Po opublikowaniu moich wspomnień o ul. Młynarskiej, Wolskiej, Lesznie Świerczewskiego i Solidarności napisał do mnie mój szkolny kolega Mirek. Razem chodziliśmy do Liceum przy ul. Smoczej 6. Jego list załączam w całości:
Jadziu,
Wywołany przez Ciebie na blogu temat Leszno i okolice nastroił mnie wspomnieniowo. Kiedy spytano starszą panią, co jej się podobało w komunizmie, odpowiedziała „to, że byłam młoda”. Ja też tak sobie myślę, że gdyby mnie ktoś spytał, dlaczego kocham Muranów, powiedziałbym „to dzielnica mojej młodości”. To oczywiście najprawdziwsza prawda, ale nie cała. Nie ma obowiązku miłowania dzielnicy młodości. Gdy się zastanawiam po latach, co mi tak się podobało na tym Muranowie, to odpowiedź narzuca się sama – genius loci tego miejsca, ten specyficzny klimat związany, np. z jego skalą, tam wszystko było w zasięgu ręki: szkoła, kościół, sklep, czytelnia, biblioteka, księgarnia, koledzy, podwórka, na których latem grało się w piłkę, a zimą jeździło na łyżwach. Z tą skalą Muranowa wiąże się bardzo ważny fakt, a mianowicie wysokość domów mieszkalnych, na ogół były to domy czteropiętrowe lub niewiele wyższe. Domy te miały podwórka, na których bawiły się dzieci i dokazywała młodzież. Ta skala osiedla to pierwsza refleksja kogoś, kto od czterdziestu lat mieszka w osiedlu molochu, pełnym wysokościowców, z przestrzeniami zamiast podwórek, z jakąś dziwną pustką zamiast atmosfery integrującej mieszkańców. I tu kolejna specyfika Muranowa: więzi sąsiedzkie czy szerzej, jak mówią socjologowie więzi społeczne. W tych stosunkowo niewielkich domach, piszę to z perspektywy ulicy Nowolipki, na której mieszkałem przez lat dwadzieścia, wszyscy się znali, rozmawiali ze sobą, pomagali, jak było potrzeba, a do najbliższych sąsiadów zwracało się ciociu i wujku. I znów porównanie, mieszkam w wielkim bloku od czterdziestu lat i nie mam pojęcia, kto mieszka obok. Nigdy nie byłem u nikogo „z wizytą” i nawet nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwy. Czasami się zastanawiam, odwiedzając mamę na Muranowie, czy to moje dobre samopoczucie nie wynika z układu przestrzennego, całej tej urbanistyki osiedla, które tworzy zwartą część miasta zamiast rozrzuconych, niemających niczego wspólnego bloków. Czy to nie zwarte kwartały dzielnic stanowią ten urok Odessy, Lwowa, Krakowa, Pragi, Wiednia, Budapesztu, Lubliany? Chociaż ten cały komunizm nie był specjalnie ludzki, szczególnie dla tych, którzy nie wykazywali dość entuzjazmu, to Muranów był, jak mi się wydaje skrojony „na ludzką skalę”. Zresztą to socrealistyczne budownictwo ma swoją estetykę i było kiedyś symbolem przyzwoicie wykonanej pracy, co i dziś widać na wyremontowanym MDM-ie. Byłem niedawno w Nowej Hucie i mogłem podziwiać zwartość i logikę przestrzenną tej dzielnicy – robi wrażenie. Zresztą cały rozmach tego budownictwa i organizację przestrzeni najlepiej widać w Mińsku Białoruskim. Wracając do mojego Muranowa sprzed lat, to moją najbliższą przestrzeń tworzyły ulice Nowolipki, Nowolipie, Smocza, Dzielna, Żelazna, Świerczewskiego. Na Nowolipkach mieszkałem przy kościele św. Augustyna pod numerem dwudziestym drugim. Najbardziej utkwił mi w pamięci tzw. „cud na Nowolipkach”. Któregoś wieczoru sąsiadka, czyli ciocia, przyniosła sensacyjną wiadomość, że wieża kościoła się świeci i widać Matkę Boską. Rzuciliśmy się na balkon, rzeczywiście wieża się świeciła, a przy odrobinie wyobraźni można było dostrzec nawet i Matkę Boską. Wkrótce wieść o cudzie obiegła Warszawę, a potem i całą Polskę, i zaczęły się pielgrzymki, modły, śpiewy. W pewnym momencie przestało to być zabawne, gdyż tłumy blokowały wieczorem dostęp do domu. Po jakimś czasie tzw. milicja obywatelska próbowała jakoś to opanować, zamknęli ulicę, pamiętam, że ciągle musiałem pokazywać legitymację szkolną, żeby dostać się do domu. Podobno skorzystali na cudzie kieszonkowcy, a jakiś pijak mamrotał „nie ma cudów, to musi być cud”. Po jakimś czasie więżę pomalowano czarną farbą i cud się zakończył ku zmartwieniu kieszonkowców i uldze mieszkańców. Przed wojną Nowolipki rozsławiła Pola Gojawiczyńska, swoją książką „Dziewczęta z Nowolipek” po wojnie cud. Teren wokół kościoła był dobrym miejscem zabaw, jak również idealnym miejscem do strzelania z klucza. Na Nowolipie biegałem przez rok do drugiej klasy podstawówki, gdyż nasza szkoła, późniejszy nasz Traugutt, była jeszcze w budowie i do nowej szkoły na Smoczą poszedłem do trzeciej klasy podstawówki i „wyszedłem” po maturze. Kierownikiem szkoły na Nowolipiu był pan Sergiusz Miecielica, który potem uczył jęz. rosyjskiego na Smoczej. Miejscem, które często odwiedzałem była księgarnia na rogu wtedy Marchlewskiego i Świerczewskiego, była duża, dobrze zaopatrzona i kupowałem tam również książki naukowe. Kupiłem tam kiedyś dla tzw. jaj kilkanaście tomów dzieł Stalina, bodaj po złotówce za tom. Dziś to ozdoba kolekcji kiczu razem z Czapajewem i Rasskazami o Leninie. Zresztą „klasycy” byli w tamtych czasach w obfitości w każdej księgarni. Kolejne „kultowe” miejsce to biblioteka i czytelnia na rogu Świerczewskiego i Żelaznej. Od Nowolipia schodziło się schodami z kwadratową fontanną i czterema żabkami na każdym rogu fontanny. Dwie z tych Żabek są w minimarkecie na miejscu fontanny, co z pozostałymi dwoma – nie wiadomo. Kończę, bo można by tak pisać i pisać. Chyba jest racja w stwierdzeniu, że stara miłość nie rdzewieje. Moja miłość do Muranowa trwa.
Pozdrowienia
Mirek”
PS. Podobno jest jakieś Towarzystwo Miłośników Muranowa założone przez rodowitą krakowiankę.
Co więcej można dowiedzieć się o ulicy Nowolipki? Powstała ona w roku, 1624 jako droga biegnąca od ulicy Nalewek –obecnie Bohaterów Getta, na gruntach posiadłości brygidek zwanych wówczas Nowe Lipie. Ponieważ powstała, jako droga narolna, była słabo zabudowana, a jeżeli to domy były drewniane, zaś otaczały je ogrody i nieoficjalnie nazywano ją Ogrodniki. Nazwa Nowolipki została oficjalnie zatwierdzona w roku 1770, wtedy Nowolipki zostały uregulowane i przedłużono je aż do ul. Wolność. W roku 1770 u zbiegu ulic znajdował się magazyn karowy, czyli remiza wozów wywożących nieczystości projektu St. Zawadzkiego lub Jakuba Fontany. Na ul. Nowolipie 7 pobudowany pałac Konstancji Hilzenowej – żony wojewody mińskiego Jana Augustyna Hylzena, a po roku 1784 wzniesiono też pałacyk Jana Poltza- późniejszym właścicielem został Stanisław Sołtyk. W okresie Królestwa Kongresowego początkowy odcinek ul. Nowolipie uzyskał reprezentacyjny charakter późno klasycystyczny, magazyn karowy przebudowano na koszary Gwardii Artylerii Konnej, a po roku 1795 pałac Hilzenów przeszedł na własność ministra spraw wewnętrznych Księstwa Warszawskiego Tadeusza Mostowskiego. Rok 1824 to kolejna przebudowa Pałacu Mostowskiego przez Antonio Corazziego (posiada on w Warszawie swoją ulicę, która mieści się na tyłach srebrnego wieżowca łącząc go z ul. Bielańską).Pałac Mostowskiego został przebudowany na siedzibę Komisji Spraw Wewnętrznych i Duchowych. W roku 1835 na terenie dawnego magazynu karowego i koszar Gwardii Artylerii Konnej znajdował się IV Oddział Straży Ogniowej. W roku 1840-43 pod numerem 11/15 powstał gmach II Gimnazjum Miejskiego mieszczący też Instytut Szlachecki (przeniesiony później na ul. Wiejską). Pałacyk Sołtyka mieścił w tym czasie Dyrekcję Ubezpieczeń i Oszczędności, później mieścił się tam meczet (po roku 1860), a w 1868 r wydawnictwo i drukarnię Józefa Ungra z redakcjami takich tytułów jak Tygodnik Ilustrowany i Wędrowiec. O ile o Wędrowcu nie znalazłam jeszcze fascynujących informacji, to Tygodnik Ilustrowany jest ze wszech miar wart opisania, gdyż publikowali w nim swoja twórczość tacy autorzy jak: Henryk Sienkiewicz, Maria Konopnicka, Władysław Reymont, że wymienię tylko tych najsławniejszych, zaś redaktorem naczelnym był Wojciech Grochowski, późniejszy założyciel pierwszego w Warszawie Technikum – Kolejowego mającego swoją siedzibę w tym samym miejscu do dnia dzisiejszego (najpierw ul. Very Kostrzewy, obecnie Bohaterów Warszawy). Wojciechowi Grochowskiemu z racji Jego zasług dla Warszawy należy się oddzielny wpis, który zostanie przeze mnie przygotowany po zebraniu większej ilości materiałów.
W 1860 r pojawiły się na ul. Nowolipki latarnie gazowe, zaś w 1863 roku przedłużono ul. Karmelicką do ul. Nowolipki. W latach późniejszych powstało wiele kamienic, ale miały one przeznaczenie raczej spekulacyjne a wygląd tandetny. Domy stawiane przy ul. Nowolipki miały wygląd lepszy, ale mieszkania za fasadami tych domów były w dalszym ciągu ciasne i małe zasiedlone głównie przez uboga ludność żydowską. Dopiero na przełomie wieków XIX i XX zaczęto budować kamienice w stylu neogotyckim, które wybijały się swoja urodą ponad przeciętność. I tak u zbiegu ul. Smoczej 51 powstała taka kamienica dla Eugeniusza Torzewskiego z fasadą z czerwonej cegły z narożną wieżyczką nakryta hełmem. Podobne kamienice mieściły się pod numerami 41 i 43, które oprócz ornamentyki późnobarokowej posiadały znaczne partie obłożone licową cegłą, w kolorach białym i żółtym.
Tyle dzisiaj o ul. Nowolipki, o kościele Św. Augustyna i cudach na Nowolipkach napiszę w kolejnym poście.
Życzę wszystkim dobrego kolejnego wakacyjnego tygodnia ze znacznie lepszą pogodą
Wasza Jadwiga
24 lipca 2011 - 15:45
Dodam, że mówiono pałac Mostowskich, a pierwsze domy zbudowane na powojennym Muranowie stoją dużo wyżej od poziomu ulicy Leszno, bo budowano je na niewywiezionych gruzach getta. Jeszcze jedno zdanie. Specjanie przyszedłem oglądać „przewożenie” kościoła przy poszerzaniu ulicy Leszno.
LW
24 lipca 2011 - 16:33
Jadziu, ja Warszawę znam z wycieczek szkolnych, z wędrówek w czasie róznych szkoleń, zjazdów, dlatego z przyjemnością czytam Twoje wspomnienia, jest to swoista lekcja historii.
Myślę, że obojętnei skąd kto pochodzi, każdy ma swój „Muranów” z okresu młodości i często wraca we wpsomniach do niego. Pozdrawiam i dziękuję.
24 lipca 2011 - 17:49
JanToni,
tak, masz rację, dzisiaj zrobiłam duzo zdjęć, i pokażę je w następnym wpisie o kościele św. Augusta.
Dziękuję serdecznie a czytałeś moje poprzednie wpisy o Lesznie Młynarskiej, Swierczewskiego, Solidarności?
Polecam
j
24 lipca 2011 - 17:50
Azalio,
oczywiście, że okres młodości pozostawia nam swoisty genius loci o czym napisał Mirek i każdy ma to swoje miejsce, niekoniecznie Muranowem zwane, pozdrawiam serdecznie
j
24 lipca 2011 - 18:55
Pamiętam Muranów jeszcze ciut starszy. Mieszkałem przez pewien czas w szkole przy Stawkach. Ciocia Apolonia ( Pola) była dyrektorką- chyba Liceum dla Wychowawczyń Przedszkoli. Wcześniej dyrektorowała na Górnośląskiej, Skaryszewskiej. Pedagog zasłużony. Już przed wojną przelożona pensji panny Gepnerówny-Moniuszki 9, gdzie historyczna „Adria” ( komu przeszkadzała, ze ponoć zlikwidowana?). Na Stawkach ostało się kilka całych budynków. Wokół morze gruzów- kilometry kwadratowe. Gdy „wrócił” tramwaj wydało się, że to już pępek świata, dopiero po latach jednak pojawiła się prawdziwa dzielnica. Szkoła, w której mieszkaliśmy stała się- i chyba jest po dziś- obiektem UW. Kto jeszcze pamięta ów świat w gruzach wojny i dwóch powstań? To też Muranów, tyle że czasu pozaprzeszlego. Pozdrawiam.
24 lipca 2011 - 19:19
Andrzeju,
po tym Muranowie ja latałam po gruzach, w chowanego się bawiliśmy w jakieś doły wykopane wpadaliśmy, ale ja tak na prawdę pamiętam morze bezkresne morze po horyzont gruzu, wszędzie był gruz, przed nami,w stronę Żoliborza, gruz, gruz, gruz, a może mi się wydaje? jedynie wieża kościoła św.Augusta była widoczna…
pozdrawiam
j
24 lipca 2011 - 19:28
takie nocie z przyjemnością się czyta. jakbym czytła dobra historyczna książkę. Pozdrawiam.
24 lipca 2011 - 19:35
Moniko,
bardzo ale to bardzo dziękuję, takie komentarze dodają mi skrzydeł i chce mi się szperać w różnych zakamarkach w bibliotekach, w moich warsawianach aby znaleźć to co zaciekawi innych, moich ukochanych czytaczy, dziękuję, pozdrawiam
j
24 lipca 2011 - 21:28
Dobry wieczór, pani Jadwigo,
od dłuższego czasu zaglądam na Pani blog – tyle tutaj ciepła i wartościowych informacji. Wspomnieniami o Woli podbiła Pani moje serce – bo to także moja dzielnica od kilkudziesięciu lat. Dzięki tym wpisom w ostatnich dniach jadąc do pracy przyglądam się baczniej mijanym budynkom odtwarzając w pamięci to, co Pani o nich napisała. DZiękuję i proszę o jeszcze 🙂
Dorota
25 lipca 2011 - 7:43
Dzień dobry Pani Doroto,
Bardzo sie cieszę, że moje wspomnienia i opisy bliski mi dzielnic Warszawy są Pani również bliskie. Nie bardzo zwracamy uwagę na to co mijamy jakie budynki, co w nich ładnego a co nam sie zdecydowanie nie podoba. Myślami jesteśmy gdzieś zapędzeni, zamyśleni, życie nas goni a czasami i problemy, ale… trzeba rozejrzeć sie wokół nas tyle rzeczy do poznania, odgrywały one różne role w poszczególnych latach i maja w sobie tę jedyną historię, ważną dla nas bo z nami związaną. Staram się przywołać ją bo jest z nami od tylu lat a nikt jej nam nie pokazał w taki sposób bardzo związany z dzieckiem, dorastajaca panną czy też uczniem szkolnym, a teraz już babcią, pozdrawiam serdecznie i zapraszam, w najbliższym czasie będzie jeszcze o Muranowie, Mirowie i o Sródmieściu,
j
25 lipca 2011 - 9:56
Witam Panią.
Muranów kojarzy mi się z takim socrealistycznym filmem,pokolorowanym potem(nie pamiętam tytułu).Jest taka scena,w której Pani Barbara Rachwalska gra murarkę i umawia się z mężczyzną stojącym na dole.Jest uśmiechnięta od ucha,w dłoni trzyma kielnię i z takiego właśnie budynku flirtuje z nim.
Teraz,po Pani wpisie,zmienił się mój ogląd rzeczywistości i spojrzenie na tę dzielnicę.
Ja obchodzę imieniny,urodziny,a kiedyś Dzień Dziecka 1 czerwca.
Pozdrawiam Panią,Pani Jadwigo Serdecznie.Jakub
25 lipca 2011 - 14:00
Dziękuję Jadwigo:) Dzięki Tobie poznaję pomału Warszawę. Byłam w tym mieście raptem trzy razy. Tego pierwszego nie liczę, bo była to jakaś wycieczka szkolna na początku lat 60-tych i niewiele pamiętam. Ostatniego Sylwestra i Nowy Rok spędziłam właśnie w Warszawie. Wyniosłam z tego miasta wspaniałe wspomnienia:)
Pozdrawiam serdecznie:)
25 lipca 2011 - 18:24
Panie Jakubie,
pamiętam film ale nie pamiętam tytułu,
Muranów zbudowano na gruzach Getta, dlatego wszystkie budynki są tylko czteropiętrowe i na nie wywiezionych gruzach pobudowane, nie było gdzie wywieźć gruzów Getta, nie było miejsca, a teren Muranowa jest spory a teren Getta to około 6,4 km kwadratowego.
j
25 lipca 2011 - 18:26
Krysiu,
Warszawa ostatnio bardzo sie zmieniła, i zmienia w dalszym ciągu, moge powiedzieć, ze jest tez placem budowy ale nie takiej latami tylko kilkumiesięcznymi okresami, widać dużo inwestycji wspólnych za pieniądze pozyskane z UE, ale tez ta nasza Warszawa bardzo piękna zaczyna sie robić, teraz warto ja odwiedzać, pozdrawiam
j
26 lipca 2011 - 9:15
Witam
mieszkałam w Warszawie przez bardzo krótki okres czasu i niestety nie na Muranowie. Jak przeczytałam Pani historię to aż poczułam taką chęć ponownej przeprowadzki chocby na chwil kilka do stolicy tylko po to by poznać te okolice, poczuć tą historię. Ja lubię miejsca klimatyczne, te w których czuć przeszłość, miejsca z których każdy ma szanse zatrzymać coś dla siebie ( duchowo oczywiście). Teraz wpadam do Wawy okazyjnie choc przez ostatnie dwa lata przyjeżdzałam do szkoły. Teraz syn ciągnie mnie do Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Warszawskiego, Pałacu Kultury. Dobrze, że chce poznawać historię, naukę w ten sposób.
Pozdrawiam serdecznie
26 lipca 2011 - 10:20
Czarnulo,
witaj, to fajnie, ze syn lubi poznawać, jak już napisałam Warszawa wyładniała, poprzez Centrum Kopernika, poprzez otwarcie sie na Bulwary warszawskie , piękna fontanne, budynki w centrum oraz poprzez wiele inwestycji a jeżeli do tego dodamy jeszcze Muzeum Powstania Warszawskiego, i możliwość zobaczenia panoramy Warszawy z Pałacu Kultury to frajda jest przyjazd do stolicy, jak również wizyty w wielu fajnych knajpkach z jedzeniem z całego świata, po prostu stolica!pozdrawiam i zapraszam
j
26 lipca 2011 - 11:28
Pani Jadwigo.
Warszawa jest na pewno piękna.Taką mamy Stolicę Polski.Do takiej zabudowy jesteśmy przyzwyczajeni,ludzi takich a nie innych akceptujemy.
Terrorysta norweski,gdyby tak głębiej na to spojrzeć,racje swoje miał.Może wyda się to Pani dziwne,ale ja porównując skomercializowany sport,a jednocześnie wysiłek oraz umiłowanie narodowych wartości przez kibiców zapominam o radykalizmach.Nawet jestem nieraz dumny.I ani sportowcy,działacze nie robią mi krzywdy,choć bogacą się niepomiernie.
Ale nazista,który powołuje się na wartości polskie,morduje i do tego zabiera to,co dodatkowo porusza moje serce,to kalesony podarte,czyli szmata.I nikt normalny nie powiedział,że Narodu szanować nie należy.Trzeba go w jakis sposób akceptować,tolerować i uciekać od najgorszych-zwierzęcych -instynktów.
Czy pamięta Pani,jak to w PRL-u mówiono.Warszawa,to Warszawa.Reszta to prowincja i wieśniaki.Czy to nie znajduje się na jednej płaszczyźnie?
A teraz,kiedy jesteśmy w Europie,to blogowa warszawka pani odpisze.Taka pani Bakuła,albo piosenkareczka Klich.To co,wszystko dzieje się pomiędzy?..czym?
A ja bardzo lubię Panią,Panią Beatę i Pana Andrzeja,bo mam do czynienia ze wspaniałymi ludźmi.Pozdrawiam Serdecznie.Jakub
26 lipca 2011 - 11:45
I jeszcze coś Pani dopowiem.Piszę,że w Polsce traktuje się od
ściany do ściany.Że jeżeli jakaś grupa ludzi z ogółu błąd popełnia,to nie można wszystkich jedną miarka mierzyć.Piszę,że jeżeli Europa ma korzenie chrześcijańskie,to nie obrzędy,a miłość powinna istnieć.Ale nie takie kochanie,a zwykłe pochylenie się nad człowiekiem.No i wtedy jest odpowiedź,że w sferę wiary trudno wejść.No pani Jadwigo,to jest lekceważenie materiału.Spłaszczanie.Czytanie po łebkach.Jednym słowem nonsens.Dlatego chyba przestanę,bo drażnię.Jakub
26 lipca 2011 - 15:01
Panie Jakubie,
ja myślę, że miłość taka chrześcijanska istnieje i ludzie sie nad innymi pochylają, ale wpadli też w zatracenie, w bieg a właściwie wyścig po rzeczy materialne, a to jest wyścig do nikad, bo dzisiaj to jest na topie a jutro co innego, i czy w związku z tym należy wszystko kupować i lecieć po to za każda cenę, a wtedy innych ludzi już sie nie widzi, tylko gna się do przodu na wyścigi…
j
26 lipca 2011 - 15:22
Panie Jakubie,
zamachowiec ( tak go będę nazywała) powołuje się w swoim manifescie na króla Jana III Sobieskiego, dlaczego? tylko dlatego, że pobił wojska Kara Mustafy III – czyli tureckie, czyli wojska złożone z wojowników – wyznających islam. W tym manifeście 2083 szaleniec powołuje się na książkę Gisele Littman,(urodzonej w Kairze w rodzinie żydowskiej, która wyjechała do W.Brytanii a obecnie mieszka w Szwajcarii)książkę pod tytułem Eurabia: the Euro Arab Axis – czyli Euro arabska oś. Autorka w książce opowiada o relacjach pomiędzy krajami europejskimi i islamskimi i mówi o wpływie islamu w Europie, o tym, że ten wpływ ciągle rośnie. Niektórzy Europejczycy żywią lęk przed islamem, przed kolonizacją islamską, a lęk ten może się przerodzić w przemoc. Niestety…
Należałoby sobie zatem zadać pytanie co robimy aby te wpływy nie były tak silne, czy mamy po 8 -9 dzieci jak w rodzinach o wyznaniu islamskich zamieszkałych w Europie? mamy wiele tematów do przemyślenia Panie Jakubie, bo wzrost siły islamu w Europie jest faktem, nie znaczy to, że mamy się pozabijać, ale nie wiemy jakie myśli chodziły po głowie szaleńca zamachowca, jakie chodzą po innych głowach…
j
26 lipca 2011 - 20:58
Witaj, Hedwiżko! Moja Ciocia, siostra mojej Mamy, mieszkała na Muranowie i z Jej okna była widoczna kopuła kościoła św. Augustyna. Ja nie pamiętam „cudu na Nowolipkach”, ale ponoć jako dziecię maleńkie byłam jego naocznym świadkiem. Ponoć kopuła została przemalowana na kolor zielony, mimo to, ludzie wciąż widzieli postać, dopiero po zasmołowaniu kopuły efekt zniknął. Ale to wiem jedynie z rodzinnych przekazów. Ja miałam wówczas około dwa i pół roku, trudno więc, abym pamiętała zbyt wiele. Czasami mam wrażenie, że pamiętam morze świateł i jakieś śpiewy ludzi, na które patrzyłam z okna, ale… sama nie wiem…:) Pozdrawiam serdecznie bardzo 🙂
27 lipca 2011 - 7:11
MGM, Gosiu,
Mogłaś zapamiętać pojedyńcze obrazy tłumu ludzi, bo tam były tłumy śpiewajacych a kopuła świeciła jasnością, ale zmazali to wszystko czym? mówili, że czarna farbą? i to był koniec cudów,nigdy później o tym sie nie mówiło, dlaczego? pozdrawiam
j
27 lipca 2011 - 12:46
W lubelskiej Katedrze,za Bieruta,też był cud.Matka Boska płakała.Ocierali łzy watką…No mój Boże…Niech będzie.Miłego Dnia,Pani Jadwigo.Jakub
27 lipca 2011 - 12:53
Panie Jakubie,
tego niestety nie pamiętam, ale za to piękny wpis Pan dedykował Barnabie, super, dziekuję, komentarz zostawiłam. A ta Matka Boska to chyba płakała przez Bieruta, ze był…
j
28 lipca 2011 - 13:28
Wszystkiego Dobrego,Pani Jagienko.Jakub
28 lipca 2011 - 18:38
Panie Jakubie,
dziekuję i nawzajem!
j
28 lipca 2011 - 18:43
Wieki temu byłam w Warszawie.Dziękuję za ciekawe informację:)Pozdrawiam
28 lipca 2011 - 21:44
Pani Jadwigo,
w weekend biegałem sobie po Bydgoszczy, po mieście, w którym się wychowywałem. Ileż przypadkowości nagromadziło się w kształtowaniu przestrzeni tego miasta!
Najmniej przypadkowa dzielnica?
Budowane dla wojska Osiedle Leśne. Chyba w latach pięćdziesiątych – bydgoska młodzież lekkopółśrednia niech mnie poprawia.
Pozdrawiam serdecznie
T.M.
29 lipca 2011 - 7:02
sunnivo,
wielka szkoda, zapraszam do Warszawy choćby na krótką chwilę, wtedy zobaczysz jak bardzo juz się zmieniła!
pozdrawiam
j
29 lipca 2011 - 7:04
Panie Tomku,
sądzę, ze każde miasto się zmienia, powstaja nowe dzielnice, tak jak w Warszawie powsta ł Ursynów, dzielnica, która kiedyś była nazywana sypialnia Warszawy, a teraz? jest piękna dzielnicą z wyższą uczelnią, hala sportową kinami miltiplex, silver screen, dojeżdżajacym metrem, przez to szbkim połaczeniem z centrum Warszawy, pozdrawiam serdecznie
j
29 lipca 2011 - 9:12
Witam Jadziu, gdy zaglądam tu do Ciebie i czytam o Warszawie wracają wspomienia lat młodosci w moim przypadku „Muranów” to Powiśle, ul Górnośląska i pobliski park.
29 lipca 2011 - 10:40
Dzień Dobry,Pani Jagienko.
Życzę Miłego Dnia.Jakub
29 lipca 2011 - 20:31
wierszulo,
ul. Górnośląska po d górę a w lewo do Agrykoli i tam hasałam a potem na basen na Legię, jakie miłe wspomnienia, pozdrawiam
j
29 lipca 2011 - 20:34
Panie Jakubie,
pracowity dzień dzisiaj był,trzeba było zrobić zakupy posprzatać u Taty i u mnie, ugotować obiad no i przygotować kolejny wpis,oprysk ogrodu zrobić specjalnym ekologicznym nawozem anty komarowym no i teraz czas na książkę w rękę i fotel, trzeba poczytać, pozdrawiam serdecznie, miłego weekendu mam nadzieje, że bez deszczu,
j
30 lipca 2011 - 8:24
Witam,Pani Jadwigo.
Ja życzę również miłego końca tygodnia.Ale wczoraj przyszedł do mnie zagadkowy e-mail.Przyszedł na moją pocztę,skierowany był do Małgosi razem z jej nazwiskiem,a treść była „Konfucjusz”zaś na dole „zapraszam”.Nie sprawdziłem dokładnie daty ponieważ myślałem,że to do mnie…Pomieszanie z poplątaniem.Pozdrawiam.Jakub
30 lipca 2011 - 8:28
Panie Jakubie,
do Gosi i do pana też, ode mnie kilka słów Leo tse, pozdrawiam, takie niespodzianki chyba sa miłe…
j
3 października 2014 - 2:59
Księgarnię na rogu Świerczewskiego i Marchlewskiego też świetnie pamiętam (imienia Stefana Żeromskiego), zaglądałem tam dziesiątki razy. Za 'moich czasów’ (tzn. głównie lata siedemdziesiąte) dzieł Stalina już nie było, ale owszem, widziałem na półkach pięknie oprawione dzieła Lenina, Marksa i Engelsa.
Ponieważ corocznie było wymagane dostarczenie iluś tam kilogramów makulatury do szkoły, niektórzy, zamiast tracić czas na jej zbieranie, po prostu kupowali za dosłowne grosze całe kolekcje komunistycznych myślicieli i od razu je zanosili do szkoły na makulaturę. Pewnie każdy był zadowolony-sklep, że się tego pozbył, uczeń, że spełnił obowiązek, a rząd/Partia PZPR, że ludzie jednak takie książki czytają.
Przy księgarni Żeromskego była też poczta-kilka razy do niej się udawałem w celu wykonania rozmowy międzymiastowej-czekało się nieraz godzinami, aż wreszcie panienka z okienka wołała, że już jest połączenie i podawała numer kabiny, do której należało wejść.
I jeszcze jedno-szkoda, że nie ma fontanny z 4 żabkami! Też lubiłem to miejsce…
3 października 2014 - 21:30
Jacku
tyle wspomnień z jedną ulicą związanych, a pocztę doskonale pamiętam i rozmowy międzymiastowe, międzynarodowe czekanie godzinami na połączenie, kolejki do okienek, i księgarnię Żeromskiego, gdzie dobre książki leżały w towarzystwie w jedynie słusznej literatury,
mój świat, nasz świat, nas\za młodość
j