Moją odskocznią od problemów dnia codziennego zawsze były książki, i im większe problemy miałam do rozwiązania, tym więcej książek pochłaniałam. I tak jest do dzisiaj. Tak się składa, że problemy, które muszę rozwiązywać w ciągu dnia, odżywają na nowo w nocy i żyją sobie swoim własnym życiem i na nic moje tłumaczenia, że już wszystko załatwione, nie ma się, co stresować, one po prostu krążą w mojej głowie jakby chciały pokazać, kto tu jest silniejszy, a często stawiają znaki zapytania, uważasz, że wszystko załatwiłaś, że to rozwiązanie sprawy było najlepsze z możliwych? Wtedy lekarstwem na skołataną głowę staje się książka, która zajmuje mnie przez kilka godzin, dopóki, dopóty nie osiągnę wewnętrznego spokoju. Moja przyjaciółka Jola pożyczyła mi książkę napisaną przez Krystynę Mazurówną, wybitną tancerkę, legendę polskiego tańca, gwiazdę lat sześćdziesiątych. Pani Krystyna była solistką Teatru Wielkiego, Operetki Warszawskiej, była partnerką wybitnego tancerza i choreografa Witolda Grucy. Była i do dzisiaj jest osobą szokującą i ekscentryczną. Co to znaczy zrozumieją tylko ci z nas, którzy dorastali w upiornych latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Przypomnę tylko, że sklepy świeciły głównie pustkami, ciuchy zdobywało się na bazarze w Rembertowie lub z paczek przesyłanych zza granicy, kolorowe bluzki, spódniczki czy piękne i wielce drogocenne rzeczy wisiały w sklepach Komisu, ( kto pamięta takie sklepy na ul. Brackiej, al. Jerozolimskich, na ul. Grójeckiej, ul. Rutkowskiego ,ul. Chmielnej czy Nowym Świecie. Przedsmak wielkiego świata, kolorowych szmatek możliwych do zdobycia za wielkie pieniądze. I tylko nielicznym udawało się je nabyć, tylko nieliczni mogli je zdobyć, gdyż wtedy wszystko się zdobywało, a w sklepach PEWEX-u i Baltony kupowaliśmy tylko za bony lub prawdziwe dolary. Tam zaś było prawie wszystko, nie tylko ubrania, kosmetyki i artykuły spożywcze, ale także pralki, samochody, sprzęt elektroniczny video, telewizory, radia. Wspominam o tych sklepach gdyż minęło od tamtych czasów 50 lat i nie wszyscy pamiętają o tych luksusowych sklepach dlawybranych. Dlaczego dla wybranych? Dlatego, że w nich właśnie kupować można było za twardą walutę, a tę mogliśmy mieć tylko, jako wynagrodzenie wypłacane w dewizach za np. występy za granicą, lub zaoszczędzone na wyjazdach służbowych.
Przekraczając granicę wypełnialiśmy deklaracje celne, wpisywaliśmy sumę waluty, i otrzymywaliśmy potwierdzenie, że waluta została oficjalne wwieziona do Kraju. Za tą właśnie walutę mogliśmy w sposób oficjalny dokonywać zakupów. Oczywiście pod bankami czy też wymienionymi sklepami stali handlarze walutą tak zwani cinkciarze ( od słowa change money), u których można było dokonać stosownej transakcji, jeżeli ktoś był desperatem i musiał takiego zakupu dokonać, bo za walutę kupowaliśmy w tych sklepach również lekarstwa.
Krystyna Mazurówna w owych czasach jawiła nam się, jako kolorowy ptak sceny polskiej, widać ją było wszędzie, w telewizji również.
O tańcu marzyła od zawsze, w wieku trzech lat miała jasno sprecyzowany cel w życiu: taniec oraz troje dzieci Kacper, Melchior i Baltazar, tak się mieli nazywać, zgodnie z trzema królami, o których opowiadano jej w domu. W rzeczywistości, znacznie później urodziła Kacpra ze związku nieformalnego z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem, oraz Baltazara i Ernestynkę, z drugiego oficjalnego małżeństwa z francuskim mężem- gitarzystą Piou ( pierwszym oficjalnym mężem Pani Krystyny był Tadeusz Pluciński, o którym niewiele dobrego napisała). Ernestynka obdarowała panią Krystynę wnuczkiem i dopiero ten otrzymał na drugie imię Melchior, a więc realizacja planu udała się w kolejnym pokoleniu. Ale wróćmy do tańca.
Pani Krystyna, wielki talent, w szkole baletowej pracowała bardzo ciężko, ale też chciała jak najszybciej ją skończyć, w związku z tym w Liceum zrobiła dwie klasy w jeden rok, zdając maturę w wieku 17 lat. Swój pośpiech tłumaczyła tym, że kariera tancerki trwa do trzydziestki a czasami do czterdziestu lat. Ech gdyby wtedy wiedziała, ile lat będzie tańczyła… Nie wiem, czy oglądaliście program „Dzień Dobry TVN”, w którym nasza Krysia wystąpiła w charakterze gościa zaproszonego przez Marcina Prokopa i Dorotę Wellman.Oto w studio usiadła pani, z fryzurą jak rajski ptak, ubrana przy tym awangardowo, a na zakończenie choreografka audycji telewizyjnej „You Can Dance” zaprezentowała swój popisowy numer, z tańca Kankan, czyli wysoki wyskok i lądowanie w szpagacie z pięknym okrzykiem na ustach jak to jest praktykowane w Kankanie. Trzeba jednak podkreślić, że audycja ta miała miejsce miesiąc temu a pani Krysia właśnie skończyła lat 73!!!
Krystyna Mazurówna porzuciła Teatr Wielki i zaangażowała się do Polskiego Zespołu Tańca, pod dyrekcją Palińskiego, w którym to zespole tańczył Witold Gruca, świetny pomysłowy tancerz i choreograf, wystawiano małe formy baletowe, nie tylko klasyczne a repertuar często się zmieniał. I tak Krystyna została na wiele lat partnerką Grucy. Gruca zresztą przygotował kilka innych duetów- groteskowych, współczesnych i klasycznych.
Wyjazdy zagraniczne, najpierw w 1959 roku do Paryża, Helsinek ,i znowu Paryż, Monte Carlo, berlińska telewizja, następnie ZSRR, ( ale przedtem z niewiadomych przyczyn rozwiązano Polski Zespół Tańca a tancerzy wcielono z powrotem do opery).Do ZSRR wyjechała grupa między innymi z Jurkiem Połomskim, Jadwigą Prolińską, Zdzisławem Słowińskim, Stanisławą Kowalczyk Muszyńską, Łucją Prus. I tak się to kręciło. Kolejnymi wyzwaniami w Polsce były układy choreograficzne, które opracowywała dla wielu teatrów.
Następnym wspaniałym partnerem Krystyny Mazurówny był Gerard Wilk, tancerz, który dopiero, co ukończył szkołę baletową., dobrze zbudowany, dość masywny. Jednak właśnie on zachwycił naszą tancerkę i stał się jej partnerem. Początkowo tańczyli układy Grucy później tylko Mazurówny. W międzyczasie powstała grupa baletowa Fantom(w roku 1965), która była angażowana przez Estradę. Tańczyli wszędzie, czy to w Młocinach, lub na bielańskiej estradzie, tańczyli na Międzynarodowym Festiwalu Jazzowym w Pradze. I tu właśnie poszło im fantastycznie, inni zaś powiedzieliby, że za dobrze i wtedy zaczęły się schody. Sypnęły się propozycje kontraktów z całego świata, a oni skromnie wrócili do Polski. Kto wyjeżdżał służbowo za granicę ten wie, że w Peerelu można było dostać paszport na konkretny wyjazd i biada temu, kto go nie zdał do biura paszportowego w określonym terminie, mógł się na całe lata pożegnać z wyjazdami. A właśnie te wyjazdy stanowiły o zarobkach, o możliwości kupna samochodu czy mieszkania.
Czytając książkę Krystyny Mazurówny –„Burzliwe życie tancerki” przesuwały mi się przed oczyma znajome obrazy, biura paszportowe, zdobywanie wiz, wystawanie pod ambasadami, kolejki, zapisy, Pewex, Baltona, a nawet Pałac Mostowskich. Tak ten szczegół też nie ominął gwiazdy, bo pani Krystyna już wtedy w latach 1965-1968 była gwiazdą. Była wyjątkowym talentem, dlatego też dostała dwukrotnie stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki i studiowała taniec nowoczesny i balet jazzowy w Paryżu u prof. Gene Robinsona. Ale były to lata okrutne dla ludzi wybitnie zdolnych, którzy mieli odwagę pokazać coś nowego, nowoczesny taniec do muzyki jazzowej. Jej tancerze zwolnili się z opery warszawskiej aby móc występować w jej zespole. Ponieważ Fantom odniósł sukces, młodzi mężczyźni dostali powołania do wojska, a tancerze, którzy nie mają możliwości ćwiczenia baletu po dwóch latach pobytu w wojsku nie mieli po co wracać na scenę. Niestety, otrzymywali oni tylko jednorazowe zgody na występy lub ćwiczenia, zawsze dostawali do towarzystwa dwie osoby i jeździli do mieszkania Krystyny aby ćwiczyć układy, lub tworzyć nowe. Wszyscy mówili jej nie raz i nie dwa pani Krysiu – głową pani muru nie przebije, ale jeżeli zdecyduje się pani wreszcie na opuszczenie Polski, następnego dnia zwalniamy chłopaków z wojska, wracają potulnie do opery i po krzyku!
I wyjechała do Paryża u szczytu popularności, jesienią roku 1968, zniknęła z ekranu, sceny z Polski. W Paryżu założyła własny Ballet Mazurówna, tańczyła z Josephine Baker, była solistką Casino de Paris, ale też i szatniarką, bileterką, kierownikiem budowy a przez długie lata w jej ukochanym Casino de Paris prowadziła bufet..
Mężczyźni kochali się w niej na zabój, a i ona kochała ich naprawdę. Jej życie było i jest jedną wielką przygodą. Wychowała troje dzieci, wciąż pracuje – tworzy w Polsce choreografię do programu You Can Dance- „Po prostu tańcz”, planuje, podróżuje. Nadal tańczy, walczy, nie odpuszcza…i od czterdziestu lat mieszka w Paryżu.
Dlatego postanowiłam napisać o tej Kobiecie dzisiaj 73 letniej ( nie ukrywa swojego wieku), pełnej pasji, radości, jasno określonych celów, marzeń i ich realizacji. Jest pięknym przykładem aktywnej, wciąż bardzo interesującej zadbanej, umalowanej z ekstrawagancką fryzurą kobiety, która w każdej sytuacji umie sobie poradzić. Pani Krystyno chapeu bas!
Książkę przeczytałam w ciągu jednej nocy i pomyślałam sobie, skoro Ona dała radę w trudniejszych czasach to ja dzisiaj też mogę pokonać samą siebie, moje słabości, oraz podejmę te najtrudniejsze decyzje właśnie teraz. Bo nic nam nie jest dane na zawsze, musimy mierzyć się z życiem i od nas tylko zależy czy damy radę. Ja dam!
Wasza Jadwiga
ps. nie miałam żadnych zdjęć pani Krystyny, zeskanowałam więc kilka z książki, i oto dzisiaj po opublikowaniu wpisu otrzymałam email od Janka Rozmarynowskiego, najlepszego fotografa jakiego znam, który napisał, że w roku 1966 fotografował panią Krystynę Mazurównę w Jej domu na Starym Mieście i jeżeli chcę, to On pozawala mi wykorzystać te zdjęcia do wpisu. Janku bardzo dziękuję ubogaciłeś ten wpis, a Twoja wielkoduszność mnie powaliła.Przyjmij moje najserdeczniejsze podziękowanie, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, i to jest najprawdziwsza prawda.
j
19 stycznia 2012 - 19:59
Świetna kobieta, artystka, tancerka… Kiedy czyta się takie książki, wraca nam chęć do życia.
19 stycznia 2012 - 21:32
Ostatnie zdania podobają mi się najbardziej…:)
19 stycznia 2012 - 21:39
Bo kto ma dać radę,jak nie Pani,Jagienko.Oczywiście…Jakub
19 stycznia 2012 - 22:58
notario,
sama jestem optymistką i wierzę, ze możemy zrobić dużo, tylko zależy to od tego jak bardzo chcemy, ale Ona, miała taki power do zycia i ma go do tej pory, ze elektrownie mogłaby zasilać!
j
19 stycznia 2012 - 22:59
Gordyjko,
żebyś wiedziała jakie one sa brzemienne w skutkach!
ech, życie…
j
19 stycznia 2012 - 23:00
Panie Jakubie,
bardzo bym chciała temu podołać, naprawdę!!!
j
19 stycznia 2012 - 23:07
Jadwigo droga, mnie ksiażki również pochłaniaja kiedy po nie siegam i mnie zaciekawią. Faktycznie ciekawa postać z tej Pani Krystyny. Każdy ma w sobie dość sił, zeby dać radę tylko trzeba te siły wykrzesać. Trzeba je w sobie odnaleźć i wytrwać. Przyjaciele przez duże P zawsze sie znajdują w chwili, kiedy sa potrzebni i kiedy ich sie nawet nie spodziewmy. I to jest piekne…:)
Co do konkursu to przystąpiłam ot tak bardziej dla eksperymentu niz z zamiarem osiągnięcia znaczacych wyników. Znam zasady tego konkursu ponieważ juz brałam w takowym udział we wcześniejszych latach. Zatem o frustracji mowy być (przynajmniej w moim przypadku)nie może. Wiem, ze same osoby czytajace blog nie mogą mieć wpływu na dobry wynik, ale cóż? Wziąć udział zawsze można…
pozdrawiam serdecznie
19 stycznia 2012 - 23:49
Dziękuję Jadwigo za ten wpis. Książkę muszę przeczytać koniecznie! Świetnie pamiętam duet, który tworzyła Pani Mazurówna z Gerardem Wilkiem. Tańczyli w TV do piosenek zdaje się Szczepanika i Niemena. Podziwiałam! Nie wiedziałam, że to kobieta z taką klasą…
Pozdrawiam Jadwigo:)
20 stycznia 2012 - 0:33
Nie ma to jak przedwojenny materiał.
LW
20 stycznia 2012 - 2:20
rodorek,
Krysiu, wiedziałam że dla Was osób, które brały udział w konkursie taki wpis będzie ku pokrzepieniu serc, bo emocje Wami targały, dlatego powiedziałam sobie, że raz mogę ale nigdy wiecej, cieszę sie, że dał ci radość
j
20 stycznia 2012 - 2:26
JanToni,
tak, przedwojenny materiał, chęć do życia, pomysły i cele które realizuje z wielką pasją
j
20 stycznia 2012 - 10:00
Witaj Jadziu! Taniec uwielbiam. Nawet myślę zapisać się do szkoły tańca, która jest nieopodal mojego osiedla. Jadziu nie słyszałam o tej tancerce, a może zapomniałam. Figurę miała piękną, taka akurat do tańca. Takie to były marne czasy. Ale fajnie, że potrafiła się odnaleźć, zmienić coś w swoim życiu, wyjechać, aby móc wrócić i tworzyć dla nas widzów. Pozdrawiam Jadziu.
Ps.Pisząc myślałam o Viletcie Willas, że nie potrafiła….., a szkoda, bo głos miała piękny i wiele stracili jej fani.
20 stycznia 2012 - 10:13
Dziękujemy za piękne zdjęcia panie Janku…:o)
20 stycznia 2012 - 10:33
Gordyjko,
tak zdjecia piękne, i dobrze, że mamy przyjaciół
j
20 stycznia 2012 - 10:34
Tereso,
w latach 1960 – 1968 była bardzo popularną osobą stąd nazwałam Ją gwiazdą, tańczyła w operze i operetce, ja ją podziwiałam na scenie opery gdzie raz w miesiącu obowiązkowo prowadzał nas Tata, zreszta do operetki też
j
20 stycznia 2012 - 10:50
Jadziu, twoja opowieść uzmysłowiła mi proces dojrzewania. Byłam trochę za młoda żeby ją oglądać w filmach, potem jako nastolatka, filmy te oceniałam jako przestarzałe a teraz doceniam jak nowoczesna była jej choreografia, chociażby z „Przygody z piosenką”. Niemniej nie wiem dlaczego (a może jednak wiem), bardziej interesowałam się jej tanecznym partnerem, przystojnym Gerard’em Wilkiem, który zresztą zrobił wspaniałą karierę w balecie Mauriece Bejart’a. A do wypowiedzi na temat pokonywania samej siebie, po pierwsze chcemy a po drugie musimy, tylko czasem trudno….
20 stycznia 2012 - 14:10
No niestety, ta dziedzina kultury jak taniec czy balet jest przeze mnie mocno zaniedbana. Pojęcia nawet nie miałem o istnieniu pani Krystyny Mazurówny. Miło jest jednak poznawać takie biografie. Są one dla mnie przykładem „radzenia sobie” w trudnych okolicznościach. Sam ostatnio przeczytałem książkę pt: „Niezłomny” Laury Hillenbrand i powiem jedno, że takie książki są dla mnie nie tylko pouczające, ale przede wszystkim mobilizujące do działania, choćby nie wiem co się działo, że zawsze warto walczyć do końca, bo dla człowieka nie ma rzeczy niemożliwych. To, co wydaje się niemożliwe, jest możliwe. Takie książki są dlatego wartościowe, bo prawdziwe. Opisują rzeczywiste losy ludzi, są dokumentem historii, nie tylko danej osobowości, ale również dokumentem minionych czasów.
Pozdrawiam.
Ahoj!
20 stycznia 2012 - 14:45
Beato,
życie nas niejednokrotnie doświadcza bardzo, wydaje nam sie ze nie przetrwamy a tu okazuje się, że musimy i dajemy radę, ale wtedy myślimy, dlaczego my, dlaczego ja, a tu okazuje sie że nie tylko my , inni też,
a my musimy choć jest trudno
j
20 stycznia 2012 - 14:49
Wieniumorski,
cieszę sie, że pokaując ciekawych ludzi z Peerelu mogę pokazać również ich kariery jak wspaniałymi ludźmi byli i jak wielką determinację posiadali w dążeniu do celu, bo jak wspomniała Beata, Gerard Wilk zrobił wielka karierę tańcząc w balecie XX wieku Maurice Bejart’a a pani Krystyna opracowuje choreografie do dzisiaj w Polsce też
j
20 stycznia 2012 - 14:56
Basiu,
jeżeli potraktowałaś to w ten sposób to juz się nie martwię, bo bałam się, że będziesz zbytnio przezywała, ale jest ok jak widzę, zyczę zdrowia a do jedzenia przy złamanym obojczyku polecam zupę jakakolwiek ale gotowana na giczce cielęcej bo ma dużo gleju i kość sie szybko zrasta, sprawdzone sama tak miałam
pozdrawiam
j
20 stycznia 2012 - 15:28
A ja jeszcze coś o „tańcach” wiem, ale nie powiem… Pozdrawiam.
20 stycznia 2012 - 18:10
Andrzeju,
ale co? wiesz i nie powiesz?
j
20 stycznia 2012 - 20:59
Mazurówna to legenda, a z wizami nadal jest jak jest, jak moje niedawne doświadczenia wskazują:)
20 stycznia 2012 - 21:10
Zośko,
Ty wizy potrzebujesz? choroba a gdzieś Ty Kofana leciała USA?
j
21 stycznia 2012 - 6:52
Jadziu w fajne miejsca Tata Was prowadzał. Ja to tylko na zabawy wiejskie biegałam. Nawet krew się tam lała. Może to kiedyś opiszę.Pozdrawiam
21 stycznia 2012 - 8:18
Tereso,
ja również chodziłam na zabawy wirejsce w ogrodzie, i nie powiem różne zdarzenia widziałam, ale to było na wakacjach,
j
21 stycznia 2012 - 11:08
Jeszcze raz muszę wtrącić swoje trzy grosze, tym razem o zdjęciach; nie o pani Krystynie chcę jednak mówić a o wystroju wnętrz. Jakże pięknie oddają tamtą epokę, abażury w kształcie ściętego stożka, metalowe stelaże, schody bez barierek ale za to z super-nowoczesnymi jak na tamte lata linkami tudzież metalowymi prętami, doniczki o kształcie nerek, o telewizorze nawet nie wspomnę. Toż to lekcja historii dekoracji wnętrz!
21 stycznia 2012 - 12:10
Beato,
nie pisałam o tym ale pani Krystyna słynie w Paryzu od lat jako osoba, która kupuje stare mieszkania, remontuje je, urzadza i sprzedaje, a swoje mieszkanie na Starym miescie miała urzadzone wg mody Peerelowskiej lat sześćdziesiatych
bardzo nowoczesnie jak na tamte czasy
j
21 stycznia 2012 - 14:27
Klimat lat 60-tych był fascynujący pomimo wszystkich braków, nic mu nie dorówna. Teraz tylko depresje, najbardziej niepokoją te u dzieci i młodzieży. Odbiegłam od tematu, a Krystyna Mazurówna jest niezwykła, energetyczna i świetnie że o Niej napisałaś Jadziu…Pozdróweczki!
21 stycznia 2012 - 15:48
Morelko,
Wiesz ten klimat dlatego był taki dobry bo my Kochana młode byłyśmy ja około 15-16 lat latałam zaciekle do kina, teatru, opery operetki bo to był inny świat, w zupełnie innym stylu niż na ulicy swiat zaczarowany i wtedy mozna było podejrzeć co sie nosi do teatru bo wyjscie było elegancją naznaczone a nie swetrami, a opera to juz zupełnie high life był, i długie suknie a panowie w garinturach wieczoroych ech…
j
22 stycznia 2012 - 12:07
cudowna kobieta, ja pamiętam te czasy, kocham taniec oraz balet i sporo oglądałam, także na żywo. Masz świetne pióro, dobrze się czytam
22 stycznia 2012 - 13:54
Pamiętam tę tańczącą parę z telewizji.Bardzo mnie wtedy denerwowali,bo na tym telewizyjnym bezrybiu,czasami zamiast raka mieli pokazać szczupaka.Wtedy patrzyłem na to,jak dzisiaj na reklamę.Potem zdanie zmieniłem.Wszystkiego najlepszego.Jakub
22 stycznia 2012 - 16:05
2-3 lata temu udzieliła długiego telewizyjnego wywiadu. To prawda, barwny i niezwykły ptak. A do tego z ogromną życiową fantazją, nietuzinkowa postać. I jako tancerka rewelacyjna. Ich wspólny taniec z Witoldem Grucą pierwszy raz zobaczyłam pewnie 40 lat temu w TV. Towarzyszyli Szczepanikowi śpiewającemu „Kochać”. I wtedy urzekli mnie. Pozdrawiam cieplutko 🙂
22 stycznia 2012 - 18:03
Nie pamiętam p.Krystyny , kojarzę p.Grucę i p.Wilka , dlatego cieszę się ,że napisałaś o tak ciekawej postaci .
W necie , ktoś napisał o Niej ,że ” nadal tańczy , walczy i nie odpuszcza ” , a ja ją podziwiam chciałabym mieć cząstkę takiej energii , gdy będę w Jej wieku.
Pozdrawiam Yrsa
22 stycznia 2012 - 22:09
Yrso,
wyciagam na światło dzienne różnych ludzi, którzy zrobili na mnie ogromne wrażenie a nie byli ode mnie znów wielce starsi, ale pamiętam ich i o tych najciekawszych staram się pisać, bo przecież w tym naszym szaro bury Peerelu zdarzały sie takie rodzynki jak KM którzy w kulturze zrobili dla nas duzo i to bardzo
j
22 stycznia 2012 - 22:09
Eurydyko,
to prawda pamiętam tamten występ w tv
j
22 stycznia 2012 - 22:11
Pan Jakub
No cóż wtedy nie był pan tym kim jest pan dzisiaj , młody człowiek zajmujacy się innymi istotnymi w jego mniemaniu sprawami a nie jakimiś tancerzami, a to jest tez nasza historia, pozdrawiam
j
22 stycznia 2012 - 22:16
Elu,
witam serdecznie
wiesz ja zdawałam egzaminy do szkoły baletowej w Warszawie majac dziewieć lat, ale tez grałam na kilku instrumentach i w końcu muzyka zwyciężyła, ale taniec kochałam, może dlatego sledziłam losty Krystyny Mazurówny, Mari Krzyszkowskiej, Stanisława Szymańskiego, Gerarda Wilka, czy Grucy,
pozdrawiam
j
22 stycznia 2012 - 22:25
Pani Jadwigo,
Pani wpis motywuje mnie do sięgnięcia po książkę inną niż lektury, które to stale muszę sobie przypominać. Może w ferie wrócę do „Udawać naprawdę” pana Stuhra. Słyszałem, że choróbsko go dopadło… Może też wrócę do mojego ukochanego pana Hrabala. Albo do pana Huellego i jego Gdańska…
Wszystkiego dobrego
T.M.
22 stycznia 2012 - 22:30
Panie Tomku,
lubie książki i jestem czytaczem wiernym, wolę książki niż tv, a czytam bardzo szybko, a ta była wyjatkowa bo opisała też kawałek moich czasów
pozdrawiam
j
23 stycznia 2012 - 1:45
Gruca i Mazurówna, to były moje platoniczne miłości. W dawnych czasach dość często tv nadawała programy z ich tańcami. Dawno nie słyszałam o pani Krystynie i o Grucy. Dziękuję Jadziu za ten wpis.
Pozdrawiam
23 stycznia 2012 - 10:49
Azalia,
i zycie pokazało, ze warto czytać książki i dzielić się wrażeniami z Wami moi drodzy, bo przypomniałam Wam kawał naszej historii, pozdrawiam Azalio
j
23 stycznia 2012 - 22:44
Z pewnością postać Krystyny Mazurówny zasługuje na podziw, także jej dorobek artystyczny. Przede wszystkim jednak podziwiam pasję życia, samodzielność i zaradność.Twoja historia splata historię kobiety z naszym doświadczeniem. Tu marzenia były podobne i na tym koniec. Taki był czas.
23 stycznia 2012 - 23:12
Czesiu,
tak, taki był czas,marzeniami żylismy a życie stawiało nas twardo na nogi, i nasz marzenia zmieniały się w twarda walkę o przetrwanie o zrobienie czegoś w zyciu, o pozostawienie trwałego, śladu, czy nam sie to udało? pewnie tak
j
24 stycznia 2012 - 12:51
pozdrowienia, cieplo, kwiatki kwitna delfiny fikaja, cava, zona smazy sie na plazy, a ja dorawlaem sie do kawalka internetu.
24 stycznia 2012 - 17:55
Randdalu,
ciesze sie, tez bym się smażyła, a gdzie dotarliście?
pozdrowienia, i wypijcie łyk za mnie
j