Zbliżają się Święta Wielkiej Nocy. Zanim przejdę do podania przepisów tradycyjnie na tę okazję przygotowywanych przeze mnie, znalazłam w Internecie dla Was moi czytacze artykuł dotyczący Kuchni Polskiej w wieku XVII i XVIII. Zaintrygowana tym opisem postanowiłam się z Wami podzielić tymi wiadomościami, jako że temat jest bardzo na czasie, a i ciekawe jest, co na temat naszych potraw, kulinariów oraz trunków pisali podróżnicy, odwiedzający nasz Kraj w owych czasach. Artykuł pochodzi z Silva Rerum:
„…Opowieści podróżników z XVII i XVIII w., spisywane niekiedy z niezwykłą precyzją przepełnione są opisami kulinarnych doświadczeń, które z kolei mogą wiele powiedzieć o przyzwyczajeniach żywieniowych naszych przodków. Powody opisywania pokarmów i trunków spożywanych w czasie długich zapewne podróży mogą być co najmniej dwa. Pierwszy związany jest z poczuciem obowiązku przekazania w diariuszu najważniejszych wiadomości, które mogą stać się nieocenione dla osób podążających śladami autora. Po drugie nie może dziwić fakt, iż autor relacji sporządzał opisy tego, co dla niego było odmienne, a czasami śmieszne bądź odrażające, bowiem wszystko to, co wywołuje w ludziach skrajne emocje jest godne zapamiętania.
Przyznać należy jednak, iż większość opinii cudzoziemców na temat polskiego jedzenia nie była pochlebna i zadowalająca. Przede wszystkim krytykowano Polaków za zbyt wielką wystawność w czasie bankietów, a także obżarstwo. Francuza, Huberta Vautrin przebywającego w Polsce od listopada 1777 r., raził fakt, iż przy stole Polak lubi popisywać się swoim bogactwem i korzystać z niego. Dba więcej o wystawność stołu niż o wytrawny smak potraw, jest raczej żarłokiem niż smakoszem.
Szlachcic i dyplomata Republiki Weneckiej oraz autor Relacji o Polsce, Hieronim Lippomano, zauważył natomiast, iż w Polsce nie tylko w piciu zbytek wziął górę nad umiarkowaniem i potrzebą przyrodzoną, w jedzeniu równie są niewstrzemięźliwi, skąd pochodzi, że przesiadują u stołu siedm lub ośm godzin.
Niemałe zainteresowanie budziły wśród podróżujących po naszym kraju również konkretne potrawy. Groch ze słoniną nie przypadł do gustu Francuzowi Gauillaume’owi Beauplanowi, który wręcz dziwił się, iż takim cieszy się powodzeniem, że goście raczą się nim do końca biesiady i czuliby się pokrzywdzeni, gdyby przypadkiem pominięto jego podanie do stołu.
Utyskiwano również na zbyt dużą ilość przypraw dodawanych do poszczególnych dań, skarżono się na zbyt twarde mięso oraz niezbyt smaczne alkohole, chociaż w tym względzie zdania były podzielone.
Różnie pisano również o chlebie oraz o polskich rybach. Fryzyjczyk Ulryk von Werdum twierdził, iż w całej Polsce nie znajdziesz prawie chleba dobrze wypieczonego, natomiast Johann Joseph Kausch zarzekał się, iż dwie rzeczy są w Polsce tak znakomite jak nigdzie indziej: chleb i kawa. Podobnie rzecz przedstawiała się w stosunku do potraw rybnych. Wspomniany już Beauplan nie mógł wyjść z podziwu nad sposobem przyrządzania ryb, w czym przewyższają Polacy – nie tylko moim zdaniem, lecz według opinii wszystkich moich krajanów tudzież i obcych, którzy mieli sposobność gościć w tym kraju – wszystkie inne narody. Inaczej widział tą kwestię nuncjusz apostolski Fulwiusz Rugierri, dobitnie stwierdzając, że stawy są błotniste, ryba z nich niesmaczna, równie jak z Morza Bałtyckiego, której można za talara dostać wóz cały.
Dodać można również kilka pozytywnych odczuć, jakie zarysowały się w obcych relacjach. Podróżnikom smakowało znakomicie według nich przyrządzane mięso z łosia, bobrowe ogony, ale również owoce, takie jak jabłka, gruszki, pigwy oraz wiśnie, a także smakowite desery, czyli wety.
Z powyższych relacji widać więc wyraźnie, iż polska kuchnia była przedmiotem najróżniejszych ocen – od tych pełnych zachwytu po bardzo negatywne, pełne odrazy bądź zdziwienia. Nierzadko zdarzały się również zabawne historie, skrzętnie zapisywane w osobistych kajecikach. I niech taka XVIII-wieczna opowieść, spisana przez angielską arystokratkę von Anspach, posłuży za zakończenie:
Jedyne w czym król zdawał się być zorientowany, to zmiany jakie moda wniosła do sztuki kulinarnej w domach arystokracji angielskiej. Jako objaw swoistej galanterii wobec mnie podano rybę i mięso zamiast sosem polane topionym masłem, rzecz spotykana jedynie w naszym kraju. Szambelan Jego Królewskiej Mości wyjaśnił mi, że zadysponowano całą kolację po angielsku. Nie zdradziłam się wobec króla, że nigdy nie próbowałam topionego masła i że dobry stół w Anglii zastawiony jest zawsze potrawami przygotowanymi przez francuskiego kucharza. Nie mogłam jednak powstrzymać uśmiechu na widok tych ilości topionego masła: przywodząc na myśl mgły naszego kraju, zasłaniało i zniekształcało wszystko, na czym oko mogłoby z przyjemnością spocząć….”
Jak widać opinie o naszej kuchni są różne, spotkałam się z kilkoma stwierdzeniami, że desery mieliśmy pyszne i pięknie były serwowane, natomiast co do ryb i mięs było tyle zdań ilu uczestników danej biesiady czy uczty. Ciekawe jak wygląda Wasze śniadanie wielkanocne? Czy siedzicie przy nim kilka ładnych godzin? Moje tradycyjne śniadanie zostanie opisane już w poniedziałek do tego wpisu załączę też kilka przepisów z rodzinnych zeszytów pra babci.
Życzę Wszystkim ciepłego wiosennego weekendu
Wasza Jadwiga
8 kwietnia 2011 - 10:02
Nie zapomnijmy o tym co historyk Jedrzej Kitowicz pisał w XVIII wieku o polskiej kuchni: 'Nie ustępując nasi Polacy w niczym Włochom i Francuzom, nawykli powoli,a dalej w najlepsze specjały obrócili owady i obrzezki, którymi się ojcowie ich jak jaką nieczystością brzydzili. Jedli żaby, żółwie, ostrzygi, ślimaki, granele (to jest jądrka młodym jagniętom i ciołkom wyrzynane), grzebienie kurze i nóżki kuropatwie, w tym paluszki nad świecą woskową przypiekane…” Smacznego!
8 kwietnia 2011 - 10:16
Witam!
Czytałem już wczoraj opowieść Pani.Bardzo lubię takie „smakowite” historie,ponieważ kojarzą mi się one ze sztuką.
Pamiętam,że kiedyś czytałem książkę,którą napisał niejaki Giorgio Vasari.Zapewne wie Pani o co chodzi,ale tylko przypomnę,że dotyczy ona życia szesnastowiecznych artystów włoskich.Jest tam rozdział o pewnym malarzu-nie pamiętam w tej chwili nazwiska-który malował obraz i bez przerwy coś jadł.Więcej tam było o potrawach niż o samym dziele.Treść ta bawiła mnie,uczyła,ale przede wszystkim dodawała apetytu.
Życzę Smacznego.Jakub
8 kwietnia 2011 - 10:52
A gorzałka, podobno przez przypadek, w Polsce powstała.Początkowo uważano ją za znakomity lek.Do czasu oczywiście.Jakub
8 kwietnia 2011 - 11:52
A my myślimy o sobie ( więc i o kuchni) tylko w superlatywach, tymczasem bywa taka oraz siaka… Za to w pewnym anińskim domy jest tylko znakomita. Słowo! A w ogóle- to dzięki za tę pouczającą i nadzwyczaj ciekawę lekturę… Dziś mało kto jest aż tak dociekliwy. No, jeszcze pewnie Randdal, on kocha kucharzenie, jak Barnaba smaczne jedzenie… Pozdrawiam.
8 kwietnia 2011 - 12:06
Beato,
Jedrzej Kitowicz pisał o kuchni polskiej tez, a ja tak chciałam troche przewrotnie aby na sie przed swietami nie powywracał zanadto w głowach
j
8 kwietnia 2011 - 12:08
Panie Jakubie,
gotowanie jest poniekąd sztuką, a miło jest wiedzieć o tradycjach naszej kuchni, ja szczególnie lubie wertować kroniki i zycie opisane w Silva Rerum, bo czyż nie jest to fajne zdobywanie wiedzy nawet tak błahej jakby się wydawało a dotyczacej kuchni?
8 kwietnia 2011 - 12:09
Panie Jakubie,
onaż do dzisiaj moze byc lekiem ale często jest naduzywana i wtedy to wcale sie nie nazywa lek a opilstwo!
j
8 kwietnia 2011 - 12:11
Andrzeju,
wiele potraw jest smacznych, wiele chciałoby sie ugotować, ale czasami tez dobrze jest poczytać o kuchni polskiej oraz opiniach wygłaszanych przez cudzoziemców na ten temat, a u nas jak zwykle swieta w zgodzie z tradycja ale o tym juz od poniedziałku.
pozdrawiam
j
8 kwietnia 2011 - 12:19
Wcale nie błahej,wcale,Pani Jadwigo.Jeśli chodzi o gorzałkę,to wszystko się zgadza.Tylko w wiekach dawnych podawano ją także niemowlętom,które po prostu umierały.Pozdrawiam.J.
8 kwietnia 2011 - 12:34
Jak ja lubię czytać, jak to ongiś bywało…
Może Cię to zdziwi Jadwigo, ale specjalnością Wielkanocnego Śniadania u nas jest żurek biały na maślance. Zrumienione masło jest tym dodatkiem, który daje mu ten konieczny smaczek. To bardzo zwyczajna potrawa, ale wszyscy bardzo ją lubimy.
U Was już świąteczny klimat… Pozdrawiam!
8 kwietnia 2011 - 14:55
Czytam, czytam, ale nie umiem dodać coś mądrego.
LW
8 kwietnia 2011 - 15:18
Panie Jakubie,
nie tylko w dawnym czasie dawano dzieciom, sama otrzymałam na rozgrzewke od ukochanej cioci jak wpadłam do jeziora, oczywiście w zimie, choc to było zabronione (znaczy wchodzenie na lód) ale co ma wisieć nie utonie jak mówią jakoś mnie uratowano, ale piekielne dziecko byłam, to pewne,
j
8 kwietnia 2011 - 15:20
Morelko,
wyszukuje różne teksty o tym jak to drzewiej bywało, bo tak naprawdę to mało o tym wiemy, a przecież nasza tradycja wzięła się skądś? A żurek na maślance musi być pyszny a możesz dać wiecej instrukcji?
j
8 kwietnia 2011 - 15:20
Jan,
takie madre rzeczy tworzysz, to cieszymy sie, ze znajdujesz czas na wizyte u nas
j
8 kwietnia 2011 - 16:54
Dziękuję Jadwigo za ten wykład historii kulinarnej:) Ciekawostki. Jak czytam opinie na temat naszej kuchni były różne. Ale prawdą jest, że słynęliśmy kiedyś z tłustej kuchni i nadmiaru trunków.
Odnośnie mojego śniadania wielkanocnego. Właściwie nic szczególnego… jajka w różnych postaciach, biała kiełbasa, barszcz wielkanocny, sałatka jarzynowa, ciasto – głównie babka i mazurek. Dużą wagę przywiązuję do dekoracji stołu. Jest na nim koniecznie wysiana 2 tyg. Wcześniej rzeżucha, gałązki bazi i wszystko co ma świeże zielone listki. Mam też kilka naczyń, które używam tylko na Wielkanoc np. masielniczka w kształcie kurki, solniczka i pieprzniczka w kształcie zajączków itp.
Pozdrawiam wiosennie:)
8 kwietnia 2011 - 18:34
No…:-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))) Jakub
8 kwietnia 2011 - 19:19
Dużo krytycznych uwag pod adresem naszej staropolskiej kuchni , uważam ,że bardzo słusznych . W wielu źródłach można przeczytać ,że my Polacy uważaliśmy i uważamy suto zastawiony stół za oznakę bogactwa i szczęścia , mniej liczył się smak i estetyka , ale te czasy już za nami teraz mnogość potraw nie jest już taka modna . Bardziej też zwracamy uwagę na smak , estetykę podania i wartości odżywcze . Dla mnie najważniejsze jest czy do obiadu będą podane surówki , jakie i ile bo bardzo lubię szczególnie te na bazie białej kapusty , zwłaszcza młodej .
Nie uznaję kompotu do obiadu , jakoś mi się nie komponuje smakowo .
A śniadanie wielkanocne to robimy podobnie jak Rodorek , koniecznie biały obrus , tylko serwetki z wiosennym akcentem , życzenia i dzielenie się święconym jajkiem / lub chlebem / na wstępie potem jajka , jajka z różnymi dodatkami , chuda wędlina i sałatki warzywne , ale co roku meni się zmienia w zależności od tego czy jesteśmy w gronie rodzinnym czy dochodzą goście .
Pozdrawiam Yrsa
8 kwietnia 2011 - 19:51
rodorek,
dziekuję serdecznie za podanie menu jaki u Was jest kultywowane, miło, naprawdę najważniejszy jest pięknie ubrany stół, kilka dobrych dań, dobre humory i rodzina
pozdrawiam
j
8 kwietnia 2011 - 19:53
Yrso,
dziekuje bardzo za podzielenie sie z nami Waszym tradycyjnym menu. Ciesze się, z podania tych informacji poniewaz w ten sposób możemy zebrać dane na temat naszych przyzwyczajeń i naszej tradycji, pozdrawiam serdecznie
j
8 kwietnia 2011 - 19:55
Panie Jakubie
to no:)))))))))))))))) to za mało, proszę uwierzyć, tak, tak
Moje wnuczki to Aniołeczki w stosunku do Babci, no:))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))!! dobrze wychowane panienki
8 kwietnia 2011 - 20:28
Z przyjemnością… Gotuję go wprawdzie na wyczucie, ale trochę w tę czy w tę nie zrobi różnicy. Ilość produktów podaję tak „+ -„: w słoiku „twist” rozbełtuję 2 łyżki mąki z małą ilością wody i łączę z przygotowaną maślanką (wówczas nie powinna się zwarzyć), zlewam wodę z ugotowanych ziemniaków (które gniotę i chowam pod pierzynkę)do garnka, gdy się zagotuje, wlewam maślankę z mąką. Zagotować , dodając liść bobkowy i ziele ang. Dodać podsmażoną białą kiełbasę pokroj. w półkrążki. Można okrasić tłuszczem z kiełbasy, ja jednak wolę masełkiem oddzielnie zrumienionym (którego nie żałuję). Proporcja maślanki i wody 2:1, tak mniej więcej. Przyprawiam solą, vegetą, magi. Nakładam na talerz foremkę ziemniaków i zalewam żurkiem. Dekoruję młodym szczypiorem. Smacznego!
8 kwietnia 2011 - 20:54
Obżarstwo przy świątecznym stole to podobno jedna z naszych przywar narodowych. Korzenie tej cechy narodowej sięgają – jak wykazała Jadwiga – daleko wstecz, ale tak na dobrą sprawę niewiele się pod tym względem zmieniło.
Jeśli zaś idzie o moją ulubioną potrawę wielkanocną – są nią jajka faszerowane w skorupkach. Pychota, chociaż jest to bomba cholesterolowa.
Ukłony o pozdrowionka! 🙂
8 kwietnia 2011 - 22:26
Morelko,
dziękuje, może spróbuję, nigdy takiego zurku nie jadłam, pozdrowienia
j
8 kwietnia 2011 - 22:27
Ciotko,
jakoś nie robiłam nigdy jajek faszerowanych, za to moja tesciowa, robiła znakomite, tak masz racje to rzeczywiście danie wielkanocne
pozdrawiam
j
9 kwietnia 2011 - 6:15
własnie, a moze dyskusja nad kuchnią wielkanocną?
9 kwietnia 2011 - 7:00
randdalu,
właśnie staram sie zachecic do rozmowy o kuchni wielkanocnej moje potrawy juz w przygotowaniu, a co u Ciebie, co serwujesz?
j
9 kwietnia 2011 - 14:14
Coś w tym jest, tak sądzę oczywiście po swoich znajomych, że preferują obżarstwo a nie delektowanie sie potrawami 😉
U mnie tradycyjnie żur wielkanocny, sernik , pascha , baba wielkanocna, jajka faszerowane , salatka wiosenna i kilka innych, wędlina , szyneczka i mięsko pieczone. Na ciepło jeszcze oczywiście nadziewana rolada z indyka 😉
Spotykamy się w szerszym gronie rodzinnym i troche siedzimy, ale raczej bardziej rozmawiamy i jemy niz odwrotnie. Ponieważ to jest czas naszego spotkania, a tak dwa razy do roku z niektórymi 😀
ps.
Z niecierpliwoscia czekam na twoje przepisy, może byśmy cos zmienili w naszym menu 🙂 Pa! 😉
9 kwietnia 2011 - 17:01
ja to mam napięty grafik, bo za tydzień mam urodziny i kilka osób na kolacji, potem za tydzień święta, a za nas†epny tydzień imieniny.
Ja ostatnio poszedłem w klopsy i jednego zrobię na święta z jajkiem na twardo, robiłem z grzybami, z kolorowym pieprzem, paprykowe, przeróżne. Żurek najwazniejszy – u mnie święta marne, bo od 20 lat przyjaciele przyjeżdżali do nas na święta, a teraz rozwodzą się, więc do dupy jest i nie chce mi się szykować nic.
Chyba machną na obiad perliczki. Ale najpierw kolacja za tydzień, będzie węgiersko trochę i może coś ze wschodu.
Na święta jajka faszerowane na bogato z kawiorem, szynką, korniszonami, grzybami, szczypiorek, koperek, łosoś.
9 kwietnia 2011 - 17:59
Julo,
spisuję wszystkie Wasze podpowiedzi aby później zrobić resume co sie na swieta jada, sama podam również moje specyjały w poniedziałek.pozdrawiam
j
9 kwietnia 2011 - 18:05
Randdalu,
to masz jazdę ładną, urodziny ważna sprawa, jak również imieniny a między tym wszystkim jeszcze święta, ale ja w Ciebie wierzę, bo taki facet jak Ty wszystkiemu da radę a menu przygotujesz przepyszne, jestem tego pewna.
9 kwietnia 2011 - 20:16
Widzę, że nikt nie wymienił ćwikły z chrzanem do jaj, wędlin. Moja teściowa przygotowywała własnej roboty. Ja kupuję gotową, ale dodaję chrzanu, bo jest za łagodna. Jajka z ćwikłą – przepadam, i o ile zdrowsza niż np. majonez. Polecam!
10 kwietnia 2011 - 10:13
Morelko,
ćwikła i chrzan oraz sos albo tatarski albo cumberland a do indyczki borówki, pycha!
j
10 kwietnia 2011 - 14:26
U Ciebie Jadziu jak zwykle ciekawostki…
pozdrawiam ciepło 🙂
B.
10 kwietnia 2011 - 15:50
Basiu,
u mnie zaczyna pachnieć Wiosna i Swieta
pozdrawiam
j