Wiele razy tłumaczyłam na blogu, dlaczego tak rzadko przygotowuję posty.
Nie ma ich zbyt dużo, mam niedosyt, ale niestety jak mówią albo rybka albo akwarium. Moje akwarium to książka, która jest na ukończeniu. Właściwie został mi jeden rozdział. Europejska Unia Badmintona, czyli Badminton Europe Confederation.
Pisanie nie jest łatwą rzeczą szczególnie dla mnie! Nie mówię tu o konstrukcji zdań o przelewaniu myśli na papier. Nie, wcale, mam na myśli ilość dokumentów, które czytam „po drodze”. Nie sądziłam, że w naszych piwnicach jest ich aż tyle. Jak na razie w sypialni stoją kartony osiem sztuk ,każdy z inną zawartością, każdy opisany przez mnie. Tu jest historia związku, tu moje programy
sponsorskie, tu materiały na krajowe zjazdy delegatów, tu znowu leżą kopie protokołów zarządu a w innym miejscu zebrane z kilkudziesięciu lat kalendarze a w nich istotne zapiski.
Największą frajdę mają koty! Uwielbiają kłaść się na papierach, włazić do kartonów, szczególnie do tych, które mają z boku wycięte uchwyty. Jakaż to przyjemność drapać rwać i poszerzać dziurę, aby w końcu wleźć i tarmosić papiery! Szczególnie dla mnie, gdy zabawa trwa w najlepsze w nocy! W tym wypadku poduszka jest niezawodna albo mój klapek, które lecą w stronę kociego towarzystwa.
Krótko mówiąc pięćset stron książki jest gotowe. No tak na sto procent to będzie po redakcji, teraz czytam po raz nie wiem, który sprawdzam swoją pamięć grzebię w papierach wtedy, gdy nie
jestem pewna opisanych zdarzeń. Bardzo dużo czasu zajęło mi czytanie materiałów dostępnych w księgarniach, antykwariatach w bibliotece cyfrowej a także w wyszukaniu widowiska teatralnego o „Szabliście wszechczasów, Kryptonim Gracz”. Posiadałam na ten temat sporą wiedzę, ale według mnie niewystarczającą. Dlatego musiałam przewertować materiały z mojego archiwum oraz dostępne publikacje w „Polityce” i „Sportowcu”, przeczytać po raz enty książki i obejrzeć kilkakrotnie widowisko. Wiem jedno, każda książka wymaga od nas wiarygodnego materiału, który stanowi dodatkową dokumentację, a my wtedy jesteśmy pewniejsi naszych wspomnień. Czasami jestem zaskakiwana wiadomościami, na które trafiam, szokują mnie. Wtedy zaczyna się dodatkowy sprawdzian. Muszę mieć pewność co do opisywanych wydarzeń. Nie mogę zaniedbać podawania źródeł przytaczanych informacji.
W przyszłym tygodniu książka będzie na tyle gotowa, że poleci do pierwszej korekty. Będziemy pracowali ze słowem. A później? Później będzie wydawnictwo i zobaczymy, co dalej.
Sama jestem ciekawa.
Przez cały okres pisania dzieliłam się poszczególnymi wspomnieniami z najbliższymi, testując moją pamięć, kolejność zdarzeń, lub prosząc o podanie nazwisk ludzi, o których pisałam. Widziałam ich twarze, ale nie zawsze pamiętałam nazwiska, imiona, owszem, ale kilka razy odwoływałam się do moich koleżanek i kolegów z prośbą o wsparcie. Piszę o tym abyście wiedzieli jak to jest porwać się na opisanie życia wspominając fakty, które są prawdziwe i nie można ich wykoślawić. Setki godzin spędzonych na poszukiwaniach, czasami wiedziałam o jakimś wydarzeniu, ale nie bywałam pewna czy zapamiętałam właściwie, więc konieczne były
dodatkowe godziny pobytu w piwnicy pośród wielu segregatorów uporządkowanych przed przystąpieniem do pracy. Tyle tylko, że każdy papier, który trzymałam w ręku trafiał wg ustalonego przez mnie schematu do innej teczki, często zadawałam sobie pytanie, do której? Mam pamięć wzrokową, widziałam go, gdy zamykałam oczy, w końcu po przekartkowaniu iluś stron znajdowałam. Taka koronkowa robota. Pewnie taka sama czeka mnie z wyborem odpowiednich zdjęć. Wydaje mi się, że uzupełnią one materiał pisany. Ale póki, co piszę, kończę opowieści o ludziach, którzy byli tak mili, że odpowiedzieli mi na setki zadanych pytań, a także na te niezadane. To było wspaniałe uczucie. Oczywiście nie wszyscy podeszli entuzjastycznie do mojej prośby, ale trudno się dziwić. Lata mijają sprawy, które dla mnie były ważne dla nich nie są wydarzeniami. Każdy pielęgnuje w sobie swój zestaw wspomnień, pochowany w zakamarkach mózgu. Odbyłam wiele rozmów z ludźmi z przeszłości. Te rozmowy były najsympatyczniejsze, gdy nagle w telefonie słyszysz głos sprzed
trzydziestu, czterdziestu lat, przedstawiasz się, chwilka ciszy i płynie rozmowa jakbyśmy wczoraj ją zakończyli a dzisiaj tylko kontynuujemy. Wspaniałe doznania!
Mam nadzieję, że choć trochę wyjaśniłam, dlaczego rzadko do was zaglądam, dlaczego moje wpisy nie są zbyt regularne. Teraz już wiecie. Proszę, trzymajcie kciuki abym mogła w najbliższych dniach, na chwilę odetchnąć od natłoku wspomnień, i różnorodności zagadnień, które mnie poruszają, gdy wspominam. Taka książka to katharsis dla autora, dzisiaj to wiem!
Pozdrawiam wszystkich najmilszych czytaczy do usłyszenia
Wasza Jadwiga
ps. zamieszczam trochę zdjęć z ogrodu, rośnie sobie bez mojej pomocy, nie mam wystarczającej ilości czasu