Jest 23 grudnia, 8.15 rano, jak zwykle dzwoni moja komórka – fragment muzyki z Wilhelma Tella rozbrzmiewa w całym domu. Sygnał dźwięku ustawiony na 5, jest głośny, a nawet bardzo głośny, ale często jestem dalej od komórki i mogę nie słyszeć, że dzwoni telefon. Jestem cały czas w pogotowiu, ponieważ moi rodzice to wiekowi ludzie i muszą mieć komfort, że na każde ich wezwanie ktoś odbierze telefon – tym ktosiem jestem oczywiście ja, ale oni zawsze pytają z uporem: Jadzia? (no a kto?, pytam się grzecznie, skoro dzwonicie do mnie!).
Dzisiaj rano zadzwonił do mnie Michał. Nie było mnie w domu, więc dzwoniła na komórkę, z pytaniem czy może porozmawiać. Oczywiście, poczekaj chwilę, to stanę w jakimś spokojnym miejscu (chyba koło albumów) w supermarkecie. Właśnie robię ostatnie zakupy przed powrotem do domu. Ania wie, że wychodząc z domu mam zawsze ze sobą moje komórki. Słuchaj, czy nie mogłabyś napisać coś o 27 grudnia 1939 roku? Przecież to rocznica śmierci prapradziadka Stanisława. Tak kochanie, dziękuję za podpowiedź, napiszę.
Prapradziadek Stanisław
Część pierwsza
Stanisław Szalewicz urodził się w Hołodziszkach, był synem Adolfa i Tekli z Jodków. W Archiwum Historycznym w Petersburgu pod numerem 951 z dnia 20 XI 1887 r. jest przechowywane świadectwo szlachectwa braci bliźniaków (brat Bronisław), a także wpis do księgi szlacheckiej z dnia 21 I 1888 r. pod numerem 431. Stanisław za ukończenie Konstantynowskiego Instytutu Mierniczego w Moskwie z tytułem „inżyniera mierniczego”. W roku 1900 otrzymał srebrny medal ufundowany z okazji koronacji Mikołaja II Romanowa z prawem do noszenia na wstędze orderu św. Andrzeja (order do dziś znajduje się w rodzinnych archiwaliach). Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ tylko dlatego mógł być zatrudniony jako starszy pomocnik pomiarowy z prawem do rangi urzędnika X klasy. Następnie pracował jako pomocnik geodety powiatowego guberni petersburskiej, później został geodetą powiatowym, czyli mierniczym w guberni petersburskiej. Jako wysokiej klasy fachowiec piął się po szczeblach kariery pracując również w Głównym Zarządzie Uwłaszczenia i Rolnictwa, kolejno w Ministerstwie Sprawiedliwości, a w roku 1919 występował jako starszy geodeta guberni wiackiej do spraw uwłaszczenia. Był lubiany przez współpracowników, a w ramach działalności społecznej prowadził chór w Wiatce.
Koniec pierwszej wojny światowej przyniósł możliwość powrotu do kraju, repatriacji polskich inżynierów oraz techników rozsianych w okresie zaborów po całym świecie. Powracający z emigracji inżynierowie założyli Koło Inżynierów Mierniczych przy Stowarzyszeniu Techników, w ramach którego organizowano trzyletnie kursy dla pomocników mierniczych. Jednym z wykładowców był prapradziadek Stanisław. Początkowo pracował jako mierniczy przysięgły w Białymstoku, a od 1934 roku był mianowanym radcą w Wydziale Rolnictwa i Reform Rolnych Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie. Jego żona Maria (o której napiszę osobny wpis) wraz z dziećmi (Bronisławem i Heleną) oraz swoim ojcem wróciła do Warszawy w 1921 roku. Stanisław zajmował się do ostatniej chwili organizacją pociągów ewakuacyjnych z Rosji. Wrócił do niepodległej Polski dopiero w 1923 r. Stanisław i Maria nie zdecydowali się niestety na natychmiastową realizację czeku wszytego w palto swojego syna, sześcioletniego Bronisława i hiperinflacja polskiej waluty spowodowała, że cała „fortuna” przywieziona z Rosji w krótkim czasie była warta tyle, co paczka zapałek… Żona Maria pracowała jako dentystka, najpierw w męskim Gimnazjum Kazimierza Jakuba Kulwiecia założonym w 1918 r. w Warszawie przy Placu Trzech Krzyży 8 w kamienicy Naimskich i Jungów. Później prowadziła prywatną praktykę w Aninie. We wspomnieniach Zofii Górzyńskiej z domu Wojciechowskiej (stryjecznej wnuczki prezydenta Rzeczpospolitej Polski Stanisława Wojciechowskiego czytam: „Cała rodzina składała się z pięciu osób, bo oprócz pani Marii, pana Stanisława i ich dwojga dzieci była jeszcze pani Nisia – rezydentka, którą przywieźli ze sobą z Rosji. Obie panie jakby nie przystawały wyglądem do okresu lat trzydziestych. Ich ubiór, sposób uczesania i sposób bycia bardziej pasował do dziewiętnastowiecznego niż do dwudziestego wieku. Suknie długie, ciemne, bardzo skromne, uczesanie gładkie. Całość rodziny uzupełniały dwa psy – gryfon Buma i brązowy jamnik Żaba. Obydwa psy myśliwskie, bo pan Stanisław był zapalonym myśliwym. W mieszkaniu było sporo elementów mówiących o sukcesach myśliwskich pana Stanisława. W roku poprzedzającym wybuch wojny światowej cała rodzina przeprowadziła się do nowoczesnej willi w Nowym Aninie. Niestety nie wiedzieć, dlaczego (może nie za dobrze się czuli w tym domu) wrócili na stare pielesze. Niestety, po dwakroć niestety! Gdyby nie podjęli tej decyzji powrotu, pan Stanisław nie byłby zginął w wawerskiej egzekucji. Niemcy, bowiem tej pamiętnej nocy grudniowej – 26 XII 1939 roku nie doszli ( z łapanką i wyciąganiem mężczyzn w wieku od czternastu do siedemdziesięciu sześciu lat, z ich domów w odwecie za zabicie dwóch żołnierzy, którzy chcieli aresztować w wawerskiej kawiarni jakiegoś człowieka a ten ich zabił trzema strzałami z rewolweru) do Nowego Anina”.
Prapradziadek został zamordowany w masowej egzekucji w Wawrze koło Warszawy w dniu 27 XII 1939 r. Na placu między ulicami Błękitną i Spiżową rozstrzelano stu siedmiu mężczyzn. Egzekucję w Wawrze, jako pierwszy na zachodzie, opisał Melchior Wańkowicz. Nie widząc możliwości wydania swoich książek emigracyjnych w kraju, Melchior Wańkowicz włączał fragmenty poprzednio opublikowanych tekstów do nowych książek. I tak w wyborze reportaży zatytułowanym „Od Stołpców po Kair” ów wybitny pisarz umieścił fragmenty „Drogi do Urzędowa”. W tych fragmentach, mimo zaznaczenia, iż wszystkie nazwiska użyte w książce są fikcyjne, w rozdziale V pod tytułem „Anin” przy opisie aresztowania, Melchior Wańkowicz używa autentycznego nazwiska – Szalewicz. Relację o tragedii w Wawrze przekazał autorowi jeden z przedzierających się do Anglii pilotów, a przed wojną mieszkaniec Anina, Jan Barankiewicz.
Prapradziadek Stanisław został pochowany w Warszawie, na Cmentarzu Ofiar Wojny, przy ulicy Dębowej (później Śnieżki, a obecnie Kościuszkowców). Żona Maria zmarła w roku 1978.
Wnukom ku pamięci, a dorosłym ku przestrodze.
Wasza Jadwiga
Opowiadanie wg książki M.Wańkowicza „Od Stołpców do Kairu” opublikuję 27.12.2009 r.
26 grudnia 2009 - 12:41
Droga Autorko!chciałabym podziękować za wpis do blogu Wigilia.Tak ją obrazowo opisałaś,że czułam się jakbym w niej uczestniczyłam.Ta pięknie przystrojona choinka w moich ulubionych kolorach złoto czerwonych z taką ilością prezentów,aż mnie korciło żeby zajrzeć czy nie ma niespodzianki dla mnie.Stół tak pięknie udekorowany wystrój,którego przypominał mi mój rodzinny dom(już nie mówiąc co na nim stało)Pisz tak dalej,bo dla wielu czytelników Twoich blogów a zapewne będzie ich przybywało jest to kontynuacja tradycji,bez których życie jest pozbawione treści.w następnym komentarzu napiszę parę słów o opowiadaniu Twojej wnuczki Julki a dlatego bo jest o pierniczku Milo a ja je uwielbiam jeść.Jola
26 grudnia 2009 - 13:35
Dzięki Twojej opowieści dochodzę do wniosku, że nasi pra-pra być może się znali, bo mój zaproszony do Petersburga przez cara przeniósł tam swoje drukarnie i prowadził przez wiele lat business. Tuż przed rewolucją, przeczuwając widocznie ten zbliżający koszmar, wysłał do domu, do Warszawy, żonę z dziećmi a sam zaczął planować wycofanie się z tamtego rynku. Niestety, rewolucjoniści szybciutko wszystko mu zabrali i na myśl o pozostawieniu żony i dzieci w kiepskiej sytuacji finansowej, zmarł na zawał serca. I tak ślad po naszym przodku się urwał, bo nawet nie wiemy gdzie został pochowany.
26 grudnia 2009 - 13:42
Dochodze od zawsze do tego samego wniosku,świat jest mały i tyle spraw nieprawdopodobnych na pozór jest prawdziwych, że to tak też mogło być.
Jutro opowiem jak egzekucja wygladała oczami Wańkowicza
pozdrowienia
Jadwiga
5 stycznia 2010 - 22:39
W dniu 5.01.2010 otrzymaliśmy z USA taką wiadomość:
Andrzeju,
Chyba Ci wspominałem, ze moja rodzina Barankiewiczów przyjaźniła się z Szalewiczami. Moj stryj Jan Barankiewicz
starszy brat mojego ojca, urodzony w 1900 r. był bardzo zaprzyjaźniony z Twoim dziadkiem i z Twoim Ojcem. W naszym albumie rodzinnym chyba są przedwojenne zdjęcia z Szalewiczami.
Zbrodnia Wawerska: znam z opowiadań rodziców, że mój stryj Jan po zabraniu z domu zakładników, trzymał się z Twoim dziadkiem Stanisławem cały czas. Obok siebie stanęli w szeregu nakazanym przez Niemców. Stryj był jednym z nielicznych, których nie rozstrzelano. Wypuszczono z rzędu kilku pierwszych z szeregu kończąc na moim stryju i kazano się wynosić. Stojący tuż obok jego przyjaciel S. Szalewicz pozostał w szeregu. Stryj był przekonany ze wnet i następną grupę z Szalewiczem rozpuszczą. Tak się jednak nie stało.
Jan Barankiewicz – stryj nie mógł znieść, ze stracił bliskiego przyjaciela w tak okrutny sposób, a on się uratował i po miesiącu czy dwu opuścił Anin i z żona Ilze Barankiewicz ( Niemka) przez Jugoslawię, Bułgarię, Palestynę trafił do Erytrei, gdzie, jako cywilny pracownik brytyjskiego lotnictwa (RAFu) umarł po wojnie w czasie przyjęcia dyplomatycznego na anginę pectoris. Pilotem nie był, choć podobno dla przyjemności latał. Został pochowany na brytyjskim woskowym cmentarzu w Asmarze, jako jedyny albo jeden z nielicznych cywilów. Ciągle mam niezrealizowany plan, aby odwiedzić ten cmentarz i grób stryja.
Trochę o moim stryju i Zbrodni Wawerskiej można znaleźć w niedawno wydanej książce
„Patent na życie”- Jarosława Abramowa-Newerlego, gdzie wymieniany jest Twój dziadek wyłącznie, jako Szalewicz. Mam też kartki pocztowe z 1940 roku wysyłane przez Jana i Ilze, w których jest prośba o przekazanie pozdrowień Szalewiczom.
Moj ojciec Wiktor dobrze znał Twojego ojca i pamiętam z dzieciństwa wiele wizyt, gdy z nim odwiedzałem Twój dom.
Tyle…
Pozdrowienia
Jerzy
24 lutego 2010 - 19:20
Piękne są te rodzinne opowieści… Trzeba ocalać takie właśnie ważne drobiazgi, odpryski minionego… Pozdrawiam serdecznie, Ola – Bobe Majse
24 lutego 2010 - 22:11
Olu -Bobe Majse,
Opracowaliśmy i wydaliśmy ksiązkę Rodopis o naszej rodzinie,
sięgajacą korzeni w roku 1532, a więc kilkanaście pokoleń rodzinnych, wyszła nam cegła, a opowieści rodzinne są piękne, i zawsze coś zostaje dla pokoleń.
Uściski,
29 grudnia 2011 - 17:58
Czy zna Pani książkę (starą), gdzie był kiedyś wspomniany właśnie z wojny chyba w Anglii w/w Barankiewicz, tata poszukuje jej od wielu lat, a babcia niestety już nie żyje aby mogł jej spytać w jakiej książce to było. Tak sobie skojarzyłam że może to być ta sama osoba.
29 grudnia 2011 - 21:35
Agus,
w książce Melchiora Wańkowicza ( też stara książka bo wydana po wojnie) jest o Barankiewiczu w opisie tej wawersikiej tragedii, i chyba w tej książce Od Kairu do Stołpców, i w Drodze do Urzędowa, a także chyba w książce Newerlego Abramowa, poza tym jeszcze przedyskutuję sprawe z mężem i napiszę
pozdrawiam serdecznie
j
31 grudnia 2011 - 16:50
Dziękuję, powiem tacie, i postaram się zdobyć tą książkę Wańkowicza :).
31 grudnia 2011 - 17:03
Jeszcze pytanie, o tą pierwszą książkę, gdzie jest opisana ta tragedia wawerska, jaki ma tytuł???
Wszystkiego dobrego na Nowy Rok.
Pozdrawiam
1 stycznia 2012 - 10:10
Agus,
po pierwsze zajrzeć proszę do wpisu z dnia 24 i 27 grudnia 2011 roku podaję wszystkie namiary na trzy książki, zapraszam
j
1 stycznia 2012 - 10:11
Agus,
zapraszam do następnych wpisów bardziej aktualnych z dnia 24 (z listem Barankiewicza do nas) i 27 grudnia 2011
j
27 grudnia 2013 - 10:03
Bardzo, bardzo ciekawe… Po prostu piękna pamięć. Pozdrawiam.
27 grudnia 2013 - 18:22
Andrzeju
bardzo dziękuję za te ciepłe słowa
j