Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca kwiecień 2016

Mój ogród a wnim Mila

Mój ogród a wnim Mila

Studiowałam na trzecim roku Akademii Wychowania Fizycznego.  Przede mną egzaminy i sesja, którą musiałam zdać wcześniej gdyż w sierpniu spodziewałam się dziecka.  Starałam się przygotować wszystko co niezbędne tak aby wcześniejsze rozwiązanie nie było zaskoczeniem. Mieszkaliśmy w centrum Warszawy razem  z rodzicami i moim bratem, na dwudziestu ośmiu metrach kwadratowych sześć osób a siódma w drodze. Och wiem, wiele osób tak mieszkało, szczególnie w Warszawie, gdzie mieszkanie i jego przydział jawiły się jako największy luksus. Szczególnie gdy miałaś otrzymać przydział na własne 36  metrów kwadratowych, Szkoda było pieniędzy na wynajmowanie pokoju przy rodzinie, bo mieszkań pod wynajem nie było w ogóle! MY mieliśmy jasną przyszłość ponieważ  dostaliśmy mieszkanie w nowo wybudowanej dzielnicy Warszawa Sadyba. Gdy pierwszy raz tam pojechałam byłam załamana. Dookoła budowa, rozkopy, błoto jak to na budowie, jedyna uliczka prowadziła w głąb osiedla, ale później trzeba było przeleźć przez  błotne kałuże. Sadyba miała być w przyszłości  piękną dzielnicą, ale wtedy nie była!  Nie było Sadyba Best Mall, w tym miejscu ciągnęło się pole a na nim kołysał łan zboża oraz kawał pola

jak pies z kotem

jak pies z kotem

truskawkowego. Truskawki były bardzo smakowite i pachnące. Zamiast pospieszyć się aby zobaczyć mój blok w budowie, spokojnie zbierałam truskawki duże i dojrzałe. Nie były pryskane a ja nie miałam żadnej możliwości aby je umyć, tym niemniej smakowały jak ambrozja.

Ulica Konstancińska przecinała teren odgradzając teren budowy od pola zbożowo truskawkowego. Do niej właśnie dochodziła jedyna uliczka, która wiodła do naszego bloku.

W pewnym momencie ktoś krzyknął w moja stronę:

-tu się nie wchodzi! Proszę natychmiast opuścić teren! Nie widzi pani tabliczki?

– Widzę odpowiedziałam odwracając się w stronę strażnika. Była gruba i widać było mój ogromny brzuch.

-Ach przepraszam, niech pani wejdzie, tylko proszę uważać, tam nie ma poręczy!

jeszcze tylko skowronków brakuje

jeszcze tylko skowronków brakuje

Bardzo dziękuję, idę na pierwsze piętro. Podobno już postawili ściany działowe? Stróż tego pytania już nie słyszał, któryś z robotników szedł w jego stronę.

Na budowę przyjeżdżałam często. Co tydzień! Znali mnie robotnicy, kierownik budowy i stróże. Gdy byli w pobliżu przystawałam i ucinaliśmy sobie rozmowę. Czasami dałam im kilka złotych aby nie krzyczeli. Tym razem jednak wpuszczono mnie bez cotygodniowych pogaduszek.

Pierwsze w życiu mieszkanie wydawało mi się pałacem. Dwa pokoje z kuchnią, maleńką bo miała tylko  trzy i pół metra, ale była widna! Narożne mieszkanie może nie będzie ciepłe ale widna kuchnia to było coś! Rzeczywiście, od ostatniej mojej wizyty, postawiono ściany działowe, tak że można było zobaczyć zarys przyszłej przestrzeni życiowej. Była nadzwyczaj duża, w porównaniu z mieszkaniem rodziców.

Tak bardzo chciałam się tutaj sprowadzić. W 1970 r mieszkania były rarytasem.

Po kilkunastu minutach wracałam tą sama drogą. I znów przystanęłam na polu truskawek, tym razem wyciągnęłam plastikowa torbę, w którą  zebrałam duże dojrzałe truskawki. Teren był zaniedbany, gdyż pola należały już do spółdzielni mieszkaniowej, więc nie robiłam nic złego!  Byłam sama.

Wróciłam do domu z pełną siatką smakowitych owoców. Mama tylko zapytała:

-Znowu jeździłaś na Sadybę?

– Tak, musiałam sprawdzić postęp prac budowalnych.

Kiedyś, gdy jeździłam na wieś marzyłam o własnym domku, malutkim, ogródku i kwiatkach. Życie szybko korygowało plany i teraz cieszyłam się tym co otrzymałam. Marzyłam w duszy o kwiatach w ogrodzie, o tarasie i ciszy przerywanej śpiewem ptaków. Marzenia się spełniają ale trzeba było poczekać na ich realizację kolejne dwadzieścia pięć lat.

Dzisiaj jestem babcią, mamy dom, własny ogród, kwiaty cisze i spokój a także ptaki, wiewiórki i jeże zimujące w ogrodzie. Cieszę się, że mam to o czym myślałam brnąc przez wykopy wiele lat temu. Dzisiaj Sadyba to nowoczesne osiedle, wokół wiele sklepów, przy Wiertniczej wybudowano stacje TVN, domki jednorodzinne i wiele budynków mieszkalnych. Mieszkałam tutaj całe dwadzieścia pięć lat. Pamiętam wszystkie wydarzenia związana z Sadybą. Budowę centrum handlowego, stacji benzynowej, które obecnie stoją na moim polu truskawkowym. Pamiętam też czyny pierwszomajowe, gdy  wszyscy pracowaliśmy przy budowie naszego własnego parku osiedlowego. Dawne czasy.  Wspominam tamten okres z sympatią, mam przed oczami moja kolejna przeprowadzkę do większego mieszkania też na Sadybie, trzy pokoje z kuchnia razem 48 metrów. Ile to lat temu?  Trzydzieści trzy. Czas tak szybko przeleciał a ja widzę jak daleko odjechałam od Sadyby, od pierwszych doświadczeń jakie zbierałam jako młoda mężatka. A wszystko to tylko dlatego, że dzisiaj są imieniny mojej Agnieszki.

Agnieszka wypuszcza skowronki z mieszka. Tak dawno temu moja babcia mnie uczyła, i pewnie dlatego moja córka została Agnieszką! Te skowronki mnie przekonały!

O Batiuszce co ptakiem latał

O Batiuszce co ptakiem latał

Nazajutrz zwołano nadzwyczajne posiedzenie Rady Miejskiej. Pierwszy zabrał głos sekretarz.   – Nie mamy nic przeciwko lotom obywatela Igora Iwanowicza Bułycińskiego – powiedział.- Obywatel Bułyciński pełni w naszym miasteczku odpowiedzialną funkcję metafizyczną, jako taki ma prawo do pewnych eksperymentów w tej dziedzinie. Oczywiście, ze wolelibyśmy, gdyby pierwszy latał ptakiem w naszym miasteczku ktoś z nas. Wcale nie ukrywamy tego, że w najbliższej przyszłości delegujemy kogoś do tej roli. Ale sprawa obywatela Bułycińskiego ma dla nas jeszcze inny, dodatkowy aspekt. Zastanówmy się, towarzysze, czy w fakcie latania ptakiem nie ma przypadkiem chęci oderwania się od naszego miasteczka, od ziemi rodzinnej, od przyjaciół i znajomych? Czy nie ma w tym pogardy dla nas wszystkich? Obywatele, otwieram dyskusję…

– Moim zdaniem – powiedział przewodniczący Rady Miejskiej, który reprezentował poglądy bardziej umiarkowane – w samym fakcie latania ptakiem Igora Iwanowicza Bułycińskiego nie widzę nic podejrzanego. Osobiście polemizowałbym ze stanowiskiem naszego drogiego sekretarza, który dopatruje się w tej demonstracji politycznych przekonań. Chyba mylicie się. Dla mnie jest problem tylko i wyłącznie ekonomiczny. Ostatecznie człowiek zawsze zazdrościł ptakom. Mówi się nawet: wolny jak ptak! Problem ekonomiczny polega jednak na tym, że miasto nasze od trzech dni oblężone jest przez turystów, gapiów i dziennikarzy! Prasa wszelkich odcieni szeroko rozpisuje się na temat tego wydarzenia! Musimy być przygotowani na prawdziwą inwazję gości z kraju i z zagranicy! Grozi nam brak chleba, wody i klęska nieurodzaju! Kto wie, czy wobec braku kanalizacji nie wybuchnie epidemia? Oto, nad czym powinniśmy się zastanowić!   – Protestuję przeciw trywialnemu ekonomizowaniu – powiedział sekretarz – i proszę to zaprotokółować. Ekonomia nie istnieje bez polityki? Co to znaczy: wolny jak ptak? „Wolność jest to uświadomienie konieczności!”   – Nie kłóćcie się, panowie – oświadczył doktor. Ja również zastanawiałem się nad tym fenomenem natury naszego drogiego przyjaciela Igora Iwanowicza Bułycińskiego, która każe mu latać ptakiem. Otóż – jeśli to panów interesuje – doszedłem do wniosku, że zachodzi tu dziwny przypadek lewitacji, znany z hipnozy, wobec którego medycyna jest jeszcze zupełnie bezradna. Niewykluczone także, że Igor Iwanowicz utożsamia się z jakimś ptakiem – oczywiście dużym – na przykład choćby z orłem albo z jastrzębiem? Mielibyśmy także wobec tego dodatkowy i rzadki przypadek tak zwanej paranoi – niesłychanie interesujący z punktu widzenia teorii psychiatrii. Alternatyw takich zresztą jest znacznie więcej! Freud w swoim czasie…

– Teraz ja protestuję, i proszę to starannie zaprotokołować – krzyknął nauczyciel, człowiek młody i popędliwy. – Doktor zohydza nam najpiękniejsze i najszlachetniejsze porywy duszy ludzkiej! Freud?! Co do tego ma ten stary bałwan! Czy naprawdę mamy słuchać tej pseudonaukowej interpretacji? Nie obchodzi mnie ta cała czcza gadanina o fizjologii, psychiatrii i anatomii! Czucie i  wiara silniej mówią do mnie, niż mędrca szkiełko i oko.     – Mówcie konkretnie o co wam chodzi – zaniepokoił się sekretarz.- Nie wszystkie cytaty mogą się odnosić do naszej rzeczywistości.   – O co chodzi? – załamał ręce nauczyciel.- A Dedal?… A Ikar?… rację ma przewodniczący, gdy mówi o odwiecznej tęsknocie ludzkiej do skrzydeł. Hej nad martwym wzlecieć światem, w rajską dziedzinę ułudy…Zresztą drodzy przyjaciele, nie będę nikogo cytował. Przeczytam wam własny wiersz o Ikarze, jaki pozwoliłem sobie w swoim czasie napisać.

– Mam nadzieję, proszę państwa, że nie jest to wieczór poetycki naszego szanownego profesora – odezwał się ksiądz proboszcz. – Wiersze o Ikarze! Grecka mitologia i filozofia pogaństwa! Oto, czegośmy się doczekali w naszym pięknym XX wieku! A tu trzeba po prostu ratować powagę osoby kapłana, chociaż jest to kapłan odmiennego wyznania niż moje. Przejęty jednak duchem ekumenizmu będę modlił się wraz ze swoimi wiernymi, aby Pan nasz w dobroci swojej zesłał opamiętanie i odpuścił grzech pychy, jakiemu uległ Igor Iwanowicz Bułyciński. Powiedziane jest bowiem w Ewangelii św. pod rozdziałem…    -Wiem, ze ksiądz proboszcz chętnie egzorcyzmy odprawia- wycedził przez zęby radny Kirylenko – ale tym razem niech obedzie się bez tego. W naszej parafii popi zawsze latali ptakiem i taka już jest tradycja. W roku 1814 w latopisie parafialnym jest wzmianka, która dotyczyła batiuszki Timofieja Timofiejewicza Carapkina. Otóż Carapkin skonstruował nawet specjalne skrzydła do latania i poniósł śmierć, skacząc na skrzydłach z dzwonnicy na okoliczne pola.   – Jakie to piękne- entuzjazmował się nauczyciel.- Panowie uczcijmy minutą ciszy…

– Wiem o tym- zgodził się ksiądz – ale panie Kirylenko! To zupełnie inna sprawa! To można nawet nazwać próbą technicznego eksperymentu, próbą, która niestety w tym wypadku – zakończyła się nieszczęśliwie, ale…- Żadne „ale”, proszę konkretnie – nalegał Kirylenko. – Czy w samym fakcie budowy skrzydeł do latania widzi ksiądz coś grzesznego?    – Nie widzę – odpowiedział ksiądz.    – Czyli, jeśli ktoś lata przy pomocy skrzydeł, to tym samym nie grzeszy? Za kogo pan mnie ma, panie Kirylenko – odparł dumnie ksiądz – przecież eksperymenty ze skrzydłami doprowadziły do budowy awionetek i maszyn latających, nie mówiąc już o współczesnych samolotach. O tym wie każde dziecko.    – Dobrze – podchwycił Kirylenko.- Idąc za tokiem rozumowania księdza, jeśli człowiek konstruuje samoloty i rakiety, żeby w nich latać, to również nie ma w tym nic grzesznego?    – Nie ma – odpowiedział ksiądz.    – Chociaż w przyrządach tych, to znaczy rakietach i samolotach, lata człowiek?    – Do czego pan zmierza, panie Kirylenko? – zapytał ksiądz? Zaraz powiem do czego! – zaperzył się  Kirylenko. –Bo teraz wyszła na jaw obłuda księdza. Jeśli człowiek konstruuje samolot z kupy żelastwa i lata wraz z całym tym żelastwem, to zdaniem księdza wszystko jest w porządku. Ale jeśli człowiek pragnie latać bez tego żelastwa, to wtedy popełnia grzech pychy! Dla księdza ważniejsza jest kupa latającego żelastwa niż człowiek! Dla mnie jednak ważniejszy jest człowiek!

– Skoro mnie tu obrażają, pójdę sobie – oświadczył ksiądz, trzaskając drzwiami.    Ot i będziemy jeszcze mieli wojnę religijną – pokiwał głową  sekretarz. – A wy, co sądzicie o tym wszystkim? – zwrócił się do imama.   – Bóg tak chce- powiedział sentencjonalnie, jak zwykle zresztą małomówny, imam Ali Mohammed Mucha.   – A niech was wszyscy diabli! – zawołał zupełnie już zdesperowany sekretarz. – Ładnegoś nam bigosu nawarzył, Igorze Iwanowiczu!

Ale Igor Iwanowicz – oczywiście – nie słyszał tego wszystkiego, bowiem już czwarty dzień latał ptakiem nad naszym miasteczkiem.

cdn

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.