Lato było upalne, deszczu nie za wiele, ogród usychał gdyż deszcz padał rzadko. Pogoda tropikalna nie sprzyjała ogrodowi wcale! Były dni, gdy temperatura przekraczała +34 do 38 C stopni, były też dni chłodniejsze. Codziennie rano wychodziłam do ogrodu i sprawdzałam, co tam się dzieje, a działo się dużo! W tym roku odwiedzały mnie wiewiórki, ptaki, a także szczury i myszy!
Początkowo wydawało mi się, że tylko myszy, jednak po
zrobieniu kilku zdjęć oraz spotkaniu oko w oko, przekonałam się, że zamieszkały
u nas szczury! Hmmm…. Nie wiedziałam tylko jednego, gdzie? Ostatnio siedząc na
tarasie, pisałam i układałam faktury, które powinny być zapłacone. Nagle usłyszałam
hurgot na tarasowym daszku, ki diabeł- pomyślałam. I oto zupełnie niespodziewanie z dachu spadły
dwa tłuste młode szczury. Do mojego ogrodu!
Łaaaaaaaa- wykrzyczałam! Co to jest?
Niestety były to jak najbardziej żywe szczury. Nie dość, że
dwa w moim ogrodzie, to kilka na dachu tarasu!
Spotkanie oko w oko było dla mnie traumą. Wiedziałam, że w dużych
miastach takich jak Warszawa, Sosnowiec, Dabrowa Górnicza, Wrocław jest inwazja
szczurów, przeczytałam o tym w gazetach, ale żeby w moim własnym ulubionym ogrodzie?
Szybki telefon do męża, krótkie opowiadanie i jeszcze
szybsza decyzja.
Kupujemy szczurołapki i pozbywamy się towarzystwa. No cóż
łatwo nam się uzgadniało nasze pragnienia, ale rzeczywistość była i jest trochę
inna. Gorsza. Szczury należą do bardzo inteligentnych istot i łatwo wykurzyć się
nie dają, po prostu walczą bezpardonowo o swoje.
Trafiła kosa na kamień.
Zakupiłam kilka szczurołapek z gilotyną a także inne narzędzia
służące do deratyzacji, zobaczymy jak się sprawy potoczą. Od kilku dni mamy
zorganizowaną akcję anty szczurzą.
W związku z ostrą walką anty szczurową cierpią wiewiórki i ptaki, ich stołówka została czasowo zamknięta. Dobrze, że jesienią mają do dyspozycji rośliny na polach a tam pełno ziarna, zaś za płotem rośnie piękny orzech odwiedzany przez wiewiórki. Tylko w moim ogrodzie nie słychać śpiewu ptaków, sójki nie przylatują do kąpieli, a mazurki, kosy, szpaki, gołębie i dzięcioły czasowo przeniosły się do sąsiadów.
Musiałam zlikwidować ptasią stołówką oraz wodopój, bowiem szczury korzystały z tych dobrodziejstw a ja wyczytałam, że bez jedzenia mogą przeżyć 10 dni, ale bez wody tylko 24 godziny.
Nie jest to jedyne zmartwienie dotyczące ogrodu. Cały czas walczę z ćmą bukszpanową. Już trzy razy profesjonalnie opryskiwaliśmy bukszpany. Używaliśmy zarówno Decisu, Lepinoxu plus jak i Mospilanu. Ilość ciem latających w ogrodzie zmniejszyła się, a zaatakowane krzaki bukszpanu zaczynają odbudowę. Widać dużo zielonych przyrostów. Nie chcę was zanudzać opowieściami dotyczącymi rozrodu ćmy, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że w ciągu dwóch dób cztery krzaki były zjedzone i wydawało mi się, że pozostała ich likwidacja. Dzisiaj wiem, że zareagowałam błyskawicznie i w fazie gąsienic (bardzo ładnych zielonych w czarne paski) zniszczyliśmy towarzystwo. Opryski musiały być trzy, aby być pewnym, że ćma nie powróci. Ha ha ha,!
Powróciła tydzień temu. Zauważyłam ją wieczorem, gdy siedząc z mężem na tarasie, popijając naleweczkę smorodinówkę, zapaliłam światło i w jednej chwili na tarasie pojawiło się setki ciem. Owszem ładnych! Białych z brazowym paskiem podkreślającym kształt skrzydełek.
Wlatywały również o domu! Tego jednak było za wiele.
Następnego dnia przyjechał pan Tomek i po raz kolejny
opryskał bukszpany. Żerowanie larw zostało zastopowane, nie widać gąsienic, za
dwa- trzy tygodnie sprawdzimy czy sytuacja jest stabilna i nie widać
nieprzyjaciół.
Napisałam o ogrodowych przygodach tylko dlatego, że wiele moich czytelniczek ma ogródki przydomowe i mogą je spotkać podobne kłopoty.
Gorzej, gdy w naszym ogródku mamy posadzono warzywa, pomidory czy sałatę. Wtedy walka z ćmą jest trudniejsza. Moja Przyjaciółka Małgorzata, ma piękne przydomowe gospodarstwo ogrodnicze w donicach, dlatego nie pryskała chemią tylko ręcznie zbierała gąsienice ciem! Ja się na taki heroizm nie odważyłam. Nie mogłam!
Gdybyście zauważyły coś niepokojącego w waszych ogrodach
dajcie znać, chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami.
Kim uważał, że należy grać spokojnie, rozgrywać mecz, a ja jako trener znający Przemka od lat uważałam, że powinien grać krótkie akcje, ostre gdyż jego typ budowy jest ciężki, mocny i nie jest w stanie wytrzymać spokojnej gra na trzy sety. Szczególnie trudno było na zawodach. Ja mówiłam co innego, Kim mówił co innego, a Przemek denerwował się i w końcu nie wiedział jak ma grać. Niestety te różnice w poglądach na taktykę gry odbiły się ujemnie na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie 2008. Nasz mikst Robert Mateusiak/Nadia Kostiuczyk Zięba grał przeciwko zawodnikom Chińskiej Republiki Ludowej He Hanbin/Yu Yang. Był to decydujący mecz o wejście do czwórki. Kim Young Moon był wyrocznią i guru dla Mateusiaka.
Moim zdaniem taktycznie przegraliśmy ten mecz, ponieważ Kim uważał że koniecznie trzeba grać na dziewczynę, ja zaś uważałam, że tym razem trzeba grać na chłopaka! Była to zdecydowana różnica między nami trenerami. Końcówka powinna być grana na He Hanbin!
Dlaczego? Jako trenerka, mówi Klaudia, prowadziłam nasz mikst cztery miesiące wcześniej przed igrzyskami olimpijskimi i zgodnie z moja taktyką wtedy czyli grą na mężczyznę (zdecydowanie słabszego) wygraliśmy ten pojedynek. Obserwowałam mikst chiński. Wiedziałam, że chłopak jest słaby psychicznie, słabszy od jego partnerki, dlatego cała grę skupiliśmy na nim. Wtedy wygraliśmy, zaś w decydującym pojedynku na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie 2008, zmiana taktyki zadecydowała o przegranym meczu. Dzisiaj można na ten temat tylko gdybać.
W Pekinie zdobyliśmy trzy ósemki. Kim Young Moon zdecydował o zakończeniu pracy i wyjeździe z Polski. Rozstaliśmy się w miłej atmosferze. Jakiś czas później dowiedziałam się, że Kim wraca. Panowie ( prezes Mirowski i trener Kim) dogadali się podczas igrzysk, ale mnie o tym nie poinformowali. Kim powiedział, że jeżeli będzie zatrudniony w Polsce to tylko jako trener główny!
Prezes
Mirowski zaproponował mi stanowisko asystenta, co nie odpowiadało moim
ambicjom. Kim przyjechał do Polski w kwietniu 2008 r. w
sierpniu były Igrzyska Olimpijskie w Pekinie, nie uważałam, że wyniki uzyskane
w Pekinie są zasługą KIMA, dlatego odmówiłam mówiąc:
-Nie będę asystentką Kima.
Zaproponowałam inne rozwiązanie.
Ponieważ sytuacja w seniorach była ciężka, Michał Łogosz i Robert Mateusiak robili wszystko abym na stanowisku trenera czuła się źle, a to wpływało na innych zawodników. Ci, z którymi pracowałam gdy byli juniorami, znali mnie i wiedzieli jaka jestem, miałam z nimi dobre kontakty, ale to się nie liczyło. Postanowiłam zaproponować inne rozwiązanie.
Zakończyłam
pracę z juniorami, w związku z tym że
były trzy szkoły mistrzostwa sportowego,
było po kolejnej największej reformie w szkolnictwie. Szkoły nie były
już na takim poziomie gdy zaczynałyśmy razem pracę, juniorzy byli coraz słabsi.
Szwankował nabór, pracujący trenerzy nie prezentowali najwyższego poziomu,
zaproponowałam abym została trenerem
kadry juniorów. W ramach swoich obowiązków będę jeździła po Polsce doszkalając
trenerów, znałam wszystkich juniorów i miałam odpowiednie doświadczenie w pracy
z tą kategorią wiekową. Chciałam aby wykorzystali moje doświadczenie nabyte
przez osiemnaście lat pracy w Polsce.
Wiesz Jadwiga, ja nawet nie chciałam pieniędzy na moje wyjazdy w delegacje do szkół czy klubów, chciałam aby za to płaciły szkoły lub kluby, które chcą ze mną współpracować. Postawiłam jeden warunek, to samo wynagrodzenie co dotychczas. Niestety, tego nie mogłam otrzymać!
Wróciłam do Słupska, ale tam nie było do czego wracać. Tam badminton upadał. Nie było pieniędzy na nic. Chciałam pracować w klubie, ale nie było pieniędzy na wynagrodzenie dla mnie. Wzięłam kilka godzin w szkole na WSI i za pół roku pracy nauczyłam dzieciaki tego, co normalnie na początku mojej pracy zajmowało mi trzy lata. Miałam bogate doświadczenie, stworzyłam metodykę nauczania. Wtedy w latach 2008 -2009 jeździłam i uczyłam według swojej metody. Dzieciaki szybko uczyły się.
Klaudia kontynuuje swoją opowieść: W tamtych latach nie było spokoju w związku, cały czas coś się zmieniało coś się działo, częste zmiany pracowników a w 2011 r. wybrano nowego prezesa, więc moja kariera zaczęło zbliżać się do punktu zero i praca w naturalny sposób zakończyła się.
Wtedy
dostałam propozycję z rosyjskiego klubu
w Ramenskoje (40 km od Moskwy). Miałam poprowadzić dwa zgrupowania, mieliśmy
grać w superlidze fajna praca, dobre wynagrodzenie, oraz zupełnie inny stosunek
do trenera.
W
Rosji nie ma różnicy pomiędzy trenerem mężczyzną czy trenerem kobietą!
Ile razy w Polsce słyszałam od Michała i Roberta, że trener kobieta to jest nic! Żadna kobieta nie będzie nami kierowała! ( owszem wiele razy jako prezes związku w rozmowach z zawodnikami odczuwałam to na sobie)
W
Rosji tego nie ma. Zawodnicy rosyjscy dotychczas byli prowadzeni w sposób
„drastyczny”. Surowo, to była raczej musztra aniżeli trening. Ja poprowadziłam
zajęcia inaczej. Spokojniej. Czułam że zawodnicy polubili ten styl pracy, mieli
większy komfort mniej stresu, lubili mnie a ja zdobywałam ich zaufanie.
Przekonywałam, że razem możemy zrobić fajne rzeczy. Pod koniec 2009 r
zaproponowano mi stanowisko głównego trenera Rosji. Moje wynagrodzenie miało
wynosić 8000 Rb to znaczy 80 $! Wyraziłam zgodę pod warunkiem, że będę
jednocześnie pracować w Ramenskoje, bo dostawałam tam lepsze wynagrodzenie,
musiałam zarobić na utrzymanie siebie, Olki która studiowała, musiałam pomagać
mamie w Niżnym Nowogrodzie, no i miałam męża- Piotra Kubę Nowotnego. Jeździłam
do domu.
Odpowiadała
mi ta praca, bo w Polsce przecież też nie było łatwo, nie wspominając już Norylska.
Nigdy
mnie nie rozpieszczano, o wszystko walczyłam więc i tym razem byłam dobrej
myśli. Odpowiadała mi ta praca, ponieważ kierownictwo związku badmintona w
Rosji razem z zawodnikami nastawione było na sukces.
W 2010 r. opracowałam program rozwoju badmintona w Rosji, na razie rezultatami był dobry wynik Wisłowa/Sorokina. W deblu kobiet zdobyły złoto na Mistrzostwach Europy. Zdobyliśmy kwalifikacje do Londynu w 2012, i brązowe medale olimpijskie, ale te były przypadkowe, po dyskwalifikacji pary zawodniczek. My zaś zaczęliśmy odnosić sukcesy w Mistrzostwach Europy, zdobywaliśmy medale srebrne i brązowe, byliśmy zawsze w czołówce gier pojedynczych i podwójnych a w tym roku 2016 nasz debel mężczyzn, który zestawiłam Iwanow/ Sozonow zdobył najwartościowszy w badmintonie tytuł ALL England. Tylko reprezentanci Rosji stanęli na najwyższym podium. Pozostałe medale pojechały do Chin!
W
2011 r Ministerstwo Sportu Rosji zmieniło system finansowania. Obecnie
wynagrodzenia za pracę są dobre sensowne, a kadra otrzymała dobre stypendia (
1000-1500 Euro), co stworzyło profesjonalną bazę i życie zaczęło być
łatwiejsze.
Nie
zrealizowaliśmy planu stworzenia centrum badmintona w Ramenskoje, ze względu na
sytuacje polityczno-ekonomiczną, oraz ograniczenia finansowe.
Gdy
masz o badmintonie tyle wiedzy co ja, potrzeba zainwestować pieniądze, wiele
pieniędzy, a brak centrum szkoleniowego generuje trudności.
Pomimo
tego stworzyłam zespół trenerski składający się z młodych trenerów.
Jesteśmy
w stałym kontakcie z naszym Ministerstwem. Marzę o powołaniu dwóch centrów
szkoleniowych jednego dla seniorów i jednego dla juniorów, oraz o tym abyśmy
zdobyli prawdziwe medale olimpijskie a nie przypadkowe.
Gdy
zaczęłam pracować w Ramenskoje kupiłam tam mieszkanie i przeprowadziłam mamę,
mieszkamy razem. Oczywiście przyjeżdżam do Polski bo tu mieszka moja córka i
mąż. Na starość chciałabym zamieszkać w Polsce i dalej pracować z dziećmi.
W swoim wywiadzie Klaudia (mam 31 nagrań odpowiedzi na moje pytania) powiedziała:
–
Gdybym jeszcze raz wybierała swoją drogę życia wybrała bym tak samo, takie samo
życie, praca z młodymi ludźmi, sukcesy, poznawanie świata i ludzi.
Pobyt w Polsce zapamiętam na zawsze, wyrosłam dzięki tobie Jadwiga, bo pamiętam wszystko, jak kierowałaś mna i moją trenerską karierą. Zaufałaś mi, stworzyłaś warunki do bycia trenerem, a ja starałam się rewanżować jak najlepszymi wynikami jakie osiągaliśmy. Bardzo ci za wszystko dziękuję! Wierząc we mnie wykształciłaś mnie na świetnego trenera, a ja teraz jestem głównym trenerem badmintona Rosji. Moja droga z Norylska była długa, ale bardzo ważna.
Klaudio, to ja dziękuję za wiarę we mnie, za zaufanie, za to że wierzyłaś gdy mówiłam to możemy zrealizować a tego nie. Nie miałaś wątpliwości, tak było trzeba! Lubiłam pracę z tobą, wiedziałam, że twój charakter był ukształtowany przez północ, Norylsk, nadzwyczaj trudne warunki życiowe, wiedziałam, że nie mylę się, że jesteś zdeterminowana na sukces, bo w pamięci masz swoje trudne lata młodości, których nigdy i nikt nie mógł ci zazdrościć. Inni by tego nie przetrwali. I o tym zawsze pamiętałam, byłaś twardą osoba, i ja byłam twardą choć czasami razem po cichutku płakałyśmy ale naszych łez, nikt a nikt nie widział.
Tylko
my dwie.
Na
zakończenie zapytałam Klaudię o ulubione dania.
Oto co usłyszałam:
-Lubię
jeść, uwielbiam nowe smaki, mam możliwość poznawania ich w różnych zakątkach
świata, jednak najbardziej lubię rosyjski prawdziwy szaszłyk, łososia w
koperkowym sosie w twoim wykonaniu Jadwigo twój żurek, którym nas częstowałaś
przez wiele lat podczas zebrań zarządu w czerwcu na twoim tarasie w Aninie, no i owoce mango i
granaty.
Dlaczego
zwróciłaś się w kierunku Buddyzmu?
W Rosji byłam ateistką, bo religia była tam zabroniona. W Polsce znalazłam książki ZEN, poznałam koleżanki, kolegów, uczestniczyli w kursach i tak się to zaczęło. Zrozumiałam ten światopogląd, który pomógł mi odpowiedzieć na moje pytania przyczyny i skutku, poza tym odzyskałam emocjonalną równowagę. Zrozumiałam, że trzeba cieszyć się życiem bo jest to fundament naszej działalności trzeba dawać i budować, aby następne życie było lepsze!
W dniu 27 kwietnia 2019 r. podczas Badminton Europe Gala Award – Klaudia Majorowa została uznana najlepszym trenerem Europy 2018 r. Serdeczne gratulacje popłynęły do Klaudii. Jestem i dumna i szczęśliwa. 24 lata temu spotkałyśmy się po raz pierwszy, dzisiaj Klaudia jest najlepszym trenerem Europy! Daleka drogę przebyła, a ja bardzo się cieszę, że pomogłam Jej w realizacji marzeń! Klaudio życzę Ci wielu sukcesów, spełniania marzeń, i w końcu wybudowania dwóch centrów szkoleniowych dla seniorów i dla juniorów! W życiu wszystko dzieje się po coś, nasze spotkanie nie było przypadkowe. Wierzę, że wspólnie z kolegami z Rosyjskiej Federacji Badmintona zdobędziecie jeszcze wiele medali. Powodzenia!
ps. Więcej o Klaudii, zawodnikach badmintona znajdziecie w książce pt: Moje podróże z lotka Wydawnictwo Edipresse 2017
Od tej pory moje wizyty w Słupsku były dosyć częste. Nie tylko w szkole przy ul. Zaborowskiej 2. Byłam częstym gościem Pana Prezydenta Słupska. Rozmawialiśmy o utworzeniu szkoły mistrzostwa sportowego. Przyjechałam ze szczegółowymi planami a także z projektem budżetu. Prezydent Jerzy Mazurek był pełen optymizmu. Wiedziałam, że wszystko zależy od Zarządu Miasta. Musiałam wykazać, że taka szkoła to dla miasta dobra inwestycja. Przyznane pieniądze, wcale niemałe, jak na tamte czasy prawie pół miliona złotych miały przecież pozostać w mieście, w szkole Nr 2. Rozmowy z dyrektorem Zygmuntem Kołodziejem też nie były łatwe. Musiałam wysondować czy jest zainteresowany rozwojem badmintona na terenie Słupska, przede wszystkim jednak w jego szkole. W wielu sprawach zgadzaliśmy się, jednak sprawa trenerki Majorowej była dla niego trudnym tematem. Wiedziałam, że bardzo mu zależy na utworzeniu szkoły mistrzostwa sportowego na bazie jego szkoły, więc ten aspekt sprawy był moim atutem przetargowym. W końcu uzgodniliśmy: -ja zrobię wszystko aby utworzyć szkołę mistrzostwa sportowego, a on wyrazi zgodę na zatrudnienie Klaudii w charakterze trenera kadry narodowej juniorów. Pierwszy raz Klaudia wyjechała z kadrą badmintona w maju 1996 r. na Mistrzostwa Świata do Lozanny. Miała obserwować i uczyć się, zdobywać doświadczenie, obserwować najlepszych zawodników i ich trenerów. Wtedy Ryszard Borek był głównym trenerem, ona uczyła się. Zarząd Miasta wyraził zgodę, szkoła została utworzona! Od 1.06.1996 Klaudia zaczęła pracować jako trener kadry juniorów! Wtedy siedemdziesiąt procent kadry narodowej juniorów było wychowankami Klaudii. Dyrektor Zygmunt Kołodziej stworzył szkole dobre warunki. Cały system opracowano tak aby kończąc VII klasę szkoły podstawowej zawodnicy prezentowali wysoki poziom wyszkolenia. W 1998 r powstało Niepubliczne Liceum Ogólnokształcące przy Zespole Szkół. Zachowaliśmy ciągłość szkolenia. Szkoła była zlokalizowana w Słupsku , jednak najlepsi juniorzy z całej Polski mogli tutaj trenować i uczyć się. Wspomina Klaudia: Szkoła Mistrzostwa Sportowego była super rozwiązaniem na tamte czasy, zresztą uważam, że zawsze jest i będzie dobrym rozwiązaniem. Bardzo dużo dawała zawodnikom, oprócz nauki w szkole były dodatkowe treningi, wyjazdy na zawody. Zawodnicy mieli sprzęt, lotki, halę, a także odżywki i opiekę medyczną, a zatrudnieni trenerzy otrzymywali przyzwoite wynagrodzenie. Dlatego niech nie dziwią nikogo sukcesy jakie osiągnęliśmy w 1999 r na Mistrzostwach Europy Juniorów w Glasgow. Przemek Wacha i Piotr Żołądek zdobyli srebrny medal w deblu chłopców, Kamila Augustyn brązowy medal w grze pojedynczej dziewcząt i Przemek Wacha również medal brązowy w grze pojedynczej chłopców.
Jadwiga Ślawska Szalewicz, kamila Augustyn, trenerka Klaudia Majorowa , Krzysztof Augustyn ojciec Kamili medal ME Juniorów 2001 Spała
Praca na stanowisku trenera kadry juniorów i trenera SMS wymagała ode mnie zaangażowania, poświęcałam jej bardzo dużo czasu. Rozwiedliśmy się z mężem. Zaczęły się problemy z Olką, która spędzała większość czasu na hali. Zawodnicy grali coraz lepiej, często wyjeżdżaliśmy na turnieje za granicą, które zmuszały do pozostawienia Oli pod opieka Jasi mamy Marcina Rynkiewicza, poza tym pomagała mi Basia Gontarska. Córka rosła pod opieką fajnych ludzi w fajnych rodzinach, ale nie w swojej. Tygodniami mieszkała u Jasi lub Basi. Podczas któregoś mojego pobytu w Słupsku odbywałam spotkanie z Prezydentem Mazurkiem. Pan Prezydent przyjechał do naszej szkoły, mieliśmy miłe spotkanie. Skorzystałam z okazji i zaprosiłam do mieszkania Klaudii- tego w szkole. Byliśmy sami, zapytałam: – widzi pan te pokoje, czy uważa Pan, Panie Prezydencie, że mieszkanie tutaj zabezpiecza warunki życia jednej z najlepszych trenerek w Polsce, która jako pierwsza zdobyła medale dla Słupska z Kamilą Augustyn i Piotrem Żołądkiem? (Przemek Wacha reprezentował barwy klubu LKS Technik Głubczyce). – No, nie, pani prezes, proszę przysłać pismo Polskiego Związku Badmintona, sprawę przedstawię Zarządowi Miasta, mam pewien pomysł. I tak dzięki tobie Jadwiga i dzięki dyrektorowi Zygmuntowi Kołodziejowi dostałam mieszkanie z puli Prezydenta za szczególne zasługi dla Słupska. Klaudia kontynuuje swoje wspomnienia: Lata 1996 – 2001 to były najpiękniejsze moje lata pracy. Pracowaliśmy z zawodnikami bardzo ciężko i dużo. Rośli bardzo szybko, nie byli jeszcze samodzielni, ale poszukiwali swoich dróg, myśleli po swojemu. Dzisiaj mogę powiedzieć byłam dla nich surowa, gdy łamali ustalone zasady, gdy spóźniali się na zajęcia, lub pili alkohol, wyrzucałam z kadry. Po dwóch latach takiej pracy miałam opinię, że trenerka jest zła, i lepiej z nią nie zaczynać. Byłam przecież za nich odpowiedzialna. Oni tego nie rozumieli. Następni juniorzy jak dołączali do nas, rozumieli dyscyplinę i nie mieliśmy problemów. Zupełnie nie miałam czasu dla siebie i dla Oli. Pracowałam ciężko i były wyniki, praca nasza nie szła na marne. Zresztą wyniki jakie osiągnęliśmy w Glasgow w 1999 r utwierdziły nas w przekonaniu, ze idziemy dobra drogą. Kamila miała dopiero 17 lat. Mogła jeszcze startować w kolejnych mistrzostwach Europy o które walczyłaś ( mowa o mnie przyp. Aut) aby odbyły się w Spale w 2001.
Nadia Kostiuczyk Kamila Augustyn wyjazd na IO 2012
Wtedy też pomyślałam o drugiej grze dla Kamili. Zobaczyłam wtedy dziewczynę Nadię Kostiuczyk, która błąkała się mieszkając i startując w Brześciu Białoruś. Odbyłam rozmowę z jej trenerem opowiedziałam co możemy zrobić, jakie będzie miała korzyści i spróbowaliśmy zestawić debel dziewcząt Kamila Augustyn/Nadia Kostiuczyk. Kamila była najlepsza juniorką wyróżniała się zdobytymi umiejętnościami, prezentowała wysoki poziom sportowy. Potrzebowała utalentowanej partnerki, taką była Nadia. To był trafny wybór. Dziewczyny zdobyły pierwszy złoty medal w Mistrzostwach Europy Juniorów Spała 2001. Dodatkowo na tych mistrzostwach Kamila zdobyła srebrny medal w grze pojedynczej dziewcząt: SUKCES! Nasz sponsor NOKIA był bardzo zadowolony. Uzyskaliśmy kontrakt na następne lata aż do 2004. Niestety osiągane wyniki nie przełożyły się na zwiększenie budżetu związkowego. Nigdy nie byliśmy krezusami w zakresie finansowania przez państwo, nie byliśmy tez pieszczochami urzędu. Po denominacji złotówki w 1995 r. w tym samym roku otrzymaliśmy z urzędu 687.098 zł co razem z dochodami własnymi dało kwotę 819.909 zł. Było bardzo biednie.
Jadwiga i Andrzej Szalewiczowie , Klaudia Majorowa nasz dom w Aninie
Dla porównania podaję stan dochodów w roku 2001: z Departamentu Sportu Wyczynowego otrzymaliśmy 976.000, zł na programy Ateny 2004, przygotowania do mistrzostw świata, Europy oraz imprezy równorzędne, na koszty pośrednie (w tym zawierały się wynagrodzenia) zakup leków, odżywek i sprzętu sportowego. Z Departamentu Sportu Dzieci i Młodzieży otrzymaliśmy kwotę 734.500,- zł w tym na uczniowskie kluby sportowe, sportowe wakacje, cykl imprez, kursokonferencje nauczycielskie kwotę 412.500,- zł na udział w mistrzostwach świata i Europy 62.000,- zł oraz na Szkoły Mistrzostwa Sportowego tylko 260.000,- zł (Słupsk 120.000,-; Olsztyn 80.000,-; i Głubczyce 60.000,-) Niestety nie były to kwoty wystarczajace. Klaudia o tym wiedziała. Denominacja z roku 1995 r odbijała się na standardzie życia oraz na dotacjach państwowych. Do tego dochodziły niskie pensje dla nauczycieli, czy tez uposażenia trenerskie. Klaudia wspomina: Pamiętam, że wszyscy walczyliśmy o przetrwanie. Nikt z nas nie miał lepiej. Cały czas walczyłaś ( to o mnie przyp.aut.) o to aby były pieniądze na wyjazdy zagraniczne zawodników. Organizowaliśmy je najtaniej jak było można.. Wynajmowaliśmy mini busy, jeździliśmy własnymi samochodami po najniższych kosztach czyli za koszt benzyny aby było tanio! Diety nie wystarczały na jedzenie. Gdy jechaliśmy mini busem było lepiej, bo zabieraliśmy jedzenie, wyjazdy samolotami nie były tak komfortowe, bo limitował nas bagaż, ale i tak jeździliśmy z własnym jedzeniem. Dopiero teraz pracując jako główny trener Rosji widzę jak biednie żyliśmy! Nadszedł rok 2005. Przestałaś pracować w Związku. Kolejny Krajowy Zjazd Delegatów odbył się w dniu 8.01.2005 r. nie wystartowałam do walki o kolejną kadencję prezesa. W lutym kończyłam 60 lat, uznano, że mój czas w badmintonie minął. Niezadowolenie zawodników i ostra nagonka doprowadziły do podjęcia takiej decyzji. Wracamy do wspomnień Klaudii: Na początku po wyborze nowego prezesa związku Michała Mirowskiego nic się nie zmieniło, było ciężko ujawniły się określone trudności w kontaktach z zawodnikami Kamilą Augustyn, Michałem Łogoszem, Robertem Mateusiakiem. W biurze związku zatrudniono nowych pracowników. Częste nieporozumienia z kolejnym zatrudnionym sekretarzem Bogdanem Włostowskim, który nie miał za dużego doświadczenia w pracy związkowej, oczywiście chciał zrobić dużo, ale brakowało twojego doświadczenia, jawiło się jako koszmarny sen, który przeżywałam. Oczywiście te nieporozumienia wpływały na stosunki z zawodnikami. Nie radziłam sobie z zaistniałą sytuacją, nie byłam do tego przyzwyczajona. Następstwem konfliktów była narastająca agresja. Jadwiga tego nie było za twoich czasów. W 2007 r. przyjechał do Polski trener z Korei Kim Young Moon. Pracowało nam się dobrze. Kim był nastawiony na wynik tak samo jak ja, chciał pracować jak najlepiej. Strofował zawodników starszych, miał większy wpływ na nich i na ich zaangażowanie w pracę. Ułatwiało mi to życie. Z Kimem miałam bardzo dobre stosunki. Bardzo dużo się nauczyłam, szczególnie w pracy z singlistami. Widziałam jego pracę z Przemkiem Wachą, który reprezentował wysoki poziom, a świeży powiew myśli trenerskiej dawał bardzo dobre rezultaty. Niestety w sprawach taktyki zupełnie się nie zgadzaliśmy.