Ostatnio zaproszono mnie do udziału w spotkaniu dotyczącym Warszawy i jej historii, ale… „Opowiem Wam o mojej Warszawie” to temat bardzo trudny, bo każda „moja Warszawa” to inny temat dla każdego z nas. Opowiadamy wtedy historię swoją na tle historii miasta i państwa. Zawsze jednak jest to nasza historia, która naszą pozostanie do końca. Na moje spotkanie przyszło wiele osób, w tym kilka osób mi bliskich. Do tematu podeszłam starannie, segregując zdjęcia, jakie znalazłam we wszystkich albumach rodzinnych. Wybrałam tych zdjęć około 100 i na ich tle osnułam moją historię. Nie, proszę się nie martwić, nie będę nikogo zanudzać moimi opowieściami, ponieważ inaczej odbiera się opowieść na żywo, a inaczej napisaną, choćby i nie wiem jak najlepiej. Dlatego postaram się opisać kilka miejsc w Warszawie, które związane były z moim życiem, ale stanowią istotną część historii Warszawy. Na początek opowiem o Woli i o ulicy Młynarskiej. Czy wiecie, że na początku XX wieku w okolicy Młynarskiej znajdowały się wiatraki i młyny? Stąd też wywodzi się nazwa ulicy. W 1903 uruchomiono remizę tramwajową „Wola”. Ale wróćmy do wcześniejszych lat:
W latach 1845 i 1862 wybudowano w Warszawie pierwsze dworce kolejowe i uruchomiono najpierw Kolej Warszawsko – Wiedeńską, a następnie Warszawsko – Petersburską. Imperium Rosyjskie uzyskało kolejne połączenia z Europą Zachodnią. Biegnące przez Warszawę trasy rozdzielała Wisła. W roku 1859 rozpoczęto budowę stałego mostu łączącego oba brzegi miasta. 22 Listopada 1864 roku prace zakończono. Nowo wybudowaną przeprawę nazwano Mostem Aleksandrowskim, ale wśród warszawiaków przyjęło się mówić o moście Kierbedzia, zwanym tak od nazwiska konstruktora, Stefana Kierbedzia. Aby ułatwić pasażerom komunikację pomiędzy Dworcem Petersburskim i Warszawsko – Wiedeńskim, wybudowano pierwszą linię konnego tramwaju. Pojedynczy tor z mijankami miał długość 6.2 km i prowadził ulicą Targową, Aleksandrowską, Mostem Kierbedzia, Nowym Zjazdem, Krakowskim Przedmieściem, Królewską i Marszałkowską. Linię oddano do użytku 11 grudnia 1866 roku. Pierwsza linia elektryczna pojawiła się w mieście 42 lata później! Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, magistrat Warszawy przejął zarządzanie tramwajami.
Zajezdnia przy ul. Młynarskiej
Na początku wieku, jeszcze dla potrzeb tramwajów konnych, przy ulicy Młynarskiej wybudowano remizę, którą w 1907 roku adaptowano dla potrzeb komunikacji elektrycznej. Po zachodniej stronie ulicy Młynarskiej powstała buda mieszcząca 56 wozów. Po przeciwnej stronie zbudowano Warsztaty Główne, które zajęły powierzchnię 3 tys. m2. We wrześniu 1939 roku bombardowania i ostrzał artyleryjski spowodowały zniszczenie osiemdziesięciu procent sieci, które po ustaniu walk naprawiono i tramwaje służyły Warszawie, także podczas okupacji. W dniu 1 sierpnia 1944 przeprowadzono mostami na Pragę dużą liczbę pociągów tramwajowych. Dzięki temu udało się uratować część taboru. Zajezdnia przy ulicy Młynarskiej bardzo szybko znalazła się w rękach powstańców. Pierwszego września wieczorem oddziały AK wraz z plutonem AL. porucznika „Stacha” Zbigniewa Pankowskiego, zajęły remizę tramwajową. Ulica Wolska już od 2 sierpnia była pod ostrzałem czołgów. Pomimo ostrzału żołnierze Parasola wraz z tramwajarzami przystąpili do budowy barykady. Wyprowadzono z zajezdni tramwaje wykolejono je i poprzewracano blokując całkowicie przejazd w kierunku wschód – zachód. Do budowy barykady użyto także szyn tramwajowych i płyt betonowych. Przed barykadą wybudowano rów przeciwczołgowy. Przez cały drugi dzień sierpnia, pomimo skomasowanych ataków wojska i czołgów, barykady nie udało się zdobyć. Następnego dnia Niemcy zaatakowali barykadę czołgami, przed którymi prowadzono ludność cywilną. Powstańcom udało się zaatakować czołgi butelkami z benzyną i korzystając z chwili popłochu odbić część zakładników.
Barykada przy Młynarskiej była raz w rękach Niemców, aby następnie przejść w ręce Powstańców. Kolejne odbicie barykady i znów wzmocniono barykadę tramwajami, a jednocześnie pogłębiono zasypany bombami rów przeciwczołgowy. Prace prowadzono nocą w świetle płonących domów przy ul. Wolskiej. Od czwartego sierpnia rano rozpoczęło się kolejne natarcie poprzedzone nalotem niemieckich samolotów. Przez cały dzień udało się utrzymać placówkę, a wieczorem w pobliskim młynie Michlera powstała słynna piosenka „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią jej chłopcy spod Parasola…”
Niemcy ściągnęli posiłki i ciężkie czołgi, które piątego rano zaatakowały polskie stanowiska wypierając obrońców. Teren zajezdni został utracony. Tego samego dnia na placu zgromadzono ludność wypędzoną z okolicznych budynków. Stracono ponad tysiąc osób, a zwłoki spalono na tyłach remizy. Dzień 6 sierpnia przeszedł do historii, jako krwawa sobota. Tego dnia na terenach zdobytych Niemcy rozpoczęli masowo mordować ludność cywilną. W ciągu kilku dni w bestialski sposób zgładzono prawie 40 000 mieszkańców Woli. Budynki zajezdni zostały zniszczone i spalone. Zniszczono także tabor. Powstańcy przez kilka dni bronili ostatnich placówek na Woli. W walkach tych zasłynęły oddziały Parasola i Zośki.
Zapytacie mnie, dlaczego ta właśnie Zajezdnia Tramwajowa jest dla mnie taka ważna? Ano, dlatego, że na jej terenie po wojnie znajdowało się Przedszkole dla dzieci pracowników MZK i ja do tego właśnie przedszkola chodziłam. Przechodziliśmy z mamą cały teren Zajezdni, który w owych latach nie był otoczony żadnym płotem, a miły pan z wartowni witał nas uśmiechem i serdecznym: „Dzień dobry miłym paniom”… hm… paniom! Zajezdnia Tramwajowa mieściła się (i do tej pory mieści się w tym samym miejscu) na skrzyżowaniu ulic Młynarskiej i Wolskiej, gdzie pod numerem 42 mieszkaliśmy z Rodzicami. Po naszym domu zostało tylko moje wspomnienie, ponieważ został on wyburzony, a w miejscu tym umieszczono wielki kamień z napisem: „W tym miejscu w dniu 6 sierpnia trwały walki Bataliony Parasol o Pałacyk Michlera”. Ulica Wolska była niezbyt szeroką ulicą, pośrodku ułożono tory tramwajowe, obie ulice i ta w stronę Kościoła Św. Wojciecha i ta w stronę Śródmieścia były bardzo wąskie, a pojazdy, które po nich jeździły też nie były za duże (auta transportowe i wozy konne), a wokół kwartału ulic obejmujących ulice Wolską, Młynarską, Leszno i Staszica znajdowała się pętla tramwajowa dla niektórych tras tramwajowych ( Jedynki i Dwójki). Naprzeciwko naszego domu przy ul. Wolskiej 42 stał dom „Fabryka Franaszka”. Zygmunt Broniarek opisuje w swoich wspomnieniach, że w okresie międzywojennym (1918-1939), w Zakładach Obić Papierowych „u Franaszka” pracował jego ojciec, Wacław Broniarek. „Obicia papierowe” to była nazwa branżowa tapet, bardzo modnych wówczas. A ojciec pana Zygmunta był drukarzem obiciowym. Innymi słowy drukował tylko tapety. Ale za to, jak bajecznie kolorowe! Wyszukując materiały do przywołanych wspomnień, znalazłam też wspomnienia naszego wieloletniego pierwszego Ambasadora przy Watykanie pana Jerzego Kuberskiego, którego znałam osobiście, gdyż był Prezesem klubu AZS AWF Warszawa, a następnie Prezesem ZG AZS oraz Ministrem Oświaty. Będąc Ambasadorem przy Watykanie otrzymał On z Warszawy polecenie udekorowania Wielkim Krzyżem Powstania ojca zakonu jezuitów Józefa Warszawskiego, urzędującego na stałe w Watykanie. Ceremonia odbyła się w Kurii Generalnej Watykanu. „Z opowiadań współpracowników ojca Józefa – mówił Kuberski Błaszczykowi – wynikało, że był on człowiekiem niezmiernie zasłużonym, kapelanem jednego z oddziałów powstańczych. Kiedy Powstanie upadło, Niemcy wyprowadzali powstańców grupami z Warszawy ulicą Wolską do Pruszkowa. Na wysokości dawnej Fabryki Franaszka dokonywali selekcji. SS-mani wybierali część z nich i rozstrzeliwali na podwórku Zakładów Franaszka, a zwłoki palono. Kiedy zatrzymano grupę, w której był ks. Warszawski, oficer SS rozpoczął selekcję. Ojciec Józef pełnym głosem, po niemiecku, odezwał się do niego: – Co ty robisz, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jak zrobisz to, co zamierzasz, to twoja matka do końca życia nie będzie mogła spać? Ty chcesz tych niewinnych ludzi rozstrzelać?! Wtedy SS-man zapytał: – Kto to mówi? Kim jesteś? Skąd tak dobrze znasz niemiecki? – Jestem kapłanem katolickim – odpowiedział ojciec Warszawski – Ja w twoim kraju przez pewną część mojego życia się wychowałem, gdyż mój ojciec był górnikiem w Westfalii. Ja tam chodziłem do szkoły, znam bardzo wielu Niemców, dobrych ludzi, a ty jesteś straszny. Ty nie jesteś człowiekiem. Wtedy SS-man wydał polecenie żołnierzom, by pozwolili wyselekcjonowanym ludziom wrócić do ich poprzedniej kolumny i odstąpił od ich rozstrzelania. W ten sposób, o. Warszawski uratował grupę ludzi ( ponad tysiąc osób) przed rozstrzelaniem”.
Po wojnie Fabryka Franaszka – to Fabryka Fotochemiczna ul. Wolska 43/45. W Fabryce produkowano materiały światłoczułe na podłożu giętkim między innymi taśmy filmowe, fotograficzne, błony rentgenowskie. Obecnie Fabryka Franaszka to ALMAMER – Wyższa Szkoła Ekonomiczna przy ulicy Wolskiej 43 w Warszawie.
Życzę Wszystkim udanego tygodnia, dobrej pogody i do usłyszenia
Wasza Jadwiga
http://projekt.malibracia.org.pl/galeria-zdjec/5624358031523777569
5 lipca 2011 - 12:51
Panie Tomku,
Pan polonista,Panu zabrakło słów, proszę ja skromna osoba i Pana zachwyt mnie onieśmiela, pozdrawiam całą Rodzinę Państwa Majewskich plus teściową!!!
j
5 lipca 2011 - 12:52
Panie Jakubie,
miłego słonecznego dnia, a Pan to 160 km na po,łudnie czy na północ sa jeszcze inne kierunki więc jak?
j
5 lipca 2011 - 13:22
No,Boże.Ja mieszkam w Lublinie,Jadwigo Droga.Jakoś tak na wschód,Pani Jagienko(ładne imię).Proszę pozdrowić Panią Beatę Serdecznie.A ja Panią pozdrawiam z nieustającym uśmiechem.Chociaż,dla Pani Beaty też go nie brakuje.
A opowieść o Warszawie jest piękna…Jakub
5 lipca 2011 - 14:17
Jak tak dalej będziesz opisywać warszawę Jadwigo, to będę sie musiał wypuścić na wycieczkę po stolicy szlakiem Twoich opowieści. Wyjatkowo ciekawe. Pozdrawiam
5 lipca 2011 - 16:32
ja szczerze mówiąc nie przepadam za wielgachnymi miastami. Wolę bardziej spokojne mazurskie przestrzenie. Zawsze uważałam, że ciekawie opisac potrafia Warszawę ludzie, którzy tam mieszkają od urodzenia.
5 lipca 2011 - 16:32
Panie Jakubie,
Lublin piękne miasto, nie tak daleko od Warszawy a ja często jeździłam tamtędy, super dzięki Jagna
5 lipca 2011 - 16:34
Piotrze,
ta moja Warszawa jest urokliwa, szczególnie gdy patrze na nią z pozycji jednego metra nad ziemią i obecnie, rozczula mnie,
pozdrawiam
j
5 lipca 2011 - 16:36
Moniko,
tak, kto rósł razem z Warszawa ma do niej taki ciepły stosunek i cieszy go tyle pięknych rzeczy, również martwią wszystkie brzydactwa i udziwnienia, a teraz taka piękna fontanna pod Starym Miastem i tak mi ciepło na sercu gdy na nia patrzę (nie moge wejść do Ciebie Moniko na blog? co się dzieje?
pozdrawiam serdecznie
j
6 lipca 2011 - 8:40
Pani Jadwigo,Witam Panią.
Pomimo brzydkiej aury życzę MIŁEGO DNIA.Jakub
6 lipca 2011 - 14:19
Panie Jakubie,
na końcu samiutkim mojego postu są dwa linki
1.sprawozdanie ze spotkanie napisane przez wolontariuszkę( niestety z błędami)
2. fotografie ze spotkania bardzo ładne, pozdrawiam
jagna
6 lipca 2011 - 15:40
Pani Jadwigo.
To wszystko bardzo piękne.Tak niewiele,a przecież-tak wiele trzeba,aby stworzyć rzecz wielce budującą.Jest Pani naprawdę Wielka.Posiada Pani pasję,energię, chęć oraz urodę.Podziwiam Panią,choć i tak pozostaje dla mnie Pani moją Jagienką na zawsze.A świadczy to o mojej przyjaźni ,idącej w pani kierunku.Pozdrawia podbudowany Jakub.
6 lipca 2011 - 18:51
Panie Jakubie,
jestem wdzieczna za Pana admirację oraz tyle miłych słów pod moim adresem, pozostaję z wdzięcznością
jagna
6 lipca 2011 - 19:37
Jadziu, bo się zrobimy z Andrzejem zazdrośni! Ale jestem jeszcze wciąż w fazie dzielenia radości ze strzału w dychę! Pozdrawiam.
6 lipca 2011 - 20:04
Panie,Andrzeju.
Strzelić w dychę,to można przypadkiem.Proszę spróbować,z
premedytacją ,w jedynkę.Dopiero zacznie się problem.Jakub
7 lipca 2011 - 5:45
Słonecznika na dobry czas, Hedwiżko 🙂
7 lipca 2011 - 7:02
Andrzeju,
ciesze się i to bardzo, zaraz wstawiam kolejny odcinek, pozdrawiam i nie bądź zazdrosny, na moje stare lata?
pozdrawiam deszczowo, choć bez spiewu I am singnig in the rain…
j
7 lipca 2011 - 7:03
Panie Jakubie,
juz kolejny odcinek napisany, wstawiam, tylko jeszcze wybieram zrobione przeze mnie zdjęcia, życzę bardzo dobrego dnia!
jagna
7 lipca 2011 - 7:04
Gosiu,
kiedy ten słonecznik skrył się za chmurami, kilometrowej grubości, i nie wiem, czy my go jeszcze zobaczymy, a ja Tobie siły w pracy, i usmiechu pozdrawiam
j
5 marca 2014 - 21:34
Brawo Jadziu, brawo! Gdybym był prezydentką Warszawy, dałbym Ci ” Syrenkę”. Z brylantami. Pozdrawiam- chłopak od pół wieku z Woli; wcześniej Powiśle, Muranów, Żoliborz, Śródmieście…
6 marca 2014 - 15:25
Andrzeju
dziękuję dla mnie najważniejszym jest, że jesteś
j
18 marca 2018 - 14:01
Pani Jadwigo, dla mnie jako przewodnika warszawskiego, wiadomości bardzo cenne. A to zdjęcie przedszkolaczków z ulicy Młynarskiej, cudne 🙂
23 marca 2018 - 9:26
Lidia
Opowieści o Warszawie a do tego zdjecia z rodzinnego albumu dają pełen obraz tamtej Warszawy jakiej nie znamy!
j
4 czerwca 2018 - 20:42
Lidia
Dla mnie jest pełne ekspresji dziecinnych, takie byłyśmy i takie gadatliwe
pozdrawiam
j