W jednym z czasopism przeczytałam przepis na przygotowanie pysznej surówki z młodej kapusty. Przypomniały mi się moje wakacje, wyjazdy nad morze, smażalnie ryb i surówka z kapusty jako dodatek do smażonej nototeni. Nie wiem czy ktoś pamięta taką rybkę, którą ja zajadałam się dawno temu w Cetniewie.
Postanowiłam wykorzystać ten prosty i smaczny przepis na surówkę jako dodatek do mięska wołowego, które macerowało się od rana w lodówce.
Bitki wołowe
Składniki: 1,5 kg mięsa wołowego ligawy pokrojonej w plastry, musztarda, ocet jabłkowy, 8 młodych dużych cebul, 5 ziaren ziela angielskiego, kilka ziaren pieprzu, 3 listki laurowe.
Wykonanie:
Każdy plaster mięsa dokładnie rozbiłam tłuczkiem , przełożyłam do miski i posmarowałam musztardą. Skropiłam octem jabłkowym. Wstawiłam do lodówki na kilka godzin.
Cebulę obrałam i pokroiłam w piórka.
Na rozgrzanej patelni obsmażyłam plastry mięsa, na koniec wrzuciłam cebulę, dodałam trzy listki laurowe, 5 ziaren ziela angielskiego i kilka ziaren pieprzu. Podlałam przegotowaną ciepłą wodą. Mięso dusiłam pod przykryciem około trzech godzin. Ligawa jest bardzo dobra i jej przygotowanie nie jest trudne, musi się tylko wolniutko dusić. Po sprawdzeniu kruchości mięsa całość posoliłam. Do tak przygotowanych bitek wołowych jutro ugotuję młode ziemniaki, które podam z koprem. Oczywiście do bitek pasuje kasza jaką kto lubi, my zajadamy się pęczakiem, który gotuję w dużej ilości osolonej wody przez około 20 minut.
gotowa surówka
Składniki na surówkę: główka młodej kapusty, trochę soli, cukru, jeden pęczek koperku
Wykonanie: Umytą kapustę cienko poszatkować. Dodać soli i wygnieść tak by puściła sok. Odstawić na sicie na około godzinę, aby usunąć jego nadmiar. Po godzinie dodać cukier, posiekany koper i oliwę, całość wymieszać. Surówka jest gotowa.
Sobotni i niedzielny obiad będzie wspaniały. Smaku doda surówka z kapusty! POLECAM!
Jagoda Miłoszewicz razem z Maciejem Pawlikiem prowadzi w Lutowiskach gospodarstwo agroturystyczne Chata Magoda, które zdobyło właśnie nagrodę w konkursie „Miejsce szczególne” ogłoszonym przez redakcję „Czterech Kątów”. W uzasadnieniu jury napisano: „Zachwyca architektura starego domu z bali, pięknie wkomponowanego w krajobraz, oraz wystrój wnętrz pełen starych mebli i drobiazgów”
I właściwie mogłabym tak zacząć i na tym zakończyć mój dzisiejszy wpis o nieznanej Przyjaciółce Jagodzie Miłoszewicz i jej mężu Macieju Pawliku, ale to byłoby o wiele za mało.
Osobiście nie znam Jagody, nigdy u niej nie byłam. Znamy się wyłącznie jako blogerki. W 2009 r. po raz pierwszy zajrzałam do Chaty Magoda. Zajrzałam!
Jagoda
I pozostałam na kilka długich lat a nasza przyjaźń zadzierzgnięta wirtualnie trwa do dzisiaj. Towarzyszę Jagodzie we wszystkich sprawach, jakimi zajmuje się bądź zajmowała.
Wtedy w zimie po raz pierwszy zaprosiła do siebie. Siedziała przy kominku jak zwykle boso, obok niej Buba pies mądry zakochany w gospodarzach, był również Bury często wracający z nocnych pohulanek, nieco rozbity, odsypiający w cieple swoje wyprawy. W tle zawsze był Maciek. Opoka, ostoja, mężczyzna życia, bez którego wiele rzeczy nie byłoby możliwych do wykonania, jej alter ego, człowiek Bieszczadów, pomysłodawca przeprowadzki.
Spotkali się w Szczecinie, on konserwator zabytków, ona po filologii polskiej, prowadząca agencję reklamową. Jednak w życiu wszystko dzieje się po coś! To spotkanie z Maćkiem zaważyło na jej dalszym życiu.
W końcu w 2004 r. postanowili kupić ziemię w Bieszczadach. Wybór Lutowisk, jako ich miejsca na ziemi, był absolutnym przypadkiem. To napotkany przechodzień na pytanie:
– Czy tu gdzieś można kupić ziemię,
Odpowiedział:
– Tam trochę dalej kozamaria sprzedaje ziemię!
Maciek
Zaciekawieni poszli i zobaczyli Marię Kozę oraz ziemię na sprzedaż” stąd od habazi aż tam do tych krzaków”. Te habazie i te krzaki ich zachwyciły. Jagoda zobaczyła swoje miejsce na ziemi. Widziała już rosnące warzywa, drewnianą chatę z bali, a może dwie, widziała ich obydwoje siedzących na progu, oczywiście na bosaka!
Sama zresztą wspomina:
-Na filmie, który kręciliśmy widzę siebie rozbrykaną dziewczynę, która już planuje, co będzie tu a co tu…
Najpierw jednak były sterty papierów, zakup ziemi, plany, wizyty w gminie, wędrówki po okolicy i towarzyszące zainteresowanie ludzkie, jako że w Bieszczadach ludzi mało, wszyscy o wszystkich wiedzą wszystko, nic się nie da ukryć, bo i po co?
Pierwsze dni Maciek zamierzał spędzić w samochodzie, przeszkodziła temu Maria Koza, która bezinteresownie zabrała go do swojego domu, i przez kolejny miesiąc opiekowała się jak najlepsza matka.
Jagoda wspomina Marię Koza najczulej jak umie. Dużo jej zawdzięczają, Maria Koza była ich najlepsza nauczycielką. Najlepszy człowiek pod słońcem. Zginęła w wypadku: bale z ciężarówki zsuwając się śmiertelnie ją raniły. Długo rozpaczali.
Dzisiaj pisząc o Jagodzie Miłoszewicz, drobnej blondynce o miłym głosie, niewysokiej, stawiającej sobie ambitne plany, wiedzę czerpię z książki CHATA MAGODA wydanej przez Naszą Księgarnię w kwietniu 2016.
„Chata Magoda – Ucieczka na Wieś” to album ukazujący cudowne życie na łonie przyrody, interesujący dla tych, którzy jak Jagoda nie przenieśli się z dużego miasta daleko na granicę Polski. Internet jest tu albo nie, połączenia telefoniczne są czasami ukraińskie czasami polskie, żyje się w zgodzie z naturą, porami roku, bywa ciężko, a zimy nikogo nie rozpieszczają. Nie da się żyć bez gumiaków, piły najlepszej jakości i starego samochodu terenowego z napędem na cztery koła, najlepiej w kolorze zielonym.
Jagoda opowiada nam też o wyposażaniu domów, o wyjazdach do Czaczy, o kupowaniu różnych mebli, które wyglądem, wykonaniem pasowałyby do ich drewnianych chat! Opowiada również o tym jak nauczyła się pleść koszyki, dokonywać różnych przeróbek a także odnowy zakupionych w Czaczy sprzętów.
Jej opowieść jest udokumentowana fantastycznymi zdjęciami od których nie można oderwać wzroku.
Swoje plany Jagoda i Maciek realizowali z żelazną konsekwencją. Kupili dom Parskewii, kupili chatę z bali, wyszukali ją pod Rzeszowem. Maciek –konserwator zabytków wiedział jak ją rozłożyć, jak przewieźć i złożyć z powrotem, jak ją wyposażyć w to, co jest niezbędne w prowadzeniu gospodarstwa agroturystycznego (konieczna ciepła woda, prysznice, ogrzewanie, ujęcia wodne).
Wszystkie informacje i porady praktyczne znajdują się na kartach pięknej opowieści o życiu w Bieszczadach, w książce wydanej bardzo skrupulatnie, doskonałej edytorsko, gdzie opowiadania i przepisy kulinarne Jagody przeplatają się z poradami praktycznymi Maćka.
O Chacie Magoda napisano wiele artykułów, telewizja Rzeszów zrobiła program.
„..Chata Magoda w Lutowiskach to miejsce znane z tego, że ma swój niepowtarzalny klimat. Są tu dwa drewniane regionalne domy i… atmosfera stworzona przez gospodarzy. – Życie na wsi, a zwłaszcza na bieszczadzkiej wsi ma swój rytm, zupełnie inny niż życie człowieka z miasta. Musimy i chcemy brać pod uwagę pory roku, bo przez to życie nabiera zupełnie nowego sensu, nowych smaków, barw, zapachów. Dzięki temu żyjemy bliżej natury. Nie wyobrażamy sobie innego domu w Bieszczadach jak drewniany. W związku z tym, że w Bieszczadach drewnianych domów zachowało się niewiele, nasz pierwszy dom Chatę Magoda przenieśliśmy do Lutowisk spod Rzeszowa. Tam właśnie znaleźliśmy dom o odpowiednich wymiarach. Od początku planowaliśmy stworzyć dom gościnny, więc musiał być spory. Urządzam dom według własnego gustu. Są osoby, którym się to bardzo podoba, innym mniej. Kolejny dom to chata bojkowska. Jest ona konsekwencją tego, że kupiliśmy ziemię z taką właśnie chatą i remont wydawał nam się naszym obowiązkiem – mówi Jadwiga Miłoszewicz właścicielka Chaty Magoda „
O Chacie Magoda opowiadała mi również moja przyjaciółka, która spędziła w niej wspaniały urlop!
Napisałam! W dniu 22 maja 2016 postawiłam kropkę. Teraz zaczynam ostatni etap, który będzie trochę trwał.
Pierwsze koty za płoty! To mój mąż Andrzej, który przeczytał całość. Kilka poprawek dotyczyło badmintona.
Teraz książka została wysłana do „korekty”, całe 504 strony, bo tyle w końcu zostało! Osobiście wykreśliłam z tekstu 27 stron, gdyż ten nie był kompatybilny z pozostałym. Wydaje się, że ta część jest zaczynem czegoś nowego! Niech rośnie! Na razie nie mam ochoty na podejmowanie walki z pisaniem kolejnej książki. Wspomnienia zostały opisane, dotyczą najważniejszych spraw.
Pierwszy tekst konspektu napisałam 10 sierpnia 2015 r. Później przez kilkanaście dni poprawiałam, uzupełniałam i w końcu został zaakceptowany.
Pierwsze zdania napisałam we wrześniu i tak popłynęła opowieść o mnie, i wielu sprawach ze mną związanych. Wydaje mi się, że opisałam czasy peerelu, młodości i późniejsze z dystansem, humorem a czasami z łezką w oku. Pisałam tak jak
wszędzie notatki i zapiski
układało się życie, jak biegły sprawy czasami pod górkę, a czasami zupełnie nieoczekiwanie szybko i z górki. W swoim wspomnieniach byłam uczciwa, nie koloryzowałam, nie podkręcałam tematów, one i tak wydawały mi się nieprawdopodobne. Mogłam je ocenić dopiero po napisaniu. Rzeczywistość, w której żyłam była trudna, tak jak trudne były lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Zresztą czas przemian ekonomiczno- politycznych też nie był łatwy.
Moja Córeńka na pytanie, co pamiętasz z lat twojego dorastania? Odpowiadała:
– Mamciu, wieczne kolejki, chodziłam z Babcią do sklepów, ona stała w kolejce po cokolwiek, a ja miałam kredę i rysowałam nią na chodniku jakieś obrazki, nudziłam się przeokropnie w tych kolejkach, więc babcia zawsze w kieszeni tę kredę nosiła.
Później, gdy już chodziłam do szkoły znajdowałam w kuchni na desce przyklejoną kartkę ze spisem produktów, jakie mam kupić. Nigdy nie prosiłaś o zakup mięsa, gdyż sama je zdobywałaś! To był twój problem. Resztę ja przynosiłam do domu.
czosnki, kto je zasadził? już przekwitają, teraz ogród dostanie kolejną odsłonę
Dzisiaj takie wspomnienia istnieją tylko w nas i naszych czterdziestolatkach. W sklepach jest wszystko, o czym dusza zamarzy. Nie zawsze mamy pieniądze na wszystkie nasze zachcianki, ale na zaopatrzenie w sklepach nie możemy narzekać.
Dlatego uważam, że budowanie od podstaw dyscypliny sportowej było zadaniem czasem przekraczającym siły. Dlatego z wielką chęcią o tym napisałam, aby pokazać młodym ludziom, że my dzisiejsi siedemdziesięciolatkowie pracowaliśmy w trudzie na ich przyszłe sukcesy, i nie boimy się o tym mówić.
Gdy czasem słyszę w radiu lub w telewizji narzekania młodych w tonie, że starsi to czy owo źle zrobili i oni młodzi muszą teraz naprawiać, uważam te opinie za krzywdzące. Łatwo jest krytykować, i mieć za złe. Trudniej się wczuć w to, co było i zobaczyć, że ci krytykowani zrobili bardzo dużo.
No cóż, to tak na marginesie.
Mili moi, rozpoczynamy „korektę”, wiem z opowieści, że jest to najtrudniejsza część pracy! Trudno! Damy radę, skoro napisałam tyle stron, to będzie wisienką na torcie.
Pozdrawiam was serdecznie, życzę udanego weekendu.
Do kolejnego postu i usłyszenia, dam znać, co słychać w pracy nad książką!