Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Tekst ten napisałam w Oslo, 18 listopada 2006 r.

Jestem jeszcze w Oslo. Jako wice Prezydent Europejskiej Unii Badmintona – Badminton Europe, zaproszona przez Norweski Związek Badmintona na międzynarodowe mistrzostwa. Siedzę na sali i oglądam ćwierćfinały. Mecze rozgrywane są na pięciu kortach. Organizacja dobra, ale bez brawury. Wszyscy są mili i dobrze wykonują swoją robotę. Brak ułańskiej fantazji, jak to na naszych zawodach bywało. Ale może tak właśnie trzeba?

Z rozrzewnieniem wspominam nasze zawody organizowane w Warszawie w hali Mera, która była halą do tenisa z widownią na około 300 osób przy ul. Wery Kostrzewy, dziś Bitwy Warszawskiej.

Był rok 1985…

Trener Ryszard Borek, Bożena Wojtkowska -Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk fot.Jan RozmarynowskiOrganizowaliśmy zawody, które Europejska Unia Badmintona przyznała nam po raz pierwszy od pamiętnego założenia Polskiego Związku Badmintona w roku 1977. Drużynowe Mistrzostwa Europy grupy B –„ Helvetia Cup” (pierwszych sześć drużyn sklasyfikowanych w Mistrzostwach Europy na miejscach 1-6 nie brało udziału). „Helvetia Cup” gdyż puchar na te zawody ufundował kiedyś Szwajcarski Związek Badmintona.  Polska w tym czasie była siermiężna, nijaka, brudna i bura. Ale nam się chciało chcieć! Janusz Rybka, pan doktor ze specjalizacją wod-kan na Politechnice Wrocławskiej przyjechał z całą swoją paczką. Szorowali wykładzinę Mery, zafajdaną przez wróble, które nie wiedzieć skąd przylatywały do hali robiąc oczywiście to i owo na perłowo! Czyściliśmy, wkręcaliśmy powyrywane krany, kurki od wody, jak również sprzątaliśmy wszelkiego rodzaju brudy w hali i przed halą. Hala Mera musiała błyszczeć. Zasłony na trójkątnym, wielkim oknie wieszała zaprzyjaźniona (od 1980 r.) grupa alpinistów, zaangażowana przez nas do tego celu. Zresztą chłopaki miały i trudniejsze zadania, czyli wymianę żarówek typu LH 256.

Polski Związek Badmintona, a sprawa żarówek LH 256. Tak, tak właśnie było. Rokrocznie zamawialiśmy ten typ żarówek w Zakładach im. Róży Luksemburg, dziś po zakładach zostały tylko wspomnienia. Budynek został sprzedany, ale wtedy… 250 sztuk cennych żarówek (cennych tylko dla nas, bo cena nie była znowu taka wielka), trafiało w nasze ręce, do naszego związkowego magazynu i to był element przetargowy w negocjacjach z zarządzającymi halą Mera p. Hanią i p. Ryszardem Zielińskim (bardzo niedawno odszedł od nas na stałe). Im te żarówki były niezbędne do oświetlenia hali podczas treningów i tenisowych zawodów. My je mieliśmy, więc targ musiał być ubity! W opłatę za halę wliczano więc koszty wymiany żarówek plus robociznę alpinistów i w ten sposób koszty wynajmu redukowaliśmy do niezbędnego minimum i wszyscy byli zadowoleni, bo na kolejny rok mieli halę wyczyszczoną, z oświetleniem, my zaś znowu mogliśmy zorganizować zawody najwyższej rangi, o których głośno było nie tylko w całej Warszawie, ale też i w Polsce i w Europie. Janusz pracował nocą, pomagali mu Wiesiek, młody człowiek z Płocka, Julian Krzewiński – wspaniały skromny człowiek, pracownik działu sportu Federacji „Kolejarz”, Janusz Musioł, wielki fan badmintona, Dyrektor Sportowy z AWF Wrocław, Jurek Wrzodak, Jerzy Śliwa, Eugeniusz Jaromin trener, Jurek Szuliński trener, Wiesiek Derych, Rysiek Borek, późniejszy wieloletni trener kadry narodowej, no i oczywiście Andrzej Szalewicz, który wszystkim zarządzał. Był wszędzie, o wszystkim decydował, w sprawach organizacyjnych na hali tylko on mógł podjąć decyzję. W ten sposób unikaliśmy kolizji, błędnych decyzji i podwójnej roboty. Był omnibusem w sprawach wyklejania linii na wykładzinie Mery (kortów nie mieliśmy i mogliśmy tylko o nich pomarzyć, bo skąd wziąć pieniądze – twardą walutę na ich zakup?).

3 M to amerykańska firma, która w latach osiemdziesiątych miała swoją siedzibę przy ul. Lektykarskiej w Warszawie. Za sprawa Andrzeja i jego znajomości firma ta pomagała nam dostarczając białe taśmy samoprzylepne o szerokości 45 mm. Na jeden wyklejany kort zużywaliśmy około 100 metrów, więc minimum 600 metrów, plus ewentualne uzupełnienia, plus ewentualne popełniane przez nas błędy w klejeniu kortów – w sumie było potrzebnych około 1000 metrów. Ale w sklepach próżno szukać takiego rarytasu!  Błąd w wyklejaniu boisk zdarzył nam się raz, lepiliśmy boiska przez całą noc – 6 kortów, kto nie wyklejał, ten nie wie, co to za mordercza praca. Wykleiliśmy już wszystkie i wtedy okazało się, że wszystkie korty są za krótkie o dwadzieścia centymetrów. Sędzia Główny był bezlitosny i na 2 godziny przed rozpoczęciem gier wszystko musiało być poprawione i było. Nie powiem, że ciemno w oczach mieliśmy i serce w gardle, ale oprócz nas nikt się nie zorientował. Zawsze w napięciu czekaliśmy na przyjazd Zbigniewa Góral z LOK (Liga Obrony Kraju posiadająca sprzęt nagłaśniający) ze swoim samochodem marki Nysa, w którym przywoził nagłośnienie hali.

Flagi uczestniczących państw pięknie wyeksponowane, napisy jak trzeba, sponsorzy hm.. Też mieli swoje a-boardy (takie niskie płotki, które były porozstawiane wokół kortów)! Ze sponsorami było związane bardzo zabawne zdarzenie. Ale o tym za chwilę. W roku 1985 sponsorami Helvetii Cup były firmy PLL LOT (zaproponowała ekipom uczestniczącym w mistrzostwach korzystną taryfę na przelot z zagranicy do Polski) i Fabryka Samochodów Osobowych FSO Warszawa, która wypożyczyła nam 6 samochodów marki FIAT wraz z kierowcami i co najważniejsze z talonami na benzynę! Krzysztof Panufnik, Dyrektor Działu Marketingu FSO był dla nas zawsze niezwykle życzliwy, doskonale rozumiał, że transport podczas zawodów to zawsze trudny, a czasami słaby punkt w organizacji przedsięwzięcia. A więc mieliśmy też dwa autokary marki Super San, 6 Fiatów, a na dodatek samochód do przewożenia ludzi zbudowany na bazie Stara. Ten wypożyczyły nam Głubczyce – sławetny LKS Technik, który dopiero co dokonał zakupu tego pojazdu przy pomocy Andrzeja i Polskiego Związku Badmintona oraz Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu, gdzie mieliśmy wielu życzliwych ludzi, którzy starali się nam pomagać. Do nich należał Staszek Krasowski – Dyrektor Departamentu Inwestycji.

Ale wracamy na halę. Kolejnym sponsorem była firma PGR „Mysiadło”, gdzie kupowaliśmy całe stosy świeżych pięknych kwiatów w gatunku I przecenionych do gatunku III. Kwiaty na halę oczywiście, nie dla nas. Codzienna zmiana wody w 12 ogromnych wazonach i usuwanie zwiędłych kwiatów należały do Renii Jarnutowskiej, a 12 waz ze świeżymi kwiatami na hali wyglądało pięknie, i tak było przez kolejne 10 dni. Nic dziwnego, że wystrój hali budził zachwyt – wazy przyjechały przecież z Bolesławca, gdzie mieliśmy sekcję TKKF w badmintonie. Nasz instruktor Józef Popek pomógł mi w kontakcie z fabryką w Bolesławcu, w zakupie waz i innej pięknej i poszukiwanej w kraju galanterii z tych zakładów.  Jak więc napisałam, wystrój budził zachwyt; Zielona wykładzina hali, wyklejone na biało korty, kolorowe kwiaty w wazach, biało- niebieskie reklamy wokół kortów oraz powieszone flagi państw uczestniczących w zawodach i po raz pierwszy zakupione- ale gdzie nie pamiętam – plastikowe kosze(stojące przy kortach) na ubrania zawodników. Było pięknie, kolorowo, wszędzie reklamy, a najwięcej reklam angielskiej firmy Carlton reprezentowanej na zawodach przez Pepa Pearsona. Niedużego wzrostu, krągły blondyn, zawsze uśmiechnięty, zawsze skory do żartów, podpisał z nami dwuletni kontrakt na obsługę sprzętową zawodów i dostarczył nam 350 tuzinów lotek piórkowych marki Carlton wykonanych według nowoczesnej, jak na owe czasy, techniki: główka plastikowa zamiast korkowej (nowość w 1985 r.). Z tej partii trochę lotek dostał Ryszard Borek na zgrupowanie kadry narodowej przed mistrzostwami, które odbywało się w Głubczycach, bo na żaden inny ośrodek nie było nas stać, a w Głubczycach mieliśmy halę za niewielkie pieniądze wynajmowaną od OSiRu. Dyrektorem OSiRu był wielbiciel badmintona Marian Masiuk – jego córka Marzena też grała w badmintona – była nawet w kadrze Polski juniorów. Lotki odebrane przez Ryśka służyły do przygotowania zawodników do mistrzostw. Pozostałe 320 tuzinów czekało na rozpoczęcie zawodów. Carlton przekazał nam również sprzęt osobistego wyposażenia dla zawodników i trenera: rakietki, dresy, koszulki, spodenki, skarpetki dla naszej polskiej reprezentacji! Wyglądaliśmy po prostu pięknie. Nasza drużyna błyszczała. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że udało się nam wszystko załatwić na czas. Ale szczęście nie trwało zbyt długo, bo do Biura Polskiego Związku Badmintona (na stadionie X-lecia, były tam również biura Sport-filmu i innych związków sportowych) wpadł Andrzej Sz., Prezes Związku, z miną z lekka niepewną, z plikiem gazet w ręce. Od progu wydusił: – Zamkną cię, będziemy siedzieć. Wszyscy! Cholera! Nie rozumiejąc o co chodzi, posadziłam prezesa z kawą w ręku przy biurku i z pytającym wzrokiem czekam na wyrok. O co tu chodzi? Jakie więzienie? na dwa dni przed uroczystym otwarciem? Oszalał? Kto go postraszył? Ale przecież on nie należy do strachliwych! Tyle myśli przeleciało mi przez głowę w ciągu 30 sekund (dla mnie to była wieczność).

cdn w dniu 12.02.2010 r.

komentarzy 13 do wpisu “Badminton rok 1985 – część pierwsza”

  1. aldona

    -Kochana Jadziu! I mnie przelatuje tyle pytan przez głowę. Za co Ciebie i wszystkich mają zamknąć? Nie mogę doczekac się dalszej częsci! Pozdrawiam w zimowy poranek wszystkich z Twojej i mojej ( przyszywanej) Rodziny. Aldona

  2. Beata

    A mnie po Helvetii zostały nie tylko wspomnienia ale również zdjęcie mojego maleńkiego synka z pięknym czerwono białym szalikiem i czapką z napisem Helvetia!

  3. Jadwiga

    Aldono,
    Mają mnie zamknąć, i od tego zacznie się kolejny wpis, przecież to był PRL, można było być zamkniętym za wszystko, cenzura szalała, myśmy mieli cichociemnych w hotelach, przecież nie wolno było wymieniać dolarów na złotówki, nie wolno było tyle rzeczy, a ile my robiliśmy różnych ?
    Nie zawsze zgodnych z ówczesnymi przepisami.

    Ściskam

    Ściska

  4. Jadwiga

    Beata,
    Ja też miałam taką czapkę i szalik i moja córka nosiła jeszcze przez kilka lat a była już duża bo miala chyba 15.

    Pozdrawiam

  5. Aleksandra

    Droga Pani Jadwigo,
    kolor kuchni no nie wiem jak by go opisać jest mało brązowy a już na pewno nie wiśniowy (czego można by się spodziewać po orzechu jako takim, no ale ja to w sumie nie wiem jaki kolor ma orzech w Californi). To jest taka Inka z mlekiem http://www.pfleiderer.pl/page,314.html – na tej stronie można zobaczyć, bo wogóle kuchnia miała być kremowa ale jak przyszedł Pan stolarz jak mnie przywalił deskami różnymi to ja w końcu ten orzech z Kalifornii wybrałam. Jak już mi tę kuchnię zamontują to podeślę zdjęcia 🙂

    a jeśli chodzi o notkę to po pierwsze kocham badmintona i z Tomkiem sobie grywamy co poniedziałek, chociaż teraz nie bo mam kontuzjowane kolano po nartach 🙂 ale może w przyszłym tyg. Dalej, jeśli LOT to jestem prawie pewna (89%), że Helveti latało z moim dziadziem na pokładzie, bo on opowiadał coś o sportowcach jeszcze go dopytam, ale jeśli tak to potwierdza się moja teoria o braku przypadków 🙂 A na koniec stwierdzam, że nieodmiennie mnie Pani zadziwia (to już abstrachując od tekstu) mądrością życiową i z rady o nie gadaniu skorzystam na pewno 🙂

    ściskam
    o.

  6. Jadwiga

    Olu,

    Z gadania wynikają tylko głupie przepychanki, a mądre kobiety – to my, wiemy jak zakręcić super mena (to fonetycznie), aby wszystko było zrobione, i ja zawsze powtarzam, kochanie jak ty to mądrze wymyśliłeś (pomysł był mój no ale cóż), a wykonanie, majstersztyk,no wiesz taki jestes mądry, co ja bym bez ciebie zrobiła. I on ten super jest taki napuczony, taki kontent, że wszystko jest gotów zrobić, bo ja się cały czas zachwycam ! Czasami tylko coś pieprznę aby nie było za słodko.
    Lot miał ze mną skaranie boskie, bo ja zawsze do nich z pomysłami przylatywałam jak to do lotu. No i tak ich namawiałam, że jednak tworzyliśmy różne programy a w końcu w latach dziewięćdziesiatych to nawet podpisałam z nimi kontrakt jako wice prezes Polskiej Fundacji Olimpoijskiej na przewóz olimpijczyków do Lillehamer, Atlanty, Nagano i Sidney.
    Tyle na dzień dzisiejszy, Uściski

  7. Jola

    Przeczytałam ostatni wpis i ciekawa jestem czy prowadziłaś jakieś notatki ewentualnie pamiętnik bo mnie wprost
    poraża Twoja pamięć w takich szczegółach jak typ żarówek do oświetlania hali Mery,jesteś niepowtarzalna i chyba tym tak przyciągasz ludzi jak muchy do lepu.Naturalnie używam tu przenośni ale tak jest ,a ja jestemz nich.
    Pozdrawiam

  8. Jadwiga

    Jolu,
    niestety nie prowadziłam żadnego notatnika i bardzo to ale bardzo żałuję, że nie mam notatek, choć wiele osób radziło abym je prowadziła. Mnie do głowy nigdy nie przyszło,że nadejdzie taki dzień w którym zacznę pisać. To co piszę to z głowy i jak ja to mówię z głowy czyli z niczego.

  9. zośka

    No normarnie jak w powieści sensacyjnej:)

  10. monia

    ja się zgadzam z Zośką… Super sie te wspomnienia czyta, szczególnie jak ktoś coś pamięta z uroczych lat 80. takie smaczki to rarytas.

  11. Jadwiga

    Kochane Zośka i Monia,

    Oczywiście to są smaki lat osiemdziesiatych taka ta nasza Polska była, czasami straszna, czasami smutna, dzisiaj na nią patrzymy z perspektywy lat to i inaczej. Wtedy nie można było wymienić dolarów na złotówki a tu przyjechało tyle ludzi i każdy coś chce kupić, czy wy w ogóle wyobrażacie sobie jak my funkcjowonaliśmy, to widmo krat podczas zawodów to cały czas miałam nad głową bo przecież gdzieś te pieniądze wymieniać musieli !
    Może kiedyś napiszę i na ten temat bo jest o czym.
    Pozdrówko i do jutra będzie się działo !
    Uściski

  12. Bożena

    Witam Pani Jadwigo!
    Jak miło czytać o czasach i miejscach,w których się uczestniczyło.My zawodnicy przyjeżdżaliśmy na gotowe zawody.To prawda,że hala Mery była zawsze pięknie przygotowana i z roku na rok coraz piękniejsza.Często z Jarkiem wspominamy ówczesne czsy,czasy naszej młodości i rozkwitu naszej kariery sportowej.
    Gorąco pozdrawiamy.

  13. Jadwiga

    Bożenko,
    jak miło, że zajrzałaś do mnie, super, bardzo się cieszę, piszę o naszych dobrych czasach, wspominam bo sama miałam wtedy 40 lat i tyle rzeczy można było zrobić i było naprawdę jakoś tak rodzinnie. Napiszę jeszcze wspomnienia o różnych naszych wyjazdach i do Chin i do Indonezji pamiętasz Mistrzostwa Świata ?
    I wiele innych zdarzeń, serdecznie zapraszam do czytania i wspominania razem ze mną, komentarze jak najbardziej wskazane, wszystkie !
    Uściski

Zostaw odpowiedź

XHTML: Możesz używać następujące tagi: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.