Horst Kullnigg, prezydent Austriackiego Związku Badmintona, późniejszy dyrektor finansowy Europejskiej Unii Badmintona, nasz wielki przyjaciel, który wiele razy ratował mnie z opresji, gdy brakowało nam drobiazgów a on przesyłał je poprzez swoich zawodników, do którego mogłam wysłać telex – telex to było urządzenie techniczne, przez które kontaktowaliśmy się ze światem. Łącze sztywne, wydzwanialiśmy do centrali połączeń międzynarodowych, łączono nas z wybranym numerem w świecie i nadawaliśmy to, co zostało zaperforowane (zakodowane na taśmie). Specjalistką pracującą na tej maszynie była Regina Jarnutowska, która obsługiwała wszystkie związki sportowe mające swoją siedzibą na stadionie X-lecia. O ile dobrze pamiętam były to: Polski Związek Akrobatyki Sportowej, Polski Związek Rugby, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, Polski Związek Hokeja na Lodzie, Polski Związek Łyżwiarstwa Figurowego, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, Polski Związek Tenisa Stołowego, Sportfilm i my.
W ten sposób załatwialiśmy różne sprawy w kraju i za granicą oraz udział naszych zawodników kadry narodowej i reprezentacji Polski w zawodach międzynarodowych i mistrzowskich.
Na czas mistrzostw biuro związku przenoszono do hotelu Vera i tam przez kilka dni przeżywaliśmy chwile grozy i szczęścia. Pomagała nam grupa ludzi, i młodych i starszych. Młode dziewczyny z Uniwersytetu Warszawskiego ubrane w czerwone sweterki z napisem „badminton” oraz obowiązkowo w jeansy, pełniły funkcję hostess pod wodzą Beaty oraz Zygmunta Smardzewskiego, tłumacza w Centralnym Ośrodku Sportu w Warszawie (niestety już nie żyje). Zygmunt był moją podporą, prawą ręką, człowiekiem duszą – spokojnym, zrównoważonym, starszym panem. To dzięki niemu nauczyłam się patrzeć na wiele spraw z dystansem i uśmiechem na ustach. W trudnych sytuacjach, gdy widać było, że wulkan ma za chwilę eksplodować, czułam uścisk jego ręki na moim łokciu i łagodne spojrzenie mówiące: „daj spokój, za to nie warto umierać, odpuść”, i tak właśnie eksplozja mijała.
Niedziela – ostatni dzień zawodów – nagrody, w 1985 r. piękne ręcznie malowane puchary z Włocławka (kolejny sponsor) i kwiaty, a wieczorem bankiet, to duże słowo, uroczysta kolacja lepiej pasuje, dla wszystkich uczestników, zawodników, trenerów, sędziów (ubranych jednakowo w szare spodnie i granatowe marynarki z haftem na piersiach i napisem, w białych koszulach i krawatach PZBad – garnitury uszyte na miarę dzięki naszemu działaczowi Z. Zawadzkiemu, którego żona pracowała w Spółdzielni „Wspólna Sprawa” i dlatego udała nam się ta wspólna sprawa dla polskich sędziów), organizatorów, sponsorów i VIP-ów. Tylko w ten sposób mogliśmy wszystkim podziękować za wspólnie spędzone dni, za bezsenne noce, za wszystko, co wspólnie osiągnęliśmy. Pewnie, dlatego do dziś wiele osób z rozrzewnieniem wspomina tamte czasy, trudnej konsolidacji i nadzwyczajnej atmosfery grupy 30-40 osobowej, jaką tworzyliśmy wspólnie przez tamte pięć lat (od roku 1980 do 1985), ekipy organizatorów dla tych i innych mistrzowskich zawodów organizowanych przez związek w Warszawie, a później w COS OPO Spała, (ale to było znacznie później i o tym też napiszę). To były wspaniałe lata polskiego badmintona, tworzenia najlepszej imprezy badmintona w Polsce, międzynarodowych mistrzostw Polski, Mistrzostw Europy w latach 1999 i 2001 oraz szkolenia zawodników już utytułowanych: Jerzy Dołhan, Bożena Wojtkowska –Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk, Zosia Żółtańska, Jacek Hankiewicz, Grzegorz Olchowik, Stanisław Rosko, Janusz Czerwieniec, Beata Syta, Elżbieta Grzybek. Atmosfera, jaką tworzyliśmy w latach osiemdziesiątych w sporcie, troska o wszystko, o najdrobniejsze detale, brak kłótni, współpraca, wysiłek organizacyjny wielu ludzi, są dziś nie do odtworzenia. We wspomnieniach tych nie może zabraknąć też przywołania dwóch panów: Janusza Łojka i Andrzeja, którzy zajmowali się filatelistyką, kartkami pocztowymi- pierwsza wydana była z okazji Helvetia Cup’85.Inicjatorem był Janusz Łojek, który na szczęście zajmuje się tymi sprawami do dziś. W tej tradycji lepsi od nas są jedynie Japończycy, Indonezyjczycy a w Europie Austriacy. Janusz projektował, wykonywał, drukował i wydawał wraz z Pocztą Polską setki kartek, stempli okolicznościowych, kopert FDC, ale o tym napiszę już w innym wspomnieniu. Na zakończenie tych historycznych wspomnień chciałabym przytoczyć wypowiedź z roku 1985 Sekretarza Generalnego Emila ter Metz, który powiedział:
„… Nienawidzę działaczy, którzy mówią: poświęcam się dla sportu – tacy niech odejdą. Naszej grze potrzeba ludzi, którzy użyczają jej swojego serca. Będą nagrodzeni, widząc młodzież, która jest przyszłością narodów albo nawet przyszłością Zjednoczonej Europy, fizycznie i umysłowo dojrzałą do swoich zadań życiowych. Będziecie nagrodzeni widząc przyjaźń i lepsze zrozumienie między ludźmi z różnych części świata. Może kiedyś będzie taki świat, w którym jedyną walką będzie ta rozgrywana na korcie badmintonowym. W imieniu EBU ogromnie dziękuję za wasze przyczynianie się do tego…”
Na zakończenie na bankiecie, który zorganizowaliśmy dla wszystkich uczestników w Restauracji „Bazyliszek” na Rynku Starego Miasta Polski Związek Badmintona został odznaczony medalem za wspaniałą organizację i ja ten medal osobiście odbierałam.
W dniach 16-21.02.2010 roku w Warszawie na Hali Ursynów odbędą się Drużynowe Mistrzostwa Europy kobiet i mężczyzn w badmintonie. Reprezentacja Polski to 8 zawodniczek i 12 zawodników. Naszej reprezentacji życzymy sukcesów i trzymamy kciuki.
Powodzenia!
Wasza Jadwiga
14 lutego 2010 - 17:58
W takim razie i my kciuki trzymamy . Niech bedzie ,że polonia o wszystkim dobrze poinformowana:)
PS
a jak ta Pani na zdjęciu ładnie sie uśmiecha
14 lutego 2010 - 18:54
Zośko,
No właśnie o to chodzi.
Pani uśmiech został ten sam, niestety, tylko …
Ale cóż, ja wg wiersza Wisławy Szymborskiej „Jak się czuję ”
JAK SIĘ CZUJĘ – WISŁAWA SZYMBORSKA
Kiedy ktoś zapyta, jak się dziś czuję
Grzecznie mu odpowiem, że dobrze, dziękuję.
To, że mam artretyzm, to jeszcze nie wszystko,
Astma, serce mi dokucza i mówię z zadyszką.
Puls słaby, krew moja w cholesterol bogata…
Lecz dobrze się czuję, jak na moje lata.
Bez laseczki teraz chodzić już nie mogę,
Choć zawsze wybieram najłatwiejszą drogę.
W nocy przez bezsenność bardzo się morduję,
Ale przyjdzie ranek…znów się dobrze czuję.
Mam zawroty głowy, pamięć „figle” płata,
Lecz dobrze się czuję, jak na swoje lata.
Z wierszyka mojego ten sens się wywodzi.
Że kiedy starość i niemoc przychodzi,
To lepiej zgodzić się ze strzykaniem kości
I nie opowiadać o swojej starości.
Zaciskając zęby z tym losem się pogódź
I wszystkich wkoło chorobami nie nudź!
Powiadają: „Starość okresem jest złotym”.
Kiedy spać się kładę, zawsze myślę o tym…
„Uszy” mam w pudełku, „zęby” w wodzie studzę.
„Oczy” na stoliku, zanim się obudzę…
Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje:
„Czy to wszystkie części, które się wyjmuje?”
Za czasów młodości (mówię bez przesady)
Łatwe były biegi, skłony i przysiady.
W średnim wieku jeszcze tyle sił zostało,
Żeby bez zmęczenia przetańczyć noc całą…
A teraz na starość czasy się zmieniły,
Spacerkiem do sklepu, z powrotem bez siły.
Dobra rada dla tych, którzy się starzeją:
Niech zacisną zęby i z życia się śmieją.
Kiedy wstaną rano, „części” pozbierają,
Niech rubrykę zgonów w prasie przeczytają.
Jeśli ich nazwiska tam nie figurują,
To znaczy, że są ZDROWI I DOBRZE SIĘ CZUJĄ
14 lutego 2010 - 22:49
:)))
15 lutego 2010 - 6:57
I znowu niespodzianka 3 wpis do blogu.Każdy inny choć temat ten sam.Mnie się podobało to podsumowanie Sekretarza Generalnego Emila ter Metza ,że do sportu trzeba serca.Bo tu pomyślałam o Tobie Jadwigo,użyczyłaś go dla Badmintona i dlatego miałaś takie efekty swojej wieloletniej pracy.Jakim kosztem To TY najlepiej wiesz Sama.Warto było czytając te wpisy.Niech następcy biorą przykład.Teraz dołączam do osób,które trzymają kciuki za dalsze sukcesy naszej Reprezentacji a najbliższe rozgrywki za kilka dni.
15 lutego 2010 - 8:22
Jolu,
To,że kiedyś opracowałam dla badmintona, że kiedyś było inaczej, tak o tym trzeba mówić, wspominać, bo ludzie tego okresu żyją i dzięki ich poświęceniu, dzięki ich pracy dzisiejsi mistrzowie mogą być tym kim są.
Ale to w trudnych latach PRLu my borykaliśmy się z życiem z bezsensowną rzeczywistością, i to mykosztem swoich rodzin realizowaliśmy nasze pasjei oddawaliśmy swój czas dla sportu. My nie byliśmy z tych, którzy byli ukrzyżowani, my bardzo chcieliśmy w naszej dyscyplinie pokazać kawałek innego świata, że ten świat jest istnieje gdzieś i warto walczyć aby i u nas był.I choć teraz my już starsi, siwe włosy, ale ten świat jest obecny, choć czasami trudny , dla nas starszych niezrozumiały. Ale ja się cieszę, że jest,
i że organizowanie dużych imprez może być już teraz tylko przyjemnością, bez setek pism, bez setek głupich utrudnień!
Serdeczności
16 lutego 2010 - 11:42
A teraz w tych bądź co bądź łatwiejszych czasach, smutno się robi czytając, że prezes nie zjawia się na mistrzostwach polski i sędziowie przestają sędziować, bo im się pieniędzy nie wypłaca. Nie bardzo rozumiem obecną sytuację, gdyż nie jestem w stanie śledzić bieżących wydarzeń badmintona,ale chyba coś nie jest tak jak powinno. Tumiwisizm? Marazm?
16 lutego 2010 - 12:48
Beata,
czasy się zmieniają, jak napisałam nam się chciało chcieć, myśmy inaczej podchodzili do obowiązku bycia prezesem, sekretarzem, kierownikiem wyszkolenia, czy innymi funkcyjnymi osobami. Teraz rządzą młodsi i oni w ten sposób widzą zarządzanie.
Przez swoich 30 lat nie opuściłam ani razu mistrzostw Polski, zebrań Zarządu, międzynarodowych mistrzostw Polski juniorów, gdziekolwiek by się odbywały,bo wiedziałam, że w ten sposób podziękuję za starania, że miejscowi działacze czekają i chcą zobaczyć się z władzami związku, chcą się po prostu pochwalić tym co zrobili, a w obecności prezesa chcą załatwić z władzami miejscowymi coś więcej dla badmintona.
Ale jak widzisz teraz jest inaczej, czy lepiej ? nie mnie to osądzać.
Serdeczności!