Wystawa Irena Szewińska w fotografii i malarstwie prezentowana jest w Galerii Domu Artysty Plastyka w Warszawie przy ul. Mazowieckiej 11 a w dniach 25.04.2014 r – 11.05.2014 r.
Był rok 1965 a może, 1966 kiedy po raz pierwszy spotkałam Irenę na zawodach lekkoatletycznych, odbywających się na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Właśnie wygrała jeden ze swoich biegów. Szła alejką AWF, wysoka, szczupła, długonoga dziewczyna z burzą rozwianych włosów, z oczami koloru nieba. Uśmiechnięta jednak skupiona, zamyślona poważna z tym swoim dziewczęcym spojrzeniem.
Złożyłam gratulacje, podziękowała, jeszcze będę biegała odpowiedziała.
To było nasze pierwsze spotkanie. Ona mistrzyni olimpijska, ja nikomu nieznana zawodniczka judo sekcji AZS AWF” Siobukai” Warszawa, studentka Akademii Wychowania Fizycznego.
Dokładnie pięćdziesiąt lat temu, osiemnastolatka z Warszawy, na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 1964 r rozpoczęła swoje starty, triumfalny marsz poprzez stadiony świata, i największą karierę w historii polskiego sportu. Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, wtedy polska lekkoatletka odniosła wspaniały sukces zdobywając trzy medale olimpijskie (dwa srebrne w biegu na 200 m, skoku w dal i złoty w sztafecie 4 x 100 m.
Oprócz Ireny sztafeta biegła w składzie: Teresa Ciepły, Halina Górecka, Ewa Kłobukowska). Pierwszy występ na arenie światowej, na igrzyskach olimpijskich i wielki sukces, wielki wstęp do dalszej wspaniałej kariery trwającej wiele lat.
Irena zaczęła uprawiać lekką atletykę w 1960 r. w grupie uczniów Szkoły Podstawowej nr 37 w Warszawie, a jej trenerem był sławny oszczepnik Jan Kopyto, finalista Igrzysk Olimpijskich Melbourne 1956.
W 1962 roku wystartowała na mistrzostwach Polski młodzików zdobywając swoje pierwsze medale, zaś podczas Europejskich Igrzysk Juniorów 1964 r ( przekształconych później w Mistrzostwa Europy Juniorów) odniosła pierwsze międzynarodowe sukcesy zdobywając trzy złote medale w biegu na 200 metrów, skoku w dal oraz w biegu sztafetowym 4 x 100 m. Jej trener był pewien jednego: Irena stanie się mistrzynią!
Tego samego zdania byli Japończycy, którzy przez wiele lat hołubili lekkoatletkę, a japońska firma Onitsuka-Tiger uważała za honor dostarczanie sprzętu sportowego Irenie Kirszenstein- Szewińskiej.
Po wielu latach Irena stwierdzi w jednym z wywiadów: „Z Japonią kojarzą mi się same pozytywne zdarzenia, począwszy od zdobycia trzech medali na igrzyskach w 1964 roku. W 1980, gdy już zakończyłam karierę na skutek kontuzji odniesionej podczas igrzysk w Moskwie, zaproszono mnie do Tokio, jako gościa honorowego meczu ośmiu narodów, w tym Polski. Zostałam wywołana na środek stadionu i uroczyście pożegnana, jako zawodniczka. Było to doprawdy wzruszające. A trzecim, ważnym etapem moich kontaktów z Japonią stała się w 1998 r. sesja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Nagano, podczas której zostałam jego członkiem.”
I tak jak wcześniej napisałam o starcie w Tokio, tak w najlepszy z możliwych sposobów Irena kontynuowała rozpoczętą karierę zdobywając medale. Rok później w Budapeszcie zdobyła trzy medale Uniwersjady, w 1966 roku zaś też w stolicy Węgier startując w Mistrzostwach Europy wywalczyła cztery medale w tym trzy złote.
Cztery lata później, w 1968 roku młoda mężatka Irena Szewińska startuje w Igrzyskach Olimpijskich w Mexico City.
Występ nie należał do łatwych: stolica leżała na wysokości 2000 m n.p.m., gorący klimat i rozrzedzone powietrze. Start w Meksyku zaczął się pechowo. Przedbiegi na 100 metrów odbywały się w trakcie kwalifikacji do skoku w dal. Irena spaliła dwie próby, w jedynej poprawnej skoczyła tylko 6,19. W biegu na 100 metrów była trzecia. 200 Metrów wygrała bijąc rekord świata wynikiem 22,5 sekundy. Wszystko, co najgorsze mogło się zdarzyć, wydarzyło się w sztafecie. Irena zgubiła pałeczkę…
Nagonka medialna, jaka się wywiązała po tym starcie przeszła najśmielsze oczekiwania. Jednak trzeba przypomnieć, że był to rok 1968. Wydarzenia marcowe zaważyły na manipulacjach medialnych, szowinizmie i nagonce antysemickiej.
Mimo to start w igrzyskach przyniósł polskiej lekkoatletce dwa trofea: złoto na 200 metrów i brąz na 100. Biegi w trudnych warunkach
wysokogórskich, zakończone sukcesami, były możliwe za sprawą odporności i wielkiej pracowitości: „Mój mąż, a zarazem trener, śmiał się ze mnie, że jestem pilna aż do przesady. I nawet wtedy, gdy była plucha albo mróz i zaspy śniegu, wychodziłam na dwór, żeby zrealizować zaplanowaną jednostkę treningową. Wiedziałam, bowiem, że tylko drogą systematycznych przygotowań można dojść do sukcesu.
A z treningu w ekstremalnych warunkach atmosferycznych wracałam szczególnie zadowolona, wiedząc, że mnie to przybliża do sukcesów w letnim sezonie.”
Kolejnymi startami były halowe zawody w Belgradzie w roku 1969- Europejskie Igrzyska Halowe w Lekkiej Atletyce. Tutaj zdobyła trzy medale.
W 1970 r Irena urodziła syna Andrzeja, wystartowała w Uniwersjadzie w Turynie, zaś w 1971 podczas Halowych Mistrzostw Europy stanęła na podium w skoku w dal.
Mimo sukcesów sportowych Irena Szewińska spotykała się w swoim życiu z ostrą krytyką. Bolesne słowa nie dotyczyły jednak niepowodzeń
sportowych, czy zachowania na bieżni, które nigdy nie wymknęły się kategoriom fair play. Ataki dotyczyły… korzeni sportsmenki. Rodzice Ireny Szewińskiej byli Żydami, ona sama nigdy nie ukrywała swego pochodzenia, z prostego powodu – dla niej ważny był tylko sport. Niestety, na fali rozpętanej wtedy, a rozpoczętej w marcu 1968 roku, antysemickiej nagonki i masowej, przymusowej emigracji osób pochodzenia żydowskiego – Szewińskiej odmawiano prawa do reprezentowania kraju na igrzyskach.
Postanowiła jednak nie poddawać się i pokazać przeciwnikom swoją klasę. Okazja nadarzyła się dopiero w 1972 roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Atak terrorystycznej organizacji palestyńskiej „Czarny Wrzesień”, w wyniku, którego zginęło dziesięciu izraelskich sportowców, zamienił święto sportu w koszmar. Ale prezydent MKOl Avery
Brundage ogłosił:
„Igrzyska muszą toczyć się dalej”.
Irena Szewińska, która na krótko przed igrzyskami olimpijskimi urodziła syna, nie była jeszcze w pełnej formie, mimo to zdobyła brązowy medal na 200
metrów.
W 1974 r pierwsza dama polskiej lekkiej atletyki była w… Pałacu Elizejskim na wielkiej gali poświęconej właśnie Jej! Tak o tym wydarzeniu napisała pani Joanna Bielas cytuję:
„…Skąd te zaszczyty? Została uznana za sportową osobowość numer jeden przez Polską Agencję Prasową i Francuską Akademię Sportu. Nagrodę wręczał jej sam prezydent Francji Valery Giscard D’Estaing. Było to spotkanie niezwykłe – rok 1974 nie był rokiem igrzysk, gdy olimpijczycy z natury rzeczy są w centrum zainteresowania. Jednak w karierze Szewińskiej był to rok pełen wrażeń: „Szłam od zwycięstwa do zwycięstwa. W biegu na 400 metrów, jako pierwsza kobieta przełamałam barierę 50 sekund.
Największą wówczas rywalkę w sprincie Renate Stecher z NRD pokonałam najpierw w Berlinie na 100 metrów, a potem w Poczdamie na 200 metrów, ustanawiając tam rekord świata 22,0, który ostatecznie ogłoszono w wersji elektronicznej, jako 22,21 sekundy. Gdyby zostały wzięte pod uwagę ręczne pomiary sędziów, przeszłabym zapewne do historii, jako pierwsza sprinterka,
która zeszła poniżej 22,0. Pamiętam, że publiczność poczdamska po prostu oniemiała, widząc, jak wpadam na metę o dobre sześć metrów przed Stecher. Na stadionie zapadła nagle niesamowita cisza.”- wspomina medalistka. Milczenie przerwał dopiero działacz światowej lekkiej atletyki Holender A. Paulen, który zauważył wtedy: „Bieg Ireny Szewińskiej jest lotem. To, co robi, jest piękne, a jednocześnie przerażające dla rywalek. Biegną z nią, lecz wiedzą, że zostaną pokonane.”
CDN.
W tekście wykorzystałam zdjęcia Janusza Szewińskiego, Leszka Fidusiewicza, Jana Rozmarynowskiego i moje własne
29 kwietnia 2016 - 8:27
Też mam serial zdjęciowy- z Irenu udziałem. A ja- w dalekim (słusznie) tle….
19 lutego 2018 - 17:07
Irena Szewińska w Pjonczangu wręczała złoty medal Kamilowi Stochowi. Dzień później w konkursie drużynowym, gdy przed ostatnią rundą wyprzedzaliśmy Niemców, dał się wyprzedzić. Szczęście, że nie był „2 nazwisk”, jak ona z domu.
21 lutego 2018 - 13:25
KKE
i co chciałeś powiedzieć na ten temat, bo myśl nie skończona?
j
6 lipca 2018 - 14:31
Jadwigo, nie ma dwóch zdań, królowa sportu pozostanie w sercach i pamięci. Jeśli się to komuś nie podoba, niech cierpi. Napisałaś o Niej rzeczowo i pięknie, ale inaczej by się nie dało, bo Ona była piękna na stadionie i w życiu codziennym.
13 lipca 2018 - 9:47
Czesiu
Irena była inna od wszystkich. Jaśniała na stadionach, scenie i w życiu. Walczyła z choroba po cichu bez ostentacji, i mimo tego wykonywała wszystkie nałożone na siebie dobrowolnie obowiązki. To rzadkość! Szanowałam Ją, a chamskie wpisy w Internecie bolą bardzo, gdyż Irenę znali wszyscy, wszyscy na świecie! Była niekwestionowaną Królową Sportu! Teraz tron jest pusty.