercią pana Pawła Adamowicza; „[…] Bądźmy Polakami, którzy się kochają, którzy mają dla siebie przyjaźń, którzy nie mają w sobie agresji”. Nawołuje założyciel i prezes Fundacji WOŚP.
My Polacy, umiejący łączyć się w najgorszych i tych najlepszych momentach. Umiejący wspierać się i pomagać sobie nawzajem. Daliśmy się otumanić jak dzieci we mgle, w dodatku „znarkotyzowane” jakimiś bezsensownymi gadkami o dwóch Polskach. Bezmyślnie wplątaliśmy się w coś, co doprowadziło do totalnego rozłamu naszej społeczności. Polityka? Polityką, ale w momencie, w którym z jej powodu zabijany jest człowiek, należy się ocknąć. Obudzić się ze snu o powstawaniu z kolan, o walczeniu o to, która Polska jest bardziej lub mniej „mojsza”.
Jesteśmy w środku Europu, w Polsce i na naszych oczach dochodzi do tragedii. Tragedii tym większej, że staje się ona pożywką dla konfliktu politycznego, dla hejtu, który wybucha w Internecie. Tym większej, że staje się ona narzędziem w rękach ludzi, którym polska zawiść i wściekłość jest jak najbardziej na rękę.
„Matka Kurka” czy raczej Piotr Wielgucki jest tylko jedną z osób, które rzuciły się na Owsiaka ze zdwojoną mocą po całej napaści nożownika na prezydenta Gdańska. Cytuję:
„Minęło 14 minut!!! I co robi Owsiak? Drze mordę zgodnie z przepowiednią ‘od 3 lat DZIKI KRAJ…’ Znam go na pamięć! To Twoje dzieło Owsiak, ten bandycki atak w Gdańsku to jest twoja pieczęć – Ruch Wypier…nia Krystyny Pawłowicz w Kosmos. Jesteś zerem Owsiak, absolutnym zerem” – napisał Wielgucki w jednym z wielu wpisów.
Krystyna Pawłowicz też nie popisała się; „Owsiak wzbudza w ludziach wielkie negatywne emocje z powodu skrajnie kontrowersyjnej postawy, szerzenia nienawiści i hejtu, poniżania innych jak też z powodu finansowania z puszek działalności „pozamedycznej”, a przy tym swojej arogancji, że powinien odejść[…]”
Czy takie emocje odczuli ludzie, którzy uczestniczyli w Finale WOŚP w różnych miastach? Nie i to nie jest moje „widzimisię”, a opinie, które słyszę od swoich

WOŚP – Jerzy Owsiak zdj. z Internetu

kolegów i koleżanek oraz moje własne odczucia. Wszyscy kojarzą WOŚP z dobrem, z całą masą uśmiechów, szczęścia i emocji tak ciepłych, że moglibyśmy ogrzać pół Antarktydy, jak nie całą.
Serduszko WOŚP nie jest już czerwone. Jest smutno szare, jak dzisiejsza pogoda, która idealnie oddaje nastroje wielu osób, a w tym i mój.
Zdziczeliśmy. Może czas się obudzić?

 

„Ten jest zboczony, kto sieje nienawiść. Miłość może tylko łączyć.”
Niech spoczywa w spokoju. [*]

Park Joo-Bong trener Japonii

Legendarny badmintonista startujący w latach osiemdziesiątych do połowy lat dziewięćdziesiątych reprezentujący Koreę Południową jest osobą jedyną w swoim rodzaju. Odniósł sukces zarówno, jako zawodnik, a obecnie odnosi wspaniałe sukcesy, jako trener.
Jako zawodnik gier podwójnych wygrał wszystkie największe turnieje, zdobywając przede wszystkim olimpijski złoty medal w 1992 r. Park Joo-Bong jest doskonałym trenerem, zmienił Japonię i wprowadził ją, jako silnego przeciwnika na korty światowego badmintona.
Gwiazda światowego sportu Rajes Paul spróbował prześledzić sekrety sukcesów Parka Joo- Bong.
Dlaczego zostałeś trenerem Japonii?
Dołączyłem do Japonii krótko po Igrzyskach Olimpijskich Ateny 2004. Zawodników japońskich widziałem wielokrotnie przedtem i wiedziałem, że są nieźli. Dysponowali silnym smeczem a poziom ich gry nie odbiegał zasadniczo od najlepszych zawodników na świecie. Nie dysponowali jednak opracowaną strategią i taktyką gry, powoli zacząłem pracować nad zmianami.
Nie mogę uwierzyć, że tak szybko minęło czternaście lat. W tym czasie nauczyłem się języka japońskiego, aby łatwiej porozumiewać się nie tylko z zawodnikami, ale też z trenerami i działaczami.
Czy łatwo było dokonać zmian?
W Igrzyskach Olimpijskich Ateny 2004 brało udział trzynastu zawodników. Z wyjątkiem dziewczyny w grze pojedynczej kobiet, która przeszła do drugiej rundy, wszyscy pozostali odpadli. Mieli wystarczającą ilość punktów, aby zakwalifikować się do igrzysk olimpijskich, ale ich poziom sportowy był niezbyt dobry. Dlatego na początku starałem się zidentyfikować i wytłumaczyć im ich problemy. Wysyłałem zawodników na różnego rodzaju turnieje, poziomem dopasowane do ich gry, w których grali dobrzy

Park Joo-bong trener japonii w akcji

zawodnicy. Chciałem pokazać różnicę w wyszkoleniu pomiędzy nimi a najlepszymi, chciałem również pokazać im, jak bardzo ciężko muszą pracować, aby zmniejszyć odległość od najlepszych. Po pierwsze musiałem zmienić ich sposób myślenia. Następnie zacząłem zmieniać cele treningów.
Na początku było to bardzo trudne, gdyż japoński system treningów był zupełnie różny. Bazowali na treningach w klubach, nie mieli centrum szkoleniowego. Ja chciałem dla najlepszych zawodników centralizacji szkolenia, ale ten punkt stał się przyczyną i celem wojny z klubami. Taka organizacja treningów nie pozwalała na odpowiednią kontrolę szkolenia, a właściwie było ono poza wszelką kontrolą.
Chciałem, aby wyselekcjonowani najlepsi zawodnicy, zostali powołani do składu reprezentacji narodowej, mieli korzystniejsze warunki, bez uczucia, że kluby w ten sposób tracą swoich najlepszych. Pośrodku tej batalii znaleźli się zawodnicy. Ja jednak cały czas pracowałem nad zmianą sposobu myślenia.
Najważniejszym była zmiana w zrozumieniu zarówno zawodników jak i ich klubów, że istnieje właśnie taka potrzeba, aby pójść do przodu i realizować założone i wypracowane plany szkoleniowe.

Thomas Cup dla Japonii

Po około trzech latach zorganizowaliśmy narodowe centrum szkolenia, podobne do NSC (National Sport Council), w którym mieliśmy wszystko, od obsługi niezbędnej w codziennej pracy do centrum medycznego. Teraz zawodnicy spędzali około 100 dni w treningowym centrum, 130 dni było objęte wyjazdami na zawody, pozostałe dni spędzali szkoląc się w klubach. Powolutku zmieniałem system pracy w badmintonie japońskim. Obecnie ( po moich 14 latach pracy w Japonii) kluby są bardzo zaangażowane w pomoc i popierają ten system, mają do nas zaufanie, widząc efekty naszej pracy.
Jakie różnice widzisz u zawodników od czasu, gdy objąłeś kadrę?
Zawodnicy rozwinęli się niesamowicie. Wiedzą jak grać, analizują swoje pojedynki. Spędzamy wiele czasu dyskutując z nimi. Identyfikujemy problem i staramy się rozwiązać je.
Przynosi to wiele korzyści. Początkowo mieliśmy tylko dwóch trenerów: do debla kobiet i mnie. Teraz mam pięciu trenerów dla głównej grupy zawodników i kolejnych pięciu dla drugiej grupy. Sześciu z nich

Kento Momota najlepszy zawodnik Japonii w grze pojedynczej mężczyzn

jest opłacanych przez Japoński Komitet Olimpijski (OCJ). Mamy silna grupę wsparcia. Na zawodach mamy dietetyka oraz trenera (weight coach). Obecnie staramy się zatrudnić również menadżera, który będzie zajmował się logistyką organizacji treningów w NC Badminton wewnętrznym i zewnętrznym transportem zakwaterowaniem podczas zawodów, ponieważ do tej pory ja to robię. Chcę, aby trener zajmował się zawodnikami i treningiem, aby po czternastu latach, gdy osiągnęliśmy sukces, przejął moje zadanie w tej kwestii menadżer z prawdziwego zdarzenia.
Od momentu rozpoczęcia przez ciebie pracy w zarządzie Japońskiego Związku Badmintona zdobyliście medale Igrzysk Olimpijskich a także Thomas Cup.
Tak, pierwszy złoty medal igrzysk olimpijskich Japonia zdobyła po 12 latach mojej pracy. W roku 2016 na IO w Rio.
Była to trudna droga, bo cztery lata po objęciu stanowiska głównego trenera Japonii na IO Pekin 2008 Miyuki Maedo i Satoko Suetsuma weszły do pół finału debla kobiet. Osiem lat później w Londynie 2012 na Igrzyskach Mizuki Fuji/Reika Kakiiwa zdobyły srebrny medal, zaś na IO Rio 2016 debiutantki MitsakiMatsumoto (24 lata) i Ayaka Takahashi (26 lat) zdobyły złoty medal. Uzyskane wyniki pozwoliły na uwiarygodnienie naszej pracy. Zarówno Japoński Komitet

Igrzyska Olimpijskie Rio 2016, złoty medal debel kobiet Mitsaki Matsumoto/Ayaka Takahashi

Olimpijski jak i Japoński Związek Badmintona uwierzyły, że możemy zdobyć jeszcze więcej.
Japoński badminton znalazł się w grupie 13 wybranych sportów. W dalszym ciągu realizujemy założony program szkoleniowy. Zarządzam trenerami, którzy mają taką samą wizję badmintona jak ja. Mój kontrakt został przedłużony do Marca 2021 r. Teraz moją misją jest zdobycie złotego medalu olimpijskiego podczas IO Tokyo 2020. Jeżeli medali będzie więcej tym lepiej, zawsze jest coś do zrobienia.
Japońscy zawodnicy są regularnie w finałach turniejów open, także w tych najsilniejszych organizowanych przez Chiny. Jak to osiągnąłeś?
Nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie. Na początku sądziłem, że pozostanę w Japonii tylko cztery lata. Podczas IO Pekin 2008 pierwszy raz weszliśmy do półfinału debla kobiet (Miyuki Maeda i Satoko Suetsuma). To zmotywowało nasze działania. Byłem przywódcą kierowałem grupą trenerów, którzy mieli taka samą wizje i motywację. Zawodnicy byli zmotywowani a zarządzający badmintonem stali się bardziej pomocni.
Zdobycie złotego medalu Igrzysk Olimpijskich zaplanowałem na 2020 r. Pomyliłem się, gdyż debiutantki Mitsaki Matsumoto/Ayaka Takahashi wygrały złoty medal w Rio 2016 pokonując w finale z Dunki Christinę Pedersen/Kamillę Ryter Juhl wynikiem 2: 1 (18: 21, 21: 9, 21:19) na cztery lata przed zaplanowanym czasem!
Powiedziałeś, że OCJ (Olimpijski Komitet Japonii) i JBA (Związek Badmintona w Japonii) są teraz bardziej pomocni.

Park Joo-bong

Moja pozycja w Japonii była i jest dobra, ponieważ mam dobrą relację z szefem Japońskiego Związku Badmintona, Sekanem Yoshio- wiceprezydentem, z którym studiowałem na Uniwersytecie. Ma do mnie 100% zaufanie, jest zaangażowany w pracę w badmintonie od wielu lat. Cokolwiek powiem lub poproszę, zyskuję poparcie.
Kiedy mam problemy (owszem zdarzają się) sekretarz JBA i OCJ są pomocni nie krążą wokół palca, akceptują i popierają moje decyzje.
Pamiętam, kiedy zasugerowałem Sekane możliwość zatrudnienia Jeremy Gan, jako trenera gier mieszanych zanotował to i kilka dni później zaaranżowano i uzgodniono plan i budżet na zatrudnienie Jeremy’ego. Budżet, sponsorów, zgody- wszystko było gotowe. Kiedy masz takie wsparcie w swojej pracy zrobisz wszystko a nawet więcej.
Byłeś trenerem w Malezji. Dlaczego nie widzieliśmy malezyjskich zawodników zwyciężających wielkie zawody?
Uczciwie mówiąc byłem krótko szefem w Malezji. Trudno porównywać. W Japonii jest duży dystans pomiędzy zawodnikami i trenerami. Zawodnicy niezwykle szanują trenerów.
W Malezji zawodnicy, trenerzy i menadżerowie są zaprzyjaźnieni, nie ma, więc jakiegokolwiek dystansu pomiędzy nimi. Inna jest kultura. Trudniej kontrolować zawodników. Wszystko zależy jednak od trenerów. Muszą znać swoje miejsce i rolę, jaką spełniają pracując. Jestem w Japonii na prośbę zawodników, aby trenować, jedni preferują wcześniejsze wpasowanie się w system, niż inni. Musimy wiedzieć, że nie wszyscy są tacy sami. Jestem na każdych zawodach, turnieju, jaki jest organizowany, na każdym meczu. Porozumiewam się z nimi, komunikuję. Kiedy oni uwierzą mają zaufanie, słuchają rad trenera.

Kento Momota złoty medal w Mistrzostwach Azji

Obydwie strony zawodnicy i trenerzy muszą mieć odpowiednią postawę.
Co myślisz o malezyjskim badmintonie?
Byłem w Malezji zanim zacząłem tam pracować. Byłoby dobrze, gdyby dla promocji naszego sportu badmintona wszystkie państwa uczestniczące w turniejach robiły to dobrze, fani badmintona byliby zadowoleni widząc dobre pojedynki.
Zauważyłem wiele zmian w Malezji. Po moim odejściu Rexy Mainaky został trenerem, potem Morten Frost był dwukrotnie, następnie byli również inni trenerzy.
Wygląda na to, że Malezja nie ma długoterminowego planu na przyszłość. Tylko krótkie doraźne plany.
Malezja zawsze oferuje duże pieniądze biorąc kogoś, ale myślę, że trenerzy zatrudnieni spoza Malezji obawiają się zbyt szybkiego rozwiązania kontraktu. Trenerzy są chorzy, niezadowoleni, gdy nie mają rezultatów, jednak trudno jest osiągnąć wynik w krótkim okresie czasu.
Myślę, że w Japonii rola trenerów, oficjeli, menadżerów jest wyraźnie ustalona. Mamy też Komisje Trenerską, ale moi trenerzy i ja wybierając zawodników na poszczególne zawody selekcjonujemy ich  zgodnie z zatwierdzonymi indywidualnymi planami.
Trenerzy mają wolną rękę zarządzając zawodnikami, zajmując się ich treningami. Ustaliłem daty i programy scentralizowanych treningów. Mamy wyselekcjonowanych zawodników na wszystkie turnieje na przyszły rok. Mamy 55 zawodników kadry narodowej i oni wiedzą, co mają w przyszłym roku robić i co osiągnąć.
Jaka jest twoja odpowiedź na fakt, gdy zawodnicy nie osiągają założonych celów? Jak ludzie reagują, gdy Kento Momota nie wygrał ostatnio Asia Games w Dżakarcie?
Wszyscy rozumieją sytuację. Kento grał dobrze od kwietnia, gdy wygrał tytuł mistrza Azji. Przegrał z Lee Chong Wei w finale Malezja Open, wygrał wszystkie mecze w finale Thomas Cup, zdobywając światowy tytuł. Wiem, że zawodnikowi trudno jest zawsze wygrywać. Wiem, że może czasem przegrać, ale nie wiem, kiedy, w jakim turnieju. Oczywiście przegrał w Asia Games. Był zbyt zmęczony. Związek rozumiał ten fakt. Nie ma powodu trzymać pod presją zawodników. Czasami wygrywają, czasami nie. Ważniejsze, aby trenerzy wiedzieli, że zawodnicy bardzo się starali.
Trenerzy wiedzieli, że Kento złamał regulamin kadry narodowej poprzez fakt bycia w pokoju kobiet w narodowym centrum. Jak rozwiązać taki problem złamania dyscypliny? To zdarzyło się w maju, była podjęta akcja przeciwko niemu. Nie tolerujemy zachowania niezgodnego z regulaminami. Kento jest teraz sławą i wszyscy stanęli po jego stronie, łącznie z prasą (paparazzi). Rzutuje to jednak na drużynę gdy ta ma sukcesy. Jest to nowa sytuacja dla nas i musimy nauczyć się ją rozwiązywać. Ustaliliśmy kilkanaście nowych przepisów, ale w tym samym czasie pokazaliśmy zawodnikom ich miejsce. Nie jesteśmy sztywni.
Jesteś jedną z osób – „vocal voice” pracującą z BWF.

Park Joo-bong na korcie z partnerką Ra Kyun-min

Czy BWF robi wystarczająco dla badmintona?
Nie jestem pod wrażeniem, nie zgadzam się na zmiany, jakie ostatnio zrobiono w sprawie wysokości serwisu. Jest to ciągle niejasne, chociaż lepsze niż było. Robią częściowo więcej i lepiej, ale ja spodziewam się więcej zmian na rzecz zawodników.
Od dziesiątego roku życia jesteś w badmintonie, już od wieku juniora, później byłeś znakomitym zawodnikiem światowej klasy, teraz jesteś super trenerem. Nie jesteś zmęczony?
Oczywiście, że jestem. Takie obowiązki jak zawody, treningi, opracowywanie planów, zarządzanie rok po roku, jest męczące, ale dla mnie to rzeczy wielce interesujące. Mam swój cel na każdych zawodach. Jestem zmotywowany osiąganiem mniejszych i większych celów. To jest moja profesja, którą kocham.
Jesteś bardzo zajęty, zatem jak współpracujesz z rodziną?
Moja rodzina jest ze mną. Byli w Malezji, są w Japonii. Moje dzieci uczą się w międzynarodowych szkołach. Teraz, gdy mam wolny czas idę z żoną Lee Soo-jin na bazar. Jestem kierowcą w domu! Mój 25 letni starszy syn Park Kwang-ryeol ukończył Uniwersytet w Londynie. Jest konsultantem w japońskiej firmie. 19 letnia starsza córka Park Yi-min uczy się na Uniwersytecie w Japonii. Chodzę z przyjaciółmi na kolacje. Doceniam relacje z najbliższymi.
Czy zamierzasz pracować w innym kraju po zakończeniu pracy w Japonii?
Korea Płd. prosiła mnie abym wrócił. Oni również walczą o mnie.
Jednak moim głównym celem jest skupienie się na zakończeniu pracy w Japonii. Nowy stadion do badmintona na Igrzyska Olimpijskie Tokyo 2020 jest niedaleko 25 km od Tokyo. Może pomieścić 7000 widzów. Byłoby wspaniale zobaczyć japońskich zawodników zdobywających złote medale na tym stadionie. To jest moja największa motywacja.

Artykuł opracowałam na podstawie wywiadu, jakiego udzielił trener Park Joo-bong gwieździe światowego sportu Rajes’owi Paul. Wywiad ukazał się na stronie Star on line pod tytułem „Success is no walk in the Park”

Z radości życia Halina Konopacka autorka Maria Rotkiewicz

Od kilku dni czytam wspaniałą książkę Marii Rotkiewicz – Z radości życia Halina Konopacka. Pani Halina, sportsmenka, lekko atletka w dniu 31 lipca 1928 zdobyła złoty medal Igrzysk Olimpijskich ustanawiając rekord w rzucie dyskiem wynikiem 39,62 m. Pierwszy złoty medal Igrzysk Olimpijskich dla Polski. W dziewięćdziesiątą rocznicę wydarzenia odbyła się w Polskim Komitecie Olimpijskim promocja książki. Brali w niej udział medaliści igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy.
Pani Maria Rotkiewicz autorka (lat 91), osoba najważniejsza, najwspanialsza kobieta- autorka, jaką znam, Tadeusz Olszański, Jacek Wszoła, red. Przeglądu Sportowego Maciej Petruczenko, spotkanie prowadził red. Henryk Urbaś. Na sali w PKOL obecni byli członkowie rodziny Heleny Konopackiej siostrzenica i bratankowie oraz wielu mistrzów, którzy aktualnie są już zasłużonymi działaczami, ale wiele lat temu zachwycali na arenach sportowych. Obecni byli m.in. prof. dr hab. Wojciech Zabłocki architekt -szermierz, olimpijczyk, dwukrotna złota medalistka Igrzysk Olimpijskich Renata Mauer- Różańska, Mieczysław Nowicki,  a także Janusz Szewiński, mąż niedawno zmarłej siedmiokrotnej medalistki Igrzysk Olimpijskich, członkini MKOL Ireny Szewińskiej.

Halina Konopacka Amsterdam 1928 r. w stroju reprezentacji Polski

Widząc salę zapełnioną po brzegi, Pani Maria Rotkiewicz podziękowała wszystkim za obecność, a także tym którzy pomogli w wydaniu książki a szczególnie: Katarzynie Deberny redaktor prowadzącej, Katarzynie Straszewicz, Monice Myszkowskiej, Grażynie Rabsztyn, Kajetanowi Hądzelkowi, Robertowi Gawkowskiemu, Iwonie Marcinkiewicz oraz rodzinie Heleny Konopackiej: siostrzenicy Haliny pani Krystynie Koteckiej za udostępnienie zdjęć z archiwum rodzinnego i udzielenie zgody na przedruk poezji Haliny Konopackiej, a także pracownikom Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie za życzliwą pomoc przy powstaniu książki.

„Z radości życia Halina Konopacka” to jedyna w Polsce tak obszerna biografia Haliny Konopackiej bohaterki zbiorowej wyobraźni, heroicznej kobiety, która hołdowała radości życia i entuzjazmowi”. Książka wydana przez BOSZ ukazała się na pamiątkę zdobycia pierwszego złotego medalu olimpijskiego dla Polski oraz w ramach obchodów stulecia Polskiego Komitetu Olimpijskiego (1919-2019).

Zacznijmy jednak od początku. Helena urodziła się 26 lutego 1900 r. w Rawie Mazowieckiej w rodzinie mieszczańskiej Jakuba Konopackiego i Marianny z Raszkiewiczów. Cała rodzina uprawiała sport, tenis był ulubioną dyscypliną ojca oraz siostry Czesławy i brata Tadeusza, lekkoatlety i piłkarza, instruktora późniejszego Warszawskiego Centralnego Instytutu wychowania Fizycznego czyli późniejszej Akademii Wychowania Fizycznego (AWF Warszawa). Halina karierę sportową rozpoczęła od narciarstwa. Jako studentka Wydziału Filologii Uniwersytetu Warszawskiego trafiła do sekcji lekkoatletycznej AZS Warszawa gdzie w 1923 wypatrzył ją francuski trener Maurice Baquel. Była zawodniczką tylko tego jednego klubu – AZS Warszawa. Uprawiała wiele konkurencji lekkiej atletyki: rzut dyskiem, rzut oszczepem, pchnięcie kulą, skok wzwyż, skok w dal. Już w 1926 roku zdobyła tytuł mistrzyni Polski w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą, a w 1926 ustanowiła pierwszy ze swoich rekordów świata w rzucie dyskiem wynikiem 34,15 m. Była kompletną zawodniczką, a o jej wszechstronności świadczy 27 tytułów mistrzyni Polski zdobytych w kilku konkurencjach. Znakomicie grała w piłkę ręczną, jeździła konno, pasjonowała się automobilizmem, wspaniale jeździła autem. Po zakończeniu kariery grała w tenisa, jako partnerka Czesława Spychały. Podczas swoich startów lekkoatletycznych, czy gry w tenisa zawsze występowała w czerwonym berecie, i dlatego komentatorzy sportowi nadali jej przydomek Czerbieta pochodzący od zbitki słów czerwona kobieta. „… Dążąc do wyróżnienia najbardziej wybitnego a zarazem najwartościowszego czynu sportowego indywidualnego czy zespołowego”, Dyrektor Państwowego Urzędu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego (PUWFiPW) ustanowił w 1927 roku przyznawaną corocznie wielką honorową Nagrodę Sportową w postaci pucharu, dyplomu i medalu…” Halina Konopacka zdobyła tę nagrodę dwukrotnie w latach 1927 i 1928, dwukrotnie też zwyciężała w plebiscycie Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski (1927, 1928).
Do końca swojej kariery nie została pokonana w rzucie dyskiem w żadnych zawodach. W 1931 r. wycofała się z czynnego życia sportowego. Działała w strukturach sportowych. Członkini Zarządu Międzynarodowej Federacji Sportów Kobiecych, była prezesem Oddziału Warszawskiego Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej Kobiet.
Poza nartami, lekką atletyką, było coś, co zajmowało wyjątkowe miejsce w jej życiu. To była poezja i malarstwo. Publikowała w Wiadomościach Literackich i Skamandrze. Była wszechstronnie uzdolniona. W 1929 wydano zbiór jej wierszy „Któregoś dnia”. W latach dwudziestych bohema warszawska interesowała się sportem nie tylko z zatłoczonych trybun stadionów. Wspaniały Adolf Dymsza czy magnetyczna Hanka Ordonówna ściągają tłumy do kabaretu Qui pro quo, który funduje puchar w meczu Polonia – Legia. Dyrektor teatru jest skarbnikiem Polonii, a Dymsza przez jakiś czas piłkarzem tego klubu. Halina w gronie artystów, poetów członków literackich ugrupowań, osób takich jak Jan Lechoń, Bolesław Wieniawa Długoszowski, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz, Kazimierz Wierzyński i Julian Tuwim, siostry Kossakówny, oraz muza Skamandrytów Maria Morska czuje się swobodnie. Pełna elegancji, dowcipu i humoru, pierwsza dama sportu lubi teatr, kino, kawiarnię i dansing. Sama gra na fortepianie i gitarze. Mówi kilkoma językami jest starannie wykształcona oraz bardzo inteligentna. Jej urok osobisty fascynuje wielu.

„…Wśród wielbicieli Haliny znalazł się pewien dyplomata. Zawrócił jej w głowie i to bardzo. W wieku 28 lat postanowiła wyjść za niego za mąż. Szczęśliwym wybrankiem był pułkownik Ignacy Hugon Matuszewski (1981-1946). Kim był mąż Haliny? Poseł Rzeczypospolitej Polskiej w Budapeszcie, późniejszy prezes Towarzystwa Kredytowego, publicysta i redaktor „Gazety Polskiej”. Wkrótce został ministrem skarbu(1929-1931), dzięki czemu Helena weszła do bohemy międzywojennej Warszawy. Podobno ujmowało ją podobieństwo Matuszewskiego do Kmicica, nie z wyglądu ale charakteru.

Ignacego, starszego od niej o dziewięć lat, poznała na zawodach w Krakowie. Był synem krytyka literackiego, studiował architekturę we Włoszech i rolnictwo w Warszawie, i co najważniejsze dla Heleny był piłsudczykiem. Był wielkim miłośnikiem literatury a także znawcą sportu. W latach 1928 – 1946 zasiadał w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim.

Halina i Ignacy Matuszewscy

Ich ślub odbył się w 20 grudnia 1928 roku w Rzymie.
Helena Matuszewska dzięki mężowi weszła w świat dyplomacji stając się prawdziwą kosmopolitką. Podczas pobytu w Budapeszcie uczestniczyła w życiu towarzyskim pełniąc obowiązki towarzyskie i reprezentacyjne. Była piękną kobietą, co sprzyjało nawiązywaniu wielu kontaktów. Brylowała na rautach, przyjęciach, wystawach. Jako żona dyplomaty nosiła się jak wytworna, światowa dama, wielce świadoma swej roli. Kochała modę, była wysoka, elegancka, co sprawiało, że stawała się ozdobą każdego balu.
Pełniąc wiele funkcji społecznych oraz reprezentacyjnych chętna była do spotkań z koleżankami i kolegami z AZS-u. Jej przyjaciółką była Wanda Jasieńska, (matka Władysława Komara).
Grała w tenisa, wspaniale jeździła na nartach, była świetnym kierowcą.
Po zakończeniu kariery sportowej była uważnym kibicem, oklaskiwała rzuty dyskiem jej następczyni Jadwigi Wajsówny, czy tez biegi Janusza Kusocińskiego.
Została działaczką sportową na rzecz sportu kobiet. Mistrzyni olimpijska uczestniczyła w obradach zarządu Międzynarodowej Sportowej Federacji Kobiet, wchodząc w skład Komisji Technicznej, a od 1929 r. zasiadała w Zarządzie Centrali Polskich Akademickich Związków Sportowych. W 1932 roku, jako członkini tej komisji weszła do Rady Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej Kobiet. Od 1935 r pełniła funkcję redaktora naczelnego dwutygodnika sportowego dla kobiet START. Funkcje przejęła po Kazimierze Muszałównej, dziennikarce, która studia ukończyła we Francji. Matuszewska wiedziała, że nie jest dziennikarką, ale była olimpijką zdobywczynią złotego medalu igrzysk. Znała się na sporcie i zasiadała w wielu organizacjach sportowych. Postanowiła zmienić pismo, nowym wydawcą stało się Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej Kobiet.
Redagowanie pisma nie było jedynym zajęciem Haliny. U boku męża działała w polskim i międzynarodowym ruchu olimpijskim. W latach 1938-1939 była, jako pierwsza i jedyna kobieta członkinią Zarządu Związku Polskich Związków Sportowych- Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Uczestniczyła w obradach tego gremium, któremu przewodniczył Juliusz Ulrych. W skład zarządu wchodził także delegat MKOL jej mąż Ignacy Matuszewski.
, „…Kiedy Niemcy wkroczyli w 1939 r. do Warszawy państwo Matuszewscy byli już dawno poza granicami kraju. Wyruszyli bowiem w jedną z najbardziej niebezpiecznych wypraw wojennych, jaka kiedykolwiek stała się z udziałem mistrzów olimpijskich. …”
We wrześniu 1939 pod osłona nocy wyjechali z kolumną piętrowych autobusów miejskich, za kierownica jednego z nich siedziała Halina Matuszewska. Identyczny autobus prowadził jej mąż. Była to niezwykle ryzykowna podróż, ponieważ wszystkie pojazdy wyładowane były sztabkami złota. Po wybuchu
wojny jedyną szansą na uratowanie zasobów złota Banku Polskiego było natychmiastowe wywiezienie ich za granicę. To niezwykle odpowiedzialne zadanie prezes Banku Polskiego Adam Koc powierzył odpowiedzialnym ludziom: majorowi Henrykowi Floryanowi Rajchmanowi i pułkownikowi Ignacemu Matuszewskiemu. Obydwaj w podróż zabrali swoje żony, które odegrały znaczące role w tej podróży.
Cytuję”…Wyruszono nocą 7 września 1939. Skarb schowany był w wielu skrzyniach drewnianych. Położono je po prostu na siedzeniach kilku miejskich czerwonych autobusów pewnie dla niepoznaki. Była to długa kawalkada. Mężowi i mnie towarzyszył minister Rajchman z żoną i córką, była oczywiście eskorta, ponadto kilku najbardziej energicznych pracowników Banku Polskiego. Zamykałam całą kawalkadę. Jechaliśmy na południowy wschód. Kierunek granica z Rumunią. Niemcy byli coraz bliżej. Wokół pożary po bombardowaniach. Nocowaliśmy w lasach, po stodołach, w stajniach na gołej ziemi. Przykrywaliśmy samochody gałęziami, by nie dostrzegły ich niemieckie samoloty…”
Jechali w kierunku Śniatynia, gdzie 13 września dotarły transporty ze złotem z banków terenowych… Po kilku dniach tej trudnej wyprawy, zmęczeni dotarli do Rumunii…
„…Kluczowa noc z 13 na 14 września, kiedy to zapas złota Banku Polskiego został załadowany pośpiesznie do wagonów towarowych i pociąg odjechał ze Śniatynia do położonej nad Morzem Czarnym Konstancy. Tam znów własnymi rękami solidarnie mężczyźni i kobiety przeładowywali skrzynie na angielski tankowiec EOCENE, który zmierzał do Konstantynopola. Płynęli zygzakiem przez Morze Czarne, unikając łodzi podwodnych. Dopłynąwszy do miasta, które od niemal dekady oficjalnie nazywało się Istambułem, dokonano przeładunku skrzyń do pociągu, odtąd podróżowali już koleją, przez Syrię do Libanu. W asyście tureckich żołnierzy dotarli do Bejrutu. Tam Halina rozdzieliła się z mężem, który ze złotem popłynął dalej. Skrzynie przeładowane tym razem na okręty francuskiej marynarki wojennej dotarły do Tulonu, a stamtąd do Sevres nad Loarą, gdzie skarb polski został zdeponowany w skarbcu oddziału Banku Francuskiego…”
Stanisław Cat-Mackiewicz w książce Zielone oczy opisał cała akcję następująco: ”Matuszewski uratował złoto Banku Polskiego, kwotę olbrzymią, bo wynoszącą około miliarda franków szwajcarskich w złocie, przewożąc to złoto pomimo interwencji dyplomatycznej niemieckiej przez Rumunię, uciekając po kryjomu z olbrzymim balastem złotym z Konstancy na zakontraktowanym statku angielskim, fingując przeładowanie złota na statku w Konstantynopolu, wioząc go koleją do Bejrutu i wreszcie przewożąc odważnie, z wykręcaniem się od łodzi podwodnych, aż do Marsylii. To była brawurowa akcja Polaków…”
„… Tymczasem w hotelu w Bejrucie Halina spotkała generała Maxime’a Weyganda- dobrze jej znanego z czasów przedwojennych- byłego szefa misji wojskowej w Polsce. Generał poruszony postawą ministrowej i pozostałych kobiet biorących udział w niebezpiecznej misji, uważał, ze wszystkie Francuzki powinny dowiedzieć się o ich bohaterstwie. Rzeczywiście, nazajutrz wiadomość o bezprecedensowej akcji szturmem zdobyła nagłówki paryskich gazet….
Po przetransportowaniu polskiego złota do Francji Ignacy Matuszewski został odsunięty od polityki i spraw kraju przez generała Władysława Sikorskiego, premiera rządu emigracyjnego. Matuszewski był wierny Józefowi Piłsudskiemu. Jego zgłoszenie do służby wojskowej również zostało odrzucone. Zgorzkniały, rozczarowany i przytłoczony nie mógł się z tym pogodzić. On, patriota, zmuszony do bezczynności?
Po kapitulacji Francji Matuszewscy musieli uciekać dalej przed Niemcami. Najpierw pojechali do Nicei, skąd chcieli przedostać się do Hiszpanii. Na granicy Matuszewskich aresztowano, a mąż Haliny przez dwa tygodnie przebywał w więzieniu w Madrycie. Ona sama zwolniona z aresztu wcześniej, szukała pomocy wśród wszystkich dawnych przyjaciół.
Trudno sobie wyobrazić jak potoczyłyby się losy Matuszewskich, gdyby nie pomoc Ignacego Paderewskiego, słynnego po obu stronach oceanu pianisty. Jego interwencja u prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Franklina Delano Roosevelta sprawiła, że Ignacemu Matuszewskiemu udało się opuścić więzienie i wraz z małżonką przez Portugalię wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Zaopatrzeni w specjalna wizę wsiedli w Lizbonie na amerykański statek Excelsior i 2 września 1941 roku dopłynęli do Nowego Jorku. Akcja, w której uczestniczyła Halina wraz z mężem, a także jego usytuowanie polityczne, na długo uniemożliwiła im powrót kraju. Zresztą Matuszewski został przez przeciwników oskarżony niesłusznie o defraudacje majątku bankowego i rozrzutność podczas prowadzenia akcji. Informacje z tym związane, sztucznie pompowane, przyczyniły się do znacznego pomniejszenia jego zasług i spotęgowaniu kłopotów na emigracji.
W czasie tej wojennej tułaczki zginęły (bądź zostały skradzione) wszystkie kosztowności Haliny Konopackiej, w tym najcenniejszy dla niej złoty medal olimpijski z Amsterdamu. (Wtedy medale były wykonane rzeczywiście z prawdziwego złota przyp. Aut). Strata to była symboliczna, gdyż los osobisty Konopackiej wpisał się tym samym w losy narodu i państwa. Sama Halina, pomimo akcji pełnej dramaturgii, a przy tym, której powodzenie zależało od odwagi i umiejętności podejmowania decyzji, w jej wspomnieniach brzmi jak wakacyjna przygoda. Taka była pierwsza złota medalistka olimpijska, z natury rozważna, ale też poszukująca radości życia nawet w trudach. Krzepkość ciała i sportowa charyzma pomagały jej stale iść do przodu, z uwagą dbając o ważne sprawy. A one były związane z Polską. Z pewnością, dlatego małżeństwo Matuszewskich było udane, bo obydwoje byli wielkimi patriotami…”

Dedykacja Pani Marii Rotkiewicz, która zdobyłam podczas spotkania

Tekst opracowany przeze mnie na podstawie książki, Marii Rotkiewicz – Z radości życia Halina Konopacka – obszerne cytaty pochodzą z również z książki.
Zachęcam do zakupu tej wspaniałej pozycji, gdzie znalazłam wiele ciekawych informacji o których nie mówiono, a sama postać Haliny Konopackiej okryta była w latach powojennych zmową milczenia. Była trzykrotnie w Polsce w 1958, 1970 i 1975 roku. Witana przez kolegów sportowców, znajomych. Spotkania urządzano w Klubie Olimpijczyka w Hotelu Grand.
Jestem zafascynowana panią Haliną Konopacką tak samo jak autorką książki panią Marią Rotkiewicz.
Moja recenzja jest tylko marną namiastką tego co można znaleźć i przeczytać na kartach książki.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.