Serdecznie zapraszam do oglądania i komentowania filmu z moim udziałem dostępnego na YouTube.
Pozdrawiam przedświątecznie!
Jadwiga
Serdecznie zapraszam do oglądania i komentowania filmu z moim udziałem dostępnego na YouTube.
Pozdrawiam przedświątecznie!
Jadwiga
Wigilia przed nami, różne smakołyki pojawią się na stole. Zachęcam do zrobienia zupy łososiowej, która jest świetną alternatywą dla barszczyku czerwonego i grzybowej. Przepis przywiozłam z Islandii, gdy byłam gościem Islandzkiego Związku Badmintona na zawodach -międzynarodowych mistrzostwach Islandii w Reykjaviku jako Vice Prezydent Europejskiej Unii Badmintona, a pani Prezes zaprosiła mnie na tę właśnie pyszną zupę. Przepis podaję na prośbę moich dzieci, ponieważ stwierdziły, że nie wszyscy są wielbicielami barszczyku czy też grzybowej, a taka odmiana w dzisiejszych czasach będzie nawet wskazana.
Składniki: 0,5 kg płatów łososia, 0,5 kg porów, 0,5 kg cebuli, 1,5 l wody, 2-3 kostki bulionu, 2 łyżki oliwy, 1 szklanka mleka, 1 pojemnik śmietany szefa kuchni, warzywa: 2 pietruszki, 2 marchewki, 0,5 kg ziemniaków obranych i pokrojonych w kostkę, 4 pomidory obrane ze skórki lub 1 puszka pomidorów pellati, 2 pęczki śieżego koperku.
Wykonanie: na patelni z oliwą należy zeszklić cebulę i pora, wodę gotujemy w garnku z dodatkiem warzyw, aż będą miękkie. Wrzucamy łososia ze skórą, gotujemy 5 minut. Wyjmujemy łososia na talerz, do garnka wrzucamy pory i cebulę zeszklone na patelni, dodajemy ziemniaki pokrojone w kostkę, wlewamy 1 szklankę mleka. Zagotowujemy wszystko. Do ugotowanej zupy wrzucamy połowę łososia obranego ze skóry (bardzo łatwo można ją zeskrobać widelcem, odchodzi bez problemu). Odlewamy 1/3 zupy, a pozostałą miksujemy, dodajemy resztę obranego łososia , śmietanę i pokrojony drobno koperek.
Zupa jest świetna, ma piękny kolor, a jeżeli ma byś serwowana na wielkim przyjęciu, np. chcemy zabłysnąć przyjmując przyszłych teściów, dodajemy na wierzch po kilka krewetek koktajlowych – efekt zapewniony, a my zyskamy w oczach przyszłej teściowej podziw i sympatię !
Życzę smacznego!
Oraz samych udanych i pysznych potraw świątecznych!
Wasza Jadwiga
Bułeczki Prababci Broni mają swoją historię związaną z drugą wojną światową. W czasie wojny rodzice męża Bronisław i Maria, wraz z Prababcią Bronią mieszkali w Łowiczu przy ul. Józefa Piłsudskiego 49. Bronisław (czyli zieć Babci Broni) był mierniczym przysięgłym, a od marca 1935 r. do 1945 r. prowadził własne biuro miernicze jako mierniczy przysięgły Księstwa Łowickiego. Przychodzili do niego różni klienci z różnymi sprawami. Był osoba znaną i szanowaną. W tym budynku znalazło schronienie wielu rannych partyzantów a później w 1944 r rannych u młodych walczących w Powstaniu Warszawskim, operowanych w szpitalu mieszczącym się przy tej samej ulicy. Żeby jakoś zakamuflować spore dostawy żywności Maria (zwana Marcysią), wraz ze swoja matką Bronią, otworzyły małą piekarnię, aby przetrwać ten trudny okres, uzasadnić większe dostawy żywności, i innych produktów, postanowiły wypiekać drożdżowe bułeczki. Okoliczni gospodarze przywozili do domu worki mąki i każdego ranka można było w sklepie obok domu dokonać zakupu świeżych bułek. Był to dla całej rodziny poważny zastrzyk gotówki ale też, jak się później okazało, pieczenie bułek znakomicie tłumaczyło dowóz dużej jak na tamte czasy ilości mąki i żywności, która była niezbędna do wykarmienia większej liczby ukrywanych osób.
Bułki te do dziś są tradycją rodzinną, wspomnieniem trudnych czasów, wspomnieniem dwóch wspaniałych i bardzo dzielnych kobiet: Prababci Broni i Babci Marcysi. Dla całej rodziny bułki są synonimem świąt oraz kontynuacją zwyczaju rodzinnego przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Dziś pieką je wszystkie nasze dzieci, synowe, a nawet wnuki. Bułki pieczemy dzień przed Wigilią ja, Agnieszka, Ewa i Jola. Po Wigilii każde z dzieci zabiera ze sobą koszyk świeżych bułek – nie może ich zabraknąć. W tym roku przygotowałam 5 kg mąki, aby wystarczyło dla wszystkich. W te jedne jedyne święta nie kupujemy żadnego pieczywa. Są tylko bułeczki, bułeczki Prababci Broni, ot tak po prostu. Dzisiaj gdy walczymy z convid- 19, iedzimy w domu, bo tak nakazali nasi epidemiolodzy, postanowiłam upiec bułeczki, aby rozładować napiecie, a także przypomnieć sobie trudne czasy podczas II wojny swiatowej gdy walczyliśmy o przetrwanie. Dzisiaj również walczymy o przetrwanie, unikamy kontaktów, staramy się wykonać wszystko to o czym mówi mądrzejsi od nas, unikamy wyjścia z domu, unikamy skupisk ludzki. Dlatego majac dużo czasu zrobiłam coś pożytecznego, tradycja nie ginie, musimy przetrwać a z bułeczkami Prababci Broni będzie nam o wiele sympatyczniej!
Przepis na bułeczki Prababci Broni:
1 kg mąki, 100 g drożdży, 150 g masła, 1,5 – 1,75 szklanki mleka, 3 jajka, sól i trochę cukru.
Rozrabiam drożdże w ciepłym mleku wraz ze szczyptą mąki i cukru. Odstawiam na chwilę w ciepłe miejsce aby podrosły. Rozpuszczam masło w rondelku. Łączę wszystkie produkty: mąkę, jaja, mleko z drożdżami, wyrabiam reka (może być w malakserze), na końcu wlewam przestudzone masło i łyżkę oleju z pestek winogron. Wyrabiam jeszcze około 3-5 minut. Ciasto jest lśniące i miękkie. Urywam po kawałku i formuję z ciasta bułeczki – z trzech wałeczków wyplatam warkoczyk, owijam wokół palca i zlepiam tak jak bułkę, formuję maleńkie, miniaturowe chałki uplecione z trzech wałków ciasta, formuję rogaliki, precelki, solanki. Blachy do pieczenia smaruję grubo masłem, układam bułki, rogale, precle i odstawiam na 10 min aby podrosły. Przed włożeniem do pieca wierzch smaruję rozkłóconym jajkiem i posypuję bułki, rogaliki i chałki makiem, natomiast precelki i solanki grubą solą i kminkiem. Piekę w temperaturze 220 stopni na jasnozłoty kolor – około 12-15 min każdą partię. Pycha!
Smacznego!
Wasza Jadwiga