Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca grudzień 2014

Spotkanie w MSiT od lewej Kazimierz Kowalczyk prezes PZŁS, Helena Pilejczyk, Dariusz Seroczyński i Tomasz Jagodziński

Spotkanie w MSiT od lewej Kazimierz Kowalczyk prezes PZŁS, Helena Pilejczyk, Dariusz Seroczyński i Tomasz Jagodziński

Na spotkaniu był obecny syn Elwiry Seroczyńskiej Dariusz, który jest absolwentem Politechniki Warszawskie,j Wydziału Inżynierii Lądowej.

„… Nasze życie rodzinne przeplatało się na zgrupowaniach raz była to Spała i Ośrodek Przygotowań Olimpijskich, a następnym razem było to Zakopane. Lubiłem jeździć z mamą. Chodziłem na wszystkie treningi. Kiedyś zbudowali mi latawca, i mieli mnie na kilka dni z głowy,  gdyż leżałem na trawie puszczając go,  a oni mogli trenować.

To właśnie w Zakopanem mama nauczyła mnie jeździć na nartach. Pamiętam, że będąc na zgrupowaniu kadry narodowej,  spała w hotelu  COS Zakopane lub w hotelu na Bystrem, a ja byłem odprowadzany na noc do sióstr zakonnych, gdyż regulamin, nie  pozwalał sportowcom na przebywanie z rodziną a tym bardziej dziećmi. Ale wszystkie dni  spędzałem z mamą.

Pamiętam również, że po zakończeniu kariery sportowej po Igrzyskach Olimpijskich w Insbrucku 1964 r. mam została trenerem. Pracowała bardzo ciężko, przygotowywała plany i analizy, ale pamiętam również jej ludzkie oblicze gdyż matkowała swoim zawodniczkom, troszczyła się aby były

trener kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim Elwira Seroczyńska wraz z zawodniczkami

trener kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim Elwira Seroczyńska wraz z zawodniczkami

ciepło ubrane. W jej zespole panowała rodzinna atmosfera. Przypominam sobie również czas gdy już dorosłem do roli „asystenta” mamy, gdy na jednych zawodach gdzie startowała Roma Troicka musiałem stać  po przeciwnej stronie wirażu i miałem poważne zadanie krzyczeć: prawa, prawa! Nie wiem na ile ten mój krzyk pomógł Romie, ale ja byłem dumny z pięknie wykonanego zadania.

Mama była ciekawa świata. Jako zawodniczka często wyjeżdżała, później jeździła z ekipą jako trener, aby po zakończeniu kariery zawodowej przyjeżdżać do mnie do Londynu, gdzie mieszkam.  Zawody w Wimbledonie były jej ulubionymi. W tym czasie zawsze była w Londynie. Przez dwa tygodnie oglądała codziennie telewizję, aby wieczorami gdy wracałem z pracy analizować mecze, przygotowanie zawodników do startów i popełniane błędy.

Dzięki mamie poznałem Anglię, ponieważ jeździliśmy, zwiedzaliśmy, spędzaliśmy czas na wielogodzinnych rozmowach.

Byliśmy też w Wilnie, w naszym majątku, który okazał się małą chałupką. Poszliśmy nad rzeczkę i nagle mama weszła do wody tak jak stała i zaczęła chlapać się radośnie, wtedy popatrzyłem na nią  jak na małą dziewczynkę, która przypomniała sobie tamten dziecięcy czas, a przecież była dorosłą kobietą.  Miejscowi  pamiętali rodzinę Potapowiczów i ich córeczkę, która biegała po wsi. To był wspaniały  powrót do korzeni.

od prawej Z.Hajduga, A.Szalewicz, I.Szewińska członek MKOL

od prawej Z.Hajduga, A.Szalewicz, I.Szewińska członek MKOL

Mama kochała spotkania z dzieciakami, lubiła śmiech i zabawę. Lubiła  spotkania z przyjaciółmi. Kiedyś pamiętam wystraszyłem się bardzo, ponieważ umówiliśmy się na telefon. Dzwoniłem z Londynu  do domu ( ul. Zwycięzców  ) a tu nikt nie odbiera. Po dwóch dniach poprosiłem kolegę aby poszedł do domu, pożyczył klucze od sąsiadki  i zobaczył co i jak. Mamy nie było. Pojechała na działkę do swoich znajomych, zapomniała o umówionym telefonie i wróciła po trzech dniach”.

O swoich kontaktach i przyjaźni z Elwirą opowiadała również Irena Szewińska. Panie najczęściej spotykały się w Zakopanem, które bardzo lubiły. Irena chodziła na krótsze wycieczki dwu, czy trzygodzinne, natomiast Elwira wychodziła z synem rano a wracała na obiado-kolację. Spotykały się również na Piknikach Olimpijskich a także współpracowały w Towarzystwie Olimpijczyków Polskich.

Mijały lata. Spotykałam się z Elwirą w Polskim Komitecie Olimpijskim, na różnych imprezach sportowych a także dorocznych spotkaniach Rodziny Olimpijskiej.  Jakoś tak w 1985 r wpadłyśmy na siebie na ulicy, zupełnie przypadkowo.  Elwira była zdenerwowana i smutna. Powiedziała mi, że straciła pracę.

-Jak to możliwe, Elwirko, Ty?!

Trofea Elwiry Seroczyńskiej przekazane przez Jej syna dla Muzeum

Trofea Elwiry Seroczyńskiej przekazane przez Jej syna dla Muzeum

Wtedy w ciągu sekundy pomyślałam a właściwie powiedziałam na głos, Ty nie straciłaś pracy Ty ją znalazłaś. Wtedy oczy jej rozbłysły, zrobiły się duże jak spodki. Jak to! – No tak, odpowiedziałam, od jutra będziesz pracowała w Polskim Związku Badmintona jako szef wyszkolenia.

-Ja? Odpowiedziała zadziwiona, przecież ja się nie znam na badmintonie. Tym razem ja się szczerze zaśmiałam. Elwira, Ty trener klasy mistrzowskiej, Ty znakomita zawodniczka, analityczny umysł, Ty nie znasz się na badmintonie, to prawda, ale znasz się na teorii sportu, na teorii treningu sportowego, a ja już dłużej nie mogę pracować jako sekretarz generalny i kierownik wyszkolenia.

Zapraszam  do nas na Stadion X lecia, do naszego biura, umówię ciebie z Prezesem Polskiego Związku Badmintona bądź o godzinie 14.00. Oczywiście Elwira dostała angaż, i przez kolejne siedem lat aż do przejścia na emeryturę pracowała jako szef szkolenia Polskiego Związku Badmintona, zmieniając  jego oblicze, prowadząc szkolenia instruktorskie i trenerskie, a także zgrupowania kadry narodowej. Pamiętam Jej spotkania z trenerami badmintona, długie dyskusje, tworzenie planów szkoleniowych, kalendarzy imprez dla młodzików, juniorów, młodzieżowców i seniorów, dla reprezentacji Polski. Pamiętam ten czas bardzo dokładnie. Przez wiele lat na podstawie wypracowanych planów szkoleniowych polscy zawodnicy byli przygotowywani do Mistrzostw

Elwira Seroczyńska podczas treningu

Elwira Seroczyńska podczas treningu

Europy i Świata. Wiedziałam, że nasz ukochany badminton jest w dobrych rękach. W końcu w rękach srebrnej medalistki Igrzysk Olimpijskich. A to nie było byle co! Srebrne nogi, złote serce!

Dla osób postronnych, którzy nie znali historii naszej  znajomości dziwnym było, że wielka mistrzyni, srebrna medalistka olimpijska w łyżwiarstwie szybkim pracuje w badmintonie. Ja zawsze na takie dictum odpowiadałam, to jest pierwszy medal olimpijski badmintona, tylko dla utrudnienia został zdobyty na długich łyżwach.

Trudno uwierzyć, że już dziesięć lat nie ma Ciebie z nami, ale głęboko wierzę, że z góry obserwujesz swoją dyscyplinę łyżwiarstwo szybkie, uradowałaś się ze zdobytych medali w Soczi 2014, i teraz w Berlinie na Mistrzostwach Świata a i o badmintonie też myślisz i widzisz co się w nim dzieje, choć  nie zawsze jesteś  zadowolona z rozwoju sytuacji w tej dyscyplinie. Wtedy pewnie myślisz, jak to możliwe aby na kluczowych stanowiskach szkoleniowych nie pracowali specjaliści? Też nie mogę odpowiedzieć Ci na te i inne pytania. Jednak pracę z Tobą, lata wspólnie przeżyte zachowam głęboko w sercu ( choć pod naporem wydarzeń nie jest ono już tak silne, jak kiedyś).

Elwira na Balu Mistrzów Sportu

Elwira na Balu Mistrzów Sportu

Elwirko, dziękuję Ci za te piękne lata, studenckie, trenerskie i wspaniały czas pracy jaki spędziłyśmy w Polskim Związku Badmintona.

Pamiętamy o Tobie, jesteś w naszych sercach!

Jadwiga

zdjęcia archiwalne Jan Rozmarynowski , pozostałe autorki

Ten artykuł znalazłam w sieci, oto link

http://sportkrakowski.pl/niezwykla-lekkosc-nog/

 

 

 

 

 

 

Erwina Ryś Ferens (z lewej i Elwira Seroczyńska 1974 r tor w Zakopanem

Erwina Ryś Ferens (z lewej i Elwira Seroczyńska 1974 r tor w Zakopanem

„…Moje życie, z którego i tak byłam zadowolona, nabrało jeszcze większych rumieńców. Przekonałam się, że jeśli czegoś bardzo się pragnie, staje się to osiągalne. Po srebrze zapragnęłam złotego medalu. Właśnie rozpoczynał się wyścig na 1000 metrów. Od startu biegłam jak szalona, szybko weszłam w swój rytm i jakbym nie czuła oporu powietrza, mknęłam po lodzie szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Kiedy wjeżdżałam na ostatni wiraż, trener stojący tam ze stoperem krzyknął do mnie – Masz złoty medal! Pochyliłam się jeszcze niżej i wzięłam wiraż. Nie dałam się wyrzucić sile odśrodkowej, trzymałam się jak najbliżej usypanej ze śniegu bandy. Wyjeżdżałam na ostatnią prostą. Już tylko kilkanaście metrów… i właśnie wtedy potknęłam się. Upadłam! Wytraciłam cały pęd, szorując ciałem po lodzie. Koniec! Nie będzie złotego medalu, nie będzie żadnego innego medalu! Co gorzej, nie będzie chyba nigdy w życiu takiej szansy po raz drugi! (…) Nigdy nie wierzyłam w pecha… Do dziś uważam, że doskonała forma zapewnia sukces, że i z pechem można wygrać. Ale przecież owa fatalna grudka śniegu, która odprysnęła od bandy i wtopiła się w taflę lodową w tym, nie w innym miejscu toru, była dobitnym dowodem niefortunnego zbiegu okoliczności, o który mogą się rozbić wszelkie wyliczenia… Mój złoty medal leżał na tacy. Ale wręczony został komu innemu.” Tak o swoim biegu po złoty medal, którego nie zdobyła Elwira Seroczyńska na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley 1960 opowiada sama autorka sukcesu i własnego nieszczęścia. Sukcesu ponieważ na tych Igrzyskach Olimpijskich zdobyła srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w biegu na 1500 m; nieszczęścia gdyż w biegu po złoto przewróciła się i tego medalu już nigdy w swojej karierze  nie zdobyła. W poniedziałek  1 grudnia 2014 r odbyło się w Muzeum Sportu i Turystyki, mieszczącym się  w  Centrum Olimpijskim spotkanie zacnego grona polskich łyżwiarzy szybkich, na którym wspominano legendę polskiego łyżwiarstwa szybkiego Elwirę Seroczyńską.  W spotkaniu wzięli udział:

Zakopane tor lodowy 1963 r Helena Pilejczyk przed startem na 1000 m fot. Jan Rozmarynowski

Zakopane tor lodowy 1963 r Helena Pilejczyk przed startem na 1000 m fot. Jan Rozmarynowski

Helena Pilejczyk brązowa medalistka IO 1960 r w Squaw Valley, Dariusz Seroczyński  syn Elwiry, Irena Szewińska wice prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego -członek MKOL,  Tomasz Jagodziński Dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie,  Kazimierz Kowalczyk Prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego,  prof. Wojciech Zabłocki,  Kajetan Hądzelek Prezes Fundacji Centrum Edukacji Olimpijskiej , Andrzej Szalewicz prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego w latach 1991-1997, Urszula Jankowska z  Ministerstwa  Sportu i Turystyki, Iwona Grys była pani Dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki, członkowie klubów sportowych przyjaciele Elwiry: Wanda Gąsiewska, zawodnicy klubu  sportowego   „Sarmata” Warszawa – rodzimego klubu Elwiry z Ewą Mokrzycką na czele a także byli wspaniali zawodnicy klubu Stal Elbląg oraz koleżanki i koledzy Elwiry z którymi współpracowała podczas swojej kariery zawodniczej a później trenerskiej. Spotkanie w Centrum odbyło się w samo południe , poświęcone było wspomnieniom legendy polskiego łyżwiarstwa, która odeszła od nas w roku 2004, nagle, bez choroby, bez jakichkolwiek oznak, że coś może być z jej zdrowiem nie tak. Wiadomość jaka nadeszła z Londynu w dzień Wigilii 2004 była szokiem dla wszystkich. Elwirka pojechała na  Święta Bożego Narodzenia do swojego syna  Darka.  Nikt nie spodziewał się, że taka wiadomość może nas ogłuszyć w Wigilię. Rozległy zawał, koniec marzeń o ….. wszystkim. Elwira Seroczyńska w moim życiu zajmowała poczesne miejsce. Poznałyśmy się w roku 1965 a może 1966, zaś od 1967 wspólnie studiowałyśmy w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Nasz rocznik był szczególny, gdyż  wielu studentów było  znakomitymi  sportowcami : Elwira Seroczyńska,  Hubert Wagner, Jerzy Kulej, Norbert Ozimek. Miałam niewątpliwy zaszczyt być przyjaciółką Elwiry przez wiele lat. Studia były dla nas czasem szczególnym, gdyż Elwira pracowała już wtedy jako trener żeńskiej kadry narodowej w  Polskim Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, ale zanim do tego doszła była wspaniałą zawodniczką łyżwiarstwa szybkiego, panczenistką.  W związku z wyjazdami na zgrupowania oraz na zawody w kraju i za granicą Elwira musiała zdawać egzaminy i kolokwia w terminie zerowym. Bardzo mi to odpowiadało, więc postanowiłyśmy uczyć się razem od pierwszego roku studiów. Spędzałyśmy wieczory  albo u niej albo u mnie w domu.

Rok 1988 MP w łyżwiarstwie szybkim biegną Erwina Ryś Ferens i Zofia Tokarczyk

Rok 1988 MP w łyżwiarstwie szybkim biegną Erwina Ryś Ferens i Zofia Tokarczyk

Wtedy  byłam już młodą mężatką i matką kilkutygodniowej córci. U Elwiry w domu był jej syn Darek, który był wielce zainteresowany naszą nauką  szczególnie cieszył się na anatomię, którą głośno powtarzałyśmy, budowę mięśni, kości i stawów.  Korzystałyśmy z wielkiego atlasu anatomicznego Silnikowa.  Pokazywałyśmy sobie przebieg mięśni, przyczepy a także powtarzałyśmy nazwy po łacinie. Któregoś wieczoru powtarzałyśmy materiał z zakresu układu mięśniowego tułowia. Polskie nazwy mięśni nie sprawiały nam kłopotu, jednak łacińskie były dość trudne. Pytałyśmy się nawzajem, w tym i o  mięsień piersiowy większy, i jego nazwę łacińską . Zapadła cisza i wtedy  Daruś z drugiego pokoju  głośno powiedział: pectoralis major! I tak już na zawsze został naszym Pectoralis Major aż do dzisiaj. Cofnijmy się kilkanaście lat wstecz.  W roku 1947  Elwira wraz z rodzicami  ( Ojcem był Stanisław Potapowicz matka Helena z domu Monkiewicz) przyjechała z Wilna do Elbląga,. Jeszcze w Elblągu w roku 1950, chcąc zobaczyć  Tatry  zdecydowała się na organizowany przez klub Stal  Elbląg wyjazd na świąteczny obóz sportowy do Zakopanego. Ówczesny jej trener w tańcu (niestety nie pamiętam z jakiej okazji odbywała się potańcówka i gdzie, zaproponował jej wyjazd  na zgrupowanie  do Zakopanego, a ona  chcąc zobaczyć Tatry zdecydowała się na ten wyjazd. Wtedy zaopiekował się nią znakomity trener Kazimierz Kalbarczyk,(następnie Kazimierz Kowalczyk) , u którego rozpoczęła treningi łyżwiarskie. Już rok  później  wystartowała w Mistrzostwach Polski  i zdobyła swoje pierwsze medale złoty i srebrny.  Jej główna

Warszawa tor lodowy 1988 r Mistrzostwa Polski start do biegu

Warszawa tor lodowy 1988 r Mistrzostwa Polski start do biegu

rywalką w „Stali” Elbląg  była znakomita  Helena Majcherówna . Elwirka z wykształcenia była technikiem ekonomistą, absolwentką Państwowego Liceum Administracyjno-Gospodarczego  (1951) W Elblągu. W roku 1953 przeprowadziła się do Warszawy a w 1955 r. wyszła za mąż za łyżwiarza  Jacka Seroczyńskiego. Ich syn Dariusz urodził się  w 1958. Do sportu powróciła bardzo szybko. Dotychczasowa trema, nieśmiałość po macierzyństwie  zamieniła się w odwagę i żądzę wyników i medali. To była już inna kobieta, świadoma swoich możliwości i sił. Tytan pracy! Zbliżały się Igrzyska Olimpijskie roku 1960 – Squaw Valley. Wyjazd dziewczyn, panczenistek wcale nie był taki pewny.  „Wytyczne władz” mówiły, że od wyników Mistrzostw Świata 1960 r zależeć będzie wyjazd dziewczyn na Igrzyska Olimpijskie. Początkowo krajowi działacze nie chcieli dopuścić do wyjazdu reprezentantek Polski, uważając to za stratę pieniędzy przy jednoczesnej niemożności nawiązania walki z czołówką światową. Przekonały ich dopiero  wyniki uzyskane w zawodach, kiedy  Helenka Pilejczykowa,  zrobiła furorę na  Mistrzostwach Świata w Ostersund  1960 -zdobyła srebrny medal. Helena Pilejczyk. Znakomita zawodniczka, wielka rywalka Elwiry przez ponad pięćdziesiąt dwa lata. Lusia wspomina tamten czas:” W roku 1952 wyjechałam na moje pierwsze  zgrupowanie i tam poznałam Elwirę, i przez pięćdziesiąt dwa  lata byłam skazana na nią a ona na mnie we wszystkich startach w

trener kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim Elwira Seroczyńska wraz z zawodniczkami

trener kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim Elwira Seroczyńska wraz z zawodniczkami

zawodach w Polsce i na świecie. Rywalizowałyśmy ostro. Podpatrywałam jej treningi, naśladowałam. Elwira była już znaną zawodniczką a ja chciałam też zdobywać tytuły  mistrzowskie. Pamiętam jedno z naszych zgrupowań w Zakopanem  gdy dziewczyny mieszkały w jednym pokoju a wszyscy chłopcy w drugim, problem polegał na tym, że pokój chłopców był „przechodnim”, przez ten pokój musiałyśmy  przechodzić  do naszego. Takie były czasy, trudne a o komforcie nie było mowy. Ja byłam osobą zamkniętą, nieśmiałą,  skupioną na treningu. Elwira była uśmiechnięta i otwarta.  Dziewczyny postanowiły zrobić mi psikusa, i gdy ja po ciemku zakręciłam sobie papiloty na włosach zapaliły światło i zawołały chłopców. Najadłam się wstydu co niemiara. Ot młodość i figle były również naszym udziałem. Gdy już doszłam do poziomu sportowego Elwiry zorganizowałyśmy sobie wieczór szczerości. Była to znakomita rozmowa na temat naszej pracy, startów, rywalizacji. Mogę powiedzieć, że  w ten sposób zaczęła się nasz przyjaźń, która pogłębiła się pod koniec kariery.” Sukces na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley srebrny medal Elwiry, brązowy medal Helenki odbiły się echem w Polsce i w USA. Tak wspomina ten dzień Helena Pilejczykowa :

Elwira Seroczyńska

Elwira Seroczyńska

„…Wiedziałam, że jestem w wielkiej formie, po wyniku Elwiry widać było, ze po prostu jesteśmy świetnie przygotowane przez trenera właśnie na ten najważniejszy w całej karierze start. Ruszyłam do sprintu. Przez półtora okrążenia jechałyśmy idealnie równo, ruch w ruch, krok w krok. Na kolejnym wirażu objęłam prowadzenie. Ale Skoblikowa jakby włączyła dodatkowe zasilanie i zaczęła oddalać się, pięć, dziesięć, piętnaście metrów. Zebrałam wszystkie siły i przyspieszyłam. Byłam znów coraz bliżej. Niestety meta znajdowała się już za blisko. Kiedy podano nasze czasy krzyknęłam z radości. Lidia (Skoblikowa) ustanowiła nowy rekord świata, ale ja, mając tak świetna partnerkę

IO Squaw Valley 1960 złoty medal L. Skoblikowa, srebrny Elwira Seroczyńska brązowy Helena Pilejczyk

IO Squaw Valley 1960 złoty medal L. Skoblikowa, srebrny Elwira Seroczyńska brązowy Helena Pilejczyk

uzyskałam trzeci czas! Jestem trzecia! Mam medal! Rzuciłyśmy się z Elwirą sobie w objęcia. Ona ma srebro, a ja brąz! Cóż za cudowny dzień!…” Do Squaw Valley  Przyjechało wielu kibiców Polonii Amerykańskiej. Podczas ceremonii dekoracji przedarli się przez ochronę aby naszym zawodniczkom zgotować królewskie podziękowanie. Obie dziewczyny latały w powietrzu podrzucane przez swoich kibiców. CDN.

zdjęcia z Internetu moje własne oraz wykonane przez Janka Rozmarynowskiego

dżem z dyni z dodatkiem jabłek, pomarańczy, świeżego imbiru goździków i cynamonu

dżem z dyni z dodatkiem jabłek, pomarańczy, świeżego imbiru goździków i cynamonu

Zakupione w październiku dynie trzymają się dobrze. Leżą sobie na tarasie opatulone w poduszki i koce. Przetrwały mróz, który jakoś obszedł się z nimi łagodnie.

Postanowiłam część dyń przerobić na dżem. W Internecie jest wiele przepisów na dżemy z dyni. Ja jak zwykle zrobiłam dżem po „swojemu”, doskonaląc jego smak poprzez dodanie pomarańczy, jabłek, goździków, laski cynamonu, imbiru i soku z cytryn. Uzyskałam smak o jaki mi chodziło, nie za słodki, jednak nie kwaśny, z nutą korzenną na końcu języka. I co najważniejsze po zjedzeniu tego dżemu nie mam żadnych niemiłych objawów żołądkowych (zgaga itp.). Używam go do naleśników, do białego sera, do ciasta. Jest po prostu uniwersalny. No i co najważniejsze niezbyt pracochłonny. Dynie jeszcze można kupić szczególnie na bazarach i w sklepach typu „warzywniak”. Zapraszam, jest jeszcze czas na własnoręczne przygotowanie  dżemu dyniowego , który może być wspaniałym prezentem pod choinkę.  Oto przepis:

Składniki

Dynia, w moich zbiorach była dynia  z gatunku Samson, którą pokroiłam na cztery części, na mniejsze kawałki i obierałam te kawałki bardzo ostrym nożem. Obraną dynię zważyłam aby wiedzieć jakie proporcje zachować dodając cukier puder 0, 5 kg  (szybciej się rozpuszcza), wodę ,laskę cynamonu, 4 goździki, około 2 kg jabłek, 2,5 kg obranych i pozbawionych białej otoczki pomarańczy,  4 opakowania galaretki pomarańczowej .W Lidlu kupiłam hiszpańskie pomarańcze, duże bomby, bardzo soczyste. Z pozyskanych wiadomości od Joli wiem, że tak samo pyszne pomarańcze hiszpańskie były w Biedronce.

gorący dżem w słoikach przykrytych ściereczkami

gorący dżem w słoikach przykrytych ściereczkami

Wykonanie

Do przygotowania dżemu używałam dwa garnki z grubym dnem.  Do każdego wrzuciłam tę samą ilość produktów: 1,5 kg dyni, 1 kg obranych i pokrojonych jabłek, po 1,2 kg pomarańczy, 1 laskę cynamonu, 4 goździki, po trzy centymetry świeżego obranego i pokrojonego imbiru oraz 0,250g cukru pudru, dodałam szklankę przegotowanej wody. Garnki ustawiłam na płytce, przykryłam pokrywkami i zaczęłam dusić, początkowo na większym a później na małym ogniu. Gdy dynia i jabłka rozpadły się i były miękkie (trwało to około półtorej godziny) całość zmiksowałam ręcznym mikserem i znowu dusiłam aby dżem był pozbawiony wszelkich bakterii. Zmniejszyłam ogień do minimum dodałam sok z 4 cytryn po dwie na każdy garnek oraz po dwie galaretki pomarańczowe.

Przygotowując dżem wstawiłam słoiki  i zakrętki  do zmywarki i umyłam je używając programu 60 stopni, tak by były czyste i gorące.

Gorący dżem wkładałam do gorących słoików, zakręcałam ustawiając słoiki  „ do góry dnem” na deseczce przykrytej ściereczką. Na koniec wszystkie przygotowane słoiki okryłam ciepłym kocykiem i ścierką, pozostawiają  do następnego ranka.

Dżem jest bardzo smaczny, testowałam go na ślubnym, który nie bardzo wiedział z  jakich produktów zrobiłam ten przysmak. Teraz pozostaje  tylko wyszukać  kolorowe płótno, pociąć, owinąć zakrętki, zawiązać wstążeczki i w ten sposób przygotowany przysmak  może być pięknym prezentem świątecznym. Polecam! Smacznego!

Wasza Jadwiga

 

 

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.