Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca kwiecień 2013

Polesia czar

Wspomnienia gawędy opowieści

A na dobry początek piosenka Polesia czar w wykonaniu Krzysztofa Cwynara

http://www.youtube.com/watch?v=Pitmt_XrgX0

Otrzymałam ostatnio książeczkę, piękną i miłą memu sercu. Autorem jest Zbigniew Adrjański. Książkę wydał „Marpress” Gdańsk 2013. Pan Zbigniew Adrjański  jest Poleszukiem z dziada, pradziada i o swoim Polesiu pięknie opowiada.  Wydaje mi się zresztą, że cała Rodzina Państwa Adrjańskich posiadła ten dar, przekazany w genach z ojca na syna. Zresztą, co ja będę sama pisała o tej wspaniałej Rodzinie, oddam głos autorowi, który w Prologu opisuje dom rodzinny na Polesiu tymi słowami:

„… Mój dom rodzinny na Polesiu pełen był zawsze niezwykłych opowieści. Celowała w nich moja babcia, Stefania, która zatrudniała się, jako administratorka mająteczków szlacheckich w mohylowskiej guberni i od służby dworskiej słyszała mnóstwo dziwnych, niesamowitych legend, baśni oraz opowieści. Babcia moja, zwykle zapracowana, nie lubiła „strzępić języka po próżnicy”. Zabierała głos rzadko (chyba, ze były to rozmowy z wnukami), ale jak coś już opowiedziała, pamiętaliśmy o tym długo.

Wspaniałe były,na przykład opowieści mojej babci, jak bolszewicy uciekali przed duchem Jerzego Łaszkiewicza, naszego dalekiego kuzyna, którego zastrzelili we dworze w Rohaczewie (Łaszkiewicza- a nie ducha!), i jak później straszył on w swoim domu. Albo jak pani Sołtanowa, przyjaciółka babci, rozmawiała codziennie z duchami swoich synów, którzy zginęli walcząc w korpusie polskim gen. Dowbora Muśnickiego. I jak duchy dzielnych chłopaków „od Dowbora” naprawiały starej matce dach… jesienną nocą, kiedy ten zaciekał od deszczu.

Wspaniały talent gawędziarski odziedziczył po babci mój ojciec, który był inspektorem dróg wodnych na dawnych Kresach Wschodnich, wiele jeździł, podróżował i widział różne dziwne rzeczy. Ojciec mój interesował się „psychotroniką”, która wtedy zresztą nazywała się „jeszcze inaczej”- parapsychologią albo metapsychiką. Pasjonowały go eksperymenty hipnotyczne Ben-Alego, który przyjeżdżał na występy do Wilna, spotkania ze słynnym Ossowieckim, który z marszałkiem Piłsudskim kontaktował się telepatycznie i odczytywał na odległość figury talii pasjansa Marszałka.

I jeszcze Polesia czar w wykonaniu Chóru Dana

http://www.youtube.com/watch?v=icHXWGKi1R4

Prawdę jednak mówiąc, mój papa był trochę jednak przechera i kpiarz. Zaczynał wiele z tych tematów, modnych wówczas wśród naszych znajomych i kresowych bywalców saloniku mojej mamy, aby zaciekawić i za chwilę ten temat porzucić na rzecz całkiem przyziemnych relacji znad Bugu, Prypeci i Niemna- skąd właśnie wrócił z ostatniej inspekcji.

    – Pan Stanisław! Aaa… pan Stanisław – wołał tubalnym głosem doktor Chołodkowski, znany w Brześciu rentgenolog i mąż naszej kuzynki Wikci. Nie uciekaj od tematu!- Mów, znaczy się konkretnie:, kto strzelał z tej harmaty na bolszewickiej granicy? Duch czy twój Bieliński?

      W sukurs mojemu tacie przychodził kapitan Wasilewski, artylerzysta z Twierdzy Brzeskiej i jej późniejszy obrońca, zamordowany jeszcze później przez sowietów w Katyniu. – Każda broń, szczególnie wojskowa, ma prawo wystrzelić, nawet nieproszona, raz na pewien czas – stwierdzał autorytatywnie Wasilewski.

     – „Nu dobrze”- upierał się doktor Chołodkowski, ale pan Stanisław twierdzi, ze to duch.

     – Duchy zostawmy Bogu, podziwiając raczej sztukę narracji naszego gospodarza – łagodził ostatecznie tę dyskusję ksiądz proboszcz Łukaszewicz, który chętnie uczestniczył w towarzyskich spotkaniach. A ponadto miał duże poczucie humoru. Opowieści mojego ojca nie kończyły się na duchach. Ojciec mój był na Polesiu człowiekiem bardzo znanym i szanowanym. Był wybitnym specjalistą w zakresie dróg wodnych. Studiował zresztą na wydziale dróg wodnych w słynnej wojskowo-inżynieryjnej szkole w Petersburgu. Po ucieczce z bolszewickiej Rosji pracował w wileńskiej Dyrekcji Dróg Wodnych. A następnie w Dyrekcji Dróg Wodnych w Brześciu nad Bugiem, która obejmowała ogromny teren pięciu wschodnich województw. Łatwo zresztą powiedzieć: Polesie. Dawne Polesie to ogromna przestrzeń po obu stronach Prypeci, aż po ujście Dniepru i dalej. Geografowie obliczają to terytorium dość nieprecyzyjnie na około osiemdziesiąt tysięcy kilometrów kwadratowych. Po wojnie polsko-bolszewickiej (1920) DO Polski weszła tylko połowa tego terytorium, z plątaniną rzek, rzeczułek, jezior, rozlewisk wodnych i bagiennych terenów, które pracowicie opisywał i szkicował na swoich mapach Polesia – mój ojciec.

     Na Polesiu ojciec mój znał każdy port, przystań, śluzę, strażnicę wodną, barkę i statek. Przewędrował w swoich podróżach inspekcyjnych tysiące kilometrów rzek, jezior i rzeczułek. Znał okoliczne ziemiaństwo, szlachtę, urzędników państwowych, właścicieli statków, nadzorców wodnych…

     Są też, w tym skromnym wyborze rodzinnych tekstów – moje własne opowieści, które powstały z biegiem lat. No, cóż? Czym skorupka za młodu nasiąknie…

I jeszcze jedno wykonanie Polesia czar śpiewa pani Szaniewska

http://www.youtube.com/watch?v=aqlituAe59E

Postscriptum

     Wszystkie ilustracje, jakie zamieściłem w tej książce pochodzą z rysunków, obrazów, fotografii po moim ojcu – Stanisławie Adrjańskim oraz z przewodnika turystycznego po Polesiu dr Michała Marczaka – wydanego w Brześciu nad Bugiem (1935).

     Nazwisko moje w tej książce pisane jest według starej pisowni (sprzed tzw. reformy braci Jędrzejowiczów z roku 1936)- Adrjanski. Ale w starych dokumentach, dziadek Antoni i babcia Stefania, pisali się, jako Andryjanscy albo Andryańscy – herbu Rubiesz.

     Wzmiankę o Cudotwórcy z Pińska zamieszcza również Józef Ignacy Kraszewski we Wspomnieniach Polesia, Wołynia i Litwy. Opowieść o Batiuszce, który latał ptakiem opublikował autor w „Miesięczniku Literackim” (1976) oraz w czasopiśmie „Kamena” (1986).

     Inne moje „dziwne opowieści drukowałem w czasopiśmie: „Nie z Tej Ziemi” oraz kilku innych tygodnikach. Nie wiem zresztą, dlaczego, te opowieści określono, jako „dziwne”. Może, dlatego, że są głównie o duchach, dziwach i zjawach. Ale przecież jest to również moje osobiste wspomnienie o polesiu i Kresach Wschodnich, na których się urodziłem i gdzie upłynęły piękne, choć czasem bardzo trudne lata mojego dzieciństwa.

   A ponadto Polesie w literaturze polskiej – to od dawien dawna „kraina duchów’… 

I na zakończenie kapela Staśka Wielanka i Polesia czar

http://www.youtube.com/watch?v=ZXNdtEAGcT8

 

Tyle autor o swojej książce „Polesia czar”. A ja zachęcając serdecznie do lektury przypominam, że na łamach mojego bloga publikowałam różne opowiadania pana Zbigniewa Adrjańskiego w  dniach:

Zbigniew Adrjański 18.01.2010

O batiuszce co ptakiem latał”   25.01.2010; ,27.01.2010,;  28.01.2010, ; 30.01.2010, ;   1 i 2.02.2010, 

Jarmark Sensacji : 20.04.2010; , 21.04.2010;

Pochody donikąd 30.04.2010,            Wczasy 11.08.2010,     

 Warszawskie dzieci pójdziemy w bój (Złota Księga pieśni polskich) 31.07.2010; 

Pochody donikąd 19.11.2011;  1.05.2012 i  28.06.2012;   6.062011

Giełdy Piosenki  28.01.2011;   31.01.2011;  8.07.2012,  2.07.2012 (Giełdy piosenki w Largactilu)

 

 

Dzisiaj Poniedziałek Wielkanocny, zgodnie z tradycją dotychczas nazywany „Lanym Poniedziałkiem”. Dzisiaj zaś można byłoby go nazwać zimowym poniedziałkiem, gdyż śnieg sypnął  i okrył Warszawę pierzyną, grubą warstwą, a u nas w ogrodzie jest powyżej kolan. Moje ulubione sosny maja gałęzie smutno zwieszone z powodu ilości białego puchu, zaś ślubny sprząta z ogrodu połamane gałęzie  i powiem szczerze, że są one raczej bardzo duże.

 

Zima w tym roku postanowiła odrobić wszystkie zaległości z ubiegłych lat. Sypie śniegiem, dobrze, że nie mrozi, bo tego byłoby już za wiele

 

 

 

Choć wcale nie miałam zamiaru dzisiaj pisać pokażę wam kilka zdjęć  pod tytułem” Wielkanoc w domu i w ogrodzie”. Nie wiem czy się cieszyć czy martwić. Tulipany mają  już  dziesięć  centymetrów, hiacynty też wychyliły się z ziemi aby na koniec dostać solidną dawkę śniegu. Wszystko nam się w naturze pobełtało. Chyba popełniliśmy za dużo złych rzeczy i natura przywołuje nas do porządku. Ech życie..

Zapraszam do obejrzenia zdjęć. Pomimo śniegu, opadów i zasp życzę wszystkim świetnych humorów, dużo zdrowia, pięknego wielkanocnego poniedziałku, głowy do góry każdy dzień przybliża nas do Wiosny. Powiem szczerze, że gdybym była Wiosną (a przecież  nie jestem) też bym nie przyszła w taka zimę, po takich zaspach przeczekałabym gdzieś pod dachem a co tam! Ale aby nie kończyć tego wpisu tak zupełnie hiobowo przygotowałam na zakończenie coś słodkiego, dwa mazurki jeden pomarańczowy, drugi snickersowy, kto chce może spróbować zrobić.  Nie jestem zwolenniczką ciast i słodkości, chociaż  często podaję przepisy na ciasta i  serniki  dla łasuchów. Tym razem jednak aby nie zrobić przykrości dziewczynkom postanowiłam spróbować obu mazurków. I powiem tak: nigdy w życiu nie jadłam tak dobrych wypieków, pewnie dlatego, ze robiły je moje wnuczki, a może dlatego, że to nie ja je robiłam? Muszę stwierdzić, że były pyszne, a mazurek pomarańczowy rewelacyjny! Każda z pań potrafi zrobić kruche ciasto, np. wg przepisu w Kuchni Polskiej , natomiast dżem pomarańczowy?

Podaję przepis

składniki: 3 pomarańcze i szklanka do półtorej cukru pudru, 2 cytryny

Pomarańcze sparzyć, wytrzeć, na tarce , zetrzeć skórkę pomarańczową, odstawić. Kolejny etap to starcie do miąższu białej części pomarańczy, która wyrzucamy gdyż jest gorzka. Ścieramy na tarce całą pozostałą pomarańcz. Do garnka wkładamy utartą masę z pomarańcz oraz skórki ,  ocieramy skórki z cytryn, dodajemy sok, wsypujemy cukier puder i podgrzewamy cały czas mieszając tak aby dżem  po pierwsze  nie przypalił się, oraz aby uzyskał gęstą konsystencję. Przestygniętym dżemem smarujemy mazurek, dekorujemy i odstawiamy w chłodne miejsce. Mazurek jest pyszny, lekki smakowity i w krótkiej chwili nie zostało z niego nic a nic. Wszystkim gościom, a było nas czternaście osób  bardzo smakował. Wesołych Świąt!

Wspaniałego Śniegusa Dyngusa!

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.