O mojej miłości do sportu już wszyscy wiecie. Judo, koszykówka, szermierka, badminton. Świat moich młodzieńczych lat a później dorosłego życia. Piękne wspomnienia, które staram się przekazać w formie krótkich opowiadań, aby nie zanudzić czytelników. Przekazuję wam to, co wydaje mi się szczególnie interesujące, co w dobie biedy, szarości, pustych półek i beznadziejnego Peerelu usiłowaliśmy robić, aby świat naszej młodości był kolorowy, dynamiczny pozwalający nam wierzyć, że życie ma sens. Bo sensem były przygotowania do Igrzysk Olimpijskich do Mistrzostw Świata czy Mistrzostw Europy. Królowała w naszym życiu młodość i chęci zdobycia szczytów tego świata w moim przypadku sportowego. Czy je zdobyłam w końcu? Chyba tak, jednak ilu ludzi tyle będzie opinii.
Od najmłodszych lat uwielbiałam gotować. Towarzyszyłam mamie w kuchni, naturalną koleją rzeczy były, więc moje umiejętności, bo codziennie uczyłam się czegoś nowego. I nie dlatego, że mi kazano. O! Nie! Pewnie gdyby mi nakazywano, nic by z tego nie wyszło. Ja po prostu lubiłam klimat kuchni, misterium, które odbywało się każdego dnia, bez względu na to, czy robiono skromny obiad, czy przygotowywano przyjęcie. Wtedy w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych nasze spotkania były częste a przyjęcia „wykwintne”. To była odskocznia od szarej rzeczywistości Peerelu.
Od lat zbieram książki kucharskie, przepisy, mam swoje zeszyty z wpisami, mam wiele książek wydanych obecnie, ale też mam książki z XIX i XX wieku. Posiadam reprinty książek kucharskich, i stare książki już bez okładek, takie, które przez lata służyły wielu pokoleniom. Dostałam je kiedyś od Basi M. Od lat były w jej rodzinie, ja jednak zostałam nimi obdarowana, ze względu na moją pasję. I to jest najważniejsze słowo, pasja. Pasja do sportu pasja do gotowania. Pewnie gdyby nie sport pracowałabym przez lata w jakiejś restauracji a może nawet miałabym własną. Tak się nie stało. Sport wygrał a gotowanie automatycznie musiało zejść na dalszy plan.
Teraz, jako emerytka mogę sobie pozwolić na „urzędowanie” w kuchni i próbowanie przepisów, które wynajduję. Zasada jest jedna, muszą być proste i łatwe w wykonaniu. Dzisiejszy świat pędzi, o co najmniej dwie godziny szybciej niż dawniej. ( O tyle krócej śpimy w stosunku do lat na przykład pięćdziesiątych). Szybkość powoduje również brak czasu na spędzanie długich godzin w kuchni. Stąd zapotrzebowanie na przepisy łatwe, proste i szybkie.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia postanowiłam jednak opowiedzieć wam o pasji kulinarnej jednego z największych, cesarza wśród kucharzy, kucharzu nad kucharzami jak mawiali o Szefie Auguście Escoffier, który był Francuzem ( jakżeby inaczej), a żył w latach 1846-1935. W tym czasie mistrz tworzył swoje niezapomniane dania, lecz także obrastał legendą. I choć był niskiego wzrostu i chodził w butach na koturnach, aby dosięgać do blatów kuchennych, tworzył mistrzowskie potrawy, był znanym i uznanym szefem nad szefami, który gotował dla wielu osobistości ówczesnej epoki, królów, arystokracji, polityków, a także pięknych kobiet, których w jego życiu nie brakowało.
I nie ma tu znaczenia, że kobietą jego życia była jego własna żona Delphine Daffis poetka i malarka, którą tak po
prostu bezceremonialnie wygrał w karty od jej ojca. Jeszcze przed skończeniem 32 lat otworzył własną restaurację w Cannes: Le Faisan d’Or (z francuskiego: złoty bażant). Po ożenku para przeprowadziła się do Monte Carlo, gdzie August Escoffier odpowiadał za kuchnię w Grand Hotelu. Dziesięć lat później został zaproszony do poprowadzenia kuchni w Hotelu Savoy w Londynie. Hotel Savoy najelegantszy i najbardziej prestiżowy hotel stolicy Anglii. Takiej propozycji Escoffier nie mógł odrzucić. I nie miało znaczenia, że Londyn nie spodobał się Madame Escoffier, że wróciła natychmiast do Monte Carlo. Mistrz pozostał, aby tworzyć najwspanialsze potrawy świata, między innymi deser Melba na cześć śpiewaczki australijskiej Nellie Melba. (Były to obrane ze skórki brzoskwinie, ugotowane w syropie z wanilią, ułożone na grubej warstwie lodów śmietankowych. Na wierzchu spoczywała galaretka malinowa), czy suprêmes de volailles Jeannette (pierś drobiowa w galarecie z foie gras). Pracował też w Carlton Hotel Cesara Ritza, również w Londynie. Przeszedł na emeryturę w wieku 74 lat. I mimo tego, że ponad trzydzieści lat małżonkowie Escoffier mieszkali osobno, pomimo wielu kobiet, jakie przewijały się w życiu mistrza, takich jak Sarah Bernard rudowłosa aktorka, skandalistka, z którą łączył go przez wiele lat płomienny romans, zawsze z największa czułością wyrażał się o swojej żonie Madame Escoffier, aby w końcu w swoich pamiętnikach nazwać ją kobietą swojego życia. Zabawne, bowiem właśnie dla tej jednej jedynej kobiety nie stworzył dania, o którym ona marzyła. Żadnego!
Escoffier wyznawał kuchnię lekkostrawną – zawsze starał się nie dopuścić do przejedzenia swoich gości, co było w owych czasach istotnym novum.
Jako że pracował w najelegantszych restauracjach jego potrawy były zarówno wykwintne jak i lekkostrawne.
Ustalił on pewien schemat postępowania w kuchni, którą podzielił na „części” segmenty lub strefy, z jedną osobą odpowiedzialną na czele. Ten schemat organizacji pracy obowiązuje do dzisiaj w wielu restauracjach na świecie. Kuchnie zawsze opalał drewnem uznając, że takie źródło ciepła da najlepszy efekt. Mistrz Escoffier, zawsze nienagannie ubrany w biały strój Szefa, lubił przyrządzać potrawy z jaj.
W swoich zbiorach opisał 546 przepisów, w których bardzo często występowały białe trufle.
Prawdziwą królową na stołach była i jest biała trufla z Alby w Piemoncie, znacznie cenniejsza od czarnej. Trufle jadane są od czasów Sumerów, ale do końca XVIII wieku nie widziano nawet, czym są, przypisując im najrozmaitsze pochodzenie od zwierzęcych poprzez roślinne czy nawet mineralne. Dopiero w roku 1780 sklasyfikowano je, jako Tuber Magnatum. (Dokonał tego Vittorio Pico z Piemontu). Przez wieki narodziło się wokół trufli wiele legend i teorii. Jedna z nich mówi, że to wyjątkowe afrodyzjaki; nic dziwnego, skoro jadał je Casanova. Wielkim ich koneserem był też Markiz de Sade, również przekonany o ich nadzwyczajnej mocy. Aleksander Dumas nazwał je „Sacrum sacrorum gastronomii” i wyraził przekonanie, że opisując historię trufli można przedstawić dzieje cywilizacji i wszystkich pałaców władzy, gdzie były jadane.
W czasach, gdy dominowały na najbogatszych królewskich i arystokratycznych stołach, łączono je z najdroższym winem i szampanem zgodnie z przeświadczeniem, że tylko w nich mogą się „kąpać”. Gdy bardziej się rozpowszechniły, zmienił się także sposób ich serwowania. Okazało się, bowiem, że intensywny aromat tego grzyba bardziej pasuje do prostych dań, pozbawionych innych mocnych smaków. Dlaczego tak bardzo kochamy trufle? Trufle składają się głównie z wody, wartość odżywczą mają niewielką, natomiast płaci się przede wszystkim za jedyny w swoim rodzaju zapach. Trzeba o tym pamiętać szczególnie w restauracjach, gdy zamawia się potrawę z ich dodatkiem. (ponad 10 Euro za 1 g tego specjału)
Auguste Escoffier w wieku 13 lat został wysłany przez swojego ojca na praktykę do restauracji wujka- Le Restaurant Français w Nicei i nie wiemy niestety, czy tam narodziła się jego miłość do gotowania, czy to z rozsądku wybrał taką drogę życiową. Niemniej jednak już 6 lat po tym wydarzeniu przeniósł się do stolicy, aby rozpocząć pracę w restauracji Le Petit Moulin Rouge. Jak już wcześniej napisałam pracował w wielu restauracjach w tym przede wszystkim dla Cesara Ritza w jego luksusowych i reprezentacyjnych restauracjach hotelowych.
Do zasług Escoffiera należy rozpropagowanie sosu cumberland, kremowej jajecznicy, czy filetu z soli (filet de sola Walewska).
Pewnie teraz zastanawiacie się, dlaczego właśnie dzisiaj postanowiłam napisać o Auguście Escoffier? Szukając informacji o mistrzu, o Szefie- znakomitym kucharzu, trafiłam na książkę pod tytułem „Białe trufle” napisaną przez amerykańską pisarkę, polskiego pochodzenia N. M. Kelby. Tytuł i okładka zachęcały do zakupu, a ja
przecież zbieram książki kucharskie, oraz te, z których możemy się coś więcej dowiedzieć o czasach, obyczajach, potrawach czy nawet miłostkach i wielkich romansach.
Na okładce książki napisano”… ten, kto nie ma dobrego podejścia do kobiet, nie zostanie nigdy wielkim szefem kuchni”.
No tak, już prawie wszystko jasne. Stąd u Escoffiera zauroczenie płomienno-rudymi kobietami, romanse i miłostki. One nakręcały go do działania, dla nich tworzył, im usługiwał.
„…, Kiedy Dephine, pierwszy raz odwiedziła Escoffiera w jego kuchni, zrozumiała, co mają na myśli ludzie, którzy mówią, że jest prawdziwym artystą. Specjalnie dla niej oprószył jajka posiekanym masłem, dodał śmietanę, umieścił krem w kieszonkach z brioszek i położył je na porcelanowych talerzach. Jeden kęs. Jeden pocałunek. Przepadła. Tak jak zresztą inne kobiety, które Escoffier uwodził jedzeniem…”
Czyż nie piękne? Proste jedzenie, jajka, brioszka, masło, śmietana w odpowiedni magiczny sposób przyrządzone i podane, koniecznie na pięknej porcelanie.
Czyż ten jeden maleńki akapit nie tłumaczy mojej fascynacji Mistrzem? Nie mogłam nie kupić tej książki. I choć w książce znalazłam mnóstwo informacji na temat epoki XIX wieku i początków XX, cieszę się, że nie zawiódł mnie instynkt.
„… „Białe trufle” to zmysłowa opowieść o najznakomitszym kucharzu Francji, który gotował dla Ritza i w londyńskim Savoyu, przyjmował na swych kolacjach koronowane głowy i całą artystyczną śmietankę Paryża. To historia wielkich miłości i namiętności skąpanych w smakach i zapachach, której lekturę można porównać do delektowania się wykwintnym jedzeniem…”
Jestem zauroczona Escoffierem, a także książką, w której oprócz przepisów mamy przedstawione tło ówczesnej epoki we Francji, Anglii, czasów wieku XIX, wojny francusko-pruskiej. Podczas tej wojny Escoffier pełnił rolę szefa kuchni przy francuskim sztabie generalnym w Metz. Szereg doświadczeń nabytych przez niego (głodująca armia) sprawiły, że w późniejszym czasie eksperymentował z konserwowaniem i puszkowaniem żywności, co zaowocowało sukcesem w tym zakresie.
Swoje doświadczenia opisywał w pamiętnikach, sporządzał notatki, spisywał wszystkie potrawy, przepisy, robił to bardzo dokładnie do końca życia. I tak powstała najsławniejsza książka kucharska Le guide culinaire wydana w roku 1903 – jedna z podstaw kuchni francuskiej w jej klasycznym nurcie.
Auguste Escoffier na stare lata wrócił do Prowansji, którą kochał zawsze, do swojego Monte Carlo, do ciężko chorej żony. Pisał dzieło życia, a Delphine zrozumiała w końcu, dlaczego na tyle lat musieli się rozstać. Jego życiem i pasją było gotowanie. Za żadne skarby tego świata nie chciał się jej wyrzec. Jeździł po świecie, był kilkakrotnie w Ameryce, pracował do końca swoich dni, pisząc, pisząc, pisząc. Marzenie Deplhine o jednej jedynej potrawie stworzonej dla niej, nazwanej jej imieniem nigdy się nie spełniło. Trzeba tutaj dodać, że poetka- malarka, matka czworga dzieci, sama świetnie gotowała, piekła wspaniałe brioszki, była najlepszą uczennicą męża. Kochała go za wszystko, i pomimo wszystko. Nie chcę opisywać książki i jej fabuły. Mam nadzieję, że wystarczająco zachęciłam was do sięgnięcia po tę smaczną pozycję.
Auguste Escoffier zmarł w 1935 roku w wieku 89 lat w kilka dni po śmierci żony, a jego dom rodzinny przekształcono w muzeum sztuki kulinarnej. Otrzymał za życia wiele nagród i orderów, m.in. Narodowy Order Legii Narodowej i warto pamiętać, że to właśnie jemu zawdzięczamy fakt, że obecnie w każdej restauracji zamówione przez nas dania podane będą w ustalonej kolejności, a nie wszystkie naraz, jak to było w zwyczaju wcześniej.
Dobra kuchnia jest podstawą prawdziwego szczęścia – głosił mężczyzna, który położył fundamenty pod całe współczesne gotowanie. To on zaczął nadawać potrawom magiczne nazwy, to on uczynił z kuchni dziedzinę sztuki, to on wreszcie kazał nam pić filiżankę kawy po posiłku.
Szukając materiałów do wpisu znalazłam szereg ciekawych informacji, nie chciałam i nie mogłam ich powielać. Wydawały mi się na tyle interesujące, że podałam je poniżej abyście poczytali o tym fascynującym człowieku. Bardzo mi się podobał artykuł napisany przez pra- wnuka na temat pra-dziadka. Zapraszam do lektury.
http://ksiazki.onet.pl/auguste-escoffier-moj-pradziadek-byl-cesarzem-kucharzy/8y0mz
http://www.tvp.info/9859783/opinie/wywiady/escoffier-byl-napoleonem-kuchni/
http://bezrecepty.eu/index.php?co=artyk&id_artyk=3425
http://www.logo24.pl/Logo24/56,125389,11575788,Hotel_Savoy dekadencja_po_brytyjsku.html
A ja na zakończenie ŻYCZĘ WSZYSTKIM
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO 2015 Roku!
Wasza Jadwiga
26 grudnia 2014 - 17:26
Hi hi. Juz nie raz pisałam u Ciebie, przy okazji innych wpisów, że sport to nie jest coś co mnie pociaga. Kuchnia tez nie jest moim ulubionym miejscem w domu ale swietnie rozumiem słowo pasja. Mój mąż świetnie gotuje. Lubi gotować i ma podejście do kobiet… tzn nie wiem jak do innych ale do mnie ma – i to by się zgadzało. No a skoro to ten Escoffier wymyślił filiżankę kawy po obiedzie to jestem mu wdzięczna. Filiżanka kawy po obiedzie to jedna z tych codziennych, zwykłych przyjemności bez których trudno się obejść 🙂
26 grudnia 2014 - 18:33
Gotowanie może być jednym wielkim ciężkim obowiązkiem, albo wspaniałą sztuką – wszystko zależy od naszego podejścia. Wspaniale ukazałaś pasje Escoffier, Jadziu i mam nadzieję, ze zachęci ona wielu do gotowania z większą radością.
26 grudnia 2014 - 20:07
Chodziła za mną ta książka, bo obszerne fragmenty czytano w reportażu w radu. Ale jak wiele rzeczy – zgięła w natłoku zdarzeń.
A co do trufli, mam mieszane uczucia. Wielokrotnie jadłam je w różnych dobrych restauracjach i może mam prymitywne podniebienie, ale nigdy nie poczułam w nich tego co uzasadniałoby ich cenę – 2500 tys.USD/kg. Nasze borowiki dają lepszy smak i zapach. Takie jest moje zdanie.
Ściski:))
26 grudnia 2014 - 23:03
Helen
jadłam trufle z mozarellą, i wcale ale to wcale nie dałabym za tę przyjemność wiele set Euro czy dolarów, ale możni tego świata uwielbiają je, cóż zrobić, o gustach nie dyskutujemy, ja wolę czytać historie Escoffiera, bo jest świetna
j
26 grudnia 2014 - 23:06
Beata M
książke mogę polecić z czystym sumieniem, czytałam ją ze smakiem, moja wyobraźnia galopowała po Paryżu, po Londynie, przypominałam sobie wszystko co wiem o tych miastach, widziałam Nicee a także Monte Carlo i Cannes, byłam tam kiedyś na prawdę i dlatego tak chętnie towarzyszyłam Szefowi w jego wędrówkach a także we wspomnieniach jego żony Madame Escoffier
j
26 grudnia 2014 - 23:09
Kolorowa
sport tutaj jest jedna wielka przenośnią, mogłabym napisać pasja, ale nie mogę wyrzec się mojego życia, bo je kochałam, kochałam to co robiłam i kocham dalej, wychowywałam pokolenia młodych ludzi bo na tym polegała moja praca patrzyłam na ich dorastanie, wchodzenie w okres młodzieńczy i w dorosłość. Czyż może być cos piękniejszego w życiu człowieka niż obserwowanie innych gdy dojrzewają i dzięki twojej pracy staja się dorosłymi ludźmi przygotowanymi do życia?
j
26 grudnia 2014 - 23:30
Jadziu, jak ja lubię te Twoje opowieści! I znowu zachęciłaś mnie do poszukania kolejnej książki, którą polecasz. Fascynująca opowieść 🙂 Zastanowiłam się też dłużej nad pewnym szczegółem, o którym napisałaś – że obecnie śpimy o dwie godziny krócej niż pół wieku temu. Jak zgubny to musi mieć wpływ na nasz organizm, chyba nie zdajemy sobie z tego sprawy! Pozdrawiam serdecznie
27 grudnia 2014 - 5:35
Jadziu zachęciłaś mnie do tej książki. Gdzieś o niej słyszałam, nie wiem, czy czasami w radio nie były czytane jej fragmenty. Że trufle są rarytasem, wiedziałam, ale nie miałam pojęcia, że aż takim /cena/. Patrząc na Szurkowskiego przelatywały mi obrazy jak slajdy, kiedy z pola cebulowego z całych biegliśmy na transmisję z wyścigu pokoju. To były piękne, radosne i pełne szczęścia chwile, które będę wspominać do końca życia. Pozdrawiam 🙂
27 grudnia 2014 - 9:06
No właśnie ta różnorodność zainteresowań imponuje mi u Ciebie. Przy czym wszystko nie pobieżnie, a dogłębnie, perfekcyjnie. Podoba mi się stwierdzenie „kto nie ma podejścia do kobiet, nie zostanie wielkim szefem kuchni”. Bo dobre jedzenie – jak kobieta – wymaga serca i troski. Pozdrawiam serdecznie, Jadziu 🙂
27 grudnia 2014 - 9:21
An-Ula
wielkich ludzi nie można traktować pobieżnie, bo nawet najmniejsze rzeczy mają znaczenie, skądś się wzięły, na coś w przyszłości mają wpływ. Dlatego kocham wręcz książki biograficzne i książki na tle biograficznym jak ta. Trochę tu fikcji literackiej ale wiele informacji z życia. A pasjonaci maja tę cechę, ze starają się pokazać ludzi wielopłaszczyznowo, kochają ludzi i cenią każdą wadę i każda zaletę
pozdrawiam poświątecznie
j
27 grudnia 2014 - 9:22
Teresa
może były czytane i w radiu, teraz możesz porównać to co słyszałaś z tym co napisałam, jeżeli choć trochę pomogło to w wyborze to ja spełniłam swoja rolę, pozdrawiam Tereniu
j
27 grudnia 2014 - 9:25
Doroto
telewizja jest pochłaniaczem czasu, kino ogólnie dostępne, video, dvd, cd, a teraz jeszcze różne gadżety lap topy ipady, ipody, smartphony iPhony, zobacz jak nam się to wszystko rozmnożyło, to są właśnie pochłaniacze czasu przeznaczonego na sen, a dodaj do tego jeszcze teatr, książki i już obraz jest pełen
pozdrawiam
j
27 grudnia 2014 - 19:47
Ktoś powiedział, że życie bez pasji to jak potrawa bez soli.
Jadwigo, jestem pełna podziwu. Uwielbiam czytać Twoje posty.
Zachęciłaś mnie do przeczytania „Białych trufli”.
Ja również lubię książki biograficzne i na tle biograficznym.
Pozdrawiam serdecznie:)
27 grudnia 2014 - 22:53
Łucja-Maria
zawsze mam obiekcje, czy są za długie, ale moje opowiadania nie mogą być krótkie, ciekawi ludzie nie mogą być opisanie w trzech zdaniach, bo według mnie to brak szacunku
pozdrawiam poświątecznie
j
28 grudnia 2014 - 14:03
Gotowanie jest sztuką…z ogromną ciekawością przeczytałam Twój post Jadwigo…o tym wielkim mistrzu…Pozdrawiam:)
28 grudnia 2014 - 17:01
Czereśnio
tak był wielkim a może nawet największym, bez brawury bez piekielnych kuchni, bez wykrzykiwania w kuchni, bez niecenzuralnych słów. U niego w kuchni odbywało się
misterium gotowania, a nie |odwalanie roboty”!
j
28 grudnia 2014 - 17:12
Z przyjemnością… idę po filiżankę kawy 🙂
Pozdrawiam ciepło
28 grudnia 2014 - 19:57
Margo
i jak pięknie, pewnie jesteś po obiedzie,
j
29 grudnia 2014 - 13:22
Jadwigo, urocza opowieść ( Białe trufle już czytałam:)), sama podzielam Twoje pasje, wprawdzie wybrałam dla siebie i rodziny inne sporty, ale co to ma za znaczenie.. pasja to pasja. A kuchnia… cóż, moje lenistwo bywa tu silniejsze, chociaż lubie gotowac, to bardziej lubie jeść. Trufle jako takie tez mnie nie powaliły, chociaż były smakowite – w sensie danie z ich maleńkim dodatkiem…
29 grudnia 2014 - 13:50
Anna
dziękuję mam nadzieje, ze moja opowieść o białych truflach choć trochę oddała atmosferę książki
j
29 grudnia 2014 - 17:40
Ee tam, nie wierze, ze jakiekolwiek trufle dają lepszy zapach i smak niż nasze polskie prawdziwki 😉 Obawiam się, że wykwintne jedzenie nie zdobyłoby nigdy mojego serca 😉 Chyba wolę inne „afrodyzjaki” 😉 I tak czy inaczej, jak widać, wszyscy wielcy mężczyźni potrzebują obok siebie mądrej i wyrozumiałej kobiety 🙂
A ja zapraszam na „babski” temat na moim starym blogu, którego adresu nie mogę tu wkleić 🙁
czytacnieczytac.blog.pl/
29 grudnia 2014 - 23:05
Noti
chyba tak jest skoro trzeba tyle wydać na ich zakup. Choć ja przyznają palme pierwszeństwa borowikom, to w Piemoncie we Włoszech porcini czyli nasze borowiki występujące w dużych ilościach nie są tak drogie jednak jak trufle a to cos znaczy.
Na blogu byłam babski temat widziałam nawet w realu, ponieważ 15 grudnia była Gala Olimpijska w TWON i tam oglądałam muzeum strojów, pozdrawiam i dziękuję
j
30 grudnia 2014 - 9:00
Widzę, że nie tylko mnie zachęciłaś do przeczytania „Białych trufli”. To rzeczywiście był wyjątkowy człowiek ten Mistrz, który uwodził swoimi potrawami.Ale wyjątkowa też musiała być jego żona.
Przy okazji chciałabym napisać że bardzo sobie cenię Twój blog.Rożnorodność tematów i sposób w jaki piszesz urzeka mnie.
Każda moja wizyta u Ciebie to wizyta w Ogrodzie Sztuk.
Serdecznie Cię pozdrawiam Imienniczko:-)
30 grudnia 2014 - 9:24
Skoro Żona była kobieta Jego życia, to po prostu nie mógł „sprzedać” smaku tej miłości…Kochanka ?? A niech smakuje jak melba…Dzisiaj ta, jutro inna…Ale od Żony wara !! ;o)
30 grudnia 2014 - 11:59
Stokrotko Jadwigo
piękny Twój komentarz, przyznam szczerze, że mnie nim oczarowałaś, bowiem nie spodziewałam się takiej oceny! I to przez Kogo wystawionej!
Miło mi taki komplement usłyszeć. Dziękuję serdecznie, oj jak połechtałaś mojego ego!
Wracając do wpisów, różnorodność moich zainteresowań wynika z kontaktów z młodymi ludźmi, to oni napędzają mnie do uczenia się do zgłębiania wielu tematów, jak na przykład ostatnio aplikacja Spotify. Super wynalazek ze względu na ilość i różnorodność muzyki jaka można ściągnąć na swój komputer lub lap top i można słuchać miesiąc na próbę za darmo, a później za około 30 złotych. Ponad trzydzieści milionów piosenek dostępnych, wszystkie wydane albumy sław, gwiazd i tego co kto lubi, zrobiłam sobie kilkanaście swoich własnych i słucham i muzykę klasyczną i rozrywkową i Straussa i Tinę Turner, a wszystko to za namową i pomocą moich dzieci, ściągnięte poprzez gogle i zainstalowane. Proste łatwe i wspaniałe, a muzykę lubiłam od zawsze. Jeżeli będziecie chcieli wyjaśnię co i jak i jak to zrobić.
Książki zaś czytałam jako antidotum na szarość za oknem, w nich moja wyobraźnia płynęła dalej i dalej, a gotowanie było pokłosiem moich zamiłowań, rozmów przy rodzinnym stole i dociekliwości bo obie moje ciotki wspaniale gotowały i mama też. Za to opowiadać nauczyłam się podrożując po świecie a teraz już mogę o tym pisać, snuć moje opowieści ku uciesze i zadowoleniu innych. Wiem , że niektóre wpisy sa gorsze inne lepsze jak dzień do dnia nie jest podobny tak i nasze pisanie może nie być zawsze najlepsze. Jednak staram się dać obraz czytanych książek, atmosfery dawnych lat, szarości Peerelu, działania pracy i innych fajnych wydarzeń, których doświadczyłam, bo za sukces swój zapłaciłam ogromną cenę. O tym nie pisałam, bo i po co, nie wszystko jest na sprzedaż, ale tym co mogę dzielę się z Wami, jeszcze raz dziękuję
pozdrawiam
Jadwiga
30 grudnia 2014 - 12:22
Gordyjko
wiesz i nie mogłam znaleźć w sieci jej zdjęć, były owszem jedno czy dwa ale nie do skopiowania, w końcu uznałam, że skoro tak to znaczy tak ma być, ma zostać nieco ukryta sekretnie jak chciał Jej Mąż, bo to właśnie Ona chowała czwórkę Jego dzieci, i ona im gotowała a gdy kryzys w małżeństwie nastał ( na skutek światowego kryzysu finansowego) to ona zabezpieczała aprowizację, puszkowała pomidory i prowadziła gospodarstwo choć leżała w łóżku ciężko chora, i choć on wtedy miał również rudowłosą piękną choć kaleką asystentkę w kuchni, którą uczył gotować i wyswatał w końcu z kucharzem hotelu Grand. To oni stworzyli wspólnie potrawę na cześć żony Augusta Escoffiera. Pozdrawiam Gordyjko serdecznie
j
30 grudnia 2014 - 13:04
Jadziu, kawa dla mnie to przysmak ponad wszystkie inne. Trufle znam ze zdjęć i opowieści, ale mimo że są tak gloryfikowane nie czuję potrzeby ich kosztowania. Zdecydowanie wolę nasze grzyby.
Pomyślności w Nowym Roku życzę.
Pozdrawiam
30 grudnia 2014 - 16:36
Jadwigo,
wszystkiego najlepszego w Nowym 2015 Roku!
30 grudnia 2014 - 20:15
Azalio
i dla mnie kawa jest przysmakiem, coraz rzadziej mogę ją pić, ale trudno, jej zapach rozchodzący się po domu jest wspaniały
j
30 grudnia 2014 - 20:16
Łucjo Mario
Najlepszego Roku 2015!
j
31 grudnia 2014 - 15:03
Jadziu szampańskiej zabawy w te wyjątkową noc. W Nowym 2015 Roku życzę Ci samych radości, szczęścia, zdrowia, spełnienia marzeń. 🙂
31 grudnia 2014 - 17:13
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
WSPANIAŁYCH CHWIL KAŻDEGO DNIA
I POGODY DUCHA,
WIOSNY W SERCU I SPEŁNIENIA NAJSKRYTSZYCH MARZEŃ.
31 grudnia 2014 - 18:09
Tereniu
Najlepszego w owym Roku ja życzę tylko zdrowia!
j
31 grudnia 2014 - 18:18
1beam
Wspaniałego Nowego Roku !
j
1 stycznia 2015 - 10:18
Jadziu, wszystkiego naj, naj, naj w Nowym Roku dla Ciebie i rodzinki 🙂
1 stycznia 2015 - 16:21
nemezis
i dla Twojej Rodziny Najlepszego Roku 2015
j
1 stycznia 2015 - 22:15
Wygrał… wygrał… wygrał ją w karty od jej ojca??? Jeeezu… Ps. Buziaki na Nowy Rok. Najlepsze.
Ps2. Zapragnęłam melby jak tlenu, ale mam tylko pomarańcze z rzeczy słodkich i resztki szampana z wczoraj, więc chyba muszę się po nie udać do kuchni, a propos kuchni…
1 stycznia 2015 - 22:37
Jadziu, najlepsze życzenia na Nowy Rok.
Tę książkę kiedyś w telewizji rekomendowała Beata Tyszkiewicz. Ładnie o niej mówiła, więc zapisałam w komputerze, żeby pamiętać i przeczytać. Teraz czytałam kilka książek związanych z Rzymem i w każdej z nich było trochę przepisów z włoskiej kuchni, niektóre nawet ciekawe.
2 stycznia 2015 - 0:29
zgadzam się że podwaliną szczęścia jest gastronomiczna wspaniałość i włożone weń serce
2 stycznia 2015 - 14:00
Gryzmolindo
uczucie, uczucie i jeszcze raz uczucie z jakim gotujemy potrawy dla naszych bliskich i mężów, kochanków też
j
2 stycznia 2015 - 19:11
E.
a cóż w tym złego, kochał ją ponad wszystkie kobiety i kochanki, i tylko dla niej nie stworzył dania, widocznie ta miłość była absolutna, doskonała i tylko jego
a melba , pycha, ale możesz pomarańcze utopić w szampanie i już jest deser Twój!
2 stycznia 2015 - 19:12
Ewo
najlepszego, kuchnia włoska jest pyszna, czekam na przepisy po Twojej podróży do Rzymu
j
4 stycznia 2015 - 9:24
najprościej: potrafisz z wielką sympatią i empatią pisać o ludziach wszystkich pasji, o sprawach i książkach. Same w sobie Twoje felietony są pasjonujące, i tylko mimochodem wspominasz, ,że nie powstają „na kolanie”, że powstają z zebranych i umiejętnie wybranych materiałów. To żmudna praca, za to efekt wspaniały, Czyta się lekko, bez przymusu. Jadwigo, dziękuję i gratuluję. Na trufle za wysokie progi…, natomiast pójdę za rada Heleny na borowiki:))
4 stycznia 2015 - 10:11
Czesiu
dziękuję za tyle miłych słów w Nowym Roku. Trufle są przereklamowane ale mają to coś, i dlatego zabijają się o nie kucharze świata.
Lubię pisać o ludziach a o Escoffierze usłyszałam od Jacques’a Pepin, gdy prowadził swój program i wspomniał, że uczył się od najlepszego, poprzez jego przepisy i uważa, że to właśnie Escoffier jest twórcą największym. Wtedy zaczęłam zgłębiać temat, bo prawdę mówiąc moja wiedza była bliska zeru. Wtedy też znalazłam książkę, przeczytałam, i dalej szukałam i tak powstał ten wpis a przy okazji dowiedziałam się, że ten wybitny kucharz bardziej jest znany w USA i Anglii, aniżeli we Francji. Chociaż ja to rozumiem, bo Francja wydała wielu znakomitych kucharzy.
Życzę w Nowym Roku dużo zdrowia!
j
4 stycznia 2015 - 17:47
Fascynująca para na pierwszym zdjątku, baaardzo 😉
Dosiego Roku Jadziu kochana!
5 stycznia 2015 - 0:36
Morelko
najlepszego Nowego Roku życzę
j
5 stycznia 2015 - 23:20
Pięknym wpisem u Ciebie Nowy Rok rozpoczęłam. Podniebienie, smak… słowo zmysłowość jest z tym związane 🙂 Należę do osób, które gotują na… węch. Mam niesamowitą przyjemność, nie tyle z otrzymanego przepisu, ile z dojścia samemu, do tego jak sporządzono daną potrawę. Zaczęło się chyba od wizyty w pewnej restauracji, gdzie prosiłam szefa kuchni o podanie przepisu na wyjątkowy sos do sałatki. Oczywiście spotkałam się z odmową ujawnienia receptury. Przychodziłam, smakowałam tyle razy, aż uzyskałam ten sam efekt… I tak mi zostało do dzisiaj. A moja przygoda z Politechniką w tle, i godziny spędzone w laboratorium, tylko te umiejętności wyostrzyły 😉 Nie mniej wolę się delektować, być zaskakiwana cudzą kuchnią.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku życzę! 😉
7 stycznia 2015 - 19:00
Witaj Jadwigo 🙂 Wszystkiego co najlepsze życzę Ci w Nowym Roku, przede wszystkim dalszego rozwijania Twoich pasji. Mam podobnie-tyle w życiu jest atrakcji i różnorodności, że trudno się skupić na jednym. Z wielka przyjemnością przeczytałam recenzję. Bardzo ciekawie i rzetelnie napisane, poparte zdjęciami i Twoimi refleksjami 🙂 Książkę „Białe trufle” znam, czytaliśmy ją z Piotrem i mamy w domu. Bardzo ciekawa lektura, zwłaszcza dla pasjonatów kuchni 🙂 Pozdrawiam serdecznie
8 stycznia 2015 - 20:12
Małgosia a akacjowegobloga
„Białe trufle” dla mnie są niezwykle smakowitym kąskiem, dałam się uwieść bohaterom, dlatego wracam do nich w chwilach trudniejszych, wtedy nastrój znowu uwodzi i terapia działa, pozdrawiam serdecznie w Nowym Roku życzę dobrego i fajnego okraszonego wieloma podróżami w urokliwe miejsca
j
1 lipca 2016 - 14:48
Zachęcona tak znakomitymi recenzjami nabyłam na własność, przeczytałam ( z trudem) i odłożyłam z niesmakiem. O czym jest ta książka? Biografia to nie jest, kunsztu AE w niej mało, o największym osiągnięciu czyli przeorganizowaniu kuchni jako warsztatu pracy – 1 akapit. Drogi dochodzenia do teorii wielkiej kuchni francuskiej – brak. Tylko ciągle szampan, trufle i fois gras. Za to w najmniej spodziewanych momentach pojawiają się wątki głodu w Metz w darwinowskim wydaniu – 'na straganach leżały psy, koty i szczury, gotowe do dalszej obróbki kulinarnej’. I ciągle ta Sarah Bernhardt- ale jaka była jej rola w życiu AE -nie dowiemy się. Dlaczego AE przez 7 lat nie widział swoich dzieci też nie.Ciekawy wątek kucharki-służącej uczącej się u odchodzącego Mistrza – niedokończony, zapowiadał się ciekawie. To niedobra książka, sprzedająca się tylko dzięki reklamowemu nagłośnieniu bohatera i ekscytującej okłądce.Szkoda czasu i pieniędzy.