Wyjazd do Paryża był niespodzianką zarówno dla mnie jak i dla Andrzeja. Planowaliśmy nasze tygodniowe wakacje, jednak raczej sądziłam, że polecimy do naszej ulubionej Grecji aniżeli do Paryża. Jednak jak to w życiu bywa planujemy jedno a realizujemy zupełnie coś innego. Ale zacznijmy wszystko od początku. W kwietniu tego roku miał się odbyć Doroczny Kongres Europejskiej Konfederacji Badmintona w Manchesterze przy okazji organizowanych tam zawodów. Niestety ze względu na wybuch wulkanu islandzkiego na Kongres nie doleciała wystarczająca liczba delegatów i w związku z tym nie było quorum, stąd też Rada Europy postanowiła zorganizować nadzwyczajny zjazd podczas Mistrzostw Świata, które w dniach 23-29 sierpnia odbywały się w Paryżu. I tak uzgodniono, nową datę 29 sierpnia o godz.9.00 i zaproszono delegatów. Zaproszenie dotarło również do mnie i Andrzeja, prezesów honorowych Polskiego Związku Badmintona a jednocześnie byłych Vice Prezydentów Europejskiej Unii Badmintona – obecnie Badminton Europe Confederation. Wyjaśniam, że zarówno Andrzej jak i ja byliśmy Vice Prezydentami BEC – Andrzej w latach 1987 -1989, ja w latach 2005 – 2007.
Do Paryża polecieliśmy w dniu 26 sierpnia o godz.15.55 a o godz 18.10 wylądowaliśmy szczęśliwie na lotnisku Charles de Gaulle. Powiadomieni przez nas organizatorzy oczekiwali na lotnisku i pojechaliśmy do Hotelu Mercure 2. Paryż przywitał nas zimnem i na dodatek padał deszcz. Oczywiście nie należy narzekać, gdyż w życiu nie można mieć wszystkiego i Paryża, i słońca i super pogody. Otrzymałam potwierdzenie rezerwacji naszego hotelu stąd bardzo się zdziwiliśmy gdy pan kierowca zajechał pod wejście 5 gwiazdkowego Hotelu Pullman twierdząc, ze to jest nasz hotel gdyż taką informację otrzymał od szefa transportu. Krótka rozmowa w recepcji hotelowej szybko wyjaśniła nieporozumienie i w końcu dotarliśmy do naszego miejsca zakwaterowania. Szybkie wypełnienie kart w recepcji i za chwilę siedzieliśmy w pokoju z herbatą w ręku. Zawsze przed każdym niemal wyjazdem powtarza się ta sama sytuacja, właśnie wtedy należy załatwić sprawy niecierpiące zwłoki, wyjaśnić jakiś rachunek czy fakturę, zadzwonić tu i tam, czasami wydaje mi się, że wszyscy umawiają się aby dzwonić właśnie tego jednego jedynego dnia, gdy goni nas czas, gdy trzeba wyjaśnić to i owo osobom pozostającym na miejscu, które będą sprawowały opiekę nad moim ojcem- panem 86 letnim jak już wszyscy wiedzą. Jest godzina 20.30, postanawiamy zjeść cokolwiek, gdyż podczas lotów przewoźnicy częstują głównie napojami i krakersami. Ale nie o to przecież chodzi. W Restauracji spotykamy wielu znajomych, powitania i tradycyjne co słychać? Zamawiamy mixt sałat z drobno pokrojonym smażonym kurczakiem , jajkiem gotowanym na miękko na wierzchu a wszystko pięknie polane dobrym dressingiem. Do tego pijemy wino, tak tak oczywiście, że francuskie. Jest czwartek, w związku z tym wszyscy są jeszcze na hali gdzie trwają pojedynki kwalifikacyjne. My raczej nie mamy powodów do świętowania dobrych wyników, ponieważ zarówno Przemek Wacha w singlu mężczyzn, jak i debel męski Michał Łogosz/Adam Cwalina, oraz w deblu kobiet Agnieszka Wojtkowska Wojtkowska/Natalia Pocztowiak wszyscy odpadli w pierwszej rundzie zawodów. Nasz exportowy mixt Robert Mateusiak/Nadia Zięba w pierwszej rundzie miał wolny los, a w następnej rundzie przegrał w trzech setach z mixtem z Singapuru. I nie ważne jest, że w drugim secie grali świetnie, byli parą rozstawioną na tych Mistrzostwach z numerem trzy i mieli realną szansę na brązowy medal, jednak jak to w życiu bywa, nie bardzo znany mixt (20 miejsce na liście światowej) wygrał tym razem i nasza para bardzo rozgoryczona pożegnała zawody. Wielka szkoda. Prawdę powiedziawszy widząc losowanie właśnie tej pary, bardzo się ucieszyłam, że lecimy na ćwierćfinały, półfinały i finały do Paryża, gdyż kilka razy już zapowiadałam, w moich wpisach, że właśnie oni mają największe szanse na medal na mistrzostwach świata i kolejnych Igrzyskach Olimpijskich. Ale życie ciągle płata nam figle, i tym razem też. Wielka szkoda. Moje przewidywania nie były gołosłowne gdyż w programie zawodów wydanych przez Francuską Federację Badmintona zdjęcie naszej pary zajmuje całą stronę a komentarz do niego był mniej więcej taki: spośród zawodników reprezentujących Europę największe szanse w grze mieszanej ma polska para Robert Mateusiak/Nadia Zięba. Bardzo ale to bardzo żałuję, być może straciliśmy na zawsze szansę zdobycia medalu na Mistrzostwach Świata, trudno, jak to się mówi może „ next time” , oby! Niestety przyjechaliśmy w czwartek a nasi zawodnicy skończyli swoje gry wcześniej, tak więc mogę tylko skorzystać z relacji naocznego świadka. Pozwólcie, że zacytuję urywek sprawozdania z zawodów, przygotowanego przez pana Janusza Rudzińskiego, który był na Mistrzostwach Świata i relacjonował je na bieżąco na stronie www.badmintonzone.pl cyt :”…Natomiast Polacy – jak zwykle – nie brylowali na mistrzostwach. Najwyższym, niedoścignionym osiągnięciem pozostaje ćwierćfinał (miejsce 5-8.) pary Robert Mateusiak/ Nadia Zięba na mistrzostwach świata w 2007 roku. Wówczas Polacy rozprawili się w 1/8 finału z tegorocznymi wicemistrzami z Paryża, chińskim duetem He Hanbin/ Yu Yang. Na następnych mistrzostwach świata, rok temu, polski mikst spadł o stopień niżej, przegrywając z hinduską parą Diju Valiyanti [Valiyaveetil]/ Jwala Gutta. Obecnie – pomimo apetytów rozbudzonych trzecią pozycją w rankingu światowym, zwycięstwem w otwartych mistrzostwach Indonezji i niezłym losowaniem w mistrzostwach – Mateusiak i Zięba spadli o kolejny stopień. Przegrali już w 1/16 finału, czyli zajęli miejsce 17-32. Dalej nie zaszli również pozostali nasi reprezentanci, odpadając też w 1/16 lub wcześniej. Polakom nie udało się nie tylko wygrać choćby jednego meczu, ale nawet jednego seta (z wyjątkiem miksta Mateusiak/Zięba). Obserwując grę wszystkich naszych reprezentantów trudno mi było wyobrazić sobie, że mogliby zdobyć medal nawet przy dużo lepszym losowaniu. Potwierdzają to pośrednio również wyniki pogromców Polaków. Singapurczycy, którzy wyeliminowali Mateusiaka i Ziębę, przegrali w następnej rundzie z Hindusami. Hindusi przegrali w następnej rundzie z Koreańczykami. Koreańczycy ulegli potem Chińczykom. Tajemnica słabych wyników Polaków na mistrzostwach świata polega między innymi na tym, że konkurencja szykuje na te zawody szczyt formy i dlatego Biało-Czerwonym trudniej osiągnąć tam wysokie lokaty. Nie można powiedzieć, że Polacy prezentowali się na tegorocznych mistrzostwach zupełnie słabo. Moim zdaniem troje zawodników grało na wysokim poziomie (Michał Łogosz, Wojciech Szkudlarczyk, Nadia Zięba, ta ostatnia jednak nieco nerwowo), na średnim poziomie grał Adam Cwalina, nierówno i zdecydowanie poniżej swoich możliwości grał Robert Mateusiak, blado wypadły Agnieszka Wojtkowska, a zwłaszcza Natalia Pocztowiak. Przemek Wacha grał bardzo słabo w pierwszym secie, średnio w drugim. Z dużym zainteresowaniem czekałem na występ duetu Cwalina/Łogosz . Nie zauważyłem, by ktoś liczył na ich zwycięstwo z Indonezyjczykami, ale… Wielu kibiców pamięta zwycięstwo Łogosza i Mateusiaka na Igrzyskach w Atenach nad silną parą indonezyjską. Wprawdzie obecni przeciwnicy deblistów to para opromieniona wielkimi sukcesami, ale można było liczyć na podjęcie z nimi wyrównanej walki.
Tę równorzędną walkę toczył z Azjatami Łogosz. Niestety Cwalinie brakuje jeszcze umiejętności na skalę ówczesnego (2004 r.) Mateusiaka. O ile w takich elementach jak szybkość i siła Cwalina prezentuje się nieźle, to ustępuje Łogoszowi w dokładności zagrań, sprycie (wiąże się to na pewno z doświadczeniem), wykonaniu serwu i returnu.
Na pocieszenie deblistom pozostało to, że ich pogromcy zdobyli przynajmniej w Paryżu brązowy medal. Przemek Wacha nie potrafi powrócić do wielkiej formy sprzed lat…(..) Największe nadzieje wiązano, jak powszechnie wiadomo, ze startem polskiego topowego miksta. Jego klęska stanowiła niemalże szok dla kibiców i – jak się wydaje – dla samych zawodników, którzy schodzili z areny Pierre de Coubertin jak bokserzy po porażce przed czasem. Klęska ta odbiła się więc znaczącym echem; wspominaliśmy już wcześniej o wypowiedzi Mateusiaka dla Polskiej Agencji Prasowej. Teraz zwróćmy uwagę na publikację w białostockim wydaniu „Gazety Wyborczej”. Jej dziennikarz, Adam Muśko, rozmawia zarówno z Zico (Robert Mateusiak”, jak i prezesem PZBad, Michałem Mirowskim. Gazeta anonsuje na początku, że trzecia para w rankingu światowym – Robert Mateusiak/Nadieżda Zięba – już po pierwszym meczu odpadła z mistrzostw świata. Polacy nie wygrali żadnego meczu w Paryżu. Najbardziej utytułowany nasz badmintonista twierdzi, że główną przyczyną fatalnych wyników są działania zarządu Polskiego Związku Badmintona. Zacytujmy wybrane fragmenty wypowiedzi Mateusiaka.
– Od początku zawodów nie czuliśmy się dobrze. […] Ja i Nadia nie lubimy pierwszych spotkań w turniejach. Rozkręcamy się z meczu na mecz i jak przebrniemy te pierwsze spotkania, to może być dobrze. […] Zaczęliśmy bardzo nerwowo i pierwszego seta przegraliśmy do 13. W drugim trochę opanowaliśmy nerwy i wygraliśmy, a w trzecim prowadziliśmy 7:3. Potem doszło do kilku długich wymian, w których lepsi okazali się zawodnicy z Singapuru i był remis, a my znowu zaczęliśmy popełniać błędy i stało się. Zwycięska para kręci się około 20. miejsca w rankingu światowym, więc nie jest anonimowa. Nigdy z nią nie graliśmy i była to dodatkowa trudność, gdyż lepiej jest wiedzieć, na co stać rywali. Myślę, że wynik całej naszej reprezentacji odzwierciedla złą sytuację polskiego badmintona. Począwszy od bardzo wczesnego wylotu na mistrzostwa, przez co mieliśmy zarwaną noc, przez hotel o bardzo niskim standardzie, w którym byliśmy zakwaterowani w Paryżu i gdzie nie można było w spokoju przygotowywać się do gier, aż do braku trenerów na poziomie i w ogóle system zarządzania polskim badmintonem. Białostocki dziennikarz docieka, więc, jakim cudem mikst wygrał wcześniej w Hongkongu i Indonezji.
– W środowisku badmintonistów wszyscy się dziwią, jak my to robimy. Bez masażysty, trenera wygrywamy największe imprezy na świecie. Na zwycięstwo […] Miało wpływ także to, że od września do kwietnia gramy w bardzo silnej lidze w Danii, gdzie mamy okazję konfrontacji z najlepszymi. Wtedy jesteśmy w formie. Naszej parze brakuje stabilizacji głównie, dlatego, że nie mamy trenera, który byłby z nami na stałe. Te wyniki to wyłącznie zasługa moja i Nadii, naszego uporu i dążenia do celu. Związek jedyne, w czym nam pomaga, to po prostu wysyła nas na te turnieje. […]
Nie będę dalej wnikała w szczegóły wywiadów i analizę wyników, gdyż nie chcę brać udziału w aktualnie trwających rozgrywkach związek- zawodnicy, kluby, prezes, zarząd, ale gratuluję panu Januszowi Rudzińskiemu szczegółowej analizy szkoleniowej udziału naszych zawodników w tych Mistrzostwach. Zainteresowanych odsyłam do strony www.badmintonzone.pl , Amatorska Sekcja Badmintona AZS UW, gdzie pan Janusz Rudziński cytuje cały wywiad zarówno z naszym topowym zawodnikiem Robertem Mateusiakiem jak i panem prezesem.
cdn.
8 września 2010 - 18:56
Zdjęcia sportowców już mamy to teraz poprosimy o zdjęcia z Paryża:)
8 września 2010 - 19:45
Zośko,
zdjęć jest dużo, kolejny wpis w przygotowaniu, i wybór zdjęć trwa aktualnie już 11 jest zakwalifikowanych, wszystko zalezy od tekstu jak napiszę, bo jestem w trakcie i jak0oś zbyt duzo mam wrażen, a może wyjda trzy odcinki? wtedy zdjęć włoże więcej
pozdrowienia i serdeczności z kawałem ogromnego tortu urodzinowego dla Ciebie Kochana!
8 września 2010 - 20:38
Doczekać się nie mogłam Twojej relacji z Paryża…
Pozdrawiam! 🙂
9 września 2010 - 5:47
Pani Jadwigo,
z uwagą przeczytałem Pani wpis i chyba będę z synem grywał w badmintona. Może jeszcze we wrześniu sobie pogramy?
Paryż? Ja bym sobie do Moskwy pojechał. W maratoni eparyskim też bym z chęcią wystartował…
Ale to już pewnie po czterdziestce…
A co z tą babką ziemniaczaną?
9 września 2010 - 9:10
Panie Tomku,
przepis na babke podam po sprawozdaniu z Paryża, zreszta przepisów mam przygotowanych więcej, ale ten na bake będzie pierwszy.
Pozdrawiam Pana i syna zachecam do badmintona
j
9 września 2010 - 17:48
Ciotko Pleciugo,
ale się doczekałaś, następna część w przygotowaniu
pozdrawiam
jadwiga
9 września 2010 - 18:26
W wiadomościach sportowych o badmintonie cicho sza , dla miłośników jeździectwa też nic lub okruszki , prawdziwa dyskryminacja .
Bardzo lubię kuchnię francuską i jak czytałam o lekkich sałatkach z kieliszkiem wina to od razu zaplanowałam obiad na sobotę . Pozdrawiam Yrsa
9 września 2010 - 18:49
Yrso,
w nastepnym wpisie dotyczącym Paryża podam kilka przepisów paryskichna bieżąco przez mnie zanotowanych w restauracji. Dania były wspaniałe, a smak – poezja, dlaczego wyjaśnię niedługo.
pozdrawiam
j
9 września 2010 - 19:24
Jak miło , czekam na kolejny wpis z niecierpliwością łakomczucha – miłego wieczoru Jadwigo – dobranoc .
10 września 2010 - 9:53
To ja swoje dwa grosze na temat kuchni francuskiej wcisnę – dlaczego tak smakuje? Nie tylko dlatego że jest dobra, ale również dlatego, że francuzi się przy jedzeniu nie spieszą, celebrują, delektują się każdym smakiem. Nie będę się rozpływać na temat ich serów, bo o nich nadmieniałam w blogu sierpniowym (http://beatamoore.blogspot.com/2010/08/holiday-food.html) ale warto czasem zwolnić ten współczesny wyścig szczurów i usiąść jak Kochanowski pod tą lipą (grusza lub jabłonka też może być)i ze smakiem zjeść świeżą sałatkę lub nawet zwykłą bagietkę z serem. Koniecznie w dobrym towarzystwie!
10 września 2010 - 10:33
Beato,
najważniejsze, ich jedzenie jest świeże świeżością u nas nie znaną, smak cytryny poznałam po raz pierwszy, słodka i pachnaca, a polane nią carpacio z łososia jawiło mi się jak coś wybitnie niebiańskiego, a przecież i łososia i cytryny mamy , ale tam dojrzewaja cytryny na drzewach a u nas w chłodniach to jest zasadnicza różnica
serdeczności
j
10 września 2010 - 10:35
Yrso
już jestem w biegu pisania, ale dzisiaj jeszcze nastawiałam nalewkę z aronii i to w ilościach przemysłowych nalewu było 12 litrów a spirytu 6 litrów, właśnie skończyłam no i powidła śliwkowe się duszą, więc tak wszystko po kolei musi iść.
pozdrawiam
10 września 2010 - 11:09
No to jak Ty Jadziu o tej cytrynie, to ja o limonce – super prosty tajski przepis na kurczaka. Pokroić w kostkę mięso i zalać wyciśniętym sokiem z lemonki. Niech się pomarynuje ze 2 godz. Na patelnię, podsmażyc razem z zieloną ostrą papryczką, dodać kokosowego kremu (malutką puszkę). Serwować z aromatycznym ryżem i pokrojoną świeżą kolendrą. Pychota i do tego super błyskawiczna.
10 września 2010 - 17:42
Powidła śliwkowe swoje wymagania mają , sama smażę je dwa dni , lubię jak są geste . Życzę Ci przyjemnej pracy -Yrsa
10 września 2010 - 19:24
Beato,
super dobry przepis polecam wszystkim z limonką i kolendrą i kokosem, niepowtarzalny smak, dzięki Ci serdseczne
pozdrawiam
10 września 2010 - 19:26
Yrso,
moje powidła już trzy dni się smażą na maleńkim ogniu, ale jutro koniec, jutro będę stała nad nimi i je mieszała, do tej pory smażyły się same a ja ich nie dotykałam, jak zgęstnieją dopier stoję i smażę i mieszam i do słoików,
pozdrawiam
10 września 2010 - 20:36
Witam Panią.
Pani Jadwigo,jeśli chodzi o kuchnię francuską,to pomimo,że jest ona podstawową obok żydowskiej i chińskiej,to ja,oprócz bagietki z masłem,jej nie cierpię.Bo kiedy pomyślę,jak to damy i panowie na dworach nie myli się,oblewając swoje ciała litrami perfum.Nie wygrzebywali resztek jedzenia z zakątków ust i zębów,co powodowało fetor niesamowity.A każdy posiadał specjalny młoteczek i tłukł się w pustą głowę,by zabić uciążliwą wszę,to zbiera mi się na wymioty.
Jeśli zaś chodzi o polskich sportowców,to ja…nie powiem nic,bo już dawno-jak to mawia nasz dawny prezydent-zgłupiałem w tym temacie.
Ps.Oczywiście kuchnia ta smak posiada i walory dietetyczno- zdrowotne.Lecz na taki obiad trzeba brać ze sobą mikroskop,a już przynajmniej lupę.
Pozdrawiam Panią Serdecznie.Jakub
10 września 2010 - 23:00
Witaj, Jadwigo… gdy zobaczyłam tytuł Twojego ostatniego wpisu „Paryż: od razu w głowie rozbrzmiała mi piosenka „Paris, Paris”… a tu niespodzianka, raczej powinien rozlegać się w mojej głowie dźwięk odbijanych lotek i świst powietrza podczas gry. Podziwiam sportowego badmintona, jakże różniącego się od plażowej kometki… jakoś mi niestety nie wychodzi z tym trafianiem w lotkę… wolę tenis stołowy, wybacz 🙂 Serdeczności, Gosia
11 września 2010 - 8:03
Gosiu,
o Paryżu bedzi dzisiaj w nocy, a Mistrzostwa świata w badmintonie,to inny świat i gdybyś widziała, to piękny sport, nie martw się hja już też w lotkę nie trafiam, a bywało, że i brąz na turnieju działaczy w Budapeszcie zdobyłam, ale nic to. Każdy lubi coś innego i tak to jest pieknie.
pozdrawiam
j
11 września 2010 - 8:05
Panie Jakubie,
porcje były duże, wszystko pyszne, a podane carpacio z łosoia super smaczne, moja ryba „lotte” wspaniała a meża i Tani jagniecina krucha, smaki ho ho ho, a dodany do tego puree ziemniaków istny raj dla podniebienia, na koniec creme caramel i kawa, rozpusta.
pozdrawiam
11 września 2010 - 9:45
Zdaję sobie z tego sprawę,Pani Jadwigo.Ja tak z zazdrości tylko.:-)Pozdrawiam. Jakub
11 września 2010 - 9:51
Wypowiedż Jakuba na temat francuskiej higieny nasunęła mi myśl o napisaniu kilku słów o polskiej higienie XVII wieku, czyli wcale nie tak odległej! Czystość wiązała się głównie z czystą twarzą, rękami.Kąpiele były potępiane jako niemoralne i niezdrowe. Jeśli chodzi o włosy, to do XX wieku uważano, że nie należy zanurzać głowy w wodzie. Włosy przesypywano je pudrem i wyczesywano wraz z insektami. Kołtun uważany był za typowo polską chorobę i nadano mu nazwę łacińską „plica polonica”. Uważano że odcięcie kołtuna może doprowadzić do ślepoty, ucięcia rozumu a nawet śmierci! Bieliznę prano najwyżej dwa razy do roku a dla zachowania świeżości trzepano je z insektów i przechowywano wśród pachnideł. Smarkanie i spluwanie przy stole było normą i tylko rycerstwu zalecano nie plucie do miski z jedzeniem! 🙂
11 września 2010 - 10:19
Beato,nie czyńmy już tej strony obrzydliwą.Pozdrawiam.Jakub
11 września 2010 - 10:40
Beato,
doprawdy, czytałam o Królowej Elżbiecie I , która była niesłychaną higienistką jak na tamte czasy XV – XVI wieku, kąpałą się raz w roku! cały dwór uważał, że królowa chce się przeziębić, i dlatego tak często się kąpie.
J
11 września 2010 - 10:41
Panie Jakubie,
tak tylko podałam, a Pan młody i jeszcze tyle rzeczy przed Panem prosze uwierzyć…!
11 września 2010 - 10:42
Panie Jakubie,
a czy Polska dzisiaj zalicza się do czyściochów, według mnie nie, pozwoli Pan nie bedę podawać przykładów.
j
11 września 2010 - 10:50
Przepraszam,ale młodym,to ja chciałbym być,Pani Jadwigo.
A co do czystości,to w Londynie,w metrze,jak się ludzie tak jakoś wycofywali,to bardzo często było słychać mowę ojczystą.No,ale można te osoby jakoś usprawiedliwić.Pewnie pracy nie mieli i tym samym na mydło i wodę.J.
11 września 2010 - 13:09
Nie było moim zamiarem czynienia strony obrzydliwą! Dla mnie to wszystko jest ciekawą historią, poznawaniem naszej w końcu przeszłości bliższej i dalszej. A odnoście współczesnej czystości polaków, to pomimo częstego korzystania z metra, nie dochodziły do mnie jakieś straszne zapachy, za to niestety, słownictwo wydobywające się z niektórych ust – to dopiero brud! No nic, jak zwykle najbardziej widoczne są skrajne przykłady, dużo dobrego o tych bardzo zdolnych i pracowitych polakach i o tych z najniższej półki.
11 września 2010 - 13:45
Beato,to miało być o sporcie,a my tu sobie o śmierdzielkach.
Pozdrawiam Cię z uśmiechem,bo Pani Jadwiga to dokądś zwiała pewnie.Jakub
11 września 2010 - 14:36
Panie Jakubie, wcale!
Ja tylko na chwilę odeszłam, bo ojciec na obiad przyszedł, a że staruszek chodzika używa, więc chwilę mu poświeciłam i obiad podałam. Strona jest o wszystkim i o sporcie też, ale nie tylko. A o polakach? no cóż, wygląd jak wygląd ale ten język, jest obrzydliwy i tak bez skrępowania lecę i k… i ch… no i inne jeszcze kwiaty polskie, ale to nie Tuwim, a przecież nasza mowa taka piekna jest.
11 września 2010 - 14:37
Panie Jakubie,
ja panu to na piśmie daję, że pan młodym jest!
j
11 września 2010 - 14:38
Beato,
czasami mnie zatyka czy to w Paryżu, czy w Londynie, gdy słyszę naszą polską mowe tak przystrojona w te wszystkie k… i ch… i inne słowa, cóż za brak wyobraźni, taktu i kultury!
j
11 września 2010 - 14:53
Chamstwu będziemy się przeciwstawiać SIŁOM i GODNOŚCIOM OSOBISTOM! Niejeden już raz młodych prężnych obsztorcowałam i o dziwo w ucho jeszcze nie dostałam. Ale może zbyt wielkie mam zaufanie, że kobitki to nie ruszą.
11 września 2010 - 15:02
Starcem nie jestem,to prawda.No skoro na piśmie,to co ja mogę powiedzieć.
Pozdrowienia dla Taty.
Ps.O,trochę jak coś humorem zaświeci,to dobrze.Jakub
11 września 2010 - 16:38
Nalewki widziałem, przygotowania powideł byłem świadkiem. Badmintonowi życzę poziomu Jego Honorowej Pani Prezes. Pozdrawiam.
11 września 2010 - 18:27
Andrzeju,
a ja już myślałam, ze o nas zupełnie zapomniałeś, zapraszam na kolejną część Paryża, zaraz wieszam i zdjęcia będą też! Tym razem więcej prywatnych.
j